Autor: Ola (---.adsl.inetia.pl)
Data: 2015-02-24 16:47
Bóg obdarował mnie wspaniałymi dzieciaczkami i za to jestem wdzięczna, to dar małżeństwa. Jesteśmy młodymi ludźmi, których połączyła bliskość już w młodzieńczych latach. Po drodze oboje błądziliśmy, na szczęście w Bogu znalazłam największego sprzymierzeńca i duchową ostoję. Modlę się codziennie z dziećmi, modlę także samotnie o uzdrowienie mojego skalanego serca i serca mojego męża. Sobie staram się każdego dnia od nowa wybaczać wszystkie błędy, grzechy których było bardzo dużo. Bardzo się staram. Niestety, coś we mnie pękło jeśli chodzi o wybaczenie mężowi. Wiem, że Bóg jest miłosierny wobec grzeszników, że wybacza, bo nie wiedzą co czynią... Co jednak, jeśli człowiek nie widzi swojego grzechu, jeśli nie odczuwa skruchy przed czynieniem cierpienia drugiej osobie. Co, jeśli z premedytacją łamie wszystkie składane przed ołtarzem przyrzeczenia? Przez wiele lat ten narastający ból w sercu zdołał mnie zniszczyć jako kobietę, żonę, Zostałam już tylko, "aż" matką. Jak przetrwać kolejne ciosy, jak długo można znosić upokorzenie w małżeństwie. Czy taka jest rola żony, czy mam obowiązek tak długo stać przy mężu, aż moje serce się wykrwawi...On nie wierzy, nie chodzi do kościoła, uznaje mnie za osobę niespełna rozumu. Jak pomóc swojej wierze, by wytrwać w świętości sakramentu małżeństwa. Proszę o modlitwę.
|
|