Autor: Gośka1981 (---.dynamic.chello.pl)
Data: 2013-05-09 01:36
Moja mama urodziła troje dzieci. Miała cukrzycę i to w czasach, kiedy leczenie cukrzycy było na takim poziomie, że aż dziw bierze, że dożyła 40-stki. Po pierwszym porodzie straciła wzrok. Miała wtedy dwadzieścia parę lat. Kiedy dziecko miało około 3 lat cywilny mąż mamy i ojciec dziecka zabrał je na wizytę i już nie oddał. Były lata 70-te, dziecko przyznano ojcu, który był zdrowy i wychowywał je razem ze swoimi rodzicami, a wychowanie polegało np na tym, że kilkuletniemu chłopcu wmówiono, że jak będzie zbyt blisko z mamą, to się zarazi i też nie będzie widział.
Później mama poznała mojego tatę, pobrali się, urodziłam się ja. Na dodatek mój tata też nie widział, stracił wzrok w wypadku, mając około 20 lat. Rodzice nigdy w życiu mnie nie zobaczyli. Namawiano mamę na aborcję, mówiono jej, że może się to dla niej źle skończyć, a już na pewno nie kazano jej zachodzić w kolejne ciąże. I tak dwoje niewidomych ludzi (na dodatek tata normalnie pracujący po dziś dzień) wychowywało dziecko. Kiedy miałam 4 lata, urodził się mój brat. Co można by pomyśleć o takiej "nieodpowiedzialnej" kobiecie? Desperatka? Wariatka? Nie myśląca o sobie? Nie zastanawiająca się jakie życie będzie miało to dziecko?
Dla mnie mama była zawsze normalną kobietą. Czasem tylko było jej słabo, więc musiała zjeść parę cukierków, czy kostek cukru, a w szufladzie w kuchni leżało metalowe pudełeczko ze szklaną strzykawką, igły i fiolki z insuliną. Poza tym świetnie gotowała, piekła pyszne ciasta, tańczyła z nami w przedpokoju "Kaczuchy", chodziła na spacery, malowała się (sama), lubiła być modnie ubrana, robiła dla nas na drutach i jeszcze ciekawostka - niewidomi rodzice nauczyli mnie przy pomocy plastikowych literek czytać, jak miałam 4 lata.
Mama zmarła w wieku 43 lat z powodu powikłań cukrzycy, pamiętam jak cierpiała, ale uważam, że jej życie było spełnione, piękne i rodząc nas na pewno podjęła najlepszą decyzję jaką mogła podjąć. Jak dla mnie - bohaterstwo.
Dziś sama mam pięcioro dzieci. Dwóch najstarszych chłopców dostało "w spadku po babci" cukrzycę. Każde dziecko przyjęliśmy, choć wielu pytało czy nie boimy się, że reszta też może zachorować. Jasne, że się boimy. Jak komuś z buzi zaleci acetonem, to czasem mierzę mu po prostu cukier. Muszę mieć rękę na pulsie.
Ja wiem, że jedną chorobę widać, innej nie widać; jedna jest dziedziczona prawie na pewno, druga może "wyskoczyć" w trzecim/ czwartym pokoleniu, albo i wcale. Decyzja jest Wasza, a decyzja o adopcji to tak samo odważna i bohaterska decyzja jak ta o własnym dziecku. Ja tam jestem "wariatką", więc zaryzykowałabym chyba ciążę.
A jeśli chodzi o miłość dziecka, to wiedz, że dziecko na pewno nie zwracałoby nawet uwagi na to, że masz troszkę inny wygląd zewnętrzny niż inni. Ono kochałoby Cię od pierwszych chwil bez względu na cokolwiek. Adoptowane także.
|
|