Autor: Ana (---.dynamic.chello.pl)
Data: 2013-07-28 15:53
Witajcie,
Mam straszny dylemat. W mojej rodzinie raczej nie było żywej wiary... religia w szkole, komunia, bierzmowanie (raczej żadnego dobrego przykładu praktykowania)- katolickie minimum... Do tego raczej miałam okazję oglądać raczej głównie złe rzeczy zw. z byciem katolikiem i patrząc na to uznałam, że nie chce taka być... bo to fałsz i zakłamanie. Starałam się trzymać więc z dala od Kościoła uznając, że nie chce udawać, że nie widzę i nie słyszę co się w Kościele dzieje (większość ks. z parafii dawała raczej antyprzykład) i nie chce mieć z nim zbytnio dużo do czynienia.
Studia, później praca i jakoś Bóg całkiem zszedł na plan dalszy... Przeprowadziliśmy się z chłopakiem do dużego miasta... Zakładałam, że nigdy nie wezmę żadnego ślubu (złe doświadczenia z domu)...
ok 1,5 roku temu - przypomniało mi się o Bogu, a może bardziej Bóg się upomniał... Od tego czasu trochę mi się w głowie "poprzekładało" i problem... mieszkam z chłopakiem... tak ułożyliśmy życie, żeby dać sobie radę w obcym mieście... Żeby wrócić do Boga, musiałabym to wszystko rozwalić..., a nie ufam na tyle Bogu, żeby zaryzykować... i nie wiem co zrobić...
Nie umiem dać sobie spokoju z wiarą, ale nie umiem zaryzykować, bo wydaje i się to nierozsądne i głupie od strony finansowej i praktyczności (nie byłoby nas raczej stać na 2 kawalerki, więc musielibyśmy mieszkać z obcymi ludźmi, już to przerabialiśmy i to nic "fajnego"). Zaczęliśmy myśleć o ślubie i..... już sama nie wiem... narzeczony mówi ok... ale ja sama nie wiem... staram się modlić, żeby mnie natchnęło, jak to rozwiązać... Poszliśmy nawet na nauki przedmałżeńskie, żeby się dowiedzieć, jaki sens ma ten sakrament.
Jak zaczynam o tym myśleć, formalnościach, kombinowaniu, ściąganiu rodziny z daleka, papierach (ślub poza naszymi parafiami, ok 500 km od rodzinnych stron, w domu zbytnio nie miałby kto pomóc przy załatwianiu formalności, mini przyjęcia)... i do tego, nie jestem pewna czy chce być katolikiem na serio, nie tylko takim symbolicznym... Jeśli nie chce... to ślub nie ma chyba sensu... Uznaliśmy, że moglibyśmy wziąć ślub z obiadem dla rodziny i tyle, tylko ze względu na sakrament..., ale im dłużej o tym myślę... to coraz bardziej mnie odrzuca i widzę coraz więcej problemów. Jaki sens brać ślub kościelny, jeśli możemy nie dać rady życ według zasad, albo nie będziemy chcieli tak żyć.... Chyba nie umiem się zgodzić na siebie jako - radykalnego katolika... a niedzielnym być to nie ma dla mnie sensu... Nie mam pojęcia, co mam zrobić... :( w żadną stronę pójść nie umiem....
Może ktoś z Was miał podobną sytuację i mógłby coś doradzić?
|
|