Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2013-07-12 09:40
OK, czyli ten pierwszy post bardzo niezręcznie napisałaś, no i dlatego musiałaś trochę komentarzy wysłuchać. Ale to naprawdę zabrzmiało, jakbyś miała wszystkiego dość i swoje "nic" chcesz rzucić komuś jak niepotrzebny Ci ochłap.
Kolejne Twoje posty są już bardzo konkretne i zrozumiałe, zaimponowałaś mi też tym, że się nie wkurzyłaś na takie odpowiedzi, tylko naprawdę dalej szukasz pomocy.
Wiek jest jak najbardziej dobry na rozpoczęcie takiej posługi, bo przecież to nie oznacza, że pojedziesz na misje już jutro. Młodzi mają więcej energii, więcej odwagi, szybciej się uczą, a najważniejsze: są jeszcze dyspozycyjni. Później zaczynają nam wyrastać korzenie i - choć serce długo może być młode - o wiele trudniej się ruszyć z miejsca. Nie wolno nam lekceważyć tego, że jest jakiś dom, którego nie można się pozbyć, bo na drugi mnie nie stać (w Polsce to prawdziwy problem), jakiś pies, którego nie można po prostu wyrzucić, jakaś wspólnota, jakieś zobowiązania, jakieś oczekiwania, które coraz mocniej wiążą. A rodzice coraz starsi będą potrzebować pomocy, nie mówiąc już o tym, że oczekując na zestarzenie się można przypadkiem spotkać męża i urodzić parę dzieci ;)))
20 lat to dobry czas. I na naukę języka, i na kurs dla pielęgniarek, bo to zawsze się przydaje (albo jest konieczne). Na rozeznanie czy to moje powołanie na chwilę czy na dłużej. To dobry czas, żeby w razie czego wrócić i jeszcze zdążyć na zwyczajne życie. To zresztą jest normalny czas na podejmowanie nowego życia: decyzja o seminarium kapłańskim, o zakonie, podjęcie studiów to też jakaś decyzja o przyszłym życiu, nie każdy sobie może pozwolić na zaczynanie wszystkiego od nowa.
Jedyne co mnie dziwi, to podkreślanie, że "poza Kościołem". Jakiś powód jednak musisz mieć, a to przecież Twoja sprawa. Pewnie jednak trudniej będzie znaleźć taką drogę. Misje to przecież nie tylko ofiarowanie swojego czasu, to nie tylko ludzie. To także pieniądze. Dużo pieniędzy, które muszą za Tobą iść, choć TAM wcale ich nie będzie widać. Ktoś te pieniądze musi wyłożyć. Nie mam pojęcia jak to wygląda poza Kościołem, kto te pieniądze może dać, czy są takie środki - nie na jednorazową pomoc czy przewiezienie darów, ale na ciągłe życie pewnej grupy osób poza krajem.
Zakony misyjne mają doświadczenia, bo robią to od lat. Mamy do nich zaufanie i ofiarujemy swój grosz na misje. Pewnie starają się w różny sposób na misje także zarobić. Dla Kościoła nie ma granic, bo wszędzie jest ten sam Chrystus, zdobyte pieniądze nie mają więc państwowych granic. Do zakonów misyjnych łatwo trafić, bo są znane. Myślę, że szkoda byłoby tę drogę odrzucać całkiem: oni przecież mają także szereg misyjnych kontaktów, na pewno są lepiej zorientowani od nas czy coś takiego jest organizowane poza Kościołem, gdzie, kto, jak.
|
|