logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Czy istnieje coś takiego jak życiowy pech?
Autor: sadness (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-02-23 15:41

1. Czy istnieje coś takiego jak życiowy pech, że nic się nie układa a ciągle coś złego się przytrafia?

2. Gdzie jest granica między chorymi uczuciami a wolą człowieka w przypadku myśli samobójczych? Jeśli tej granicy nie widać to czy się z tego spowiadać?

 Re: Czy istnieje coś takiego jak życiowy pech?
Autor: G_JP (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2015-02-27 01:13

Sadness,

Czy Ty masz myśli samobójcze?

Podsyłam Ci przemyślenia najsłynniejszej Polki, Marii Skłodowskiej-Curie z jej listów do rodziny:

"Niech każdy z nas, jak jedwabnik, tka swój kokon i nie żąda wyjaśnień, po co i na co. Jeżeli robota nasza będzie dobra, to powiemy sobie, żeśmy się nie gorzej od jedwabników zachowali. Reszta zaś nie od nas zależy."
i
"Nikomu z nas życie, zdaje się, bardzo łatwo nie idzie, ale cóż robić, trzeba mieć odwagę i głównie wiarę w siebie, w to, że się jest do czegoś zdolnym i że do tego czegoś dojść potrzeba. A czasem wszystko się pokieruje dobrze, wtedy kiedy najmniej się człowiek tego spodziewa."

Trzymaj sie.

 Re: Czy istnieje coś takiego jak życiowy pech?
Autor: Esterka (---.165.kosman.pl)
Data:   2015-02-27 03:13

Ad 2: Tak, spowiadać się. I iść do psychiatry po leki. Chorych uczuć nie pielęgnować, dać im wyzdrowieć w końcu - szkoda życia.

 Re: Czy istnieje coś takiego jak życiowy pech?
Autor: Maciej (---.elpos.net)
Data:   2015-02-27 12:18

Trzeba wrócić do początków życia i wykryć przyczynę jakiegoś zła, mogą to być błędy rodziców w wychowaniu, które nieświadomie przyswajasz i maja one wpływ na twoje życie emocjonalne, może to być przywiązanie do grzechu co osłabia wolę człowieka i czyni go smutnym, niespełnionym. Musisz rozeznać czy zły duch nie zagnieździł się w twoim sposobie myślenia. Jakie konkretne myśli przychodzą tobie w chwili gdy przychodzi chęć popełnienia samobójstwa. Musisz to rozeznać.

 Re: Czy istnieje coś takiego jak życiowy pech?
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2015-02-27 12:25

Ad 1. Kwestia nazewnictwa. Jedni mówią o pechu, inni będą się wykłócać, że pech dla wierzącego nie istnieje. Tak czy inaczej - każdy z nas ma takie okresy w życiu, kiedy "nic się nie układa a ciągle coś złego się przytrafia". Czasem krótszy okres, czasem bardzo długi, czasem w dzieciństwie, a czasem na starość, czasem w małżeństwie, a czasem z rodzicami czy w pracy - ale takie po prostu jest życie. Najgorsze co może być, to upierać się przy zdaniu, że mnie to spotyka w sposób wyjątkowy, najgorszy, jestem bardziej przez życie pokrzywdzona niż cały pozostały świat. To jest najgorsze, bo jest ciągłym kręceniem się wokół siebie, wokół swojego bólu, a wtedy nie widać nic poza tym bólem. To jest najgorsze także dlatego, że - jako pokrzywdzeni najbardziej - nie zauważamy cudzych potrzeb i zamiast pomagać=kochać innych, oczekujemy, by inni nas kochali i rośnie żal, coraz większy żal, że nikt się nad nami nie lituje, że inni myślą o sobie. Chociaż my robimy dokładnie to samo. Wszyscy jesteśmy tacy sami: najbardziej czujemy swój ból, bo nam ciągle towarzyszy. Ale jeśli zamykamy się w swoim bólu, w swoim "pechu", to każdego uśmiechniętego człowieka wręcz "oskarżamy" o to, że jemu jest dobrze, a przynajmniej lepiej niż nam. Nie mając nawet pojęcia ile w życiu wycierpiał, ile musiał wycierpieć zanim zaczął się uśmiechać. To jest błędne koło, bo żal rośnie, rośnie złość nawet na Pana Boga, więc zamykamy się jeszcze bardziej i jest nam wtedy jeszcze bardziej źle.

Każdy człowiek wcześniej czy później ma takie okresy, kiedy wszystko mu się wali. To stąd się wzięło powiedzenie, że nieszczęścia chodzą parami, choć czasem to nawet całym stadem. I nie chodzi o to, żeby udawać, że tak nie jest, ale żeby pamiętać, że takie jest życie. Każdy człowiek w którymś momencie cierpi. Nie, nie chodzi mi o płytkie POCIESZANIE się, że ktoś cierpi bardziej, dłużej, czyli nie jest najgorzej. Dobrze wiemy, że myśl "może być gorzej" nigdy nas nie pocieszy. Nie chodzi o pocieszanie się, ale o ROZUMIENIE, o przyjęcie tego jako rzecz naturalną. Jeśli zauważamy i przyjmujemy, że cierpienie dotyka cały świat, to nie będziemy dodatkowo cierpieć przez myśli, że MNIE świat skrzywdził bardziej, że MNIE Bóg nie kocha. Wczoraj cierpienie spotkało kogo innego, dziś mnie, albo odwrotnie: dziś mnie, a kogoś innego za pięć lat. Jakie to ma znaczenie: kiedy? A my ciągle chcemy się licytować, czy moje cierpienie, bo w dzieciństwie, nie jest jednak większe niż jej cierpienie w starości. Bo co? Bo na starość to już wypada cierpieć, a młodemu nie wypada? Przyjdzie starość i powiemy: chociaż na starość to mógłby mnie Bóg od cierpienia uchronić, a jeśli tego nie robi, to znaczy, że nie kocha. Nie da się cierpienia porównać. Cudze prawie zawsze będzie mi się wydawało lżejsze do dźwigania.

Ten życiowy pech, kiedy "nic się nie układa a ciągle coś złego się przytrafia" możemy z własnej winy wydłużać, albo świadomie nie pogłębiać. Cierpienie obiektywne to jedno, ale ból potęgowany jest przez nasze myśli, przez drążenie tematu i porównywanie się do innych. Czasem przez zazdrość, czasem przez wmawianie sobie, że nawet Bóg nas zdradził. Skupieni na bólu nie widzimy rzeczy dobrych, może drobiazgów, ale dobrych drobiazgów. Widzimy wtedy tylko zło. A dobro istnieje tuż obok. Trzeba nauczyć się je zauważać i nim cieszyć. To nie zawsze się samo rzuca w oczy, dobro jest cichsze, trzeba dobra w swoim życiu szukać, trzeba się nauczyć cieszyć z niego. Dobro i zło zawsze jest obok siebie, obok nas, tylko w różnym czasie jest w różnych proporcjach.

Ad 2. Nie da się pokazać wyraźnej granicy "między chorymi uczuciami a wolą człowieka w przypadku myśli samobójczych". Albo inaczej: w przypadku myśli samobójczych zawsze w jakimś stopniu uczucia są chore. Choćby tylko w tej chwili. I nie ma to znaczenie jak było w dzieciństwie, w rodzinie czy szkole, bo można mieć cudowne dzieciństwo i same piątki w szkole, a myśl o samobójstwie może się pojawić. Często dzieci, które wiele przeszły, są potem mocniejsze i nie poddają się tak łatwo, bo potrafią żyć z bólem bardzo długo. Czasem oczywiście są słabsze, chodzi o to, że nie ma zasady absolutnej, nie można generalizować. Nie można się też ciągle tłumaczyć złym dzieciństwem. Myśli samobójcze pojawiają się, gdy skumulowały się negatywne przeżycia i samotność, a to może przyjść w każdym wieku.
Pytasz o spowiedź, czyli pytasz o odpowiedzialność moralną za takie myśli. A to jest tak, jak z każdymi innymi myślami. Jeśli myśl zawieje jak wiatr, przyjdzie i pójdzie, to zazwyczaj za nią nie odpowiadamy. Jeśli natomiast zatrzymamy ją na dłużej i rozważamy poważnie - zaczynamy być za nią odpowiedzialni. Jeśli się jej poddamy (próbujemy wykonać), to zawsze jakoś jesteśmy odpowiedzialni. W różnych sytuacjach to nie musi być grzech ciężki, ale podjęcie decyzji (nawet jeśli się potem zrezygnowało, czy to się nie udało) wymaga jakiejś dobrowolności i świadomości (chyba, że jest to skutek choroby psychicznej, ale o tym teraz nie mówimy).
Jeśli więc nie był to "wiatr", który natychmiast minął, lepiej zawsze z tych myśli się wyspowiadać. Przedstawić tak, jak było naprawdę. Jeśli ktoś zastanawia się poważnie, trwa to dłużej, jeśli na dodatek są pierwsze plany, przymiarki jak to zrobić, to trzeba się z tego spowiadać jak z grzechu. Ciężar zależy od okoliczności, które lepiej też wypowiedzieć. Jeśli natomiast w zasadzie wiemy, że to są jedynie uczucia (nie mam siły żyć), ale nie jest to pierwszy raz, to też radziłabym się wyspowiadać, ale podkreślając, że nie odróżniam do końca czy to tylko uczucia czy może jednak plany, albo że te myśli przebiegają przez głowę jak wiatr. Czyli powiedzieć o tym, ale nie jak o grzechu. Po co? Żeby uzyskać pewność, udowodnić nawet sobie, ale przecież Bogu też, że nie chcesz mieć z tymi myślami nic wspólnego. W konfesjonale w ten sposób oczyszczamy także swoje uczucia, mówimy szatanowi "nie". To jest bardzo ważne, bo szatan lubi nas potem gnębić: "skoro nie powiedziałaś, to znaczy, że jednak z tych myśli całkiem nie rezygnujesz". Tak nie musi być, ale przychodzą niepotrzebne wątpliwości, zła ocena siebie. A po co? Wypowiedzenie trudnych myśli w konfesjonale daje mi pewność, że naprawdę chcę być z Bogiem i chcę do końca być wobec Niego szczera. Dlatego doradzałabym spowiedź, ale bez oskarżania się tam, gdzie nie czuję się winna. Lepiej powiedzieć: nie jestem pewna, wydaje mi się, że to nie są moje myśli ani moje pragnienie, ale wolę dmuchać na zimne.

Ale weź poważnie to, co napisała Esterka. Psychiatra, lub wcześniej psycholog. Myśli samobójcze, jeśli często powracają, nie są czymś normalnym. Świadczą o tym, że coś złego w nas się dzieje. Zamiast samej zastanawiać się na ile jestem temu winna, lepiej pooglądać te myśli razem ze specjalistą. Póki nie jest za późno. Tym bardziej, że Ty sobie już zbyt długo nie możesz poradzić ze swoim dzieciństwem. A powinnaś już żyć jak dorosły człowiek, swoim obecnym życiem. Nie będę kłamać, ono - jeśli nawet nie zawsze, to jeszcze długo - będzie trochę trudniejsze niż u niektórych, ale nie powinno być tak dramatyczne jak to przedstawiasz.

 Re: Czy istnieje coś takiego jak życiowy pech?
Autor: sadness (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-02-27 18:56

Dzięki za odpowiedzi, to był tylko "wiatr"

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: