Autor: mila (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data: 2013-05-15 23:08
Postaraj się Kamilu uniknąć błędu, który ja popełniłam.
W przeszłości bardzo gorliwie modliłam się w niezmiernie ważnej intencji dotyczącej pewnej osoby. Minął ponad rok. Niestety moja modlitwa nie została wysłuchana, otrzymałam natomiast coś przeciwnego w ramach odpowiedzi. Odwróciłam się od Boga jak rozpieszczona szczeniara.
Dopiero po latach wróciłam do Niego dzięki wypadkowi, któremu uległam i dzięki któremu zobaczyłam, jak wytrwale Bóg mi towarzyszył mimo mojego buntu i grzesznego życia, ratując mnie wielokrotnie przed nieodwracalnymi błędami.
I czekał. Nie, po wypadku nie pobiegłam z trwogą do Boga, nie modliłam się o cudowne ozdrowienie, nie prosiłam Boga o ratunek, ulgę w cierpieniu ani o skuteczną rehabilitację. "Sama" uczyłam się chodzić od nowa i pokonywać przeszkody czekające na inwalidów. Po 2 latach mimo pokaźnych blizn na nodze chodzę o własnych siłach. Ile mnie to kosztowało, wie tylko On i ja. I dopiero po tym czasie Bóg obdarzył mnie znowu łaską wiary. Tak, wg mnie wiara to WIELKA łaska dana nam od Boga, ale już to, jak tę łaskę potraktujemy, czy będziemy ją dostatecznie pielęgnować, (roz)poznawać i rozwijać - nasza sprawa. Nie prosiłam Boga o nic, ani o pomoc, ani o zdrowie, bo po wypadku tym bardziej miałam powody, by w Niego nie wierzyć. Dzięki temu odrobiłam bardzo trudną, długą lekcję pokory, którą mój spowiednik podsumował 1 przykazaniem: "Nie będziesz miał bogów cudzych przed oczyma mymi".
Bolesna to prawda, trudno ją przyjąć będąc w sytuacji podbramkowej, ale trzeba zaufać, że Wola Boża nie chce naszej krzywdy ani cierpienia, choć może nam się wydawać, że w danej chwili nie udźwigniemy swojego krzyża i że właśnie teraz jesteśmy karani przez Boga. W moim przypadku wszelkie negatywne wydarzenia i przeciwności zawsze były konsekwencją mojego grzechu (zwłaszcza zaniedbania) i to nie Bóg mnie tymi konsekwencjami karał, tylko ja sama, łamiąc Jego prawa, które przecież mają nas chronić, nie ograniczać.
Dużo czasu zajęło mi rozeznanie tej prawidłowości i ciężko jest się do tego przyznać przed samym sobą, za to o wiele prościej zrzucić na Kogoś winę i wygarnąć Mu np. ociąganie się z pomocą.
Kamilu, nie wątp w znak od Pana, który otrzymałeś w postaci pieśni na zakończenie mszy. Bóg wyraźnie dał Ci do zrozumienia, że usłyszał Twoją prośbę. Znam od podszewki problem bezrobocia, wiem, jak trudno zmagać się z myślami o byciu niedocenianym, niespełnionym zawodowo. Jeżeli jednak twierdzisz, że "po prostu zwątpiłem że kiedyś znajdę lepszą i wolę się męczyć i dać poniżać niż nie mieć pracy", mało prawdopodobne, że Bóg w cudowny sposób uzdrowi Twoje, zależne wyłącznie od Ciebie nastawienie. Widzę po własnych doświadczeniach, że pewnych rzeczy Bóg po prostu nie zrobi za nas. Nie wyręczy nas w wysiłku, w cierpliwym poszukiwaniu indywidualnej ścieżki rozwoju, nie przekrzyczy naszych myśli, jeśli z uporem maniaka trzymamy się wyłącznie jednego, właściwego naszym zdaniem scenariusza na życie, który otula nas bezpiecznie jak kokon w strefie własnego komfortu.
W chwilach, gdy czuję się podobnie do Ciebie, tzn. gdy Bóg daje mi do zrozumienia, że w tym momencie życia to ja mam się wykazać determinacją/odwagą/cierpliwością, Bóg przypomina mi jeszcze bardziej ojca puszczającego drążek od roweru, na którym dziecko uczy się jeździć. Wie, że nie może dłużej dziecka asekurować ani holować, bo każdy musi kiedyś zdać ten egzamin z samodzielności nawet kosztem własnego upadku/pomyłki/kryzysu wiary. Ale wie również, że późniejsza satysfakcja, wspólna radość z przejścia kolejnej próby zwycięsko jest tego warta i takiej wiary w Boski Plan Tobie życzę, mając Cię na uwadze w mojej modlitwie, by Bóg ułatwił Ci rozeznanie Twojej drogi także w kierunku pogłębienia wiary.
Pytasz, co teraz robić. Na pewno spróbować kontemplacji i nie ustawać w uczeniu się doceniania tego, co się otrzymało, co już się osiągnęło, a co jest poza zasięgiem wielu innych ludzi na świecie.
Na koniec taka krótka dygresja:
Piszesz, że
"nie wiem czy potrafię tak dalej gdy widzę że moje modlitwy dają mi tylko komfort psychiczny i spokój"
Ciekawe to Twoje "tylko", bo w moim odczuciu komfort psychiczny i spokój to synonimy pełni szczęścia.
Szczęść Boże +
|
|