logo
Czwartek, 16 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: Przerażona (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2014-07-18 17:44

Witam wszystkich,
zwracam się z prośbą o pomoc do Was, bo całkowicie przestałam radzić sobie sama. Otóż moja historia jest pewnie podobna do innych miłosnych historii, które są budowane poza Bogiem. Pochodzę z rodziny bardzo wierzącej, ale sama szybko się zagubiłam jako nastolatka. Chorowałam na anoreksję, a potem zawsze "pakowałam się" w toksyczne związki. Na studiach poznałam chłopaka - wydawało się, że tego jedynego. Twierdził, że marzy o ślubie ze mną, a ja naiwna, po prostu w to uwierzyłam i tylko to się liczyło. Zamieszkałam z nim szybko, a teraz po kilku latach życia w konkubinacie okazuje się, że całkowicie się pomyliłam. On ciągle wymyślał nowe wymówki, żeby tylko ślubu nie brać, ale wciąż obiecywał, że "kiedyś na pewno".

Jakiś czas temu poczułam silne pragnienie nawrócenia. Od tego czasu uczę się Boga od nowa. Dużo czytam, słucham i modlę się. W tym samym czasie mocno zaczął mnie ten związek uwierać. Postawiłam na szczerość i rozmowę, okazało się, że... jemu nie zależy na ślubie. Nie chce mieć też dzieci nigdy (kiedyś sama tak uważałam, niedawno się to zmieniło). Ale jest w stanie wziąć ślub dla mnie. Tylko w takim wypadku jaką to będzie miało wartość?

Kocham go, chcę jego dobra, ale jest oporny na wiarę i Kościół. Marzę o jego nawróceniu, które z pewnością wyleczyło by jego myśli i serce. Ale przecież nikogo nie mogę zmusić do wiary. Wiem, że powinnam odejść, żyć w zgodzie z przykazaniami, ale tak tragicznie boję się samotności. Długo byłam sama zanim go poznałam. Wiem, jak smakuje samotność. Dla mnie to był czas największego spadania na dno (liczne romanse i alkohol). Przy nim się odbiłam i mimo że dalej żyłam w grzechu, to jednak zaczęłam rozumieć co jest najważniejsze. Jak tu po tylu latach świadomie wybrać samotność? Wiedząc, że to jest największy koszmar dla mnie, mimo że teoretycznie zrobię to z myślą o dobru moim i jego. Modlę się o siłę i podjęcie dobrej decyzji, ale to zupełnie nie pomaga :( pojawia się tylko coraz większy lęk i depresyjne myśli. Do tego wszystkiego przetragicznie boję się, że zostanę już sama na zawsze. Mam w rodzinie osobę samotną i wiem, jak to wygląda. Też długi czas ta osoba miała problemy z alkoholem, wybierała niewłaściwych partnerów. Umieram ze strachu, że skończę jak ta osoba... Proszę powiedzcie, co można zrobić w takiej sytuacji? Czy Bóg naprawdę mnie wysłucha, da mi siły? Czy mój partner ma szansę na nawrócenie? Czasem czuję się całkowicie pominięta przez Boga. Moja koleżanki, mimo że żyją poza Bogiem, rodzą dzieci, mają fajnych partnerów i są szczęśliwe. Nie rozumiem tego, jak to działa?

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: MG (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-07-18 22:13

Kochana,
Nie bez powodu piszę do Ciebie takim zwrotem. Kiedyś moja katechetka opowiadała mi jak jej uczeń rozmyślał nad bezsensownością małżeństwa (o ile mogę to tak nazwać). Tamten chłopak podawał przykład pewnego związku, w którym po 11 latach konkubinatu para postanowiła się pobrać i... kilka miesięcy po ślubie nagle się rozstali. Katechetka powiedziała mu tak: "Dlaczego się dziwisz? Przez 11 lat szatan miał ich na uwięzi, oni nagle zwrócili się do Boga - więc diabeł zaczął się mieszać."
Na drodze Twojego nawrócenia też stanęły przeszkody. Nie mogę podać Ci na nie recepty. Nawet nie wyobrażam sobie tak strasznie musisz się czuć.
Chcę powiedzieć tylko tyle: Ufaj! Jeśli Bóg doprowadził Cię do tego, to pomoże Ci przez to przejść. Nie możesz tracić nadziei w nawrócenie ukochanego. Ale zastanów się: oboje popełniliście grzech - spróbuj go z tego wyciągnąć (nie wątpię, że właśnie starasz się o to), ale jeśli nie zdołasz pomóc jemu, to przynajmniej sama się uratuj. Módl się za niego nawet jeśli zdecydujesz, że odchodzisz. A na razie zaufaj Panu. Ma dla Ciebie plan i realizuje go, wierz mi. Postępuj według sumienia i nigdy nie trać wiary w Jego Miłosierdzie. To co teraz czujesz - odrzucenie, bezsilność - choć to może zabrzmi groźnie, to diabeł podsuwa Cie te myśli, żebyś się nie nawróciła i nadal trwała w grzechu.
Co do twojego ukochanego - w każdym KAŻDYM człowieku jest pragnienie Boga. Nigdy nie jest za późno, żeby się nawrócić.
A może jeśli zerwie z grzechem, będzie w stanie się zmienić. Może dopiero kiedy rozstaniecie się, zda sobie sprawę jak jesteś dla niego ważna i może przez dziurę powstałą w jego sercu po rozstaniu wejdzie Chrystus. Nie chcę snuć fantastycznych teorii - to tylko moja hipoteza. Jeśli z nim zerwiesz, to nie wolno ci spędzić całego życia marząc by do Ciebie wrócił. Ale możesz się za niego modlić. Módl się o dobre sumienie i postępuj tak jak Ci nakazuje.

To tyle: Módl się, Ufaj i Wierz
Jezus prowadzi nas przez trudne drogi - pod górę i z krzyżem na plecach - ale na końcu jest zbawienie. Poproś też o modlitwę znane ci grupy modlitewne, możesz gdzieś zadzwonić z tą prośbą np. do sióstr z zakonów kontemplacyjnych, internautów, zamówić mszę "w intencji Bogu wiadomej", ja zapewniam Cię o swojej modlitwie.

Powodzenia i z Bogiem

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: Sowa Przemądrzała ;) (---.ssp.dialog.net.pl)
Data:   2014-07-18 22:28

Gdy odejdziesz od tego gościa, to zostaniesz w najgorszym wypadku sama do końca ziemskiego życia. Sama na zawsze to byś została, jakbyś trafiła do piekła. Tam to dopiero musi być samotność!

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: pomidorek (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-07-19 13:27

Nie warto kierować się lękami. Strach ma wielkie oczy. Mój dziadek choruje na nowotwór, ale on nie myśli o tym, co mogłoby być, ale wykorzystuje czas, który ma.

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: ursa (217.98.83.---)
Data:   2014-07-19 15:41

Nie bój się:) strach jest złym doradcą (strach ma wielkie oczy).
Polecam książkę "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy".

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: Samson (---.play-internet.pl)
Data:   2014-07-19 19:02

Witaj. Sytuacja rzeczywiście nie jest łatwa. Pomyśl jednak co będzie jak jednak będziecie mieli dziecko. Pobierzecie się czy też rozstaniecie? Uwierz mi, znam parę historii o alimentach. Ok, boisz się że zostaniesz sama, ale co będzie jak zostaniesz sama z dzieckiem? Z drugiej strony może chłopak się nawróci, wykluczyć nie można. Dlatego uważam, że trzeba w tej sprawie zaufać Bogu i modlić się o rozeznanie. Tylko Bóg zna ludzkie serca. "Nawet włosy na Twojej głowie są policzone." Zaufaj Bogu a On Cię poprowadzi.

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: Joanna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-07-20 07:45

Ursa, oceniam książkę, którą polecasz jako bardzo szkodliwą. Uczy manipulacji i wyrachowania. Na pewno na podstawie rad, które zawiera nie uda się stworzyć udanego związku, a szczególnie opartego na Bogu.
Przerażona, musisz zdać sobie sprawę i albo jakoś to sobie sama przetłumaczyć, albo pójść do psychologa, który pomoże Ci to uświadomić, ze zafiksowalaś się na 2 szkodliwe przekonania. Jedno dotyczy chłopaka, że "na pewno" jest "tym jedynym", co jak widać przynosi Ci więcej szkody niż pożytku, a drugie to, ze powielisz los znajomego singla/singielki, co już absolutnie nie musi być prawdą i zależy w pełni od Ciebie, a nie od jakiegoś rodzinnego fatum. Jeśli rozejrzysz się wkoło, zobaczysz mnóstwo osób w różnym wieku żyjących samotnie, prowadzących udane, satysfakcjonujące życie. Czy żeby życie samotne miało smak to najpierw trzeba latami oczy wypłakać, przejść najgorsze upokorzenia? Czy nie można tej drogi wybrać samodzielnie, nie po to, żeby uczepić się desperacko kolejnego faceta lub alkoholu, ale żeby dać sobie czas na dojrzenie w wierze, rozejrzenie się po świecie, danie szansy chłopakowi - może on też rzeczywiście odnajdzie jakąś wartość w Twoim nawróceniu i też zechce "spróbować"? Będąc z nim i sobie, i jemu to uniemożliwiasz, a wzięcie ślubu tylko sprawę pogorszy, bo wprawdzie Ty nie będziesz żyła w grzechu, ale ten rozdźwięk światopoglądowy się powiększy. A chłopak będzie miał słuszną pretensję, ze się zmieniłaś. Dziś każde z Was ma inne spojrzenie na przyszłość i właściwie powinniście się rozejść w swoje strony. Nie martw się na zapas, połowa ludzkości to mężczyźni - spotkasz jeszcze co najmniej kilku, z którymi będzie bardziej Ci po drodze niż z tym obecnym.

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: ania (---.tarnowskiegory.vectranet.pl)
Data:   2014-07-20 19:22

Powiem Ci, że sama miałam taki problem jak Ty. Wychowałam się w rodzinie katolickiej i zakochałam się w facecie o 6 lat starszym, zaszłam w ciążę, wzięliśmy ślub cywilny. Po ślubie okazało się, że mój "wymarzony" mąż ma problem z alkoholem. Zaczęły się jego ucieczki z domu, kradzieże i straszne kłótnie. Do kościoła nie chciał chodzić. I pewnego dnia jego ciotka zaproponowała nam mszę o uzdrowienie i po kilku namowach w końcu jakoś tam dotarliśmy, ja liczyłam na to, że Bóg go uzdrowi i weźmiemy ślub kościelny i będziemy razem. Ale tak się nie stało. Podczas tej mszy poczułam ogromną miłość i obecność Boga i nagle całe moje życie przeleciało mi przed oczami i wiedziałam, że mocno zraniłam Boga, żyjąc w ciężkim grzechu. Wylałam wtedy morze łez. Po tej mszy dalej mieszkałam z mężem, ale było coraz to gorzej, miał dłuższe ciągi w piciu i kilka razy próbował mnie uderzyć, zwalniali go z pracy, nie mieliśmy kasy, żeby kupić jedzenie, nie mówiąc już o tym, że trzeba było je dziecku kupować. I pewnego dnia on sprzedał obrączkę za alkohol. Dla mnie to był jak cios w serce. Ale nie chciałam go zostawić, bo mówiłam sobie jak to mam być samotną matką? Przecież dziecko musi mieć ojca. A on może w końcu pójdzie na terapię. Jednak on na żadną terapię nie chciał iść, bo uważał, że nie ma żadnego problemu. Wtedy też jego ciotka zaczęła interweniować i pomogła mi podjąć tą trudną decyzję, a także spakować się i zadzwonić do rodziców, żeby mnie zabrali do swego domu. Od tego czasu minęły dwa lata. I powiem Ci, że miałam ogromne pretensje do Boga, czemu go nie uzdrowił, czemu nie możemy być razem. Ogromne pretensje miałam też do siebie, że przeze mnie moje dziecko nie będzie mieć ojca. Ale na szczęście Bóg postawił szybko na mej drodze ludzi, którzy podobne do mnie rzeczy przeżyli i którzy pomagają mi wzrastać duchowo. Teraz patrząc z tej perspektywy czasu jestem Bogu wdzięczna, za to, że mnie uratował z tego "horroru" jakim jest współuzależnienie. Jestem dalej samotną mamą, rozwiodłam się, a mój były dalej pije i ja na to nie mam wpływu ale modlę się za niego, ale też Bóg mi ciągle pomaga w dźwiganiu tego krzyża i ciągle się o nas troszczy, bo nas kocha. I Ciebie też kocha, i chce Twego szczęścia. Masz wolną wolę i On to uszanuje, bo do niczego nie zmusza. Ale ci, którzy się nawrócili i trwają przy Bogu dostają od Niego ogromne błogosławieństwo. I jeśli tylko Mu zaufasz, to uwierz mi, będziesz szczęśliwa. Bóg może Ci dać tak wspaniałego faceta, który Cię pokocha taką jaka jesteś i z którą weźmie ślub. Ale to do Ciebie należy decyzja. Lęk nie pochodzi od Boga, ale od złego, bo tu na ziemi toczy się ogromna walka o każdego z nas.

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: Marta (---.30.201.241.threembb.co.uk)
Data:   2014-07-20 23:16

Zaraz, ale czemu "powinnaś odejść"? Przecież możesz wziąć ślub z tym facetem, z którym jesteś, po co zaraz nowego ideału szukać? Ślub kościelny nie jest zarezerwowany tylko dla głęboko wierzących osób. Jest całkiem sporo par, na wpół wierzących, które biorą ślub kościelny. A nawet jeśli on jest całkowicie niewierzący, nieochrzczony, albo tylko ochrzczony, a nie bierzmowany, to są opcje ślubu kościelnego z osobą niewierzącą/wyznawcą innej religii - szczegóły w kancelarii parafialnej. Możesz też pogooglować o ślubie z osobą niewierzącą (np w Kodeksie Prawa Kanonicznego lub http://www.katolik.pl/malzenstwo-z-osoba-niewierzaca,219,416,cz.html
http://mateusz.pl/ksiazki/js-sd/Js-sd_31.htm). Dlaczego piszesz, że jego ustępstwo dla Ciebie "nie ma wartości" (dokładnie "jaką to będzie miało wartość"?). Moim zdaniem będzie miało dużą wartość, bo świadczy o tym, że jest w stanie iść z Tobą na kompromis, uszanować to, co dla Ciebie ważne. A że na razie nie chce dzieci? Sama mówisz, że Ty do niedawna nie chciałaś. Może on też do tego dorośnie kiedyś. Nie piszesz, ile macie lat, ale jeśli wczesna dwudziestka, to jeszcze sporo czasu macie.
Przejrzyj sobie zagadnienie owego ślubu z osobą niewierzącą i przede wszystkim przemyśl, czy jesteś z nim bo go kochasz, czy w ogóle jesteś z nim, żeby nie być sama. Ta druga motywacja jest fatalna, abstrahując całkiem od kwestii ślubu kościelnego czy jego braku.

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: Przerażona (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2014-07-21 00:23

Serdecznie, z całego serca dziękuję za odpowiedzi, mądre słowa i modlitwę. Na początek odniosę się do postu Marty. Wiem, że mogę wziąć z nim ślub jako z osobą niewierzącą. Ale pisząc, że "jaką to będzie miało wartość", mam na myśli to, że skoro ślub nie ma dla niego wartości, jest niepotrzebny, to potem tak samo rozwód nie będzie miał znaczenia... Tego się boję. Oczywiście kocham go, ale przez to, że tyle czasu zwleka z podejmowaniem decyzji, potem mówi, że dla niego to nie ma znaczenia, to pojawiły się duże wątpliwości (już się nasłuchałam historii, jak to panowie zwlekali, a jakoś przy innych wybrankach nie musieli długo czekać i nagle ślub nie był tylko zbędnym "świstkiem"). Co do kwestii dzieci, on już skończył 30 lat i twierdzi, że nigdy nie zdecyduje się na dzieci i że skoro przez tyle lat nie zmienił zdania, to już nie zmieni. To jest wypowiadane ostro, stanowczo, nawet dość agresywnie. Ja nie wyobrażam sobie teraz świadomie podjąć decyzję o nieposiadaniu dzieci (ja mam 26 lat). No i pytanie, czy nawet jak on brałby ślub jako osoba niewierząca, to czy wtedy nie odpowiada na pytania dotyczące dzieci? Wyczytałam tu na forum, że jeśli skłamie się w takiej kwestii, to ślub jest nieważny. Zastanawiam się, czy biorąc z nim ślub, mogę mieć nadzieję, że Bóg będzie działał w naszym związku, a mój wybranek zmieni zdanie? Tylko najgorsze jest to, że jednak tu liczy się czas i w tym wypadku nie będę mogła czekać zbyt wiele lat...

Dużo przemyśleń mam na ten temat, totalny mętlik, ale Wasze słowa są dla mnie bardzo ważne, jeszcze raz dziękuję. Będę o Was pamiętać w modlitwie. Zdaję sobie też sprawę, że tak naprawdę ta cała sprawa może być równie dużym szokiem dla mojego partnera, bo w końcu to ja nagle się zmieniłam, mnie nagle uwiera wspólne mieszkanie i nagle ja myślę o dzieciach w przyszłości. Bardzo mi przykro, że tych wszystkich myśli nie miałam przed podjęciem decyzji o wspólnym mieszkaniu.

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: Jadwiga (---.suwalki.vectranet.pl)
Data:   2014-07-21 13:11

Dla mnie mój obecny jeszcze mąż zgodził się na ślub kościelny, nawet nie zarzekał się silnie że nie chce mieć dzieci, ale zawsze było "jeszcze nie teraz" - więc problem z antykoncepcją, dylematy moralne, osamotnienie, nieposzanowanie moich wartości wartości. Nie ucieszył się kiedy poczęły się dzieci, nie był dojrzały - byliśmy w podobnym do Waszego wieku, nie było alkoholu, nie pomagał, uciekał w pracę i towarzystwo. W sercu nie chciał dzieci - teraz będzie to jedna z podstaw uznania nieważności małżeństwa. Ślub kościelny nie miał dla niego wartości - teraz chce rozwodu.
Właśnie przed chwilą dostałam pozew o rozwód - po kilkunastu latach modlitw moich i innych osób, podejmowanych postów, zamawianych mszy... Po ślubie "diabeł zaczął się mieszać" z ogromną siłą. Jest to wprost niewyobrażalne przez co musieliśmy przejść. Cała rodzina jest podzielona, straciłam wielu znajomych, dzieci cierpią ogromnie, a on tego nie widzi. Jako jeden z powodów podał konflikt religijny, choć nie czyniłam nacisków, nie wymagałam, by chodził z nami do kościoła, modliły się za niego dzieci. Nie zmieniły nic chrzty ani komunie dzieci.
Nie cofnę czasu, kocham go nadal, zostałam potraktowana jak rzecz, którą się wykorzystuje a potem wyrzuca. Przede mną zamiast wsparcia Mężczyzny, ojca - walka o majątek i dzieci - chce mi zabrać wszystko, nawet dobre imię - aby usprawiedliwić swoje postępowanie. Oczerniał mnie przed rodzina i znajomymi. Nie tak miało być...

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: Edith (---.ssp.dialog.net.pl)
Data:   2014-07-21 13:15

Od dawna dajesz się tak okradać? Dobrze, że się budzisz, ale teraz czas na krok dalej.
Facet pozbawił Cię bliskości (bo prawdziwa bliskość potrzebuje zaufania, a to w pełni możliwe jest jedynie w stałym związku, nie w konkubinacie), pozbawił Cię sakramentów, okrada Cię z płodności i macierzyństwa. W czym tak naprawdę gorsza jest samotność? Ona przynajmniej daje nadzieję na zmianę...

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: Marta (---.30.201.241.threembb.co.uk)
Data:   2014-07-21 23:30

Droga Przerażona, mam wrażenie, że masz tendencję do wyolbrzymiania problemów i przewidywania tylko złych rzeczy. Ty zakładasz, że jak weźmiecie ślub, to on Cię kiedyś pewnie opuści, no bo nie jest wierzący i nie chce dzieci. Raczej bym nie zakładała, że wierzący panowie dają stuprocentową gwarancję, że nigdy tej drugiej strony nie opuszczą, a niewierzący to w ogóle są same najgorsze elementy. Niejeden niewierzący potrafi być bardziej uczciwy i wierny niż taki, co głośno śpiewa alleluja i wszem i wobec opowiada jaki to on jest wierzący. Zresztą niezależnie od wiary mąż może mieć wypadek i długie lata wegetować jak roślinka, więc dzieci z takim też nie można mieć. Nigdy nic nie wiadomo.
Druga opcja Twoim zdaniem to zerwanie z nim i bycie samą, bo pewnie już nikogo nie spotkasz. Idealnego pewnie nie spotkasz, bo takich nie ma.
W ogóle czytając Twoje wpisy, trochę mi podpadło, że masz nie tylko negatywne podejście do wszystkiego (to i tamto nie ma wartości), ale też dość samolubne - tak mi się wydaje, sorry, jeśli się pomyliłam. Cała Twoja pisanina się kręci w zasadzie koło Ciebie i Twoich wymagań: "chcę gwarancji, że ktoś będzie ze mną zawsze, chcę dzieci, chcę żeby on się nawrócił i też tak uważał jak ja we wszystkich sprawach". A nie, to zostawić go? Nie dziwota, że on nie chce z Tobą ślubu. Tak się związków nie buduje.

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-07-22 20:57

Jeśli ktoś z góry zakłada, że nie chce mieć dzieci, to takie małżeństwo jest nieważnie zawarte. Co innego jest odłożyć w czasie poczęcie dziecka, bo nie ma jeszcze ku temu warunków, a zupełne je wykluczanie czyni małżeństwo nieważnym. Wypadki też chodzą po ludziach i można być niepłodnym, ale to jest zupełnie inna sprawa i nie można ją porównywać z tym, kto tego dziecka w ogóle nie chce. Ja bym z kimś takim ślubu nie zawierała i wcale to samolubne nie jest. Jeśli ktoś zawiera ślub sakramentalny to powinien się dostosować do wymaganych warunków. Jeśli ktoś zupełnie choć jeden warunek odrzuca, to nie powinien zawierać małżeństwa katolickiego, bo to będzie kłamstwo. Jest takie pytanie: "czy chcecie przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Was Bóg obdarzy?" I jaką odpowiedź wtedy da narzeczony? Jeśli powie, że chce a tak naprawdę nie chce, to będzie to oszustwo i ślub nieważnie zawarty. Poza tym żadna metoda zapobiegania ciąży nie daje 100% gwarancji i co będzie jeśli do poczęcia dojdzie? Ja bym się nad takim związkiem 1000x zastanowiła, jeśli chce się założyć prawdziwie chrześcijańską rodzinę.

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: Asia (---.free.aero2.net.pl)
Data:   2014-07-24 14:20

Też chcę odejść od narzeczonego i właśnie strach przed samotnością mi na to nie pozwala. Nie mam nikogo oprócz Jego. Żadnych przyjaciół, znajomych... z nikim nie utrzymuję kontaktu.
Bóg zrobi co będzie chciał, a ja to zaakceptuję.

 Re: Powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności.
Autor: AsiaBB (---.205.105.65.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2014-08-01 10:33

Wydaje mi się, że masz dobre odczucia odnośnie tego, że powinnaś odejść. A jeśli zaczęły się w dodatku od twojego nawrócenia, to tym bardziej są dobre. Może właśnie Pan Bóg ci pokazuje, że to nie związek dla ciebie? Bo przypomina zniewolenie a nie miłość, a Bóg zawsze uwalnia nas i w miejsce tego, co nam się wydaje miłością, daje miłość prawdziwą, może właśnie zaczął przygotowywać twoje serce do zmian, stąd te uczucia. Sama wymieniasz wiele minusów - różnice w światopoglądzie, posiadanie dzieci. To są istotne sprawy, które lubią z czasem rosnąć a nie się zmniejszać, nie ma tak, że "jakoś się dogadamy", raczej będzie na tym tle coraz więcej konfliktów. A wiesz, że bez ślubu też możesz zajść w ciążę, mimo antykoncepcji? I co wtedy? To on cię rzuci, bo "go oszukałaś"? Sądząc po tym, że wypowiada się w tej kwestii dość agresywnie, to całkiem możliwe. No i najważniejsze - nie jest się z kimś, bo się boję być sama, ale dlatego, że tego kogoś kocham. Ty piszesz wprost: "powinnam odejść, ale tragicznie boję się samotności". Musisz więc uporać się z tym strachem. Wydaje mi się też, że między was wkradło się takie przyzwyczajenie do siebie nawzajem, które łatwo pomylić z miłością. Moja rada jest taka - żebyś udała się do psychologa i popracowała nad poczuciem własnej wartości, bo nie można jej budować na drugim człowieku, stąd biorą się uzależnienia, a ty już jesteś uzależniona od partnera. I zrozumiesz, że nawet osoby samotne są szczęśliwe, ta jedna nieszczęśliwa z twojej rodziny nie jest wyrocznią na cały świat. A zważywszy na to, ile masz lat, więcej niż pewne, że samotna nie będziesz. Ale, żebyś była naprawdę szczęśliwa z kimś, musisz najpierw sama ze sobą.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: