Autor: PKM (---.opera-mini.net)
Data: 2013-08-26 18:41
Czytajac tytul wpisu pomyslalem, ze watpliwosci sa przeciez droga wiary. Chyba kazdy ma/mial/bedzie mial jakies watpliwosci. Moze Bog zasiewa je w Tobie, by pobudzic Cie do szukania Go?
Druga rzecz:
Mysle, ze nie jest tak zle.
Czujesz, jak zyc zeby bylo dobrze.
Wiesz co jest nie tak.
Sama piszesz ze brakuje modlitwy.
I to jest - sedno.
Boga poznaje sie na modlitwie. Wtedy powstaje przestrzen spotkania z Nim. Wtedy tez najlatwiej go uslyszec.
Bog do nas przemawia. Przez Sakramenty, przez Pismo Swiete, na modlitwie, na mszy, przez innych ludzi... Rzecz w tym, zeby sie nastroic na te "fale" i nauczyc sluchac, rozpoznawac Jego glos. To wymaga zwykle pewnego zaangazowania, wspolpracy, bo chyba najczesciej slychac Boga w ciszy wlasnego sumienia.
Problem w tym, ze nawet gdy zdobedziemy sie na wysilek, wylaczymy radio, tv, komputer, telefon, gazety, itp. i w koncu na zewnatrz ogarnia nas cisza, to w srodku wszystko krzyczy. Niezalatwione sprawy, problemy, obawy, watpliwosci itd.
Zwykle zaczynajac modlitwe potrzebujemy kilku, kilkunastu minut by sie "wyszumiec", wyciszyc wszelkie nurtujace nas sprawy. Uswiadomic sobie, ze to czas spotkania z Bogiem. Zatrzymac sie nad tym. Dlatego np. warto byc kwadrans lub kilka min. przed msza w kosciele i sprobowac kleknac, popatrzec na tabernakulum, na jakis swiety obraz, (jesli to pomaga w skupieniu) i uzmyslowic sobie. ze jestem przed Bogiem, zostawic "w drzwiach" inne sprawy. Pamietac, ze teraz spotykam sie z Nim. Jestem u Niego w odwiedzinach.
Wiem, z dziecmi moze byc trudno, ale moze widok modlacego sie na kleczkach rodzica wplynie na nie, prosba o spokojne zachowanie, bo chcesz porozmawiac z Bogiem i to wazne.
(moze brakuje im takiego przekazu, nie rozumieja ze Bog to ktos wazny, swiety (i kochany), nie wiedza ze swiatynia to miejsce wyjatkowe, bo nie widza zeby rodzice zachowywali sie jakos wyjatkowo).
Wracajac do sluchania Boga.
Poza cisza wewnetrzna nieraz krzycza i "zagluszaja odbior"... grzechy. Dlatego warto starac sie byc w stanie laski i jednoczyc sie z Nim przez przyjmowanie Komunii. A juz idealnie miec kierownika duchowego. Dobrze uksztaltowane sumienie bardzo pomaga w komunikacji i slyszeniu Boga.
Moge oczywiscie sprobowac odpowiedziec na Twoje pytania.
Bog otwarcie ujawnil Swoje istnienie.
I przez prorokow i On sam tez. Jezus = Bog. Sam Bog przyszedl. Ujawnil sie. Otwarcie to mowil. Potwierdzal odwolujac sie do wczesniejszych Swoich zapowiedzi danych przez prorokow, ktorych nikt nie podwazal. Czynil przerozne znaki, cuda. Wypelnil wszystko co bylo w Pismach (Starym Testamencie).
Jasno i wiarygodnie wszystko potwierdzil.
Skutki znasz...
Choc pewnie pytasz czemu stale nie czyni znakow nie pozostawiajacych watpliwosci.
Nie wszyscy by wierzyli. Aniolowie poznali Boga "twarza w twarz" w sposob nie pozostawiajacy watpliwosci. A jednak czesc sie zbuntowala i odwrocila (zwiemy ich diablami).
Adam i Ewa tez znali Boga dobrze, a jednak odwrocili sie od Niego. Zakwestionowali.
Nie chodzi o poznanie Boga, ale o milosc.
Kochajac pragniesz byc przy kims zawsze, jak najblizej, w jak najwiekszym zjednoczeniu. Wtedy jest sie w 100% szczesliwym. I o to tez chodzi w zbawieniu. O milosc i przebywanie na zawsze w zjednoczeniu z (ukochanym) Bogiem.
By zakochac sie i kochac potrzebna jest wolnosc. Te wolnosc Bog nam daje, jednoczesnie dajac mozliwosci poznania, pokochania i wybrania Go. Objawiajac sie bez zadnych watpliwosci mialby raczej w nas posluszne (lub nie) slugi, a nie kochajace osoby.
Na pytania o cierpienie, choroby, tragedie i smierc ciezko odpowiedziec ogolnie. Mysle, ze kazda sytuacja jest inna i kazda konkretnie trzeba rozpatrywac. Bog je dopuszcza z roznych przyczyn.
Choroba moze byc blogoslawienstwem, moze zblizyc do Boga (przeciez wiekszosc ludzi nie zwraca sie do Niego jak nie napotkaja problemu, choroby, cierpienia. Sama o tym piszesz). W tym sensie moze byc laska. Czyms co odbije czlowieka poza grzech i samozadowolenie, za co pozniej czlowiek bedzie chwalil Boga ze dzieki temu modlil sie, nawrocil, przypomnial sobie o Bogu i nie poszedl do piekla.
Moze byc tez np okazja do 'wspolcierpienia z Chrystusem', ofiarowywania swoich problemow za innych, wypraszania im lask. Moze byc skutkiem bledow czlowieka lub zlego wykorzystania wolnosci. (moze tornada, ulewy, powodzie nie byly tak straszne gdybysmy dbali bardziej o srodowisko, madrzej sie budowali, poglebiali koryta rzek itp itd). Moze byc skutkiem zwyczajnych procesow zachodzacych w przyrodzie/kosmosie. Pewnie wyjasnien znajdzie sie wiecej. Pewnie nie wszystko zrozumiemy.
Prawda jest, ze Bog umie ze wszystkiego wyprowadzic dobro.
Ponadto smierc nie jest czyms zlym. Jest czasem spotkania z Milujacym Bogiem. Powinna byc momentem upragnionego spotkania...
Nie zniechecam do poszukiwania odpowiedzi na watpliwosci, ale pamietaj, ze "wiara rodzi sie ze sluchania (Slowa Bozego)" bo ono "zywe jest i skuteczne", zdolne przeniknac do najglebszych zakamarkow czlowieka.
Sam rozum nie doprowadzi do wiary.
|
|