Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2015-01-03 17:38
Niedawno był tu wątek, że tata przyjął komunię świętokradzką i co z tym robić, a chwilę potem okazało się, że był wcześniej do spowiedzi. Zbyt często zajmujemy się cudzymi grzechami, a nigdy nie wiemy na pewno jaki jest stan sumienia drugiego człowieka. "Grzech ciezki to byl z cala pewnoscią" - skąd ta pewność? W zasadzie jedyna pewność byłaby wtedy, gdyby kolega tuż przed mszą świętą na której przyjął komunię powiedział Ci, że jest w stanie grzechu ciężkiego. Bycie świadkiem nic nie daje, bo grzech, który jest obiektywnie ciężki, dla konkretnego człowieka w konkretnej sytuacji może takim nie być ze względu na niepełną świadomość czy dobrowolność.
Natomiast zakładając, że po fakcie kolega wyraźnie powiedział, że w chwili przyjmowania komunii był w stanie grzechu ciężkiego (mam nadzieję, że nie przymusiłaś go do publicznej spowiedzi? człowiek ma prawo do tajemnicy grzechu i nie wolno o to pytać dorosłego człowieka) - wtedy trzeba porozmawiać.
Co jednak oznacza zdanie kolegi: "uznal, ze nie bylo to nic zlego". Nic złego w czym? W tym co nazywasz grzechem ciężkim, czy w tym, że przyjął komunię z tym grzechem? "Grzeszących upominać" oznacza przede wszystkim informację, że TO COŚ (co zrobił lub planuje zrobić) jest grzechem i obiektywnie jest grzechem ciężkim. Jeśli wydaje Ci się, że ktoś tego nie wie, to trzeba powiedzieć. Podobnie jak raz trzeba przypomnieć, że w grzechu ciężkim nie wolno iść do komunii, bo jest to komunia świętokradzka, czyli kolejny ciężki grzech, z którego trzeba się wyspowiadać przed kolejną komunią. Taka informacja nie działa jednak wstecz (teraz się dowiedział, więc godzinę temu miał grzech). To działa w przyszłości. Teraz już będzie wiedział i następnym razem nie ma usprawiedliwienia. Jeśli jednak ktoś upomniany mówi, że to nie było nic złego, to polecić można tylko rozmowę w konfesjonale, bo my nigdy nie wiemy jak to było naprawdę, a nie wolno nam wchodzić z butami w cudze serce.
Natomiast w sytuacji, gdy ktoś już na pewno wie, a ta sama sytuacja się powtarza, to pozostaje nam tylko modlitwa. Pan Bóg dał nam wolną wolę, a tym samym w jakimś sensie "pozwolił" grzeszyć. Jeśli trwamy w grzechu ciężkim, Bóg patrzy na to z wielkim bólem, ale nie odbiera nam wolnej woli, choć źle z niej korzystamy. Nie gonią nas pioruny. Możemy wiele lat trwać w grzechu. On po prostu czeka. Ludzie często potrzebują czasu, żeby zrozumieć. Myślę, że prawie każdy z nas miał jakiś grzech (niekoniecznie ciężki), na który nie zwracał uwagi i nie uznawał za zło, którym się trzeba przejmować. A potem przyszła chwila, że zrozumieliśmy, że to także jest grzech, albo że to jest ciężki grzech. Bóg w stosunku do nas był cierpliwy, czekał na nasze zrozumienie, odkrycie grzechu. Dla siebie w takich sprawach jesteśmy wyrozumiali, a od innych chcemy, aby od razu rozumieli tyle, co ja w tej chwili już rozumiem. "Nie pamięta wół jak cielęciem był". Inni też potrzebują czasu. Jedno upomnienie wystarczy (wolałabym mówić o przypomnieniu czy poinformowaniu o grzechu, niż upomnienie, ale nawiązuję do nazwy grzechu, a raczej uczynku miłosierdzia co do duszy: "grzeszących upominać"). Większa odpowiedzialność jest wtedy, kiedy ktoś w naszej obecności PLANUJE grzech. Wyraźne powiedzenie, że tego nie wolno robić może kogoś uratować od grzechu. Jeśli to jest przestępstwo to mamy także obowiązek zgłosić to. Ale cały czas trzeba pamiętać, że dorośli ludzie sami o sobie decydują, także o swoich grzechach. Im bardziej nas to boli, tym więcej trzeba naszej modlitwy.
Tuż przed wysłaniem przeczytałam Twój ostatni post. Nie likwiduję powyższej odpowiedzi, bo może się komuś przydać. Nawiązując jednak do ostatnich słów: "Okolicznosci znam, bo bralam wspoludzial w tym grzechu. Chodzi o nieczystosc, masturbacje. Nie mam watpliwosci, ze to grzech ciezki." - jeszcze raz powiem: nigdy nie wiesz wszystkiego o drugim człowieku. Owszem, widziałaś grzech, który obiektywnie jest grzechem ciężki. Owszem, gdy jest to ktoś tak bliski i na dodatek "pomagałaś mu" w grzechu, rozmowa o tym grzechu jest zrozumiała i usprawiedliwiona, bo macie się nawzajem uświęcać, a wy nawzajem prowadzicie się na razie w kierunku piekła, a nie nieba. W takiej relacji mówi się sobie o wiele więcej niż wobec innych. Oczywiście, że lepiej, abyś odwiodła kolegę od grzechu, a nie grzeszyła z nim, a potem upominała, ale trudno. Świadectwo to może nie jest, ale dobra wola na pewno.
Jednak nie wiem na ile te rozmowy były szczere, na ile pełne. Katechizm KK mówi, że w pewnych sytuacjach masturbacja może nie być grzechem ciężkim, ale o tym decyduje się wspólnie ze spowiednikiem, nie z dziewczyną. Twój chłopak mógł wiele razy o tym rozmawiać ze swoim spowiednikiem, mógł usłyszeć, że gdy się to zdarzy, to może iść do komunii świętej. Twoje życie przebiegało inaczej, masz zupełnie inne doświadczenia, być może większą świadomość grzechu i większą dobrowolność czynu - dla Ciebie może to zawsze być grzechem ciężkim. Oczywiście, że wspólny grzech z ogromną mocą narzuca ocenę, że nie był to odruch. tylko czyn, którego można było uniknąć, bo był czas na ucieczkę. Czyli że był grzechem ciężkim. Ale jeszcze raz: my z zewnątrz tego NIE WIEMY NA PEWNO. Podam przykłady (nie bierz tego jako z kolei podejrzewanie Ciebie, to tylko przykład, abyś widziała, że nigdy sprawa nie jest pewna).
1. Może być tak, że chłopak już w dzieciństwie był bardzo poraniony w dziedzinie seksualnej (spotkania z pedofilem, obcym, czy nawet własnym ojcem), jest bardzo słaby w wypełnianiu tego przykazania, na dodatek sytuacja w jego życiu i na innych polach jest tragiczna i masturbacja (jako znany od dziecka czyn) zawsze potrafiła rozładować ogromne napięcie wcale niekoniecznie seksualne tylko inne emocje. Powtarzalność sprawiła, że stało się to ogromnym nałogiem. Kapłan, chcąc pomóc wyjść z napięć emocjonalnych pozwolił przez jakiś czas na chodzenie do komunii po tym czynie (uznając, że okoliczności zmniejszają winę, czyli, że w tym przypadku nie będzie to grzechem ciężkim). Teraz sytuacja wygląda tak: chłopak zgrzeszył. Podobnie jak w innych sytuacjach miał w pamięci słowa spowiednika, że wolno mu iść do komunii przez tydzień od spowiedzi (jeśli nie było innego grzechu ciężkiego), więc poszedł. Tak było od jakiegoś czasu, więc nie czuł się winien, że był do komunii. Być może w tej sytuacji grzech ciężki jednak był, ale on nie widział różnicy i uważał, że ma prawo. Nie popełnił wtedy grzechu świętokradztwa, ale powinien porozmawiać ze spowiednikiem, czy w takiej sytuacji wolno mu nadal korzystać z danych uprawnień, bo tutaj w grę wchodzi także z jego strony współudział w Twoim grzechu i zgorszenie.
2. Druga sytuacja nawiązuje do ostatniego zdania o współudziale w grzechu. To, że jakiś grzech robimy razem, nie oznacza jeszcze, że oboje jesteśmy tak samo winni i mamy taki sam rodzaj grzechu. Gdybyś, nie znając do końca jego problemów i słabości w tej dziedzinie, prowokowała go do tego grzechu, pomimo odmowy prowokowała dalej, to możesz być dużo bardziej winna niż on. Gdybyś wiedziała o jego słabości - to Twój grzech byłby jeszcze większy. (Oczywiście odwrotnie - także, ale masz problem z jego grzechem a nie swoim, dlatego taki przykład). A nawet gdyby nikt nikogo bardziej nie prowokował, to wcześniejsze doświadczenia mogą jednej stronie dawać mniej siły do walki z grzechem. Rozumiesz? Grzech jest czymś bardzo osobistym i zależy od wielu okoliczności. Dlatego ani narzeczeni ani małżonkowie nie idą do spowiedzi z tymi samymi grzechami razem, ale każdy osobno. Bo grzech jest MOIM osobistym stosunkiem do Boga, a nie NASZYM. Czyn może być wspólny, ale grzech popełnia każdy sam i sam za niego odpowiada.
Oczywiście, że Ty wiesz w tej sytuacji dużo więcej niż my, więc możesz z nim inaczej rozmawiać. Ale bez względu na to czy robiliście to w realu razem, czy osobno po dwóch stronach komputera czy telefonu, zawsze ktoś jest bardziej winien, bo pierwszy dał propozycję, był bardziej namolny w propozycji, bardziej prowokował, albo jest silniejszy i powinien umieć walczyć. Grzech dwojga ludzi nigdy nie jest identyczny, ale rzeczywiście po obu stronach może być grzechem ciężkim. Dobrze, że umiecie o tym rozmawiać. Dobrze, że się martwisz. Ale najlepiej nakłonić go do rozmowy na ten temat w konfesjonale. I nie oceniać według swojej świadomości, bo on może jeszcze w tej chwili rozumieć mniej. Ale jeśli wydaje Ci się, że rozumiesz więcej, to pamiętaj, że jesteś za swój grzech bardziej odpowiedzialna. I za niego jesteś bardziej odpowiedzialna. Pomóż mu nie grzeszyć.
PS. Jeszcze raz przypominam, że pierwszą część posta pisałam, nie znając Twojego drugiego wpisu. Kończyłam już po przeczytaniu, na dodatek z przerwami, więc nie wiem co w tym wątku dalej się działo :)). Ale już nic dopisywać nie będę.
|
|