logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Julita (22 l.) (---.16-4.cable.virginm.net)
Data:   2015-01-25 13:55

Witam

Chcę się zwrócić o pomoc, poradę, ponieważ nie radzę już sobie psychicznie, caly czas żyję nadzieją na to, że będzie lepiej. Zacznę od początku.

Ponad 3 lata temu poznałam mojego obecnego męża, który jest starszy o 8 lat. Po pol roku znajomości zdecydowaliśmy, że chcemy być razem, dogadywaliśmy super, pierwszy raz poczułam, że Łukasz jest osobą, z którą chcę stworzyć rodzinę, on się zgadzał ze mną, ja się zgadzałam z nim i to w każdej sprawie. Pochodzę z bardzo wierzącej rodziny, i sama chciałam zawsze taką stworzyć, Mama od zawsze zabierała mnie na rekolekcje, uczyła prawdziwej wiary, dzięki niej poznałam Pana Boga za co jestem jej bardzo wdzięczna. Bardzo doceniam rodziców, generalnie rodzina jest dla mnie bardzo ważna i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Łukasz pochodzi z rodziny wielodzietnej, ma 4 rodzeństwa, ojciec jest alkoholikiem, przez całe życie pił i znęcał się nad rodziną, w dużej mierze psychicznie, wywoływał bojaźń, być może dlatego Matka Łukasza nie odeszła od niego, ale Lukasz zawsze twiedził, ze nigdy nie bedzie taki jak jego ojciec. Przed poznaniem naszym poznaniem, Łukasz we wczesnym wieku ok. (18 lat) był w związku z kobietą starszą o 12 lat, z trójką dzieci. Byli razem przez 7 lat. Na początku kiedy się o tym dowiedziałam, było to dla mnie lekko przerażające, ponieważ jak młody chłopak mógł się związać z kobietą o tyle lat starszą, jednakże po rozmowach z nim powoli przestawałam o tym głębiej myśleć, był mlody i jak sam twierdzi teraz bardzo tego żałuje. Z tą kobietą przeszedł dużo złego i tak naprawdę ciągle słyszalam tylko o jej wadach. Następnie związał się z dziewczyną 3 lata starszą od niego, byli razem prawie 3 lata i również słysząc tą historię okazuje się, że dziewczyna ta, była taka i owaka i zostawiła Łukasza. Po tym czasie stwierdził, ze nie bedzie nikogo szukał, miłość sama go znajdzie. Tak też się stało jak poznał mnie. Po jakimś czasie zdecydowaliśmy, ze chcemy się pobrać, zaczęlismy zbierać pieniądze na ślub, wszystko załatwiać, organizować. Jednak moi rodzice próbowali mnie od tej dezycji odwrócić, moja Mama od samego początku jak Łukasz pojawił się w moim życiu 'bała się' go, widziałam, że coś jest nie tak, jakby coś ją bardzo dręczyło, mój Ojcec miał podobne odczucia jednakże, ja i tak twardo brnęłam w to, ze chce byc z Łukaszem i koniec kropka. Pół roku przed ślubem rodzice probowali mnie namówić, abym dała sobie jeszcze rok czasu, że to jest idealne aby się jeszcze poznać, że jak mamy być razem to i tak bedziemy, ale żebym dała sobie jeszcze ten rok.Były sytuacje kiedy płakałam przez Łukasza, dal mi odczuć, ze czasem alkohol i znajomi są dla niego wazniejsi ale ja i tak się bardzo buntowałam, nie chcialam słyszeć o czekaniu, chciałam być z Łukaszem i dopiąc do konca sprawy związane ze ślubem. Dodam jeszcze, że Łukasz pali marichuanę i lubi sobie wypić, ale byłam pewna, ze po ślubie wszystko się zmieni, że przecież stworzymy prawdziwą rodzinę i Lukasz na pewno w pewnych sprawach zmądrzeje. Nawet znajomi próbowali mi delikatnie zasugerować abym poczekała, ze slubem, ze jestem jeszcze młoda itp. Ale ja nie chcialam o tym slyszeć. Kiedy nadszedł dzień ślubu dopadł mnie jakiś 'lęk' szczerze mówiąc, dzień ktory miał być najszczęsliwszym dniem w moim zyciu był dniem 'bojaźni', nawet na nagraniu widać, ze siedzę smutna w kosciele. Po około 2 tygodniach po zawarciu małżeństwa wszystko się zmienilo... I tak jest do dzisiaj. Łukasz bardzo nieładnie zachowywał się kiedy odwiedzała nas Mama albo mój brat z rodziną, pokazywał, że wyraznie nie podoba mu się, ze przyszli i było to wyraznie widac, chwilami było mi wstyd... W pewnym czasie moja Mama stwierdziła, ze nie bedzie lepiej nas odwiedzać, ponieważ widzi, że Lukaszowi sie to nie podoba, brat z bratową równiez przestali przychodzic, (dodam, że wizyty mojej mamy wcale nie byly częste). Zaczęłam zauważac, ze Lukasz probuje odciągnąc mnie od rodziny, abym była tylko dla niego, mi się to nie podobalo, Mama starała się mi pomoć, porozmawiać ze mną i poradzić się innych doświadczonych duchowo ludzi o co chodzi, czemu tak sie dzieje.. Wkrótce zaczely sie miedzy nami klotnie o BYLE CO. Nieraz uslyszałam, ze mam sie wynosić, jednakże w gorszej formie tego słowa...Probował robić ze mnie winną w sytuacjach gdzie nie zrobiłam nawet troche złego, zaczęłam się go bac ponieważ nawet zwykłe pojechanie na zakupy ciągle konczylo się kłotnią, wystarczy, ze za długo się nad czymś zastanawiam to Łukasz od razu wybucha złością.... Miesiąc po ślubie okazało się, ze jestem w ciązy. Wszyscy sie tą wiadomoscią ucieszylismy. Liczylam, ze dziecko zmieni nasze życie i Łukasz w koncu zacznie zachowywać się jak prawdziwy mąż, a nie osoba ktorej się boję.. Jednak i z tym się myliłam, Łukasz potrafi mi robić aferę o wszystko, przez co doprowadza mnie to płaczu a to w moim stanie nie jest wskazane, jednakże dla niego ja się ciągle 'bronię' ciążą. Nie mogę go o nic poprosić przed wczesnym ustaleniem ponieważ, on po pracy musi się napić, albo zapalić to i owo.. W naszym małżenstwie nie ma jednosci, jestem obwiniana o wszystko. Ani razu nie widzialam jak Lukasz wrocil zadowolony z pracy i cieszyl się ze wrocil do domu, codziennie boję się w jakim bedzie humorze, codziennie są sprzeczki, dziś usłyszlaam, ze mam sie wynosić bo juz nie może na mnie patrzeć. Jutro mija pół roku od naszego, ślubu, niedługo na świat przyjdzie nasz synek, Dopiero teraz widzę, jaką racje mieli rodzice aby dać sobie jeszcze rok czasu... nie chcieli dla mnie źle, za pewne widzieli jakim człowiekiem naprawdę jest Łukasz ponieważ oni jako jedyni trzeźwo patrzyli na całą sytuacje i na to jakim jest człowiekiem i co mnie z nim czeka, ja pod wpływem emocji i uczuć tego nie zauwżałam i ślepo brnęłam w to wszystko. Coraz częsciej zastanawiam się nad rozwodem ponieważ, nasze małżeństwo od samego początku nie przypomina małżeństwa, zyję w wiecznej kłotni, bojaźni, rozmowy coś polepszają tylko na chwilę, Lukasz jest zawzięty i cały czas pokazuje 'kto tu rządzi'. Ciągle licze na to, ze jak pojawi się dziecko to wtedy coś się zmieni, w co z dnia na dzien zaczynam coraz bardziej wątpić. Zawsze mogę wrocic do rodziców, oni znają tą sytuację i widzą jak się mecze i jaka przyszłosc mnie czeka... Jednakże liczę na to, ze tutaj znajdzie się ktoś kto bedzie potrafił napisać mi co robić, czy rozwód to dobre wyjście.. Postaralam sie opisać wszystko jak jest i jak sie czuje.. Teraz już nie jestem sama bo pod serduszkiem noszę największe szczęscie jakie mogło mnie spotkać i nie chcę wychowywać go w bojaźni i kłotniach. Proszę o pomoć. Julita.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Esterka (---.165.kosman.pl)
Data:   2015-01-25 15:59

Julito, to, co mąż robi z Tobą, to przemoc psychiczna. Tu masz wątek Iwii, która ma podobny problem, tylko bardziej drastyczny:
www.katolik.pl/forum/read.php?f=1&i=355791&t=355791
Poczytaj rady w tym wątku, w dużej mierze odnoszą się do Ciebie.
Cóż, mąż jest osobą współuzależnioną i być może też uzależnioną. Poszukaj pomocy dla siebie w poradni leczenia uzależnień, gminnym centrum rozwiązywania problemów alkoholowych lub MOPS-ie - tam są psycholodzy zajmujący się uzależnieniami. W przypadku awantur nie bój się dzwonić na policję. Separacja i wyprowadzenie się od niego też nie byłoby złym pomysłem - masz dbać o zdrowie fizyczne i psychiczne siebie i dzieciątka, a ono wszystkie Twoje emocje przeżywa razem z Tobą. Być może istnieją też podstawy do stwierdzenia nieważności małżeństwa (powody: Poważny brak rozeznania oceniającego co do praw i obowiązków małżeńskich, niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej, błąd co do przymiotu osoby) - ale do tego nie namawiam, sama musisz się zastanowić i zdecydować, co dalej.
Idealnym rozwiązaniem byłoby namówienie męża na terapię, ale efekty terapii będą widoczne dopiero za jakiś czas, a Ty masz o siebie zadbać teraz.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Iza (ta wredna) (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-25 16:09

Rozwod to nigdy nie jest dobre wyjscie, ale czasami niezbedne. A jesli nie rozwod, to przynajmniej separacja. Co kilka tygodni gazety pisza o jakims tatusiu tego pokroju, ktory zatlukl kilkumiesieczne dziecko, bo plakalo, a nawet jak nie zatulcze, to klatwa przemocy i alkoholizmu przejdzie na kolejne pokolenie. Wiej, gdzie pieprz rosnie, skoro masz dokad sie ewakuowac. Takie historie koncza sie dobrze w jednym przypadku na milion.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: 8785 (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2015-01-25 16:09

heh, widziały gały co brały.

Jeśli Twój mąż nie dostrzega problemu to mu go pokaż, pokaż też sposoby rozwiązań - terapia małżeńska, indywidualna, spowiedź, literatura tematyczna itp.

Samo się nic nie zrobi, nie możesz czekać na mannę z nieba.
Udowodnij sobie, że jesteś na tyle dorosła i odpowiedzialna by nie tylko założyć białą suknię i spłodzić dziecko ale też zawalczyć o tego, któremu ślubowałaś miłość i wierność aż do śmierci i że możecie jeszcze być szczęśliwą rodziną.
Bo od nicnierobienia Twoja sytuacja się nie poprawi,
wątku z rozwodem nie skomentuję :/
Małżeństwo to też obowiązek pielęgnowania go, nie tylko jego obowiązek ale też Twój. Przestań leżeć i pachnieć, najwyższy czas zakasać rękawy.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: ec (---.warszawa.vectranet.pl)
Data:   2015-01-25 17:15

Strasznie to smutne i takie trochę bez wyjścia. No chyba żeby on zdecydował się na jakąś terapię. Ale pewnie nie będzie chciał.

Mówisz, że miał trudne dzieciństwo, a to może zostawić piętno na resztę życia.

Dobrze, że w razie czego masz dokąd wrócić. Trzymaj się, spróbuj znaleźć jakąś poradnie, pomoc, a jeśli się nie uda to postaraj się żeby Twój synek miał lepsze dzieciństwo niż jego ojciec - nawet jeżeli oznaczałoby to rozwód.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Asia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-25 18:51

Naprawdę bardzo ci współczuję, ale.. nie liczyłabym, że dziecko go odmieni. Macierzyństwo to ogromny dar, ale również nie przespane noce i płacz dziecka i twój mąż po prostu jest na tyle nie dojrzały, że może mówiąc delikatnie temu nie sprostać, będzie uciekał w alkohol i towarzystwo. Chroń siebie i dziecko. Niestety duży błąd popełniają nieraz młode dziewczyny licząc, że po ślubie się zmieni, że przestanie pić i będzie jeszcze czulszym kochającym mężem. Nie jesteś sama, masz dobrych kochających rodziców, którzy na pewno zrozumieją i cię przyjmą a to bardzo dużo. Pomódl się, by Pan Bóg pomógł ci rozwiązać tą sytuację dla dobra twojego synka, ciebie i twojego męża. Może jak zobaczy co traci, to otrzeźwieje. Może...

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Julita (22 l.) (---.16-4.cable.virginm.net)
Data:   2015-01-25 22:37

Drogi użytkowniku 8785 (---.adsl.inetia.pl), bardzo nie podoba mi sie sposob w jaki sie wypowiadasz na temat tej sytuacji, byc moze nie do konca zrozumiales to co napisalam, nie wspomnę juz o lezeniu i pachnieniu. Nie wiesz przez co przechodzę i jak bardzo odbija się to na calej mojej rodzinie, na rodzicach ktorzy patrzą jak cierpie, jak własny mąz mną pomiata. Z kazdej strony staram się ratowac to malzenstwo, a nadzieja to chyba jeszcze nie jest nic zlego, bo licze, ze bedzie lepiej. Jest to bardzo ciezka sprawa i nie napisalam tu po to aby oceniano mnie, ale aby ktoś to byc moze ma wiedzę i rozeznanie w takich sprawach moglby mi podpowiedziec co byloby dobrym rozwiazaniem. Jednakże dziekuje za Twoją wypowiedz.

Drota Esterko, Izo i ec ---.warszawa.vectranet.pl problem polega na tym, że mąż twierdzi, ze uzalezniony nie jest a siłą przeciez nie zaciągnę na terapię... Jak na razie codziennie powierzam to wszystko Panu Bogu być może On wybierze odpowiedni moment na to, ze Łukasz sie obudzi.

Dziękuję Ci Asiu. Zawierzam Panu Bogu wszystko, modlę sie codziennie i ofiaruję naszą rodzinę, z resztą nie tylko ja, ale i rodzice oraz bliskie mi osoby. Puki co jeszcze nie tracę nadziei...

Dziękuje Wam wszystkim za wypowiedz w tej sprawie.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: MM (---.play-internet.pl)
Data:   2015-01-25 23:11

Julito, bardzo mi przykro, że jesteś w takiej sytuacji. Jednakże nie rozumiem, jak do tego doszło. Przedstawiasz się jako osoba z ustabilizowanej, kochającej się rodziny z wartościami, z rodziny potrafiącej się komunikować. Jednakże nie chciałaś słuchać innych, dotyczy to zarówno rodziny jak i znajomych. Skoro inni widzieli, że coś jest nie tak, to znaczy, że już przed ślubem nie było sielankowo. Problemem jest nie tylko zachowanie Łukasza ale i Twoja nieumiejętność oceny sytuacji. Może to dotyczyć też obecnej sytuacji. Za bardzo liczyłaś na to że ślub coś zmieni? Rozczarowałaś się, że tak się nie stało?
Pozostaje Ci iść do wszystkich tych ludzi, którzy odradzali Ci ślub i rozmawiać z nimi. Powiedzieć, że mieli rację, powiedzieć jak jest i pytać o radę. Niekoniecznie od razu wszystkie rady wprowadzać w życie. Po pierwsze wysłuchać i przemyśleć.
To wcale niedobrze, że rodzina przestała Cię odwiedzać, bo Łukaszowi coś się nie podobało. Poproś ich, żeby dalej przychodzili, bo Ty chcesz, żeby przychodzili, że nie chcesz być samotna i że są dla Ciebie ważni.
Poszukaj wsparcia w poradni, im szybciej tym lepiej.
"ja pod wpływem emocji i uczuć tego nie zauwżałam i ślepo brnęłam w to wszystko"
Pamiętaj, że teraz też jesteś pod wpływem emocji. Nie brnij więc już na ślepo jakakolwiek będzie Twoja droga.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Esterka (---.165.kosman.pl)
Data:   2015-01-25 23:46

Julito: siłą nie zaciągniesz, ale jest możliwość sądowego skierowania na leczenie (tzw. leczenie przymusowe). W ośrodkach, które wymieniłam, jak również w każdej poradni psychiatrycznej i psychologicznej powiedzą, jak to zrobić, o ile do nich pójdziesz.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Julita (22 l.) (---.16-4.cable.virginm.net)
Data:   2015-01-26 00:10

Drogi MM, przyznam Ci rację. Rodzice widzieli jakim czlowiekiem jest Łukasz i ze jest to osoba skłonna do ranienia innych, jednak ja uważałam, że jest to troche wymyślanie, ze jak raz zranil to juz tego nie zrobi, ze trzeba przebaczać. Jesli chodzi o znajomych to dziwili się, ze chce wyjść za mąż w tak młodym wieku, 21 lat to wciąz wczesnie na małżenstwo. Ale ja sie uparlam... Kontakt z rodziną mamy cały czas. Mimo tego jak jest rodzina stara sie za wszelką cene miec dobre stosunki. Ale wyraznie widzę, ze dla Lukasza najlepiej byloby gdyby tak nie bylo. Czego nie rozumiem bo ze swoją Mamą oraz rodzeństwem ma rewelacyjne stosunki. Byc moze Łukasz zauwazył, że moi rodzice widzą jakim jest człowiekiem... Boje sie co bedzie dalej, bo chce aby było dobrze. Ale zarazem nie chce brnąc w przyszłosc, gdzie skutki mogą sie odbić na psychice mojej, dziecka i rodziny ktora bardzo to wszystko przezywa...

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: B. (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-26 01:21

Julita
Wzięłaś na siebie ciężar, którego sama nie udźwigniesz. Tylko z Bożą pomocą możesz to unieść. Jesteś osobą wierzącą, więc słowo "rozwód" wyeliminuj z myślenia, ono w ogóle nie wchodzi w rachubę z powodu tego, co powiedział Pan Jezus: "Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!" Mk 10,9
W pewnych sytuacjach Kościół dopuszcza separację, ale rozwodu nie dopuszcza nigdy. Rozwód to narażenie męża na całkowite odseparowanie od sakramentów, jeżeli związałby się z inną kobietą. Ty też byłabyś skazana za życie samotne, bo gdybyś związała się z innym mężczyzną, byłabyś w sytuacji cudzołóstwa i także nie mogłabyś jednoczyć się z Bogiem w Komunii Świętej.
Pan Jezus powiedział: "A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa." Mt 5,32
Najlepiej byłoby kiedyś wejść w środowisko ruchu Rodzina Rodzin, ale teraz raczej radziłabym Ci poszukać kontaktu z panem drem Jackiem Pulikowskim (przyjmuje w poradni rodzinnej).
Może potrzebujesz wsparcia ruchu rodzin alkoholików Al-Anon?

Napisałaś, że Łukasz pali marihuanę i lubi sobie wypić, ale byłaś pewna, ze po ślubie wszystko się zmieni, że Łukasz zmądrzeje.
Kochana, czas teraz na realność. Czas na zmiany na lepsze - ale sama nie dasz rady. Po pierwsze przylgnięcie do Boga, po drugie np. Al-Anon.
Mężowi nie dziw się, że obawia się Twojej rodziny, musiał przed ślubem zauważyć, że są mu przeciwni.
Zdecydowałaś, że weźmiesz za męża alkoholika z rodziny o tradycjach alkoholowych, stało się, nie licz już na to, że coś się zmieni samo. Twój mąż jest prawdopodobnie osobą po prostu chorą na alkoholizm. W Al-Anon poznasz, co robić, a czego nie robić, aby jemu i sobie pomóc (i dziecku). Nie zwlekaj i nie wstydź się, tylko tam pójdź.
Przeszłość męża świadczy o tym, że nie miał wpojonych zasad życia zgodnego z Prawem Bożym. I pewnie jest tak do dziś. Lżej jest mieć męża wierzącego, bo wie że pijaństwo jest grzechem głównym, a np. zdrada żony odpada, bo jest Przykazanie "nie cudzołóż" Twój mąż ma się chyba tego dopiero uczyć.
"Liczyłam, ze dziecko zmieni nasze życie i Łukasz w końcu zacznie zachowywać się jak prawdziwy mąż, a nie osoba której się boję"
Julita, kochanie, chyba sama już widzisz, że takie słowa i nadzieje to naiwność i brak realizmu? Mąż jest CHORY na alkoholizm i w jakimś stopniu na narkomanię, "samo" się nic nie zmieni. Szukaj ratunku u Jacka Pulikowskiego i/lub w Al-Anon. I nie załamuj się, tylko spokojnie i cicho szukaj ratunku,
Serdecznie pozdrawiam.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: ursa (185.38.226.---)
Data:   2015-01-26 02:35

uciekaj - drapieznik zawsze chce oddzielić ofiare od stada - dlatego nie chce zebyś utrzymywala kontakty z rodziną, znajomymi, przyjaciólmi i mogla uzyskac od nich pomoc.
Uciekaj.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Celnik (---.tvteletronik.pl)
Data:   2015-01-26 09:14

Ciekawe. Palenie papierosów rzuciłem, gdy się ożeniłem - aby więcej pieniędzy było w domu. A Twój mąż nie zamierza rzucić narkotyków i alkoholu? Pomijam wątki zdrowotne. Przepraszam, ale z tego co piszesz, Twój mąż to zwykły żulik.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: MM (---.free.aero2.net.pl)
Data:   2015-01-26 10:03

Bardzo Ci współczuję. Byłam w podobnym związku. Na szczęście rodzina widziała co się święci i prawie przymusowo mnie od niego odcieli. Wiadomo, na początku był płacz, ale potem gdy już zrozumiałam błąd i chciałam zakończyć związek to on mnie nachodził, groził. Nikomu tego nie życzę. Modliłam się wtedy bardzo i Bóg postawił takich ludzi na mojej drodze, którzy cały czas byli przy mnie i wspierali mnie psychicznie. I poradziłam sobie z tym, co było. Ułożyłam sobie życie na nowo i jestem szczęśliwa.
Co mogę radzić? Uciekać jak najszybciej jeśli wiesz, że rodzina Cię przyjmie, bo się wykończysz, a dziecko będzie miało złe dzieciństwo.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Klemensowa (---.static.ip.netia.com.pl)
Data:   2015-01-26 11:00

Zasada jest taka, że zakłada się, iż małżeństwo jest ważnie zawarte, więc działamy tak, jakby było. Jednak tu można mieć co do ważności wątpliwości. Skoro przed ślubem wiele osób zauważało pewne cechy Twojego męża, które sugerowały, żeby nie wiązać się z nim. Sam alkoholizm może być wystarczającym powodem nieważności. Bardzo Ci współczuję i radzę wizytę w poradni rodzinnej i kontakt z prawnikiem kanonistą. Poza tym oczywiście wsparcie rodziny i przyjaciół.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: nieco doswiadczona (---.range86-191.btcentralplus.com)
Data:   2015-01-26 13:01

Julito,

Radzila bym Tobie przeniesc sie natychmiast do Twoich Rodzicow. Potrzebujesz spokoju Ty i Twoje dziecko. Musisz najpierw odpoczac i nabrac sily by podjac decyzje co dalej, ale najpierw musisz byc bezpieczna. Z dala od kata. Twoje dzieciatko bedzie mialo Twoja milosc, a moze Lukasz "obudzi sie"? Trwalam w malzenstwie 12 lat. Myslalam, ze jak nie dla siebie to dla dobra dzieci to czynilam. Jestem 10 miesiecy po sadownym natychmiastowym odseparowaniu, a dzieci nie chca go widziec w ogole.
Julitko, z calego serca zycze Ci duzo Swiatla i opieki Bozej.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Iza (ta wredna) (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-26 14:10

"A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa."

Ten fragment, podobnie jak wszystkie inne cytaty z Pisma Swietego, nalezy czytac w kontekscie calosci i w kontekscie epoki. Jesli by brac go doslownie, to separacja rowniez powinna byc zakazana, bo jest mowa o "oddaleniu", a nie o wreczeniu listu rozwodowego. Z praktycznego punktu widzenia separacja tak samo naraza na cudzolostwo jak rozwod. Roznica jest taka, ze slubu nie mozna wziac, ale slub nie jest niezbedny to permanetnego trwania w cudzolostwie - mozna wszak zyc w konkubinacie. A jednak Kosciol separacje dopuszcza, poniewaz nie tylko o seksie jest mowa w Pismie Swietym. W tym fragmencie nie bez powodu jest mowa o oddaleniu zony przez meza. Maz w owych czasach byl osoba dominujaca, a zona byla od niego calkowicie zalezna. Odeslanie jej oznaczalo wpadnięcie odesłanej w nędzę, stąd kobiety prędzej szukały mężczyzny dla poprawy swojego bytu niż dla seksu. Ten czynnik ryzyka tutaj nie wystepuje. Męża głód nie zmusi do szukania kobiety, która będzie go utrzymywać i nie jest osobą niewinnie odesłaną, biernie poddaną decyzji, ale aktywnie na nią zapracował i stwarza realne zagrożenie dla matki i dziecka. Dzisiaj Kosciol naucza, ze da sie latami zyc bez seksu: w celibacie, przed slubem (ktory odroczyl sie z wieku lat ok. 20 srednio o dekade), po slubie (bo NPR i nieregularne cykle, premenopauza), po rozwodzie, po smierci malzonka. Skoro jednym mowi sie, ze to mozliwe, to dlaczego drugim, ze to narazanie na cudzolostwo?

W tej chwili najważniejsze jest bezpieczenstwo matki i dziecka, dlatego powinna sie ewakuowac. Kobieta w III trymestrze ciazy ma sie relaksowac i skupiac na przygotowaniach do narodzin dziecka, a nie szarpac z alkoholikiem, blagac go o terapie, wdzieczyc sie do niego, zeby mu sie przypodobac itp. cokolwiek tu w tym kierunku radzono. To on powinien wokol niej skakac, bo ciaza to stan bardzo trudny zarowno fizycznie, jak i psychicznie. Kazdy silny stres ogranicza przeplyw krwi w lozysku i pogarsza dotlenienie dziecka, dlatego ciezarnej NIE WOLNO denerwowac, bo dziecko dziecko bedzie niedotlenione. Jak urodzi i troche sie ogarnie po porodzie, to zobaczy, czy maz sie opamietal, czy trzeba przyjrzec sie kwestii waznosci tego malzenstwa.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: renata (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2015-01-26 16:14

zastanów sie naprawde w koncu czego chcesz. bo chyba swiadomie dalej chcesz brnac w to bagno.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: malutka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-26 17:07

Bardzo Ci współczuję tej całej sytuacji i tego, że przekonałaś się, jaki jest Twój mąż. Rodzice mieli rację, że powinnaś poczekać ze Ślubem i lepiej Go poznać. Ale czasu nie można cofnąć. Piszesz, że On mówi, że masz się wynosić. Na Twoim miejscu bym się wyniosła, skoro masz dobrych rodziców i zrozumieją sytuację. Teraz powinnaś pomyśleć o sobie i dziecku, które niedługo urodzisz. Oni mogą Ci pomóc przy dziecku. Mężowi powiedziałabym, że nie wytrzymuję i dla dobra dziecka się wyprowadzam, a On niech przemyśli swoje zachowanie. Prawdopodobnie przejął zachowania swojego ojca, który też się znęcał nad rodziną i sam jest chory, o czym świadczy picie i zażywanie narkotyków. Powinien iść na terapię i zacząć pracę nad sobą, swoimi wybuchami złości i znęcaniem się nad Tobą. Widocznie nie radzi sobie z przeszłością i stąd w Nim takie zachowania. Pisałaś, że był związany ze starszymi od siebie kobietami. Pewnie szukał u Nich tego, czego nie dostał w rodzinie. Nie czuj się winna, że coś robisz źle, że mu się coś nie podoba. Nie pozwól też wpędzać się w poczucie winy, bo się wykończysz. Ty też powinnaś skorzystać z porady psychologa, aby wiedzieć, jak się zachowywać względem Niego, nie dać sobą "pomiatać". Nie możesz żyć w ciągłym lęku, pomyśl o sobie i dziecku.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Ј (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2015-01-26 18:25

Spotkałam się z bardzo podobnym przypadkiem w realu. Czyli:

"caly czas żyję nadzieją na to, że będzie lepiej"
"Były sytuacje [przed ślubem] kiedy płakałam przez (...), dal mi odczuć, ze (...) są dla niego wazniejsi ale ja i tak się bardzo buntowałam, nie chcialam słyszeć o czekaniu, chciałam być z (...) i dopiąc do konca sprawy związane ze ślubem."
"byłam pewna, ze po ślubie wszystko się zmieni, że przecież stworzymy prawdziwą rodzinę i (...) na pewno w pewnych sprawach zmądrzeje. Nawet znajomi próbowali mi delikatnie zasugerować abym poczekała, ze slubem (...) Ale ja nie chcialam o tym slyszeć."
"Liczylam, ze dziecko zmieni nasze życie i (...) w koncu zacznie zachowywać się jak prawdziwy mąż, a nie osoba ktorej się boję"
"W naszym małżenstwie nie ma jednosci, jestem obwiniana o wszystko."
"Dopiero teraz widzę, jaką racje mieli (...) nie chcieli dla mnie źle, za pewne widzieli jakim człowiekiem naprawdę jest (...) ponieważ oni (...) trzeźwo patrzyli na całą sytuacje i na to jakim jest człowiekiem i co mnie z nim czeka, ja pod wpływem emocji i uczuć tego nie zauwżałam i ślepo brnęłam w to wszystko"
"nasze małżeństwo od samego początku nie przypomina małżeństwa, zyję w wiecznej kłotni, bojaźni, rozmowy coś polepszają tylko na chwilę"

Skończyło się orzeczeniem o nieważności małżeństwa. Dużą wagę dla sądu miały również te sprawy, które wybrałam z Twoich wypowiedzi.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Beata (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2015-01-26 18:25

Witaj,
Twój mąż jest uzależniony, a walka z tym w Twoim stanie jest w tej chwili walką nierówną i sama nie dasz rady.
W pełni zgadzam się z opinią Izy (wrednej) i innych osób, które doradzają, abyś chroniła siebie i dziecko i się "ewakuowała".
Mam za sobą identyczne doświadczenia (agresja, przemoc psychiczna, krzyki, wyzwiska, przekleństwa, wyrzucanie z domu, szarpanie i duszenie, szantaż, wyśmiewanie i szyderstwa, izolowanie od rodziny, zastraszanie, obwinianie, zmuszanie do swojej woli, z czego wielka część tych zachowań, gdy byłam w ciąży i po narodzeniu dziecka, z tym że bez narkotyków)
i uwierz mi - mówienie, że dziecko w łonie matki i sama matka będąca w ciąży potrzebują spokoju i wyciszenia, bo dziecko przejmuje i czuje emocje matki, nie jest pustym frazesem, ale realnym faktem, samą prawdą (!)
Moje dziecko, które teraz ma 2 latka, z powodu stresów i zgryzot, jakie przez męża przechodziłam będąc w ciąży, ale i będąc świadkiem - już po swoich narodzinach- tych złych zachowań ojca - ma teraz poważne problemy zdrowotne i psychiczne (nie jest w pełni sprawny fizycznie i ma silne lęki, często wpada w histerię, piszczy, płacze, a nawet w tak młodym wieku ma napady autoagresji). Sama w najgorszym, szczytowym okresie agresji mojego męża rozważałam możliwość czasowej wyprowadzki od niego do mojej rodziny, ale - na nieszczęście - dałam mu szansę i doprawdy źle na tym wyszłam.

Dlatego z własnego doświadczenia, doradzam Ci z całego serca - gdyż teraz stres i zmartwienia mogą zaważyć na życiu i zdrowiu dzieciątka - wyprowadź się do rodziców, uspokój, przygotuj do porodu, a po nim, kiedy odpoczniesz i względnie przywykniesz do nowego trybu życia (dziecko naprawdę wywraca świat do góry nogami), zajmij się swoim małżeństwem - zastanów się, w którym iść kierunku. Choć ja namawiałabym do separacji i wystąpienia o stwierdzenie jego nieważności.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: abia (---.18.199.109.static.rdi.pl)
Data:   2015-01-26 20:09

Julito, uciekaj! Masz to szczescie, ze masz kochajaca rodzine, rodzicow, inni nie maja dokad pojsc. Alkoholik nigdy nie przyzna, ze ma problem... Jako jedyne wyjscie widze wyprowadzke do rodzicow, zloz wniosek o separacje i rozdzielnosc majatkowa. Rozwod to ostatecznosc. 3maj sie

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Magda (---.toya.net.pl)
Data:   2015-01-26 20:17

Ja bym Ci doradzila, zebys sie wyprowadzila. Nie dziwię się, że myślisz o rozwodzie. Szansę na stwierdzenie nieważności małżeństwa, moim zdaniem, masz, jeżeli świadkowie zdecydowanie potwierdzą wszystko to o czym piszesz. Ktoś tam wyżej napisał, że jeśli się wyprowadzisz, to dasz mu szansę na przemyślenie swojego zachowania. Będzie musiał się jakoś ustosunkować. Zobaczysz jak i zdecydujesz co zrobić, wydaje mi się.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: ana (---.205.245.99.dsl.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2015-01-26 20:51

Julito, gdy czytam Twoją opowieść stają mi przed oczami sytuacje z mojego małżeństwa. Mąż też miał ojca alkoholika i zachowywał się podobnie do Twojego męża. Też było obwinianie o wszystko choć nie byłam winna, też wybuchy złości i awantury o byle co. Bardzo serdecznie Ci współczuję, bo WIEM przez co przechodzisz. Zmienić taką osobę jak Twój mąż jest niezwykle trudno, musiałby pójść na terapię dla Dorosłych Dzieci Alkoholików, ale tez nie ma żadnej pewności, że to coś pomoże. Możesz spróbować z nim o tym porozmawiać. Ale jednocześnie radzę Ci - jeśli nadal nic się nie zmieni - spróbować dowiedzieć się w sądzie biskupim czy Twoje małżeństwo jest ważnie zawarte, bo obawiam się, żę Twój mąż nie jest psychicznie zdolny do wypełniania obowiązków męża. Pozdrawiam Cię serdecznie. Dobrze radzą Ci osoby, które piszą, żebyś teraz zamieszkała ze swoją rodziną, bo dla ciebie i dziecka najważniejszy jest spokój w domu.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: afro (---.jasnagora.pl)
Data:   2015-01-26 21:20

Ja bym odeszła - bez rozwodu, ale odeszła. Nikt nie ma prawa się nad Tobą, jakkolwiek - znęcać. Chcesz takie piekło zafundować dziecku? On się nie zmieni...

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Magda (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2015-01-27 11:09

Dlaczego pozwalasz Łukaszowi na krzywdzenie Ciebie i Twojego synka? Uważasz, że to mu pomaga? To straszne słowa, ale zachowujesz się jakbyś nie kochała własnego dziecka. W Twoim stanie Tobie i Twojemu dziecku potrzebny jest spokój i wsparcie. Gdzie możesz je otrzymać? Gdzie możesz mieszkać w spokoju?
Łukasz jest dorosły, pomóc mu może specjalista, np. terapeuta uzależnień. Twoje dziecko nie może mu pomóc wyjść z alkoholizmu, narkomani, przemocy. Twoje dziecko może tylko zostać jego ofiarą a w przyszłości wpaść w to samo. Gdybyś nie była współuzależniona, łatwiej byłoby Ci bronić siebie i swojego synka.
Odcięcie od rodziny to element przemocy wobec Ciebie, sposób na łatwiejsze manipulowanie Tobą. Teraz będzie łatwiej sprawić, że zrobić to, czego chce Łukasz. Będziesz posłuszna, będziesz obwiniała samą siebie, brała na siebie odpowiedzialność za wszystko. Będziesz czuła się odpowiedzialna za naprawę małżeństwa i za Łukasza. Będziesz zajmowała się wszystkim, tak jak on sobie życzy. Twój syn będzie dorastał w takiej atmosferze i z jednej strony będzie odczuwał wieczny niepokój i lęk przed ojcem, a z drugiej strony może już niedługo stanie się taki sam.
Chcesz tego dla swojego synka?
Dołączam się do rad, byś szukała pomocy u tych, którzy odradzali Ci małżeństwo.
Polecam wybranie się do ośrodka terapii uzależnień na terapię dla współuzależnionych.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: iwiii (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-27 12:48

Julito, starłam zęby na podobnej sytuacji, obecnie podobnie jak ty też jestem przy nadziei. Mąż się nie zmieni. Jakkolwiek byś w to wierzyła. Bo nie chce. Ratuj siebie i dziecko.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Malgorzata (---.adsl.highway.telekom.at)
Data:   2015-01-27 16:23

Szczesc Boze.

Bardzo smutna jest Twoja historia. Modl sie za meza Nowenne Pompejanska. Cudowna modlitwa: Mozesz starac sie o stwierdzenie niewaznosci malzenstwa poniewaz mysle ze Twoj maz jest chory psychicznie; albo nekany przez zlego ducha. Pozdrawiam serdecznie i obiecuje modlitwe. Z Bogiem

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: wole-nie-podawac-imienia (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2015-01-28 10:52

Jesteś ofiarą przemocy. Udaj się do specjalistów, np. do Niebieskiej Linii (możesz na początek zadzwonić, telefon w necie) i bądź wytrwała w pracy, nawet jeśli pojawi się "miodowy miesiąc", bo to zasłona dymna sprawców. Twoje małżeństwo może być nieważnie zawarte, ale zanim pójdziesz do sądu możesz próbować rożnych dróg np. separacji. Sprawcy czuja się bezkarnie przy ciężarnej żonie i są bardziej, a nie mniej agresywni, bo sądzą, ze teraz nie odejdzie. Szukaj pomocy, szukaj pomocy. Specjalistów. Wtedy wreszcie zrozumiesz co się dzieje.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Elka (---.serv-net.pl)
Data:   2015-01-29 11:44

Taki sam przypadek jak twój mam w rodzinie - dziewczyna wyszła za mąż niby z wielkiej miłości, mimo że najbliżsi starali się ją od tego odwieść (albo chociaż żeby jeszcze poczekała trochę), gdyż chłopak jej był niezrównoważony psychicznie, robił jej karczemne awantury, nawet tuż przed samym ślubem. Rodzice w dniu ślubu błagali ją by się jeszcze zastanowiła. No a krótko po ślubie zaczął ją bić tak, że musieli ją bracia nie raz z opresji ratować. Też myślała, że jak urodzi dziecko będzie lepiej - nie było. Rozwiedli się. Dziewczyna ma uraz do mężczyzn do dzisiaj, depresję, samotnie wychowuje małego. A jaki morał? NIE SPIESZYĆ SIĘ ZE ŚLUBEM! A w twoim przypadku zrobiłabym wszystko, by otrzymać stwierdzenie nieważności małżeństwa, a póki co wróciłabym do rodziców.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Piotr (---.gdynia.mm.pl)
Data:   2015-01-29 17:55

Zacznij modlić się o dobrego męża. Nigdy nie jest za późno. Przypomniała mi się historia opowiedziana podczas jednej z konferencji przez ks. P. Pawlukiewicza, jak to kobieta, będąca prawdziwą głową rodziny i panEM domu, której męża można by określić safandułą, fajtłapą, kapciowym itd, oznajmiła: "Proszę księdza, ja się modliłam o dobrego męża, a on się nie modlił o dobrą żonę, to i ma".

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: justyna (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2015-01-30 10:46

Możliwości wyjścia z tej całej sytuacji jest kilka i o wszystkich już wiesz bo zostało to napisane. Nie wyobrażam sobie wychowywać dziecka w takiej patologii (przyznajmy otwarcie że picie, ćpanie i zastraszanie "ukochanej" to patologia).
Wierzysz że on się zmieni kiedy dziecko się urodzi? Może tak ale na pewno nie na lepsze. Gdyby chciał zmieniłby sie już teraz, prawda? Gdyby chciał to by cię szanował i kochał prawda? Gdyby miał taką potrzebę otoczyłby cię czułością i troską prawda? Chyba jasne że on tego nie chce, ale nie możemy go tłumaczyć złym dzieciństwem, bo wielu się z takiego dzieciństwa otrząsa na tyle by stworzyć normalną, niepatologiczną rodzinę chociaż łatwo nie jest.
Zadaj sobie pytanie ile jeszcze będziesz giąć karku przed panem i władcą, kolejne 20-30 lat, w tym czasie rodzić kolejne dzieci? Wyszłaś z normalnej rodziny jak piszesz ale mentalnie ty sama chyba jeszcze jesteś dzieckiem, wierzysz w księcia z bajki który tylko udaje złego i się odmieni po ślubie (po dziecku, po drugiem dziecku, na starość) Nie poznałaś jeszcze prawdziwego życia i zbierasz teraz bolesną lekcję.
Przestań się skupiać na idealnej wizji małżeństwa i zobacz jakie jest na prawdę.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: anna (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2015-01-31 09:45

Witaj,
Byłam w stanie błogosławionym i wiem ile spokoju potrzebuje wtedy mama i dziecko. Przed Tobą poród i czas po nim czyli połóg, kiedy będziesz potrzebowała pomocy i wsparcia.
Osobiście wydaje mi się że wyprowadzka do rodziców nie jest dobrym pomysłem, bo oni raczej mogą dążyć do tego abyście się rozstali a nie próbować scalić i polepszyć Wasze małżeństwo. Ukochana córka jest nieszczęśliwa, tutaj w grę mogą wchodzić też ich poczucie opuszczenia gniazda przez Ciebie i mogą chcieć Cię "odzyskać" dla siebie. Tam gdzie się rodzina jednej ze stron wtrąca raczej myślę że do niczego dobrego nie doprowadzi. A on nie będzie mógł się czuć odpowiedzialny za Ciebie i Wasze dziecko, bo tę odpowiedzialność przejmie Twoja rodzina. Z tego co piszesz o jego życiu nie miał możliwości się nauczyć odpowiedzialności, miłości. To co Twoja rodzina odbiera za zachowanie niegrzeczne dla niego może być normalne, bo u niego w domu o te dobre maniery się nie dbało. On może się czuć "gorszy" w oczach Twojej rodziny. Wie że odradzali Ci ślub. Że go nie lubią i nie wierzą w jego zmianę. A jednak Ty za niego wyszłaś, kochasz go. Więc proszę spróbuj o wasze małżeństwo walczyć,
Wychodząc za mąż to mąż jest dla Ciebie najważniejszą osobą, po nim dzieci a dopiero dalej rodzice. Wydaje mi się że martwisz się o to jak Twoi rodzice znoszą Wasze kłótnie. A to nie oni są najważniejsi teraz, Czy nie za bardzo jesteś jeszcze z nimi związana? A ten strach podczas ślubu to może lęk związany z opuszczeniem rodzinnego domu i dorosłym życiem? Wydaje mi się że ucieczka do rodziców może być próbą ucieczki od dorosłości, od małżeńskich problemów, a rodzice tylko przyznają Ci rację, Wydaje mi się że kłótnie to sprawa między małżonkami, Wasza więź,Jeżeli będziesz dokładnie opowiadała Wasze kłótnie rodzinie, to rodzice będą się zamartwiać, a Ty z mężem nie dogadasz się, bo będziesz tylko podsycać w sobie uczucie pokrzywdzenia i nie pomoże to Waszej zgodzie.
wydaje mi się że do unieważnienia nie ma podstaw, no bo wiedziałaś, że pije i pali narkotyki, a mimo to bez przymusu i dobrowolnie za niego wyszłaś.
Mogę Ci doradzić Módl się tak, jakby wszystko zależało tylko od Boga i działaj tak, jakby zależało tylko od Ciebie,
Szukaj pomocy u specjalistów, lub chociaż znajdź blisko Ciebie grupę DDA Al-Anon itp. Idź na takie spotkanie osób współuzależnionych i tam spotkasz ludzi, którzy Ci podpowiedzą jak wybrnąć z tych kłopotów, a przede wszystkim usłyszysz, ze oni też przez takie problemy przechodzą co może sprawi, że poczujesz się lepiej.
Sama szukaj pomocy specjalisty, zadbaj o siebie i swoje zdrowie psychiczne, wtedy będziesz miała siłę iść do Męża. Jednocześnie szukaj konferencji kazań na te tematy w necie i słuchaj np księdza Dziewieckiego, Pawlukiewicza, Pana Pulikowskiego. Myśl o dziecku, staraj się mieć czas dla Was na spacer, posłuchanie muzyki, relaks. Może codzienna Msza Święta? Tam Panu Bogu oddawaj siebie. Będzie miał możliwość działania w Tobie i na Twojego Męża i dziecko jeżeli będziesz często miała kontakt z Panem Bogiem prze sakramenty i modlitwę, Pan Bóg otworzy Twoje serce, abyś z pomocy specjalistów, rodziny umiała jak najlepiej skorzystać i by było to jak najlepsze dla Twojego małżeństwa i waszego dziecka.
Spróbuj namówić Męża na rekolekcje wspólne. Póki dziecko w brzuszku możecie pojechać np, na rekolekcje Spotkań Małżeńskich w Laskach koło Warszawy , wspólnoty trudnych małżeństw Sychar. W marcu są rekolekcje w Loretto u sióstr pod tytułem Remont Małżeński. Może tam Wam się uda pojechać.Jak nie to jedź sama. Poproś rodziców np. o pieniądze na takie rekolekcje jeżeli Mąż będzie przeciwny. Ale wszystko to staraj się oddawać Panu Bogu, Jego prosić o pomoc w każdej rozmowie z Mężem. Może poproś męża aby Ci towarzyszył u lekarza jak będziesz na kontrolę szła , powiedz, że pragniesz jego pomocy i jest Ci potrzebny,
Módl się mocno, za siebie za Was, za Męża. Za Jego nawrócenie. Przystępuj często do Komunii Świętej, nawet codziennie, spowiadaj się, czytaj Pismo Święte i pytaj Pana Boga co masz zrobić i jak, Polecam Ci Nowennę Pompejańską. Skuteczna, Matka Boża dała mojemu mężowi uwolnienie z wieloletniego nałogu onanizmu i pornografii- w dniu naszego ślubu:) a modliłam się za niego tą Nowenną, on walczył z nałogiem bezskutecznie ale modlił się i spowiadał i przystępował do komunii świętej i po jakimś czasie został uwolniony.
Nie wiem, Może np, daj sobie czas tych 54 dni Nowenny Pompejańskiej na podjęcie decyzji co dalej. Myślę że tak czy owak musisz z Mężem spokojnie porozmawiać co Ci się nie podoba i dlaczego i zapytanie jego co on proponuje, jakie on ma oczekiwania od Waszego małżeństwa. I to jemu opowiadać z czym Ty czujesz się źle i dlaczego. Jemu się "zwierzać" z tych uczuć. Spokojnie bez awantur, w dialogu. Poczytaj sobie o dialogu małżeńskim.

Przede wszystkim mocno przytul się do Pana Boga, Sakramentów, poszukaj dobrego spowiednika, kierownika duchowego,

Trzymaj się, niech Pan Bóg Ci błogosławi, niech da Ci potrzebne łaski w tych trudnym czasie i podpowiada jak i co robić, będziemy się za Was modlić

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Ј (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2015-01-31 20:29

"wydaje mi się że do unieważnienia nie ma podstaw, no bo wiedziałaś, że pije i pali narkotyki, a mimo to bez przymusu i dobrowolnie za niego wyszłaś.'

Owszem, dobrowolnie, ale robiąc naiwne założenie "on się po ślubie zmieni na lepsze". I sądy kościelne mogą to uwzględnić. Bo jest to co innego niż świadoma decyzja, że spędzi się całe życie z narkomanem i alkoholikiem.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Iza (ta wredna) (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-02-01 08:09

Anno, Twoje rady miałyby sens, gdyby w rachubę nie wchodził alkoholizm i przemoc, a jedynie zwykłe nieporozumienia pomiędzy małżonkami i zwykłe konflikty z teściami (to jest "konik" Pulikowskiego i ks. Pawlukiewicza). Tam, gdzie jest nałogi i tam, gdzie jest przemoc, kodeks etyki mediatora zabrania prowadzenia mediacji. Terapia ok, ale pod warunkiem zapewnienia bezpieczenstwa matce i dziecku. A w tej chwili spokoj matki jest na pierwszym miejscu. Hormon stresu, kortyzol, uszkadza mozg (strukture i funkcje) u nienarodzonego dziecka. Ponadto silny stres oznacza niedotlenienie dziecka, ktore moze byc z tego powodu zaburzone w rozwoju w stopniu wymagającym rehabilitacji. Postawienie malzonka ponad dziecmi ma swoje granice, a zdrowie i zycie dziecka jest jedna z nich.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: justyna (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2015-02-01 12:56

Anno nie wiem jak matka może napisać że mąż i do tego alkoholik jest przed/ważniejszy niż dzieci. To rodzi kolejne patologie, ze matka dla dobra małżeństwa nie odseparowuje się od męża i ten bije a czasem gorzej i matkę i dzieci.
Obowiązkiem i prawem autorki jest stworzenie rodziny jaką miała sama (zdrowe relacje) a nie powielanie schematu z rodziny męża (picie, rękoczyny).

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Asia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-02-01 17:20

Zgadzam się z tym co napisała Iza i Justyna.
Jeżeli coś stanie się dziecku i tobie to nigdy sobie nie wybaczysz, że nie podjęłaś konkretnych działań, żeby zapobiec nieszczęściu.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Beata (---.centertel.pl)
Data:   2015-02-02 02:54

Zgadzam sie z Iza Justyna i Asia.
Moje dziecko ma po takich przejsciach zaburzenia neurologiczne, jest rehabilitowane. Przerazilo mnie to o tym kortyzolu :((

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: anna (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2015-02-02 09:58

Witam,
Z postu proszącej o pomoc wywnioskowałam, że do rękoczynów nie dochodzi, a są między małżonkami "kłótnie o byle co", pretensje o wszystko i że Julita boi się awantur. Zrozumiałam, że mąż powiedział jej że ma się wynosić w gniewie, w kłótni. A wiem, że w kłótni mówi się wiele rzeczy, których się potem żałuje. To w odpowiedziach wyczytałam, że osoby pomagające tu na forum już oceniły męża tej dziewczyny pisząc, że on na pewno bije ją, na pewno skrzywdzi dziecko itd. że na pewno tak się to skończy. Nie spojrzały na problem w drugą stronę, że być może wspólna terapia, rekolekcje np. uzdrowienia wspomnień plus mnóstwo modlitwy może uzdrowić ich małżeństwo. Od razu zaradziły ( oczywiście nie wszyscy) separację, rozwód, unieważnienie małżeństwa.
A małżeństwo uważam jest darem małżonków sobie nawzajem i nie można go zrywać, "bo są awantury" i jedno "lubi wypić". Julita nie napisała, że mąż jest alkoholikiem, tylko, że "lubi wypić", że jego tata był alkoholikiem. To że jest alkoholikiem i ją bije to domysły doradzających tu na forum.
Poleciłam Julicie, żeby udała się do specjalistów, i na grupę wsparcia, a tam już fachowcy jej doradzą dokładnie co w jej sytuacji będzie najlepsze. Będzie mogła dokładnie omówić problem, a psycholog odpowiednio zada pytania i dowie się szczegółowo co i jak.
Myślę, że nie ma co od razu robić z męża Julity oprawcy i mordercy kiedy on nie miał kiedy i jak nauczyć się dialogu, wyrażania swoich emocji normalnie a nie krzykiem i awanturą jeżeli tak się w jego domu je wyrażało. I pół roku małżeństwa to uważam za mało żeby ot tak doradzać im rozwód.
Nie twierdzę, że ma nie uciekać gdy zagrożenie jest dla niej i dziecka, ale, że rozwód nie jest jedynym wyjściem.
Może niektóre z wypowiadających się tu osób mają doświadczenia tylko złe i negatywne. Ja akurat i mój mąż pochodzimy z rodzin z problemami alkoholowymi. Mąż ma ojca który " bił i pił i był w więzieniu". I faktycznie ma złe wzorce. Moi rodzice pili przy okazjach typu święto czy wesele, ale czasem też ot tak i czasem byli pod wpływem alkoholu, ale nie na co dzień i dbali o dom, jedzenie, porządek w domu, pracowali, wychowywali nas itd. dostawałam czasem "klapsy przysłowiowe" czy zostałam szarpnięta w złości , w awanturze przez mamę czy tatę. Ale to nie było regularnie, codziennie. Po prostu rodzice nie umieli panować nad swoimi emocjami, złością, gniewem, zmęczeniem, itd. Sami mieli różne doświadczenia ze swojego dzieciństwa zapewne. Mimo , że pochodzili z "tradycyjnych kochających się katolickich rodzin". I ja też teraz z perpektywy dorosłości. po spotkaniach DDA, wielu lekturach na ten temat i doświadczeniu własnego małżeństwa widzę, że to nie jest ot tak proste i łatwe stworzyć dobry dom, dobre małżeństwo. Pracujemy z mężem dużo nad małżeństwem. Kłócimy się dużo. Też mówię słowa mężowi, które go ranią w kłótni, też: nie chcę Cię widzieć " mi się zdarzyło w kłótni powiedzieć. Ale siadamy rozmawiamy potem. na spokojnie. Jeździmy na rekolekcje, modlimy się i spowiadamy. Czytamy i oglądamy filmiki Pulikowskiego i innych o różnicach damsko-męskich, o zranieniach i sposobach walki o małżeństwo. Staramy się ucinać kłótnie przy dziecku, odłożyć na później. Stosujemy dialog małżeński raz w miesiącu w obecności Pana Jezusa. Być może pójdziemy na terapię małżeńską, bo się z tą myślą nosimy jakiś czas, ale nie mamy teraz możliwości finansowych, więc się wstrzymujemy. Ale w życiu przenigdy (choć w kłótni z moich ust to słowo pada) nie chcę się z mężem rozwieść. Ale po to wzieliśmy ślub, ażeby dbać o nasze małżeństwo, ażeby naprawiać, ale nie naszą mocą a mocą Bożą, bo my sami byśmy pewnie po kilku dniach małżeństwa się rozstali :)
Chcę powiedzieć, że nie mamy nic za darmo, bez pracy nad małżeństwem. Codziennie jemy wspólnie posiłki i rozmawiamy. Mimo że na początku małżeństwa pracowaliśmy po kilkanaście nieraz godzin i mało czasu na to mieliśmy. Należymy do wspólnoty, rozmawiamy z innymi małżeństwami o ich problemach i się wspieramy wzajemnie modlitwą.
Chcę powiedzieć, że jeśli nie wynieśliśmy z domu dialogu, tylko ględzenie, narzekanie mamy i awanturniczość ojców to teraz nam jest trudno ot tak w jeden dzień zmienić sposób postępowania. Widzimy nasze grzechy, nasze zranienia, błędy. Np. ja mam niskie poczucie wartości i jak mąż np. powącha obiad który robię odbieram to jako to, że mu nie pasuje jego zapach i się obrażam. I być może jak Julita napisała ja właśnie jestem takim jej mężem, który "wiecznie się obraża". Bo nie umie inaczej. Też nie umiem czasem inaczej. To jest automat. Wchodzę do domu gdzie jest porozrzucane ubranie, bo mąż go nie zdążył schować i mówię" co za bałagan, nie da się tu żyć itd" Czemu? mam taki wzorzec od mojej mamy i z automatu go stosuję. Wchodzę w tę rolę. I mężowi to nie pasuje, zaczyna się bronić. Jak? krzykiem, bo w jego domu tak się walczyło o swoje- krzykiem. I co? Patologia co nie? A ja uważam że życie. Nagle łapiemy się. Zaraz. Ale o co nam chodzi. Podchodzimy do siebie, zapewniamy o miłości, przepraszamy. Wieczorem na modlitwie przepraszamy Pana Boga i prosimy o siły by iść dalej, dzień po dniu. Dostaliśmy też od rodziców wiele miłości, ich czasu, wspólnych chwil. Moja mama wzorowo dbała o dom, porządki i gotowanie. Jego tata super też sprzątał, mama ich motywowała jak umiała do nauki. Nasi rodzice mieli dobre i złe cechy i my też je mamy. Mimo tego że się kłócimy.
Trudno nam walczyć o "idealny" związek. Ale staramy się i nasze kłótnie w porównaniu do początków małżeństwa są rzadziej, szybciej się godzimy, szybciej się "łapiemy" na tym, że wpadamy w pułapkę kłótni. Jedno z nas to zauważa i mówi: pogadamy jak się uspokoimy. Albo: nie chcę się kłócić, kocham Cię. Porozmawiajmy o tym na dialogu małżeńskim. I raz w miesiącu na dialogu małżeńskim na spokojnie omawiamy tę sprawę. z dystansem. Wtedy nagle okazuje się, że to było nieporozumienie, że jednego bolała głowa, drugiemu coś nie wyszło i byliśmy bardziej podatni na kłótnię, mniej czujni. Niektóre sprawy rozwiązujemy, robimy postanowienia, np. ustalamy co i jak przeprowadzić. Julita pisze o wyjściu na zakupy i kłótni. TAk. Bo tyle decyzji trzeba podjąć. Jedno chce jeść to, drugie coś innego. Każde ma swoją wizję. Trzeba jakoś ustalić, np. dziś Ty wybierasz i gotujesz, jutro ja, i tysiąc takich sytuacji jest dziennie w życiu małżeńskim do rozwiązania.
I tak spojrzałam na post Julity. Jak na młodej mężatki. Docierają się. A mają gorzej, bo jedno z "idealnego" domu, drugie"patologicznego", do tego napięcie związane z potomstwem:) och ile myśmy się kłócili jak nosiłam dziecko pod sercem. Byłam okropnie drażliwa. Mąż taki czuły i wyrozumiały. Choć czasem i on nie wytrzymywał i wybuchał. Ale chcieliśmy zgody i do niej dążyliśmy.
Oczywiście najlepiej kłócić się tylko przy stole, rozmawiając przy herbacie i szeptem i czułymi słowami. Ale jesteśmy ludźmi grzesznymi. Małżeństwo jest drogą do świętości, nie świętością od razu. Póki walczymy jest ok uważam. Też korzystaliśmy z pomocy poradni małżeńskiej jak trzeba było. I dalej do wspólnej roboty nad małżeństwem

Niech Pan Bóg z Wami wszystkimi będzie i niech Was obdarza pokojem :) A Twoje Julitko małżeństwo jest w naszych sercach, i Ty i Wasz dzidziuś. Modlimy się za Was i życzymy jedności i rozwiązania tej trudnej sytuacji z Wolą Bożą

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Magda (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2015-02-02 13:11

Anna, odpisując Julicie zakładałam, że nie ma przemocy fizycznej. Jeżeli jest bita, to powinna natychmiast zawiadomić o tym policję. Ze względu nie tylko na siebie ale przede wszystkim swój stan.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: anna (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2015-02-02 13:37

Justyno,
Tak, dla żony najważniejszą osobą na ziemii jest mąż. Nie dziecko. Owszem ma dziecko chronić, opiekować się nim, ale najważniejsze i najpiękniejsze co może dać dziecku matka to dobra relacja z jego ojcem :) Psychologia potwierdza jak ważny jest ojciec i jego autorytet w oczach dziecka, jego obecność. i tak. Jestem matką i dla mnie najważniejszą osobą na ziemi jest Mąż. Co nie znaczy że nie kocham dziecka. Ale kiedyś dziecko odejdzie z domu w dorosłe życie, a ja z mężem co? Będziemy żyć osobno obok siebie, bo po tych latach gdy było z nami dziecko mało nas już będzie łączyć? Kocham dziecko i chcę je dobrze wychować. Do tego żeby też było zdolne zbudować małżeństwo.A je zbuduje patrząc na miłość rodziców. Miłość rodziców daje dziecku poczucie bezpieczeństwa. A jeżeli kobieta wejdzie bardziej w macierzyństwo niż w swoje bycie żoną to potem kończy się tym, że żyje życiem dziecka, dorosłego dziecka próbując się w nie wtrącać i układać po swojemu:) (słynna "teściowa"), a powinna się wtedy zająć relacją z mężem i tylko doradzać dorosłemu dziecku i pomagać jeżeli dziecko samo o tę pomoc poprosi.
Pozwalam mężowi być ojcem, daję mu na to szansę, jak najlepszym ojcem. i zaprosiłam go do bycia ojcem jeszcze przed poczęciem naszego dziecka stosując NPR. Mąż dokładnie wiedział, że w tym akcie współżycia małżeńskiego powołujemy nowe małe życie i to była jego świadoma i odpowiedzialna decyzja, że teraz tego chce, że jest na to gotowy. Nie był zaskoczony ani przerażony gdy wspólnie zobaczyliśmy kilka dni wyższych temperatur co oznacza poczęcie. Miał szansę być odpowiedzialny za nas od początku. Potem przy każdej wizycie u lekarza był z nami i przy porodzie i w połogu miał urlop by nas wspierać (matce łatwiej jest być matką, bo ma instynkt i też czuje dziecko pod sercem, w mężczyźnie się rodzi ojciec gdy ma możliwość podejmowania działania) i teraz też mimo, że pracuje a ja jestem z dzieckiem malutkim to po pracy on się zajmuje dzieckiem tak samo dobrze jak i ja, wspólnie jesteśmy matką i ojcem. I tak. Nieraz stawiamy małżeństwo (czyli siebie nawzajem przed dzieckiem. Dbamy o naszą relację przez dialog i modlitwę a dziecko np w tym czasie bawi się obok nas, albo jest na spacerze z kimś z dalszej rodziny (bo po ślubie nasi rodzice to już dalsza rodzina najbliższa to mąż i dzieci) bo jeżeli nie zbudujemy małżeńskiej relacji to potem dochodzić może do kłótni rozwodu separacji, a to dla dziecka dobre nie jest :)
niech Pan Bóg Was błogosławi

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Iza (ta wredna) (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-02-02 15:15

O święta naiwności! Czy Twoj maz, Anno, jest eks-narkomanem, eks-alkoholikiem i eks-przemocowcem? Czy do takiego cudownego stanu milosci i zaangazowania doprowadzilas go swoimi zacytowanymi wczesniej radami, wyciagnawszy z rodziny gleboko patologicznej? Powtarzasz za Pulikowskim jak za panią matką, mając bardzo blade pojęcie o życiu. Ten pan jest inżynierem i pisarzem amatorem. Nie jest psychologiem z uprawnieniami do prowadzenia terapii rodzinnej ani terapii osób uzależnionych. Owe 'Studium rodziny', gdzie ten pan wyklada, ukonczyla moja siostra i wiem, jaki jest tego poziom; ludzie na tym forum sa znacznie madrzejsi niz tamci absolwenci. Poradniki tego wujka dobra rada też zachwycały mnie, kiedy byłam studentką i narzeczoną. Po studiach podyplomowych z negocjacji i mediacji wszystkie wyrzuciłam na śmietnik. One nie mają zastosowania do każdego małżeństwa, a już na pewno nie do takiego, które ma większe problemy niż "moja mama uważa, że jabłka należy obierać cienko, bo pod skórką jest najwięcej witamin, a mąż, że grubo, bo pod skórką jest najwięcej pestycydów". W takiej sytuacji mozna powiedziec: "maz jest wazniejszy niz zdanie mamy". Ale nie wtedy, kiedy chodzi o zycie i niepelnosprawnosc dziecka. Jak tatus zlapie niemowlaka za nozki i zacznie tluc nim o sciane, to tez zona ma byc mu podporzadkowana, bo on jest najwazniejszy w jej zyciu? Stresowanie kobiety ciężarnej nie różni się szczegolnie od tluczenia niemowlakiem o sciane. Efekt na mozg dziecka jest podobny. Mozliwe jest wszystko, lacznie z ciezkim kalectwem i zgonem (jesli z powodu wysokiego cisnienia odklei sie lozysko). Pamiętam, jak po jednej kłótni ze szwagierką zadzwoniłam do mojej ginekolog z pytaniem, czy mogę zwiększyć dawkę leku, bo wyskoczyło mi ciśnienie. Lekarka poprosiła do telefonu mojego męża i obsobaczyła go na czym świat stoi, grożąc, że jak nie będzie mnie chronił przed stresem, to ona przestaje prowadzić moją ciążę. A to była tylko jedno, głupie ścięcie o błahostkę. Dziecko urodziło się wiotkie i rehabilitowałam je ponad rok, od 7. miesiaca zycia odstaje od rówieśników ruchowo o pol roku (!), a ma juz 2 lata. Porod byl przez planowe cc, wiec to nie przez porod, tylko przez niedotlenienie wewnatrzmaciczne spowodowane podwyzszonym cisnieniem (generalnie nadcisnieniem ciazowym). Ale stres rowniez podnosi cisnienie, w szczegolnosci powodowany przez meza. Jak ktos juz wspomnial powyzej, tez ma dziecko wymagajace rehabilitacji z powodu stresow ciazowych. Bedziesz, Anno, rehabilitowala dziecko autorki metoda Vojty (obejrzyj sobie, jak dzieci przy tym krzycza) 5 razy dziennie plus 2 razy w tygodniu u terapeuty plus 3 x w tygodniu na basenie? Odplatnie, oczywiscie (1000 zl/mc), zeby nie tracic cennego czasu, bo terminy na NFZ sa za 8 miesiecy? Do takiej koniecznosci moga doprowadzic Twoje nieprzemyslane rady.

Kosciol katolicki dopuszcza separację, jesli malzonek stwarza zagrozenie, a ten akurat stwarza. Opinie pana Pulikowskiego i ks. Pawlukiewicza są prywatnymi opiniami pana Pulikowskiego i ks. Pawlukiewicza. Nawiasem mowiac, nie przypominam sobie, aby powolywali sie oni na przypadki tak ciezkie jak wyzej opisany.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: B. (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-02-02 22:39

Anno, bardzo dziękuję za Twoje spokojne, zrównoważone, mądre posty, za wytrwałość. Ty opisałaś sedno, fantastycznie dotknęłaś tego, co najlepsze i najważniejsze.
Nie trzeba denerwować się, że nie wszyscy ludzie już stawiają na pierwszym miejscu słowa Pana Jezusa, bo każdy człowiek jest aktualnie na innym etapie wiary i rozwoju. Ten sam człowiek powie co innego, gdy jeszcze będzie np. na etapie ateizmu, a zupełnie co innego powie po nawróceniu do Boga.
Smutne, ale dla wielu ludzi zdanie Pana Boga jeszcze jest gdzieś w tle, nie jako pierwsze, a przecież powinno być traktowane jako najpierwsze.
Pan Jezus powiedział, żeby małżeństw sakramentalnych ("co Bóg złączył") nie rozdzielać. NIE ROZDZIELAĆ. Pan Jezus nie zakładał, że pobierać się będą tylko święci i tylko ludzie podobni do aniołów. Znał człowieka aż do świadomości, że człowiek zada mu śmierć, znał wszystkie dobre i złe strony człowieka, wiedział, że ludzie czasem też piją, a nawet biją się, a mimo to powiedział, żeby człowiek małżeństw nie rozdzielał. Nie rozdzielał.
Abracham poszedł w ciemno gdy Bóg mu polecił. Chciał zabić syna na ofiarę, bo Bóg tak polecił. Związał dzieciaka i wziął nóż do ręki. Aż tak zaufał Bogu, mimo że miał z tego syna obiecane liczne potomstwo. Autor listu do Hebrajczyków tłumaczy to przekonaniem Abrahama, iż skoro Bóg obiecał potomstwo, to wskrzesi chłopca zabitego na ofiarę (Hbr 11,17-19). Do zabicia jak wiemy nie doszło, Bóg przemienił wtedy ofiary składane z ludzi na ofiary składane ze zwierząt, a po wiekach złożył na Ofiarę Samego Siebie.
Wiara Abrahama zadziwia wielkością.
Gdyby Abraham napisał tu posta "Bóg kazał mi iść w nieznane, do tego potrzeba, abym porzucił całe moje dotychczasowe życie, co radzicie?" Prawdopodobne jest, że wielu z nas napisałoby mu "weź pod uwagę, że mogłeś mieć urojenia, idź poradzić się psychiatry", "Czy masz pewność, że w nowym miejscu (o którym nie wiesz nic!) będziesz mógł zapewnić rodzinie utrzymanie?".

A gdy Abraham miał złożyć ofiarę z syna, dostałby może nasze rady: "narodził ci się syn w starości, gdy żona Twoja też już przekwitła, takie szczęście, a ty chcesz to dziecko zabić?" (na marginesie wszystkie okoliczne pogańskie ludy składały wtedy bożkom barbarzyńskie ofiary z ludzi, w tym z dzieci).
My niejednokrotnie myślimy tak, jakby Pan Jezus nie wiedział co mówi. A przecież On ma być PIERWSZY, jest i ma być dla nas Prawdą, Życiem i Drogą.
Anno, jestem zbudowana Twoją wspaniałą postawą. Myślę, że właśnie o to Panu Jezusowi chodziło. Małżeństwo ma się docierać, nauczyć opierać na Bogu, a nigdy - rozwodzić. Gdy ON, BÓG będzie na pierwszym miejscu, wszystko inne będzie na właściwym.
Inaczej żadna ludzka mądrość i logika nic nie pomogą.
Ludzka "mądrość", "logika" bez Boga prowadzą do zbrodni (np. wymyślenie mającej ułatwiać rzekomo życie pigułki "dzień po"). Dopiero mądrość i logika oparte na słowach Boga mogą spowodować prawdziwy postęp, humanitaryzm w każdej sferze życia, w tym w małżeństwach.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Marek (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2015-02-02 23:23

Julito, co Twoim zdaniem jest przyczyną takiej sytuacji?

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Klemensowa (---.static.ip.netia.com.pl)
Data:   2015-02-03 00:01

We wpisie "B" Abracham poszedł w ciemno gdy Bóg mu polecił.
Ma być: AbraHam.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Ј (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2015-02-03 01:25

"Smutne, ale dla wielu ludzi zdanie Pana Boga jeszcze jest gdzieś w tle, nie jako pierwsze, a przecież powinno być traktowane jako najpierwsze."

B., to może zacznijmy od samego początku:
"«Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?» Jezus odpowiedział: «Pierwsze jest9: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych»" Mk 12, 28-31

To nie nierozerwalność małżeństwa jest pierwszym przykazaniem, ale miłość. A do miłości małżeńskiej nie każdy jest niestety zdolny. Kościół, trzymając się wiernie nauczania Jezusa, dopuszcza badanie, czy kobieta i mężczyzna faktycznie zawarli sakramentalne małżeństwo. I czasem orzeka, że nie, mimo wypowiedzenia przez nich słów małżeńskiej przysięgi. Dopuszcza też separację. Dlatego nie wolno nam tych dróg przed bliźnimi zamykać tendencyjnymi wpisami. Nie wolno nam bić pokłonów przed bożkiem małżeńskiej nierozerwalności.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: B. (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-02-03 12:31

Klemensowa, tak, dziękuję.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Iza (ta wredna) (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-02-03 15:03

Po pierwsze, Izaak byl typem Chrystusa - zapowiedzią Mesjasza. Po drugie, w ten sposob zostalo zawarte przymierze pomiedzy Abrahamem a Bogiem (bo Izaak stal sie wlasnoscia Boga na mocy duchowego cierpienia Abrahama). Nawolywanie do pozwolenia na skrzywdzenie dziecka w imie pseudomilosci malzenskiej (a tak naprawde zniewolenia i wspoluzaleznienia) nie jest uzasadnione historia Abrahama, uraga rozumowi i narusza obowiazek ochrony zycia. A jak maz bedzie szantazowal: albo ja i aborcja, albo dziecko i rozwod, to tez maz ma byc wazniejszy niz zycie nienarodzonego?

Rozstanie - pod warunkiem zycia w samotnosci - Kosciol dopuszcza, poniewaz dopuszcza je Biblia:
"Tym zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan2: Żona niech nie odchodzi od swego męża! 11 Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem." (1 Kor 7,10-11)
tak wiec powolywanie sie tylko na slowa Jezusa jako argument mieszkania z mezem za cene smierci / kalectwa dziecka jest manipulacja Slowem Bozym. Pan Bog nie jest sadystą i rozumie, ze czasami nie da sie zyc razem pod jednym dachem. I chociaz kaze przebaczac, to pozwala wybrac samotne zycie jako alternatywe dopuszczalna w takich przypadkach.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Klemensowa (---.static.ip.netia.com.pl)
Data:   2015-02-03 17:11

Myślałam, że moderator poprawi błąd, a nie że umieści mój wpis.

Julita, odezwij się.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: magda (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2015-02-04 13:00

Nigdy pijący mąż nie znajdzie się przed moimi dziećmi. Może żyjąc z takim mężem byłabym świetną żoną. Ale jaką matką?
Głęboko wierzę że wolą Pana Jezusa nie jest cierpiąca rodzina, wystraszone dziecko i żona. Że obowiązkiem dorosłego człowieka jest chronić rodzinę a nie ją narażać bo "nierozerwalność małżeństwa" choćby bolało.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Marek (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2015-02-05 19:32

Magdo,
Mój ojciec jest alkoholikiem, który przez wiele lat znęcał się fizycznie i psychicznie nade mną, moją mamą i siostrą. A teraz to moja mama i moja siostra opiekują się nim, bo jest tak chory, że trzeba wokół niego robić. A przez wiele lat zarzekały się, że pozwolą mu "zdechnąć". Obydwie są niewierzące i były w stanie przeskoczyć krzywdy i żale aby pomóc człowiekowi w potrzebie.
Składając przysięgę małżeńską ludzie zobowiązują się, że będą z tą drugą osobą w dobrym i złym aż do śmierci. Mąż alkoholik też ma być na pierwszym miejscu, tylko co innego to pierwsze miejsce znaczy. Alkoholikowi trzeba starać się pomóc, bo alkoholizm to choroba. I żona ma w tę pomoc włożyć tyle wysiłku ile trzeba. A więc np. iść do specjalistów aby oni pomogli, itd. To, że żona stawia na pierwszym miejscu męża nie oznacza wcale, że ma pozwolić na przemoc w domu. Bo to jest krzywda zarówno dla dzieci jak i dla tego męża, ale i dla żony.
Podsumowując żona mająca męża alkoholika ma z jednej strony skłaniać męża do terapii a z drugiej strony chronić dzieci, nawet jeśli to wymaga czasowej separacji od męża.
Rozwód jest zawsze zły, to pogwałcenie Bożych przykazań. Dlatego w pierwszej kolejności powinno się z takim problemem udać do naszego Stwórcy. On da siłę, On da możliwości, On da mądrość aby wiedzieć jak w takiej sytuacji postąpić. Bóg jest potężny i potrafi bardzo zmienić nasze życie ku dobremu.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Esterka (---.165.kosman.pl)
Data:   2015-02-06 00:16

Marku - piszesz głupoty. Alkoholikowi nie da się pomóc dopóki sam tego nie zechce.
"Dobre i złe" nie musi oznaczać dobre dla męża - przemocowca a złe dla żony i dzieci.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: B. (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-02-10 22:35

Dziś była półgodzinna audycja na ten temat w RM, Można odsłuchać tu:
http://www.radiomaryja.pl/multimedia/porady-pedagoga-i-psychologa-poradnia-rodzinna-wsparcie-rodziny-w-kryzysie/
Podali telefon zaufania (71)347-91-54
Pozdrawiam.

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: iviii (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-04-18 12:13

zacznę ostro: więc dlaczego mi nie dawał przez 5 lat aż doigrałam się poważnych problemów zdrowotnych? dlaczego było coraz gorzej? może się zmienić człowiek który chce się zmienić, ale czy osoba psychiczna ma nad sobą władzę? a alkohol uszkadza mózg. Mój daleki wujek zapił się na oczach całej rodziny. Jego dzieci nie mogły darować świętobliwej mamie, że nie odeszła od typa, że pozwoliła mu przepić dom. Swoją drogą jedno z tych dzieci leczy się ze schizofrenii, drugie nigdy nie przyswoiło czegoś takiego jak instynkt macierzyński (jest wyprane z jakichkolwiek głębszych emocji, zostawiło dwie córki na pastwę losu, wyrzucając z domu - BEZ POWODU). Tak wygląda rodzina alkoholików...

Mój mąż miał ojca, który się znęcał.... Sam stał się katem, nie umie stworzyć normalnych relacji z nikim. Teraz już wiem, że ma 100% schizofrenię. Przez tatusia, który się znęcał nad rodziną i matkę, która... o zgrozo... 5 lat to tolerowała. Co z tego, że postanowił się zmienić, że odzyskał kontakt z Bogiem? Skoro NIE UMIE przyswoić normalnych informacji, każda wypowiedź wydaje mu się przeciwko niemu kierowana, albo, dla odmiany interpretuje ją tak, że przez 5 lat zastanawiałam się które z nas jest szalone? (coś w stylu: "chciałabym sobie kupić tą sukienkę, ale jest za droga", jego odpowiedź: "ani mi się waż kupować drogich rzeczy!", ja: "przecież mówiłam, że uważam, że jest za droga, chciałam ci tylko pokazać wzór", on: "przecież przed chwilą powiedziałaś, że chcesz ją kupić!" - moi Drodzy, to nie skecz z Cyrku Monty Pythona, tylko moje ostatnie 5 lat.). Tacy ludzie powinni nigdy nie wchodzić w relacje małżeńskie... Mój mąż zapierał się, że w czasie Mszy Ślubnej modlił się tylko o moje szczęście, pół roku później miałam już pociętą rękę, bo on doszedł do wniosku, że go zdradziłam (wszyscy zastanawiali się skąd to wywnioskował).

Podsumowując: To nie jest kwestia, że Bóg nie daje siły - bo takie stwierdzenie jest bzdurą. Gdyby nie Bóg, autentycznie, chyba zdążyłabym się zabić. Problem jest tylko w rozeznaniu: bo Bóg poza wieloma innymi przymiotami też daje nam ROZUM. I tu jestem nastawiona kontra do wielu mówców katolickich występujących w obronie nierozerwalności małżeństwa. ŻADEN z nich nie przeżył tego co ja, co Julita, co niektóre dziewczyny stąd. Może wycieranie własnej krwi z dywanu nie zmienia człowieka aż tak bardzo, ale słowo : "wypier#$#j" poparte czynami - i to wszystko ze strony ukochanego człowieka.... BARDZO.

Przemoc psychiczna JEST PO STOKROĆ GORSZA od fizycznej. Mówię to ja, ofiara czegoś takiego. I usprawiedliwianie męża - że to wina jego choroby, niewiele tu pomoże. Bo trwanie przy nim to produkcja kolejnego schizofrenika - ja też bym zwariowała, dziecko by zwariowało... i tak dalej

 Re: Nie radzę sobie psychicznie po pół roku małżeństwa.
Autor: Paula (---.9-1.cable.virginm.net)
Data:   2020-04-26 01:18

Marku

Bylam w podobnym malzenstwie co Julita bylam w tym samym wieku co ona gdy bralam slub i tez urodzilam corke rok po slubie. Malzenstwo czy narodziny dziecka go nie zmienily a raczej jak juz to zmienily na gorsze. Nie czekalam dlugo corka miala pol roku kiedy wzielam wozek corke pare pieluch mleko i o 2 nad ranem szlam z placzem do rodzicow blagajac Boga zeby dal mi sil. Na drugi dzien zlozylam pozew o rozwod. Nie chcialam nic z mieszkania wspolnego po za paroma dokumentami potrzebnymi do rozwodu. Wiedzialam ze jezeli ta piekna mala istotka ( corka) go nie zmienila nic innego go nie zmieni bo nie ma nic bardziej wartosciowszego na swiecie. Ojciec ma dobry kontant z corka ktora ma dzisiaj 18 lat. Po latach byly maz dziekuje mi za to ze od niego odeszlam ze to go uratowalo i zmobilizowalo do pojscia do AA o pomoc i odnalezienia Boga ktory wskazal mu droge.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: