logo
Niedziela, 12 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Wydawało mi się, że pobieramy się z miłości.
Autor: magda (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-07-24 11:56

Witam,
nie potrafię sobie poradzić. Jestem mężatką. 4,5 roku po ślubie kościelnym. Mam 2 letniego syna. Mąż niedawno miał romans. Znalazł kogoś, do kogo chciał odejść. W końcu opamiętał się i ostał. Ale to co powiedział w tym czasie o nas, o tym co czuł do mnie, o powodach bycia ze mną, o tym że nigdy nas tak do siebie nie ciągnęło jak ciągnęło ich do siebie... Nie potrafię sobie z tym dać rady. Czuję się oszukana, w klatce z kimś kogo już nie kocham, nie szanuję, nie daję rady..
Byłam zawsze dla niego, zawsze stanowiliśmy jedność. tak mi się wydawało.. A on był nieszczęśliwy. Mówił że wszystko dla nas, że nas kocha nad życie a szedł do niej.. Jak to poukładać?
jestem jeszcze młoda, wydawało mi się, że pobieramy się z miłości. Rozglądałam się na boki i nie widziałam pary lepszej niż my... A tu takie rozczarowanie i wyrok do końca życia... Jak żyć..

 Re: Wydawało mi się, że pobieramy się z miłości.
Autor: Mateusz (---.tvkdiana.pl)
Data:   2014-07-29 20:21

Czasami powtórzenie sobie pewnych rzeczy pomaga je uporządkować. Jesteście małżeństwem i to małżeństwem sakramentalnym. Ponadto nie żyjecie już tylko dla siebie nawzajem - na świecie jest Wasz syn, który potrzebuje Waszej opieki i miłości. A Twój mąż, mimo romansu, pozostał przy Tobie. To tylko dowodzi, że relacja między nim a tamtą kobietą była raczej fascynacją - intensywną, ale krótkotrwałą. Dlatego nie powinnaś traktować tego rozczarowania, jakkolwiek bolesnego, jako "wyroku" kończącego miłość między Wami. A tym bardziej nie postrzegać w ten sposób dalszego wspólnego życia. Raczej pracować nad naprawieniem relacji małżeńskich, co nie jest łatwe i wymaga czasu, ale jest możliwe.
Z Bogiem

 Re: Wydawało mi się, że pobieramy się z miłości.
Autor: Monika (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2014-07-29 20:41

Mam dłuższy staż małżeński i przegrałam. Teraz sądzę, zabrzmi to paradoksalnie, że za bardzo kochałam. Byłam całkowicie dla rodziny, dla domu. Teraz wiem, że często skutki tego są złe, że mężczyźni tego nie doceniają. Spróbuj, Madziu, równocześnie dbając o rodzinę, zachować margines dla siebie. Wywalcz czas dla siebie, umów się na kawę z koleżankami itd. Pozdrawiam

 Re: Wydawało mi się, że pobieramy się z miłości.
Autor: G_JP (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2014-07-30 02:17

Magda i Monika, bede sie za Was modlic. Pozdrawiam.

 Re: Wydawało mi się, że pobieramy się z miłości.
Autor: Gosia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2014-08-03 23:22

Magda, małżeństwo to sakrament, a sakrament ma uświęcać. Każdy człowiek grzeszy i błądzi. Przecież i Tobie może się zdarzyć, że poczujesz namiętność do innego mężczyzny. Mając mocne oparcie w Bogu poradzisz sobie z tą pokusą. Gorzej, jeśli ta wiara będzie słaba, tzw. letnia. Wtedy człowiek sobie wytłumaczy, że dzisiaj to się zdarza prawie wszystkim, jest to powszechne zjawisko, że takie uczucie zdarza się w życiu tylko raz i nie może tego zmarnować ani przejść obojętnie i tego typu brednie... Wszystko jesteśmy w stanie wytłumaczyć przed własnym sumieniem. Mój mąż zdradzał mnie 5 lat i urodziło mu się z tego związku dziecko. Sami mieliśmy już dwoje dzieci. Nie chciał od nas odejść, a ta kobieta walczyła o niego długo. Dla mnie małżeństwo jest nierozerwalne, więc nie wyganiałam go, ale i nie błagałam żeby został. Sam wybrał. Gdy prawda wyszła na jaw przeżyłam rodzaj szoku, w jakim Ty chyba teraz jesteś, bo okazało się, że to jest zupełnie inny człowiek, niż ja myślałam, że nie znam własnego męża, że nasz związek wygląda zupełnie inaczej niż ja myślałam. Zaczęłam widzieć męża bez różowych okularów mojej miłości. Zobaczyłam wyraźnie wszystkie jego wady, brzydotę niemal fizyczną, braki wychowania itd. Też przestałam go kochać. niemal z dnia na dzień. On został z nami, a ja po dwóch, trzech latach zaczęłam tego żałować. Żałować, że nie odszedł, bo zimno, które czułam w sercu rosło, potęgowało się. Budziłam się rano i zaczynały się tłuc w mojej głowie słowa: Nie, Dosyć, Odejdź stąd, Dosyć, Nie ! Myślałam, że zwariuję. Zimno czułam aż w gardle... Uratował mnie Bóg. Tzn. w tym duchowym mrozie zwróciłam się do Niego. Pan stopniowo wprowadzał mnie na ścieżkę wiary, modlitwy. Ja tylko pozwoliłam Mu prowadzić się przez życie, bo sama już nie wiedziałam co ze sobą zrobić, aby wyjść z tej matni. Przełomem okazała się Msza z modlitwą o uzdrowienie, po której moje nawrócenie nabrało zawrotnego tempa... Bóg wyprowadził mnie na "spokojne wody". Zrozumiałam sens małżeństwa. To, że jestem mężowi potrzebna do zbawienia. To pogubiony w grzechu, nałogach człowiek, któremu muszę przybliżyć Boga. Mam mu pomóc odnaleźć drogę do Pana, do zbawienia. Dzięki Bogu, modlitwie własnej oraz wstawienniczej, której się poddałam, odkrywam, że mimo całej biedy tego człowieka, a może właśnie dla niej, zaczynam go kochać. Ale jest to zupełnie inna miłość niż kiedyś. Ona wypływa z mojej woli i z miłości do Boga. Po prostu staram się w nim kochać Boga. To powoduje, że znajduję w sobie, w sercu, ciepło dla niego, którego tam nie było. Mam dla niego czułość, troskę, humor. Jest mi z tym dobrze, coraz lepiej, a mój mąż zaczyna się zmieniać. Na lepsze. To był długi proces, paroletni, ale Bóg tak właśnie działa. Ofiaruj Mu swoje życie, problemy, swojego męża. Módl się. Zobaczysz, On, jeśli pozwolisz Mu działać, uporządkuje to, co z mężem popsuliście, bo pewnie wina tego stanu rzeczy leży gdzieś po środku. Trzymaj się Boga, Madziu, a będzie dobrze. Zobaczysz. Pozdrawiam Cię serdecznie.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: