Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2013-07-29 10:28
Jest tutaj pewna nieścisłość wypowiedzi dotyczących przynależności do KWC.
Owszem, pierwsza deklaracja jest kandydacka, na jeden rok. Ale druga NIE JEST "na czas trwania krucjaty".
To prawda, że ks. Blachnicki, zakładając Krucjatę, nie chciał aby ona była "do końca świata i jeden dzień dłużej", ale tylko dopóki będzie w Polsce konieczna. Czyli dopóki mieszkańcy naszego kraju nie nauczą się kultury picia, umiejętności normalnego korzystania z alkoholu. Kieliszek wina do obiadu NIE JEST niczym złym. Problem polega na tym, że u nas (nie tylko u nas) rzadko podaje się alkohol w ten sposób. U nas się stawia butelkę pierwszą drugą trzecią i pije się dopóki kto może. A jak kto nie może to mu się pomaga ;)) U nas wino pija się dużo rzadziej niż wódkę. Wódką się lepiej upija, a u nas alkohol służy do upijania się, a nie do picia. U nas bez alkoholu impreza nie może być udana i niepostawienie alkoholu na stole to prawie obraza (albo skąpstwo). U nas w czasach powstawania Krucjaty, a w wielu miejscach nadal - zmusza się innych do picia i nie wiem czy to właśnie nie było najgorsze, bo potęgowało upijanie się czasem nawet codzienne. To był model picia krajów wschodnich.
Tak więc sama Krucjata miała być do zakończenia problemów alkoholowych w Polsce. Ale podpisanie "Krucjaty", czyli zobowiązanie do życia według zasad Krucjaty (uwaga: KWC to NIE TYLKO całkowita abstynencja od alkoholu, ale to także niekupowanie alkoholu np. w prezencie albo jako "składka" i nieczęstowanie nim nikogo) jest albo na rok (kandydacka), albo "na czas przynależności do Krucjaty". Czyli ani nie "do końca życia", ani do końca istnienia Krucjaty (która, jak widać dookoła, będzie potrzebna jeszcze bardzo wiele lat, na pewno do końca życia niejednego z nas albo wszystkich). Krucjata mówi o WYZWOLENIU człowieka, a nie o zniewoleniu człowieka zobowiązaniami. Każdy, kto znał ks. Blachnickiego wie, jak ważna dla niego była WOLNOŚĆ. Jestem wolna i to JA decyduję jak długo chcę być w Krucjacie. "Na czas przynależności", to znaczy tak długo jak ja chcę, jak długo jest to moją drogą, jak długo jestem prawdziwym świadkiem KWC. Tu chodzi o uczciwość. Tak-tak, nie-nie.
Podobnie jak przynależenie do innych ruchów. Dopóki jestem w oazie, odnowie, neokatechumenacie itd. wymaga się ode mnie wierności i życia zgodnie z tym ideałem. Mam się poddać tej drodze, inaczej udział w tym ruchu nie ma sensu. Nie jest to zniewolenie, ponieważ do ruchu należy się dobrowolnie i w każdej chwili mogę zrezygnować. Nie odpowiada mi ta droga - to odchodzę i szukam czegoś innego.
Tak właśnie jest z Krucjatą. W chwili gdy przestaję żyć ideałami Krucjaty (przestaję chcieć żyć, a nie dopiero wtedy, kiedy parę razy się upiję) - odchodzę z Krucjaty, powinno się to także odbyć "na piśmie", żeby mnie nie liczyli jako członka KWC. To nie jest przysięga, która obowiązuje do końca czegoś. To jest zobowiązanie związane z przynależnością do KWC. Oczywiście, jeśli ktoś się załapie akurat na chwilę rozwiązania Krucjaty, to automatycznie przestaje mieć zobowiązania, ale członkom KWC radziłabym na to nie liczyć i nie żyć taką nadzieją :))
Do założycielki wątku:
Na rok jak najbardziej. Doskonale Cię rozumiem, że "papier" pomaga. Człowiek niejeden raz może się złamać, jak go inni przycisną. Ale nie podejmuj w tym wieku decyzji na całe życie. To za wcześnie. Po roku kandydackim wstąp, jak chcesz, do Krucjaty, ale "na czas przynależności", a nie na całe życie. Bo potem będziesz miała tysiące wątpliwości sumienia. Pamiętaj, że gdy będziesz całkiem dorosła, wypicie kieliszka wina nie będzie niczym złym. Może przeprowadzisz się do krajów zachodnich, będziesz miała męża Włocha czy Francuza i całkowita abstynencja będzie Ci bardzo przeszkadzać w domu. Poczujesz się zniewolona krucjatą wyzwolenia, zaczniesz obwiniać innych, a nawet Pana Boga za wszelkie wynikłe z tego problemy. A wiesz pewnie, co jest "najlepsze" na problemy, prawda? ;))
Sama jestem całkowitą abstynentką, z przekonania i nie zamierzam tego zmieniać. Dlatego wiem, że w dorosłym życiu jest to trudne. Sam trud nie może przerażać wtedy, gdy jest konieczny. Ale ten nie jest konieczny. Dlatego zadecyduj o nim dopiero jako osoba dorosła, dojrzała, bez emocji, całkiem świadoma problemów jakie to niesie.
"Bardzo chcę ofiarować w pewnej ważnej dla mnie intencji abstynencję przez te dwa lata!" - i uważam, że jest to jak najbardziej na miejscu. A potem zobaczysz.
|
|