Autor: Calina (---.lightspeed.cicril.sbcglobal.net)
Data: 2013-03-28 21:05
Salamanka, Greenball, jeżeli nie usłyszeliście co do powiedzenia ma strona oskarżana w swojej obronie i wydajecie na nią "ewidentny" wyrok, to podziwiam wasze doskonałe rozeznanie sprawy. Ciekawe byłoby zdanie męża Załamanej.
Dla mnie osobiście ważniejsze jest jednak jak najszybsze ochrzczenie dziecka, a inne rzeczy są sprawami drugorzędnymi. Gdy te sprawy drugorzędne są związane z konfliktami, to trzeba znaleźć dla nich rozwiązanie roztropne, a nie pogłębiać niezgodę. Autorka pisze już o nienawiści w rodzinie, nieistnieniu małżeństwa i jestem daleka do popierania jej w walce, która prowadzi w kierunku ruiny wszystkiego. Bo co jest w jej wypadku większym dobrem? Dzieje się u nich ewidentnie źle, w czym szczególnie dziecko ucierpi. Jeśli nie szukają zgody i kompromisu w tej formalnej sprawie, ale mówią o rozwodzie, to i rozmowy z księdzem nie pomogą, bo tu nie ma woli pojednania, brakuje życzliwej dla drugie strony komunikacji między nimi.
Dla mnie powód sprzeciwiania się "imprezowania" nie jest mądrym argumentem odwlekania Chrztu, bo wiadomo: dla wielu to okazja do biesiady i bankietów. Musi przyjąć, że nie wszyscy wokół niej są tacy wierzący i pobożni, a ona ich nie nawróci na siłę. Powinna się zastanowić, czy przybliża ich do Boga swoją postawą, czy oddala. Trudne jest, rozumiem, to: "zło, dobrem zwyciężaj". Ale czy jest lepsza broń na zło tego świata, niż modlitwa i miłość nieprzyjaciół?
A tak na marginesie: "podporzadkowanie się mężowi" w tym przypadku (a każdy jest inny, nie zapominaj Salamanko), byłoby jej kobiecą dyplomacją. I tak postawiłaby na swoim wiedząc, że kandydaci męża się nie kwalifikują, jeśli rzeczywiście są niepraktykujący i musieliby kłamać.
|
|