Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2013-05-13 09:58
Nie bardzo rozumiem o co chodzi. Mieszkali przez lata bez ślubu, czyli w grzechu. Rozumiem, i oczywiście jestem przeciw. Teraz wzięli kościelny ślub (piszesz o księdzu w Austrii: "W najbliższej okolicy nie znalazł się akurat (!) ksiądz, który udzieliłby im kościelnego ślubu, ale w Austrii to i owszem."). Czyli zakończyli z grzechem, teraz są po ślubie. Dobrze rozumiem, czy źle? I teraz, już po ślubie, chcesz im wypominać/przypominać dawne grzechy? Owszem, "grzeszących upominać", ale oni właśnie z grzechu powstali. Wyraźnie czytamy: "grzeszących upominać", a nie "grzeszących - za ich dawne grzechy - piętnować do końca życia". Tamto życie już się skończyło. Do końca życia będziesz im chciała wypominać dawne grzechy? A sama byś chciała, żeby ktoś chodził za Tobą z Twoimi wszystkimi grzechami, żebyś o nich nie zapomniała? Jesteś tą, która ma prawo rzucić kamieniem?
Ale jeszcze raz powtarzam - nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam. Jeśli dobrze, to nie widzę tu żadnego problemu. Powinnaś się cieszyć, że syn marnotrawny powrócił. Jeśli otrzymali ślub kościelny, to znaczy, że albo ktoś był wprawdzie wcześniej po rozwodzie, ale miał tylko ślub cywilny i rozwód cywilny, albo miał teoretycznie ślub kościelny, ale starał się o orzeczenie jego nieważności. Ta procedura trwa wiele lat i właśnie teraz mógł to orzeczenie otrzymać i natychmiast wzięli ślub kościelny. Oczywiście, że wcześniej życie z kimś jak mąż z żoną jest życiem w grzechu i nie można otrzymać rozgrzeszenia aż do chwili ślubu kościelnego, ale właśnie ten grzech się zakończył.
Jeśli takim koszmarem jest dla Ciebie przebywanie w towarzystwie byłych grzeszników, to trzeba było tam nie iść. To tylko Tobie wydaje się, że musiałaś. Jeśli nie ma w nas miłości do grzesznika, albo jeśli boimy się, że ich grzech nas też zbrudzi, bo odczuwamy przy nich pokusy, to nie idziemy. Natomiast na pewno obrzydliwe byłoby iść i wypominać dawne grzechy podczas przyjęcia. Nawet jeśli nadal żyją w grzechu (zakładając, że jednak źle Ciebie zrozumiałam), to przyjęcie nie jest miejscem na upominanie. Przypomnij sobie, że w Biblii jest wyraźnie napisane, że najpierw upominasz grzesznika w cztery oczy. Potem przy świadkach (por. Mt 18,15). Gdy uważasz, że masz obowiązek upomnieć - idź tylko po to, a nie wykorzystuj uroczystości, nie psuj radości innym.
Kiedy upominać? Na pewno wtedy, kiedy widzisz, że ma się stać grzech. Teraz, za chwilę. Gdyby na tym przyjęciu ktoś w Twojej obecności planował grzech, mówił o tym, udawał że to nie jest grzech, albo właśnie czynił grzech na przykład wyśmiewając kogoś - wtedy jest czas na działanie, albo w cztery oczy (jeśli to w rozmowie z Tobą), albo publicznie - jeśli wszyscy tę rozmowę słyszą. To jest wtedy akt wyznania wiary. Ludzie powinni wiedzieć, że to co robią/planują jest grzechem. Ale jeśli już wiedzą, jeśli raz im o tym przypomniałaś, to pamiętaj, że Bóg dał im wolną wolę. W pewnym sensie "pozwolił" im grzeszyć. Bóg nie chce być kochany na siłę, tak jak kocha niewolnik. Dlatego i Ty nic nie możesz zrobić, gdy dorosły człowiek grzeszy świadomie. Nic nie możesz zrobić, gdy ludzie żyją w grzechu pod swoim dachem. Możesz nie pozwolić na to córce w Twoim mieszkaniu. Ale nie zabronisz jej grzeszyć, jeśli będzie chciała. Twoim obowiązkiem jest powiedzieć jej, przypomnieć, że to grzech. Ale nie możesz jej przywiązać do kaloryfera, żeby nie grzeszyła. Nie możesz biegać za nią po ulicy, krzycząc, że to grzesznica.
Wyjątkiem jest przestępstwo, wyjątkiem jest duża krzywda - musisz zrobić wszystko, żeby to się nie stało, aż do powiadomienia policji włącznie. Taki "donos" jest obowiązkiem. Gdyby na tym przyjęciu ktoś chciał popełnić przestępstwo - interweniujesz natychmiast, bez względu na miejsce i czas.
Przy "grzeszących upominać" pomyśl także o grzechach cudzych, one pokazują pewną drogę naszego postępowania. Nie zachęcać, nie pomagać. Ale "grzeszący" to ten, który teraz grzeszy (teraz trwa w grzechu), a nie ten, który kiedyś był nawet wielkim grzesznikiem. Wszyscy jesteśmy przecież grzesznikami. A po powrocie grzesznika do Boga powinna być tylko radość. Chyba że zazdrościmy miłości Ojca, jak starszy brat w przypowieści o synu marnotrawnym, ale to jest postawa zła.
|
|