logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Grzeszących upominać. Czy, jak i kiedy?
Autor: margul (46.115.85.---)
Data:   2013-05-12 22:48

Czy, kiedy i jak upominac? Wszak to uczynek milosierny co do duszy. I to na pierwszym miejscu. "Grzeszących upominać." Przedstawie krotko sytuacje. Bylam wczoraj poproszona, by towarzyszyc znajomemu w spotkaniu poweselnym, ktore zostalo zorganizowane wylacznie dla sąsiadow nowożenców. Moze dodam jeszcze wazny szczegól- rzecz dzieje sie u naszych sąsiadów za Odrą. Para (wlasciwie juz nie taka mloda) pojechala zawrzec małżeństwo do Austrii. Gdy wrócili, zaprosili jeszcze sąsiadow na mały toast. No i wszystko byłoby ostatecznie dobrze, gdyby nie to, że 1. para mieszkala przez dlugi czas na 'kocia lape" 2. jedno z nich jest juz po rozwodzie. W najblizszej okolicy nie zalazl sie akurat (!) ksiadz, ktory udzielilby im koscielnego slubu, ale w Austrii to i owszem. Mialam mocny zgrzyt. Wydawałoby sie, że to jest ten moment, kiedy nalezaloby nazwac rzeczy po imieniu. Powiedziec prawde, nie liczac sie z konsekwencjami. Sw. Jan Chrzciciel ostateczie za nazwanie rzeczy po imieniu stracił głowe. Ja rzyczylam sobie tylko by zepsula sie pogoda , bym nie musiala tam isc. ale pogoda sie nie popsula, a ja musialam z koniecznosci towarzyszyc sąsiadowi "nowozencow'. Co gorsza, wychylilam 2 kieliszki, i przykrylam to na dodatek usmiechem. Sumienie mowi co innego, co innego zrobilam. Nalezało sie spodziewac, ze sasiedzi raczej nie mieli zadnych 'szmerów na sumieniu". W Niemczech sekularyzacja poszla daleko. Owszem, ktos cynicznie skomentował ich fakt mieszkania bez slubu "Taka Sodoma i Gomora!", ale z usmiechem, przesmiewczo.
Pytanie: jak reagowac? odcinac sie od takich zdarzen? (wygodne), a może powiedziec, co trzeba i wyjsc (chamskie ale prawdziwe. i efekt sw Jana Chrzciciela gwarantowany?) Nic nie mowic i czuc sie w sumieniu bardzo nie w porzadku? Pytam, bo takich sytuacji jest tu sporo, i nie bardzo wiem co robic.

 Re: Grzeszących upominać. Czy, jak i kiedy?
Autor: biGGi (85.219.193.---)
Data:   2013-05-13 08:39

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą. Jezus też chodził do domów grzeszników i faryzeuszy, tak że Żydzi szemrali przeciw Niemu. Nic nie zrobisz, niczego ich nie nauczysz. Oni już wybrali. Jedyne co powinnaś i możesz zrobić to modlić się za nich i dawać przykład swojej wiary poprzez swoje życie.

 Re: Grzeszących upominać. Czy, jak i kiedy?
Autor: margul (46.115.119.---)
Data:   2013-05-13 08:49

kiedy w takim razie upominac? kogo? czy wogole, jesli i tak nic i nikogo to nie zmieni?
ps. przepraszam za 'byka" w tekscie. Oczywiscie powinno byc "życzyłam sobie".

 Re: Grzeszących upominać. Czy, jak i kiedy?
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2013-05-13 09:58

Nie bardzo rozumiem o co chodzi. Mieszkali przez lata bez ślubu, czyli w grzechu. Rozumiem, i oczywiście jestem przeciw. Teraz wzięli kościelny ślub (piszesz o księdzu w Austrii: "W najbliższej okolicy nie znalazł się akurat (!) ksiądz, który udzieliłby im kościelnego ślubu, ale w Austrii to i owszem."). Czyli zakończyli z grzechem, teraz są po ślubie. Dobrze rozumiem, czy źle? I teraz, już po ślubie, chcesz im wypominać/przypominać dawne grzechy? Owszem, "grzeszących upominać", ale oni właśnie z grzechu powstali. Wyraźnie czytamy: "grzeszących upominać", a nie "grzeszących - za ich dawne grzechy - piętnować do końca życia". Tamto życie już się skończyło. Do końca życia będziesz im chciała wypominać dawne grzechy? A sama byś chciała, żeby ktoś chodził za Tobą z Twoimi wszystkimi grzechami, żebyś o nich nie zapomniała? Jesteś tą, która ma prawo rzucić kamieniem?

Ale jeszcze raz powtarzam - nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam. Jeśli dobrze, to nie widzę tu żadnego problemu. Powinnaś się cieszyć, że syn marnotrawny powrócił. Jeśli otrzymali ślub kościelny, to znaczy, że albo ktoś był wprawdzie wcześniej po rozwodzie, ale miał tylko ślub cywilny i rozwód cywilny, albo miał teoretycznie ślub kościelny, ale starał się o orzeczenie jego nieważności. Ta procedura trwa wiele lat i właśnie teraz mógł to orzeczenie otrzymać i natychmiast wzięli ślub kościelny. Oczywiście, że wcześniej życie z kimś jak mąż z żoną jest życiem w grzechu i nie można otrzymać rozgrzeszenia aż do chwili ślubu kościelnego, ale właśnie ten grzech się zakończył.

Jeśli takim koszmarem jest dla Ciebie przebywanie w towarzystwie byłych grzeszników, to trzeba było tam nie iść. To tylko Tobie wydaje się, że musiałaś. Jeśli nie ma w nas miłości do grzesznika, albo jeśli boimy się, że ich grzech nas też zbrudzi, bo odczuwamy przy nich pokusy, to nie idziemy. Natomiast na pewno obrzydliwe byłoby iść i wypominać dawne grzechy podczas przyjęcia. Nawet jeśli nadal żyją w grzechu (zakładając, że jednak źle Ciebie zrozumiałam), to przyjęcie nie jest miejscem na upominanie. Przypomnij sobie, że w Biblii jest wyraźnie napisane, że najpierw upominasz grzesznika w cztery oczy. Potem przy świadkach (por. Mt 18,15). Gdy uważasz, że masz obowiązek upomnieć - idź tylko po to, a nie wykorzystuj uroczystości, nie psuj radości innym.

Kiedy upominać? Na pewno wtedy, kiedy widzisz, że ma się stać grzech. Teraz, za chwilę. Gdyby na tym przyjęciu ktoś w Twojej obecności planował grzech, mówił o tym, udawał że to nie jest grzech, albo właśnie czynił grzech na przykład wyśmiewając kogoś - wtedy jest czas na działanie, albo w cztery oczy (jeśli to w rozmowie z Tobą), albo publicznie - jeśli wszyscy tę rozmowę słyszą. To jest wtedy akt wyznania wiary. Ludzie powinni wiedzieć, że to co robią/planują jest grzechem. Ale jeśli już wiedzą, jeśli raz im o tym przypomniałaś, to pamiętaj, że Bóg dał im wolną wolę. W pewnym sensie "pozwolił" im grzeszyć. Bóg nie chce być kochany na siłę, tak jak kocha niewolnik. Dlatego i Ty nic nie możesz zrobić, gdy dorosły człowiek grzeszy świadomie. Nic nie możesz zrobić, gdy ludzie żyją w grzechu pod swoim dachem. Możesz nie pozwolić na to córce w Twoim mieszkaniu. Ale nie zabronisz jej grzeszyć, jeśli będzie chciała. Twoim obowiązkiem jest powiedzieć jej, przypomnieć, że to grzech. Ale nie możesz jej przywiązać do kaloryfera, żeby nie grzeszyła. Nie możesz biegać za nią po ulicy, krzycząc, że to grzesznica.

Wyjątkiem jest przestępstwo, wyjątkiem jest duża krzywda - musisz zrobić wszystko, żeby to się nie stało, aż do powiadomienia policji włącznie. Taki "donos" jest obowiązkiem. Gdyby na tym przyjęciu ktoś chciał popełnić przestępstwo - interweniujesz natychmiast, bez względu na miejsce i czas.
Przy "grzeszących upominać" pomyśl także o grzechach cudzych, one pokazują pewną drogę naszego postępowania. Nie zachęcać, nie pomagać. Ale "grzeszący" to ten, który teraz grzeszy (teraz trwa w grzechu), a nie ten, który kiedyś był nawet wielkim grzesznikiem. Wszyscy jesteśmy przecież grzesznikami. A po powrocie grzesznika do Boga powinna być tylko radość. Chyba że zazdrościmy miłości Ojca, jak starszy brat w przypowieści o synu marnotrawnym, ale to jest postawa zła.

 Re: Grzeszących upominać. Czy, jak i kiedy?
Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2013-05-13 10:50

Przy całym szacunku, zadam jedno pytanko: czy odkryła Pani u siebie charyzmat zbliżony do tego, który miał Jan Chrzciciel? Jeżeli tak Pani uważa, to nie ma co, trzeba walić prosto z mostu, bez kręcenia i dyplomacji. Ale pragnę zwrócić uwagę na to, że Jan Chrzciciel zapłacił za to cenę jaką zapłacił. Nie mówię od razu, że grozi Pani to samo (czasy inne, miejsce geograficznie też jakby oddalone od Ziemi Świętej) ale każdy czyn ma swoje konsekwencje. Które ktoś musi kiedyś ponieść.

Jak upominać? Tak jak uczył Jezus Pan:

"Gdy brat twój zgrzeszy <przeciw tobie>, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! "
Mt 18,15n
Drobny komentarz wyjaśniający znaczenie słów użytych w tym tekscie:

celnik - to nie chodzi o pracownika urzędu celnego ale o tzw. publikanina (łac. publicanus), poborcę podatkowego działającego na swój rachunek i swoje ryzyko ale w imieniu władzy; miał on pobierać podatki i odprowadzać określoną kwotę dla cesarza (lub innej władzy) a "górkę" zostawiał dla siebie; urząd ten kupowało się i trakowało jako biznes a nie jako służbę państwową. Bardzo intratne zajęcie i bardzo nielubiane; w świecie judaistycznym dodatkowo nie lubiane, bo celnik obracał monetami z wizerunkiem cesarza a żydom nie wolno było dotykać podobizn uczynionych ręką ludzką; celnik i poganin - to jest figura kogoś, z kim porządny żyd nie miał prawa mieć jakiegokolwiek kontaktu, a w żadnym przypadku towarzyskiego. Podobnie rzecz się miała z Samarytanami.

Kościół - gr./łac. - ecclesia - bardziej rozumiane jako gmina (ale nie jako gmina dzisiejsza: jednostka administracyjna), zgromadzenie, wspólnota ludzi, gromada, zebranie, wiec. Inny grecki synonim tego słowa to synagoge. Synagoge jest bardziej "z", bardziej łączne, bardziej razem. Ekklesia - to bardziej: wybór, selekcja, reprezentacja, przedstawicielstwo. Subtelne różnice. W każdym razie nie chodziło o to, co dziś rozumiemy potocznie jako Kościól, hierarchiczną instytucję, organizm, strukturę.

Dwóch lub trzech świadków - to starożytna instytucja. Jeden świadek, żaden świadek. Dwóch świadków to dopiero zaczyna się świadkowanie. Kobieta nie jest świadkiem, aby świadkowanie jednego mężczyzny było obalone muszą być świadectwa minimum dwóch a może nawet trzech kobiet. Na marginesie: proszę zwrócić uwagę na to jak reagują kobiety, które odwiedzają grób Jezusa w Niedzielę: pędzą natychmiast po mężczyzn. To, że mamy do czynienia z "faktem autentycznym" pustego grobu jest właśnie najlepiej udowodnione poprzez świadectwo kobiet, jest to niemal reporterski zapis wydarzenia. Gdyby ówczesny opowiadacz chciał być bardzo wiarygodny, nigdy nie powołałby się na świadectwo kobiet tylko od razu wpisałby w opowieść mężczyn. Koniec marginesu.


I jeszcze jedna nauka Jezusa w tej materii:

"Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka /tkwi/ w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata"
Mt 7,1n

Mocne!!! I do tego bolesne. Ale jakby miałoby być inaczej?

I na sam koniec:
"Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe? On mu odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego".
Mt 22,36n

 Re: Grzeszących upominać. Czy, jak i kiedy?
Autor: B. (---.pl)
Data:   2013-05-13 13:47

Widzę, że trochę z tego co napisałam napisali już Poprzednicy. Może i dobrze, że będzie nieco powtórzeń :)

1. Przeczytaj co na temat upominania powiedział Pan Jezus:
"15 Gdy brat twój zgrzeszy <przeciw tobie>, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. 16 Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. 17 Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!" Mt 18,15-17
Rozważ to (nie zakwestionuj, tylko rozważ :)

2. "para mieszkała przez długi czas na 'kocia łapę" - jeżeli przed ślubem kościelnym wyspowiadali się i został im ten grzech odpuszczony, to w tym przypadku jest to koniec sprawy. Sakrament małżeństwa wprowadza ich na właściwą drogę życia. Zakończyli życie w grzechu, a zaczęli żyć "po Bożemu". Co się stało to się nie odstanie, teraz mogą to naprawiać dając odtąd dobry przykład i np. przyznając że życie "na kocią łapę" było grzechem i błędem.

3. "jedno z nich jest juz po rozwodzie. W najbliższej okolicy nie znalazł się akurat (!) ksiądz, który udzieliliby im kościelnego ślubu, ale w Austrii to i owszem."
Jeżeli nie spełniali warunków a ksiądz błogosławił ponowny (!) sakrament małżeństwa, to byłaby to jakby bigamia. Ale może mają załatwioną sprawę uznania przez Sąd Biskupi poprzedniego małżeństwa sakramentalnego za zawarte nieważnie? A może okłamali księdza? A może pierwsze małżeństwo było tylko cywilne i teraz po prostu mogli zawrzeć sakrament małżeństwa, bo osoba rozstająca się z "małżonkiem cywilnym" zaprzestała życia w grzechu?

4. "musiałam z konieczności towarzyszyć sąsiadowi "nowożeńców" " - nie musiałaś :) Nie ma takiej siły, która zmusiłaby Cię do tego, jeżeli nie wyraziłabyś zgody :)

5. "jak reagować? odcinać się od takich zdarzeń? (wygodne), a może powiedzieć, co trzeba i wyjść"
Patrz punkt 1 :) Jeżeli rzeczywiście nastąpiła sytuacja bigamii (czego raczej teraz jeszcze nie możesz być pewna), sprawa jest aferalna i nadaje się do przekazania biskupowi. Wyjaśnienie wątpliwości uzyskasz postępując wg zasad podanych przez Pana Jezusa w Mt 18,15-17. Upomnienie w kroku pierwszym może mieć formę zapytania, na spokojnie, w cztery oczy, jak to możliwe, że zawarli ponownie sakrament małżeństwa, mając już w przeszłości zawarty inny sakrament małżeństwa? Przecież to oznaczałoby bigamię i świętokradztwo? Może ich wyjaśnienia uspokoją Cię, że wszystko jest w porządku. A jeżeli nie, to sprawa jest rozwojowa. W drugim kroku możesz zwrócić się o "świadkowanie" (o pomoc w wyjaśnieniu sprawy) np. m.in. do miejscowego proboszcza. Życzę pokoju serca.

Zadanie jest rzeczywiście trudne i poważne, ale może okazać się, że wszystko jest OK. Możesz omówić to ze spowiednikiem w razie potrzeby.
Serdecznie pozdrawiam :)

* * * * *

Sprawa upominania była też poruszana w Starym Testamencie. Było to polecenie Pana Boga skierowane do proroka Ezechiela:
"16 A gdy upłynęło siedem dni, Pan skierował do mnie to słowo: 17 «Synu człowieczy, ustanowiłem cię stróżem nad pokoleniami izraelskimi. Gdy usłyszysz słowo z ust moich, upomnisz ich w moim imieniu. 18 Jeśli powiem bezbożnemu: "Z pewnością umrzesz", a ty go nie upomnisz, aby go odwieść od jego bezbożnej drogi i ocalić mu życie, to bezbożny ów umrze z powodu swego grzechu, natomiast Ja ciebie uczynię odpowiedzialnym za jego krew. 19 Ale jeślibyś upomniał bezbożnego, a on by nie odwrócił się od swej bezbożności i od swej bezbożnej drogi, to chociaż on umrze z powodu swojego grzechu, ty jednak ocalisz samego siebie. 20 Gdyby zaś sprawiedliwy odstąpił od swej prawości i dopuścił się grzechu, i gdybym zesłał na niego jakieś doświadczenie, to on umrze, bo go nie upomniałeś z powodu jego grzechu; sprawiedliwości, którą czynił, nie będzie mu się pamiętać, ciebie jednak uczynię odpowiedzialnym za jego krew. 21 Jeśli jednak upomnisz sprawiedliwego, by sprawiedliwy nie grzeszył, i jeśli nie popełni grzechu, to z pewnością pozostanie przy życiu, ponieważ przyjął upomnienie, ty zaś ocalisz samego siebie»." Ez 3,16-21

 Re: Grzeszących upominać. Czy, jak i kiedy?
Autor: margul (46.115.119.---)
Data:   2013-05-13 13:53

w Niemczech niejednokrotnie spotykalam sie z sytuacja, ze probowano (czesto z pozytywnym skutkiem) wymóc na kaplanie, by udzielil slubu rozwodnikom, ktorzy nie maja stwierdzonej niewaznosci malzenstwa. I tu jest podobna sytuacja. Mowil mi o tym sam ksiadz, ktory za odmowienie udzielenia sakramentu w takich okolicznosciach zostal usuniety przez proboszcza (a wlasciwie pod naciskiem rady parafialnej) z parafii. Bogumilo, nie wiem, czy syn marnotrawny powrocil. Chyba nie. Zrobil raczej unik i pojechal w pewnym sensie wykrasc to, co sie chyba nie nalezy. Osądzam? Rzucam kamieniami? Pewnie raczej w siebie bardziej niz w nich. Ale jakies zgorszenie gdzies tez jest.

 Re: Grzeszących upominać. Czy, jak i kiedy?
Autor: xc (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2013-05-13 14:58

Uprzejmie zwracam uwagę na taki drobiazg, że w Kościele rzymskokatolickim (bo poruszamy się w tym obszarze) żaden ksiądz nikomu ślubu nie udziela.
"Udziela ślubu" to określenie potoczne i nie do końca prawdziwe, oddające istotę rzeczy. .

Pisząc slowa o tym księdzu, który jakoby miał być usunięty z parafii, albo nie ma Pani pojęcia o tym co Pani pisze, albo nie wie dokładnie o co chodzi, albo robi nam Pani zwyczajenie wodę z mózgu.

KSIĄDZ NIE UDZIELA SAKRAMENTU MAŁZEŃSKIEGO W KOŚCIELE RZYMSKOKATOLICKIM!!!

Nie może być więc pociągnięty do odpowiedzialności za coś, czego nie robi.
Ksiądz w Kościele rzymskokatolickim nie jest niewolnikiem, sługą i narzędziem swojego proboszcza. Ma prawo odwołania się (jeśli czuje się skrzywdzony) do biskupa i/lub Stolicy Apostolskiej.

Ślubują sobie narzeczeni. Ja ślubuję tobie, ty ślubujesz mnie, ja poślubiam ciebie, ty poślubiasz mnie i koniec. Duchowny (upoważniony do tego przez stosowną władzę kościelną i działający w ramach obowiązującego prawa, tak cywilnego jak i kanonicznego) jedynie (i aż) asystuje przy tej czynności, zatwierdzą ją "powagą Kościoła katolickiego" i pilnuje całego procesu od strony legalnej. Bo poza wymiarem sakramentalnym mamy do czynienia z jak najbardziej legalnym, cywilnym, kodeksowym zjawiskiem.

Teoretycznie można więc "wymóc na kapłanie" ową asystę, owe potwierdzenie i jurydyczną kontrolę procesu zawierania związku małżeńskiego i co z tego? Czy to uczyni związek ważnym? Czy małżonkowie będą dzięki temu szczęśliwsi? Czy będzie im lepiej?

Jeśli ktokolwiek wie cokolwiek odnośnie przeszkód umowżliwiających zawarcie związku małżenskiego ma prawny i moralny obowiązek poinformować o tym stosowne władze. I nie ma co tu kombinować.

 Re: Grzeszących upominać. Czy, jak i kiedy?
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2013-05-13 15:41

Jeśli ktoś ma takich pasterzy, to duża część winy na pasterzy spada (grzechy cudze). Jeśli już "grzeszących upominać" i bardzo chcesz się w to zaangażować, to rób ruch na górze, a nie na dole. Jeśli oni otrzymali ślub kościelny, to mają prawo uważać się za synów marnotrawnych, którzy powrócili. To Kościół tak zadecydował. A jeśli mieli poprzedni bez orzeczenia nieważności, to upomnienie należy się na pierwszym miejscu kapłanom (biskupom). Chcesz być św. Janem Chrzcicielem? To nim bądź, ale nie w stosunku do najmniejszych, ale do wielkich tego świata.

Nie wiem co wskórasz, bo sama piszesz: "nie wiem, czy syn marnotrawny powrócił". Jeśli nie wiesz, to o czym mówimy? Potępiamy, bo znamy plotki? Dopóki nie wiemy na pewno, nie rozpoczynamy wojny. A jeśli wiesz na pewno, to strzelaj do pasterzy, którzy życie sakramentalne doprowadzili do absurdu. Nie wiesz co tamci ludzie czują w sumieniu. Może właśnie są w porządku. Może naprawdę uwierzyli jakiemuś kapłanowi, że mogą swoje życie wyprostować i są szczęśliwi, że się udało. U nas też są orzeczenia nieważności ślubu. I choć czasem można się zastanawiać czy komuś innemu to się nie należy bardziej (bo widzimy jego dramat), a dźwiga ciężar swojego pierwszego wyboru, to jednak, jeśli Kościół tak orzeka, nie mamy prawa z tym orzeczeniem dyskutować. Ci ludzie mają prawo uznawać, że powrócili do Boga, wziąć ślub kościelny, chodzić do spowiedzi, przystępować do komunii i czuć się z tym w porządku. Podobnie jak Ty czujesz się w porządku po spowiedzi, i tak właśnie ma być. A ja sobie mogę gadać, że ksiądz nie powinien Ci dać rozgrzeszenia. Wierzymy kapłanowi, który nas rozgrzesza. Mamy prawo wierzyć decyzjom Kościoła. Jeżeli są błędne, to ten błąd dany kapłan bierze na własne sumienie.

Nie wiem na czym polega wymuszenie ślubu. Gdy ksiądz jest świadkiem ślubu, bo przyłożyli mu pistolet do głowy - ślub i tak nie jest ważny. Podobnie jak nie otrzymasz rozgrzeszenia, nawet gdy ksiądz go udzieli, gdy nie wie, że zataiłaś grzech. Nie masz wtedy rozgrzeszenia. Ale ja tego nie mogę wiedzieć, wiesz to tylko Ty. Tutaj też tylko oni wiedzą, tylko oni znają prawdę.

Jeśli natomiast wiesz na pewno o krzywoprzysięstwie, to donieś o tym Kościołowi. Bo to byłoby przestępstwo. Powtarzam: jeśli wiesz na pewno. Osobiście nie wierzę we wszystko co mówią ludzie. Gdy podjęłam pracę zawodową dowiedziałam się, że mam dwójkę nieślubnych dzieci i mieszkam z ich ojcem. Cały zakład o tym wiedział. Tylko ja nie :)) Ani o dzieciach, ani o ich ojcu :)) Nawet z bratem nie mieszkałam, tylko z mamą. Trudno mi więc wierzyć we wszystko co ludzie mówią. Spotkałam się też z prawdziwymi krzywdami wynikłymi z plotek, ale o nich nie napiszę bo nie mnie dotyczą więc nie mam do nich prawa.

Być może masz rację. Ale jeszcze raz: walcz tam, gdzie grzech robi największe spustoszenie. Upominaj tam, skąd płynie zły przykład. Nie wiesz co jest w sumieniu tej pary, która - z drugiej strony - zrobiła wszystko co się da, żeby zalegalizować przed Bogiem swoje życie. Czyli na Bogu im zależało, bo mogli przecież to wszystko "olać". To może być sytuacja podobna do tej, gdy ktoś żył jako dziecko w takim domu, w takiej atmosferze, do takich rzeczy był przyuczany - że większość winy spada na rodziców, a nie na niego. W przypadku, który wskazujesz, nie wiadomo jak podzielić winę, jeśli była. Bez wątpienia było grzeszne życie wcześniej, ale rozwiązanie nie musiało być grzeszne. Jeśli wiesz na pewno, że było - to znaczy, że przestępstwo popełnił jakiś urzędnik Kościoła (kapłan, prawnik). Ale mogą być sprawy, o których wie tylko spowiednik tego człowieka i uznał to za dobre.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: