Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2014-07-19 20:45
"grzechy lekkie to te dokonane nieświadomie lub nie z własnej woli czyli np myśli, które przychodzą mi do głowy, nie są przeze mnie przywoływane tylko tak po prostu wpadają".
I znów się z tym nie zgodzę. Pisałam poprzedni post o GRZECHACH. Lekkich, ciężkich, ale grzechach. Pamiętasz formułkę grzechu? Grzech jest to świadome i dobrowolne przekroczenie przykazania. Jeśli to jest w rzeczy ważnej, to jest grzech ciężki, jeśli w rzeczy mniej ważnej, to lekki. Natomiast przy grzechu obiektywnie ciężkim może być jeszcze tak, że coś się zrobiło NIE CAŁKIEM świadomie lub nie całkiem dobrowolnie i wtedy może być nie grzech ciężki tylko lekki. Obiektywnie pozostaje ciężki. Powiedzmy to tak: każdy patrzący na Ciebie może być przekonany, że masz grzech ciężki. Ale Ty, subiektywnie, możesz mieć jedynie lekki, bo nie było pełnej świadomości albo pełnej dobrowolności.
Przy grzechu lekkim też to "działa", ale to już nie jest takie ważne czy grzech jest lekki, czy lżej lekki :)) Przy ciężkim to ważne, bo od tego zależy czy możesz iść do komunii.
Natomiast tam, gdzie w ogóle nie było świadomości czy dobrowolności - tam w ogóle nie ma mowy o grzechu. Na przykład otwierasz rano lodówkę, bierzesz kawał kiełbasy i zajadasz ze smakiem. Wchodzi mama i mówi: dzisiaj piątek. No faktycznie, zapomniałaś, że to piątek. Jaki to grzech? Ciężki lekki? Nijaki grzech, bo żadnego grzechu nie chciałaś, myślałaś o głodzie i śniadaniu, a piątek wyleciał z głowy. Nie ma żadnego grzechu, nawet jeśli ktoś będzie Ci to wmawiał. Ty i tylko Ty wiesz, że nie pomyślałaś o piątku. Podobnie, choć trudniej to ocenić, będzie z myślami, które "wpadają do głowy". Jeśli wpadną, a Ty je natychmiast odgonisz jak uprzykrzoną muchę, to żadnego grzechu nie ma, choćby Ci nagle przyszło do głowy, żeby zamordować mnie ze złości. Tak samo, jak nie jesteś winna, że mucha Ci siadła na nosie, chyba że od tygodnia się nie myłaś :)) Ale muchę natychmiast odganiasz, prawda? Jeśli na tych myślach się zatrzymujesz, jeśli coś planujesz, jeśli je przedłużasz, kombinujesz coś w głowinie tak i siak, albo jeszcze inaczej - to już jest wtedy jakaś (a może pełna) dobrowolność. A więc jest grzech, choć nie wiem jaki, bo to zależy o co chodziło.
"Jednocześnie nie wiem jak z nimi walczyć". Z niechcianymi myślami walczy się tylko, po prostu odganiając je natychmiast jak się pojawią. No na chłopski rozum: co możesz zrobić wcześniej, skoro ich nie planowałaś, nie chciałaś, nie wywołałaś sama? Choć właściwie można coś zrobić.
1. Raz porządnie zrobić z nich rachunek sumienia. Kiedy TE myśli się pojawiają? Czy jest jakaś prawidłowość? Po obejrzanym filmie, po rozmowie z konkretnym człowiekiem, po jakichś marzeniach? W jakiej sytuacji? Kiedy odczuwasz nudę, zmęczenie, kiedy ktoś Cię krzywdzi? Bo możesz w ten sposób nieświadomie nawet odreagowywać jakieś stresy. Może jakieś lęki przed czymś to powodują? (bo nie wiem czy myśli są miłe czy przykre :)))
Jeśli znajdziesz jakąś prawidłowość (możesz przez miesiąc nawet zapisywać symbolami kiedy to przychodziło), to będzie Ci łatwiej nad sobą pracować. Jak wiesz, że za chwilę pojawi się nieprzyjaciel, to bierzesz widły do obrony i on wcześniej ucieknie. Jak się nie spodziewasz, to zdąży Ci dać po głowie i wrócą problemy czy właściwie chciałaś czy nie chciałaś tak pomyśleć.
2. Od czasu do czasu, WIEDZĄC, że to nie jest grzech, mimo to powiedzieć o tym w konfesjonale. Powiedzieć: "wiem, że to nie jest grzech bo nie było dobrowolne, ale mnie męczą TAKIE myśli. Chciałabym się od nich uwolnić, dlatego o tym mówię. Żeby szatan wiedział, że ich nie chcę ukryć, że nie chcę się z nim kumplować. A wiem, że spowiedź leczy nasze poranione miejsca w duszy".
Jeśli sama wiesz, że to nie grzech, to dużo łatwiej Ci będzie o tym mówić. A ksiądz to jest duży człowiek i rozumie co to znaczy "niedobrowolnie", tylko musisz to powiedzieć. Bo inaczej usłyszysz naukę, że nie wolno, a przecież sama to wiesz. Takie wypowiedzenie natręctw często pomaga natychmiast, uwalnia człowieka od nakręcania się, od lęku, od wątpliwości. Ale nie myśl, że zawsze pomoże.
3. Jak najczęściej myśleć o rzeczach pięknych, dobrych, o Bogu, o przyjaciołach, o górach czy morzu, o dobrym pączku. Lepiej iść na lody niż grzebać w tych myślach.
Takie myśli trzeba zlekceważyć. To diabłu chodzi o to, żebyś się martwiła, żebyś nie umiała cieszyć się z tego, że Bóg jest obok. Tymczasem radość, że Bóg jest obok, jest ważniejsza od drobnych nawet przewinień, a tym bardziej natrętnych niezawinionych myśli. W życiu chrześcijańskim nie o to chodzi, żeby ciągle babrać się w grzechach, ale żeby czynić dobro czynem i modlitwą. Nikt z nas nie będzie absolutnie doskonały, choćby się bardzo starał. Ale każdy z nas może być święty, jeśli cały czas będzie pytał z czego ucieszy się Bóg. Szukaj dobra, a nie zła. A zła "szukamy" nie tylko gdy grzeszymy, ale też wtedy, kiedy w kółko o swoich grzechach myślimy. Diabeł się wtedy cieszy, bo to jego temat. A cieszyć ma się Bóg. A Jego temat to dobro, piękno, miłość. Owszem, wieczorny rachunek sumienia i ten przed spowiedzią musi, siłą rzeczy, zawierać to, co zrobiliśmy złego. Ale nie po to, żeby się gnębić, tylko po to, żeby drugim razem być lepszym.
Ale - żeby było jasne. O tym co nie jest dobre też warto dłużej pomyśleć, ale tak jak wyżej napisałam. Żeby raz na zawsze "załatwić sprawę". Rozważyć kiedy to się dzieje, dlaczego i co można zmienić. Raz porządnie i koniec. A potem jeśli trzeba to spowiedź. Ale nigdy nie kręć się w kółko za swoim grzechem (czy nie grzechem) jak kot za swoim ogonem. TY to nie jest Twój grzech, ale Twoje dobro. Jego w sobie szukaj. Ciesz się spotkaniem z Bogiem. Na tym będzie polegać cała wieczność, w niebie nie będziesz myśleć o grzechach.
|
|