Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2014-10-16 13:38
Do Anny B:
"nigdy chyba nie zrozumiem po co do intencji dodawać od kogo ona jest. W moim kościele na szczęście tego nie ma (i w większości jakie znam tez nie)"
Wydaje mi się, że w żadnej parafii nie obowiązuje zasada, by - nawet nie tylko odczytać - ale w ogóle podawać imię ofiarodawcy, składając ofiarę. Nikt nigdy nie pyta, kim jestem dla tej osoby, mogę być nawet byłą kochanką, nikomu nic do tego.
Natomiast rzeczywiście w niektórych parafiach (regionach?) istnieje zwyczaj, a uważam że jest to piękny zwyczaj, że przed mszą pogrzebową rodzina zmarłego (kto chce, kto jest na to przygotowany, kto wie i o tym pamięta) idzie do zakrystii i zamawia za tego zmarłego msze święte w najbliższych dniach. Te msze święte nie będą odprawiane, jak bywa zazwyczaj, tam gdzie ja mieszkam np. w rocznicę śmierci mojej mamy, ale będą odprawiane w miejscu pogrzebu, czyli w kościele, do którego chodził zmarły i gdzie wszyscy go znali. To taka swoista "gregorianka", choć tych mszy zazwyczaj jest mniej. Na pierwszą i ostatnią (w 30. dzień) daje zazwyczaj najbliższa rodzina. Goście wyjadą po pogrzebie, a najbliżsi wiedzą, że przez wiele dni będą kolejno msze zamówione przez najbliższych. To jest czas, kiedy chodzi się i na cmentarz codziennie i łatwiej się zmobilizować na codzienne msze. Podczas mszy pogrzebowej ksiądz informuje rodzinę, odczytując kiedy są za zmarłego msze i kto je zamówił. Dlatego uczuciowo jest to dla ofiarodawcy ważne, żeby i on był wymieniony. Rodzina wtedy wie, że w ten dzień jak może to pójdzie do kościoła i wie, komu winna jest wdzięczność. Jutro od siostry, pojutrze od cioci, w czwartek od teścia itd. Gdyby to nie było odczytane, to by nie wiedzieli, że jest msza za "ich" zmarłego, a w takiej bolesnej atmosferze trudno też zapamiętać wszystkich ofiarodawców, których najczęściej tutaj już nie będzie. Ważne jest więc odczytanie jego imienia.
To jest piękne, ale trzeba wcześniej wiedzieć, że taki zwyczaj tam jest. Choć - jeśli się tam wyrastało, to się przecież pamięta.
Ale mogą też być sytuacje szczególne, gdzie komuś bardzo zależy. Osobiście w ogóle nie zwracam uwagi, czy moja intencja była wyczytana, bo wiem dobrze, że msza i tak będzie za kogoś "mojego". A jednak sama raz gorąco prosiłam (a ksiądz z życzliwym uśmiechem zapisał to nawet w księdze), żeby koniecznie była odczytana i intencja, i ofiarodawca.
Zmarł nasz dozorca, bardzo pobożny człowiek. Do dzisiaj w głowie słyszę, jak śpiewa kościelne pieśni rano podczas mycia schodów :)) Nie wiem nawet czyim to było pomysłem, ale sąsiedzi z trzech klatek pozbierali pieniądze na msze święte za niego (pogrzeb nie był w naszym mieście). Trochę tych pieniędzy było, przyszli z tym do mnie, żebym msze zamówiła. To był wspaniały gest, ale co się dziwić, że ogromnie mi zależało na tym, żeby była i intencja i ofiarodawca - sąsiedzi zmarłego. A wiem, że ksiądz może przeoczyć tę sprawę jako nieistotną. Według mnie jednak sąsiadom się to należało, żeby byli odczytani. I stąd moja prośba. Sąsiedzi wiedzieli, że będą trzy msze i każdy przyszedł kiedy chciał.
Dlatego, gdy komuś na tym zależy, nie trzeba od razu uważać takich rzeczy za dziwactwa. Czasem jest to z życzliwości i wdzięczności.
A nie zawsze to co z wyglądu brzmi jak: "a kto zapłacił?", jest niestosowne, może być bardzo pięknym zwyczajem.
|
|