Autor: Monika (---.158.217.163.pat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data: 2014-01-09 15:22
W dzieciństwie przez relację z ojcem (alkoholikiem o wysokich wymaganiach) nie wykształciłam w sobie odpowiedniego poczucia własnej wartości. Ciągle mi się wydawało, że jestem niewystarczająco dobra, grzeczna itp. Teraz myślę podobnie i nie potrafię kochać siebie i normalnie żyć. Objawia się to niewiarą w siebie i swoje możliwości i dążeniem do perfekcji. Jak coś mi się w życiu uda, to nie potrafię się z tego cieszyć ale każdą porażkę przeżywam za mocno i obwiniam siebie. Często ulegam emocjom i np. złoszczę się jak coś się wymyka spod mojej kontroli.
Ale najgorsze, że po prostu nie wierzę, że ktoś mógłby mnie pokochać za to jaka jestem i chcieć spędzić ze mną życie. Jak mi na kimś zależy, to zaczynam kochać toksycznie tzn boję się opuszczenia spowodowanego tym, że okażę się niewystarczająco dobra. Dlatego staram się być ideałem ale też robię się zazdrosna, zaborcza i ciągle mam wrażenie że za dużo z siebie daję i za bardzo się poświęcam. Co mnie czyni nieszczęśliwą i uciekam z takiego związku... To się nazywa osobowość neurotyczna i mam wrażenie, że czyni mnie niezdolną do małżeństwa. Nie chcę unieszczęśliwiać kogoś, kogo kocham. "Są bowiem ludzie od urodzenia niezdolni do małżeństwa, są też tacy, których ludzie uczynili niezdolnymi, są wreszcie i tacy, którzy sami, ze względu na królestwo niebieskie, uczynili się niezdolnymi. Kto może to pojąć, niech pojmuje."
dodam, że od dwóch lat chodzę na psychoterapię ale ciężko wyplenić z siebie myśli, które człowiek pielęgnował przez 31 lat... Cała nadzieja w Bogu ale czy jest to coś, w czym On może mi pomóc? Czy ktoś miał takie doświadczenie?
|
|