logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: nie ujawnię się (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-03-22 22:56

Ponownie zwracam się tu z pytaniami dotyczącymi życia w pojedynkę. Co – jako osoba żyjąca w pojedynkę – mogę robić dla Kościoła żyjąc w małej parafii, gdzie nie ma nawet wspólnoty, do której mogłabym należeć? Chciałabym, żeby moje życie było... życiem bardziej dla Boga, chciałabym coś z niego dawać Kościołowi, ale nie mam pomysłu co mogłoby to być.
Druga kwestia – niezgoda ojca na stan, w którym żyję i przykazanie czwarte. Jak pogodzić jedno z drugim? Brak mi sił gdy ciągle porusza temat i mówi mi, że nie może patrzyć jak marnuję sobie życie. Staram się pogłębiać swoją duchowość, zbliżać się do Boga. Polecacie wyjazdy na rekolekcje. Czuję że jeden mój wyjazd jeszcze pogorszył sprawę (bo nie przywiozłam stamtąd narzeczonego), tacie nie odpowiada nawet to, że czasem jadę do kościoła w jakiejś dalszej parafii. Nie wiem czy boi się, że mogę pójść do zakonu? Ja z kolei nie umiem żyć z poczuciem, że przeze mnie mój tata tak bardzo cierpi, że stwarzam mu tak wielki ból. Ktoś powie, że są jeszcze słowa Pana Jezusa o nienawiści ojca i matki, ale chyba chodzi w nich o to, żeby nie iść za radami rodziców, gdyby były grzeszne. A przecież tata chce dobrze, kocha mnie, ja jego też i nie chcę, nie wiem, przyprawiać go o zawał serca. Nie potrafię sobie radzić z tą świadomością.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: orelka (---.merinet.pl)
Data:   2015-03-23 09:44

Podstawowe pytanie - czy Twoje życie w pojedynkę to świadomy i dobrowolny wybór - czyli świadomie i dobrowolnie rezygnujesz z małżeństwa i macierzyństwa w imię czegoś, co wydaje Ci się ważniejsze - np chcesz służyć innym ludziom, w sposób, który zajmie Ci tyle czasu, że nie byłabyś w stanie tego robić mając męża i dzieci?

Czy może życie w pojedynkę jest efektem tego, ze nie znalazłaś kandydata na męża?

Jeśli to pierwsze - to w zasadzie nie powinnaś pytać, co możesz robić. Powinnaś to wiedzieć, bo właśnie w imię tego rezygnujesz z życia małżeńskiego. (Nawet do zakonu nie idzie się ot tak, bo się nie wie, co w życiu robić, tylko dlatego, że droga, którą proponuje dane zgromadzenie wydaje się piękna i ważna)

Natomiast jeśli to drugie - to ja bym mocno rozważyła zachowanie odpowiedniej proporcji pomiędzy pogłębianiem życia duchowego a czynnym rozeznawaniem powołania małżeńskiego. Ujmując rzecz w skrócie i w dużym uproszeniu - mniej rekolekcji, więcej wyjazdów w góry.

A z ojcem może warto poważnie i szczerze porozmawiać. Wyjaśnić, co kieruje Tobą, czym kieruje się on. My Cię nie znamy i nie wiemy, czy masz na swoje życie dobry plan, tylko ojciec wyobrażał sobie Twoje życie zupełnie inaczej, czy może rzeczywiście to swoje życie marnujesz nie mając na nie żadnego konkretnego pomysłu.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: pomi (---.7.ftth.classcom.pl)
Data:   2015-03-23 10:27

Jest wspólnota :) Parafialna.
Służyć można na wiele sposobów. Zależy co umiesz, lubisz, w czym możesz być pomocna dla wspólnoty. Możesz popracować nad utworzeniem jakiejś małej wspólnotki: młodzieżowej czy kręgu biblijnego czy grupy charytatywnej itd. Itp.
Co do Taty i zamążpójścia. To Twoje życie i nie możesz go przeżywać wg cudzego projektu. 2. Trochę Tata ma rację że się troszczy o Twoją przyszłość (aczkolwiek nieco nadmiernie natarczywie). Uspokój go że o tym myślisz. 3. Nie możesz wyjść za mąż za byle kogo. Kandydat na męża musi spełniać pewne warunki. Dziś w niektórych kręgach trudno takiego znaleźć. 4. Posłuszeństwo to nie niewolnictwo. Sama musisz dojrzeć do takiej decyzji. Rodzic nie może nakazać wyjść za mąż. To musi być wolny wybór. Twój wolny wybór. Jeśli pod presją źle wybierzesz to ani Ty ani tata nie będziecie szczęśliwi.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: Iwka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-03-23 11:06

Witaj "nie ujawnię się",

Na pierwsze Twoje pytanie odpowiedziałabym tak; a może porozmawiać z księdzem na parafii i założyć nową wspólnotę? Choć w małym mieście może być to problematyczne.

A jak wygląda możliwość Twoja dojazdu do większego miasta, tam jest więcej możliwości jeśli chodzi o wspólnoty?

A z tatą, mam dokładnie ten sam problem, no cóż przerabiałam to setki jak nie tysiące razy. Myślę, że najlepsza będzie szczera rozmowa typu: "Tatku wiem, że mnie kochasz i chcesz dla mnie jak najlepiej, ale jest jak jest i nie z mojej winy. Wiesz, jak coś zmieni się w tym temacie, to poinformuję Cię pierwszego o tym. Tymczasem prosiłabym Cię, żebyś się uspokoił i módl się za mnie". U mnie to pomaga.... na jakiś czas :)

Pozdrawiam
Iwka

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: paty (---.compower.pl)
Data:   2015-03-23 17:36

a z jakiego powodu chcesz być sama, powiem szczerze, że to faktycznie dość niepokojące.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: Agnieszka (---.mirasoft.pl)
Data:   2015-03-23 17:39

Na pewno boli Cię to jak Ojciec reaguje na Twoją sytuację, zważywszy, że jesteś osobą wierzącą i starasz się przestrzegać wszystkich zasad Dekalogu. Jeżeli Ojciec Cię kocha i nie jest mu obojętny Twój los to powinien uszanować to kim teraz jesteś, że potrzebujesz czasu, a nie stać ciągle jak przysłowiowy diabeł nad dobrą duszą i pytać "kiedy wyjdziesz za mąż?.." Nie wiadomo też do końca, czy mówi tak bo się martwi o Ciebie, czy bardziej o to co ludzie powiedzą? Zaznaczam, że nie jestem znawczynią w udzielaniu takich porad ale wydaje mi się, że powinnaś wziąść sprawy w swoje ręce i jeżeli jest to możliwe to wyprowadzić się od rodziców, bo trudno jest dokonać wyboru powołania i to kim chcesz zostać, jeżeli wywierana jest na Tobie taka presja. Pozdrawiam

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: Esterka (---.165.kosman.pl)
Data:   2015-03-23 18:37

Wspólnoty nie będzie dopóki chcący w niej być i narzekający jej nie stworzą. Do roboty, kobieto

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: Asia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-03-23 19:31

Przykro słyszeć od własnego taty "marnujesz się". Myślę, że powinien bardziej cię wspierać a nie stale przypominać, że powinnaś wyjść za mąż,to dołujące. Może tak jest, że ty się starasz tylko po prostu nie wychodzi, o dobrych wartościowych mężczyzn jest chyba coraz trudniej. Wyjście za mąż nie jest jedynym sposobem na życie, jest też dużo samotnych osób które jakoś realizują w życiu swoje plany i radzą sobie. Piszesz, że tata cierpi z tego powodu. A ty? twoje uczucia w tej wzajemnej relacji też powinny się liczyć.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: nie ujawnię się (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-03-23 22:29

Czy to jest świadomy i dobrowolny wybór? Hmm... Jest to stan w jakim się znajduję i który jest mi dobrze znany. Chyba nigdy nie wiedziałam czego chcę. Kiedyś myśli o małżeństwie tak naprawdę przeplatały mi się z myślami „a może by tak pójść do zakonu?” (pewnie nie mnie jednej, pewnie ma tak wiele młodych katoliczek). Teraz wydaje mi się, że może gdybym przebywała jakoś wcześniej czy to w jakiejś wspólnocie kościelnej, czy w ogóle w środowisku, jeśli mogę tak się wyrazić, mniej świeckim niż przebywałam, może gdyby był ktoś, kto jakoś towarzyszyłby mi duchowo, to może nie tyle byłabym dziś w zakonie, co wiedziałabym czym w praktyce jest życie zakonne i z czym wiąże się ten wybór. A na mojej drodze życia – w realu - jakoś nigdy nie miałam styczności z ludźmi oddanymi Bogu i Kościołowi (poza księżmi na Mszach czy w czasie kolęd) a gdyby Pan Bóg chciał to przecież mógłby postawić na mojej drodze życia np. jakąś zakonnicę, dzięki której poznałabym jakikolwiek zakon. Także nic jakoś wyraźnie nie przemawiało za tym, żebym poszła do zakonu (a teraz pozostaje pytanie – kto zaopiekowałby się wtedy rodzicami na starość, dlaczego nie ja?). Nigdy też ani mnie się nikt nie oświadczał, ani ja nie spotkałam nikogo, komu chciałabym się oświadczyć ;) Młodzieńcze zakochiwania się w kimś raczej nie świadczą jeszcze o powołaniu do małżeństwa. Z kolei prawie wszyscy wkoło dobierali się w pary i jedyne powołanie jakie miałam okazję obserwować to właśnie powołanie do małżeństwa. Teraz po każdej rozmowie z tatą czuję się tak, jakby zbrodnią było to, że nie oświadczyłam się na siłę żadnemu facetowi, że żadnego nie uwiodłam itd. W czasie gdy jakoś wyobrażałam sobie siebie w małżeństwie, jednocześnie nie wyobrażałam sobie, żeby ewentualny przyszły mąż był np. wrogo czy choćby obojętnie nastawiony do Boga i Kościoła, a głównie takich spotykałam. Jednak Pan Bóg był mi zawsze bliższy. A nigdy nie dał mi odczuć, że ma dla mnie inną drogę, raczej wręcz dawał do zrozumienia, że życie pojedynkę to jest to, co mi proponuje. Tylko co ja mam zrobić, żeby życie w pojedynkę było życiem dla Boga i Kościoła? Na razie jest wręcz życiem w pojedynku z ojcem, dla którego – jak to odbieram i o czym pisałam tu już kiedyś - niezamężna blisko trzydziestoletnia córka jest zjawiskiem nadzwyczajnym. Nie chciałabym, żeby pogłębianie życia religijnego, szukanie powołania, przerodziło się z kolei w ucieczkę przed ojcem. Żeby moje poszukiwanie powołania kogokolwiek od Boga oddalało.
Piszecie, że życie samotne wybiera się tylko mając na nie konkretny plan, pomysł. A jeśli jeszcze nie mam a dopiero chcę go znaleźć to znaczy, że moje życie będzie zmarnowane, przegrane, puste? Czy tak wielkie znaczenie ma to czy najpierw ma się pomysł na wypełnianie konkretnej drogi a dopiero potem się ją wybiera, czy jest na odwrót? Koniecznie musi być ta kolejność – najpierw mam pomysł na realizację powołania a dopiero potem je wybieram a nigdy nie może być odwrotnie?
Orelko, już mniej rekolekcji się nie da ;) W mojej parafii nawet rekolekcje wielkopostne nie każdego roku są organizowane a na stacjonarnych byłam dopiero raz. To już było podejrzane, bo normalne w Kościele są tylko Msze, kto widział wyjeżdżać gdzieś daleko na rekolekcje i w dodatku jeszcze za to płacić. Nie umiem tłumaczyć, że Bóg to dla mnie nie tylko… nie wiem… idea, tradycja.
Chciałabym potrafić w rozmowie z tatą kierować się tym co piszecie. Może chociaż spróbuję. Ale wiem już co usłyszę i brak mi sił.
Założenie wspólnoty w parafii to dobry pomysł, ale ja nie wiem nawet czym jest wspólnota w praktyce, więc nie umiałabym żadnej założyć. Dalej wspólnoty są, szukam, ale też nie mogę znaleźć odpowiedniej. W tych, do których chciałabym należeć odbywają się cotygodniowe spotkania, albo nawet dwukrotne w ciągu tygodnia a na to znów nie mogłabym sobie pozwolić (dojazdy, czas). Ale wciąż mam nadzieję, że w przyszłości znajdę odpowiednią wspólnotę.
Z jednej strony wierzę, że Pan Bóg nigdy mnie nie zostawi, że życie z nim nie może być zmarnowane, jakiekolwiek by nie było, skoro jest z Nim. Z drugiej miewam też chwile, że boję się, że rzeczywiście już moje życie jest przegrane. Nie chcę ani zbyt mało ufać Bogu, ani też zwalać na Niego odpowiedzialności za swoje życie. Co mam robić? Jak moje życie – teraz, takie jakie jest i bez względu na to czy życie w pojedynkę to moje powołanie czy nie – mam uczynić życiem dla Boga i Kościoła, które nie będzie kręceniem się wkoło siebie? Szukam pomysłu ;)

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: dylemat (109.206.193.---)
Data:   2015-03-24 08:57

A może na początek mini gazetka parafialna? Wydanie broszurki w kilku egzemplarzach nie kosztuje wiele, a może zachęcić ludzi do jednoczenia się w jej współtworzeniu. Warto też wykorzystywać takie momenty jak odpust parafialny, wspólne sprzątanie kościoła przed większymi uroczystościami, adoracja itd. w celu zadzierzgnięcia więzi między parafianami i wyjście z inicjatywą. Albo ogłoszenie w kościele (można zostawić ulotki, albo wywiesić w gablotce informację, czy też poprosić księdza o ogłoszenie z ambony), że wolontariusze (na razie tylko Ty) chętnie udzielą jakiegoś rodzaju pomocy innym potrzebującym, służąc czasem, umiejętnościami, uwagą - czasem korki dla dzieci, czasem świetlica przykościelna, czasem jakaś praktyczna pomoc starszym lub niepełnosprawnym. Możesz też zacząć od zwykłego poczęstunku ciastem pewnej niedzieli, ksiądz może powiedzieć, że nowo powstała wspólnota częstuje dziś wypiekami. Przygotuj ulotki na temat tego co chcesz robić, rozmawiaj z ludźmi. Ludzie są ciekawscy, a Ty bądź szczera. Jak raz spróbujesz będziesz miała sporo pomysłów. Najlepiej rozrysuj sobie na dużym arkuszu potrzeby swojej parafii, jacy ludzie do niej należą, co czują, czego pragną, jak myślą, w jakim są wieku itp. i zastanów się jak możesz odpowiedzieć na te ich pragnienia. Może ktoś lubi rysować, może ktoś pisze wiersze, może ktoś ma pasję gotowania - wykorzystać można wszystko. Potem się okaże, kto do czego się nadaje i rwie. Najpierw musisz wiedzieć, do czego Ty się rwiesz.
Poprzez takie działania wyjdziesz do ludzi, pokażesz się, może nawet narzeczony się znajdzie (jeśli go szukasz).
A dla Boga nie liczy się dzieło, ani nawet efekt - ale motyw, serce i posłuszeństwo, może Ci nic nie wyjść, a jeśli z samej miłości do Boga podejmiesz czyn (oczywiście obiektywnie dobry) to więcej dla Boga znaczy niż wszelkie i wielkie w oczach ludzi działania.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: paty (---.compower.pl)
Data:   2015-03-24 11:31

A dokładasz się do rachunków domowych?, stać cię aby kupić sobie jedzenie, opłacić lekarza itd. Jesteś jedynaczką?, czy pomyślałaś o tym co będzie jeśli Twoi rodzice się zestarzeją, czy sama dasz radę się nimi opiekować. A jeśli ty zachorujesz, kto Tobie pomoże? Wszystko jest pięknie kiedy człowiek jest młody i zdrowy, później zaczyna się sypać, przyjaciele, znajomi nie mają czasu, odchodzą itd. Założenie rodziny w niczym nie przeszkadza, aby zaangażować się we wspólnotę, czy ją stworzyć. Ba, to nawet pomaga, bo wówczas nabierasz doświadczenia życiowego i mierzysz się z problemami z jakimi każdy z nas musi się prędzej czy później zmierzyć. A ty mam wrażenie chciałabyś wygodnie zamknąć się w swoim pokoju, czytać książki, od czasu do czasu może wyjechać na rekolekcje itp - czy nie wydaje ci się, że uciekasz od życia i obowiązków jaki ono ze sobą niesie. Może jest to te jakaś młodzieńcza fascynację chęć przygód - nie wiem. Niepokojące jest jednak, że młoda dziewczyna nie ma potrzeby kontaktu z mężczyznami i potrzeby założenia rodziny, wychowania dzieci.
Ludzie czasami chcą robić wielkie rzeczy, ale zaniedbują te podstawowe. Każdy z nas żyje we wspólnocie, pierwszą wspólnotą chrześcijańską dla każdego człowieka jest jego rodzina i o nią trzeba dbać w pierwszej kolejności. Tam uczymy się miłości, szacunku do drugiego człowieka, odpowiedniej komunikacji, empatii, słuchania i oczywiście rodzina przekazuje nam wiarę i pewien sposób myślenia itd. Twój tata więc faktycznie się o ciebie martwi, a ty powinnaś wziąć jego zdanie pod uwagę i skonfrontować je z własnym sumieniem. A sumienie od czasu do czasu wypada też poddać formacji.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: malutka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-03-24 16:37

Może mogłabyś zaangażować się w wolontariat, jeśli jakiś jest w Twojej miejscowości, np. pomoc dzieciom, osobom starszym. Wtedy będziesz robić coś dla Boga, ludzi i nie będziesz się kręcić wokół siebie.
Co do Twojego taty, to pewnie martwi się o Ciebie i Twoją przyszłość, abyś nie była sama, ale też nie ma prawa Ci narzucać swojej woli, abyś wyszła za mąż za pierwszego, lepszego faceta, bo ani Ty nie będziesz szczęśliwa ani Twój tata. Najlepiej byłoby, abyś mogła żyć samodzielnie, aby móc sama podejmować decyzje, a z tatą mieć dobre relacje. Takie życie z kimś i słuchanie pretensji, że nie ma się męża może być męczące.
Chcesz żyć w pojedynkę, jesteś szczęśliwa? Czy marzyłaś kiedyś o posiadaniu męża, dzieci, czy innym życiu? Nie wiem, czy najpierw trzeba mieć pomysł na swoje powołanie, bo można mieć powołanie do czegoś, żyć nim, a życie też będzie puste i zmarnowane i też można się kręcić wokół siebie. Chyba bardziej chodzi o to, jak się żyje na danej drodze, jakim się jest człowiekiem.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: Martha78 (---.protonet.pl)
Data:   2015-03-24 19:41

Nie będę powtarzać rad, które już padły, ale muszę napisać, że poniekąd rozumiem Twojego ojca - marnujesz się;), bo nie masz póki co celu w życiu. Spróbuj "gadanie" ojca wziąć za dobrą monetę, doceń, że się o Ciebie troszczy; widać w jego ocenie nie brakuje Ci niczego, by być żoną i matką. Nie zawsze rodzice tak pozytywnie oceniają dzieci. Moja przyjaciółka miała sytuację wręcz odwrotną. Kiedy po skończeniu studiów i podjęciu przez nią pracy okazało się, że nadal nie ma żadnego kandydata do jej ręki, rodzice spisali ją na straty. Wszystkie ciotki, które były ciekawe kiedy ślub i wszyscy znajomi mogli z ust rodziców usłyszeć, że nigdy, bo przecież starą panną już jest i z pewnością za mąż nie wyjdzie. Koleżanka dowiadywała się, że nikt jej nie chce, bo jest zbyt... (głupia, brzydka) oraz za mało... (przebojowa, towarzyska itp.)
Jak odkryjesz o co w Twoim życiu chodzi - życie w małżeństwie, w zakonie, w samotności - będzie Ci łatwiej.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: Margola (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2015-03-25 18:11

Hmmm no dość, że nie wiesz za bardzo czego chcesz w życiu (balansujesz pomiędzy małżeństwem, życiem zakonnym i bezżennym) to jeszcze tam gdzie wiesz mniej więcej (że chcesz należeć do jakiejś wspólnoty) na siłę wymyślasz sztuczne problemy jakby by tu iść na spotkanie żeby nie iść. Naprawdę nie masz czasu? Nawet jeśli sytuacja by Ci nie pozwalała chodzić na spotkania dwa razy w tygodniu lub raz w tygodniu to nigdy nie jest tak, że koniecznie trzeba być na każdym spotkaniu. Byłam już w kilku wspólnotach i w żadnej nie było obowiązku uczestnictwa w każdym spotkaniu, ponadto względy osobiste są przez liderów wspólnot brane pod uwagę. Każdy zrozumie, że masz pragnienie należeć do wspólnoty ale możesz sobie pozwolić na uczestnictwo w spotkaniach np. raz czy 2 razy w miesiącu. Otwieranie wspólnoty bez jakiegoś doświadczenia własnego to nie jest najlepszy pomysł chyba ze znajdziesz kapłana który ją poprowadzi i będzie miał na nią pomysł ale to nie jest proste.
Ponadto trochę emocjonalnie uzależniona jesteś od własnego taty. Na pewno warto rozważać zdanie taty ale trzeba podejmować własne decyzje. Za bardzo przejmujesz się opinią taty. Trochę więcej dojrzałości i stanowczości.
Od siebie mogę napisać, że warto codziennie mówić Bogu o tym na czym nam zależy. Pan Bóg na pewno w jakiś sposób wysłucha ale trzeba być otwartym na Jego propozycje i nie rezygnować tak łatwo. A jak nie masz pomysłu na życie to przynajmniej dawaj siebie innym ludziom poprzez dobre słowo, uśmiech, czas, pomoc, radę, modlitwę itd. Przede wszystkim tym najbliższym.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: paty (---.compower.pl)
Data:   2015-03-25 23:35

Zazwyczaj jest tak, że samotność, brak partnera wywołuje raczej smutek, frustrację, a nawet depresję. Bycie z kimś jest naturalną potrzeba ludzką, a nawet zadaniem danym nam przez Boga - "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi".
Rdz 1, 28.
Mnie się wydaje, że ty się pogubiłaś w swoich uczuciach i decyzjach, jeśli człowiek znajduje się w tzw. ciemnościach, nie wie czego chce to aby nie zszedł na manowce musi trzymać się zasad. Jest to podstawowa rada którą każdy powinien ci udzielić. Mówiąc o zasadach mam na myśli prawo naturalne, przykazania, etykę. Dla mnie łączenie się w pary jest prawem naturalnym, dlatego tak ważne jest próbowanie, szukanie, a nie czekanie aż Pan Bóg postawi tego jedynego na mojej drodze.
Drugie moje zdanie jest takie, że posiadasz niestety za małe doświadczenie życiowe aby zakładać wspólnotę, jak piszesz sama nie wiesz czego chcesz, nie wiesz jak się za to zabrać itd. Osoby pomagające muszą być same silne psychicznie, aby móc wspierać innych. Tej szczególnej umiejętności i odpowiedzialności oczekuje się zwłaszcza od przewodników duchowych, wychowawców, nauczycieli, psychologów itd. jak mówi Biblia - "jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną" (Mt 15,14). Poza tym internet nie rozwiąże twoich problemów.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: nie ujawnię się (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-03-28 17:09

Dziękuję Wam.

Paty, mogę spytać co konkretnie masz na myśli pisząc: "powinnaś wziąć jego zdanie pod uwagę i skonfrontować je z własnym sumieniem"?

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: paty (---.compower.pl)
Data:   2015-03-28 22:01

Chodzi o to, że Twój ojciec poniekąd ma rację, a Ty powinnaś rozważyć jego punkt widzenia i zastanowić się nad sensem jego docinek i aluzji, które owszem mogą być nietaktowane, ale jednak kryją w sobie coś z życiowej mądrości. Oczywiście absolutnie nie zachęcam do łamania twojej godności, ale zdystansowania się od tego wszystkiego, być może pora abyś spojrzała na siebie jak na kobietę. Czasami ktoś może nawet nie wiedzieć jak bardzo potrzebuje związku, drugiego człowieka, rodziny- bo jest np. nieśmiały, skryty, za bardzo się kontroluje. Być może nawet twój nick "nie ujawnię się" świadczy o tym, że do takich osób należysz. Możliwe, że wyparłaś te potrzeby, albo przekształciłaś je w chęć robienia czegoś dla ogółu, dla wspólnoty. Ale pomyśl ile zrobiłabyś dobrego dla innych, wydając na świat swojego potomka, a później wychowania go w sposób mądry i odpowiedzialny. Życie jest tak naprawdę najcenniejszym darem, macierzyństwo to bardzo cenny dar, być może go nie doceniasz, a nawet gardzisz. Poza tym zostają jeszcze potrzeby seksualne.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: nie ujawnię się (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-03-29 00:12

Nie obraź się Paty, ale chyba się nie rozumiemy, tylko że chyba nie mam sił tłumaczyć. Wiem, że chcesz pomóc, dlatego nie wiem czy powinnam pisać co jakoś zabolało mnie w Twoich odpowiedziach, ale może czyta to też ktoś w podobnej do mojej sytuacji..
Więcej pisałam tu już kiedyś w jednym wątku, także o smutku, frustracji (to na usprawiedliwienie. I tam też dostałam wiele, bardzo cennych odpowiedzi, które wniosły na pewno jakieś światło w moje postrzeganie sytuacji. Teraz piszę, że chciałabym bardziej jakoś być przydatną Bogu i Kościołowi a poza tym nie chcę tylko skupiać się na tym jak ja przeżywam ten swój stan, ale widząc, że sprawiam komuś ból, chciałabym potrafić jakoś miłosiernie to rozwiązać.
Pisałaś o tej konfrontacji z sumieniem, jakby życie bezżenne było grzechem, dlatego dopytuję co miałaś na myśli.
"Życie jest tak naprawdę najcenniejszym darem, macierzyństwo to bardzo cenny dar" - oczywiście, nigdzie temu nie zaprzeczałam.
"być może go nie doceniasz, a nawet gardzisz" . Mogę nie doceniać, ale na pewno nie gardzę.
Co do wydawania potomka na świat, tylko Pan Bóg może wiedzieć czy wychowałabym go mądrze ;)
A z tym "Bądźcie płodni..". Przecież chyba nie chodzi o płodzenie dzieci za wszelką cenę. Niektórzy małżonkowie przeżywają dramat niepłodności. Znam kilka takich osób, dlatego naprawdę tym bardziej doceniam życie, ale jednocześnie zastanawiam się co oni biedni muszą czuć, gdy ktoś przytaczając ten cytat z Biblii każe im rozumieć go dosłownie.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: paty (---.compower.pl)
Data:   2015-03-30 14:34

rozumiem i przepraszam za nieporozumienie, ale zwyczajnie cię nie znam. Więc ciężko doradzić osobie o której się mało wie. Również jestem samotna, a mam 28 lat, relacje z rodzicami też źle mi się układają, być może nawet gorzej niż tobie.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2015-03-30 16:56

Nie ujawnię się, trochę myślałam nad Twoją sytuacją. Jestem od Ciebie starsza, ale najważniejsze decyzje w życiu podejmowałam będąc w Twoim wieku.
Doskonale rozumiem Twoje odczucie, że przynajmniej nonsensem jest uważanie życia bezżennego za grzech czy coś niewłaściwego. Przyjmuję - przyjmuję za Kościołem - że bezżeństwo jest jedną z pełnoprawnych i pełnowartościowych dróg, jednym z powołań, a jeśli ktoś tego nie rozumie, to cóż - może to nas zaboleć, ale jego niezrozumienie jest jego niezrozumieniem i nie może mieć decydującego wpływu na nasze życie.
I wiesz, co jest czasem najtrudniejsze? Nauczyć się, że moje życie jest moim życiem, nawet jeśli kształt mojego życia boli bliskich. Jeśli nie zakładam rodziny i boli to ojca, TRUDNO, mam święte prawo do takiego życia i nie muszę czuć się winna, że tatę to boli. Nie jest moją powinnością realizacja marzeń kochanego taty. To nie jest Twoja, moja, nasza wina, że rodzice nie umieją czegoś przyjąć. Oni zwykle chcą dla nas dobrze, ale możemy żyć inaczej niż oni tego pragną. Tato chce dobrze, ale nie trzeba spełniać jego wyobrażeń. Ty masz prawo do innej, również dobrej drogi.
Mój tato na przykład bardzo chciałby mieć wnuki. Ale ja ich mu ich nie dam. Choć widzę, że go to boli, trudno, trzeba było nauczyć się żyć z tym, że nie jesteśmy stworzeni do zaspokajania pragnień naszych rodziców. Brzmi brutalnie? Ale to jest prawda.

Szukasz miłosiernego rozwiązania. Myślę, że trzeba się czasem zgodzić na to, że nie my jesteśmy od zbawiania lub zaspokajania całego świata. I wystarczy czasem, jeśli nie będziemy zaogniać sytuacji, nie będziemy wchodzić w ostre spory porównujące różne opcje.
Może zmilczymy ból. Nasz ból, ten, że nas boli cierpienie bliskich. Może zmilczymy czyjś kolejny komentarz. Tak, wiem, ile to kosztuje. A może będziemy cierpliwie i łagodnie tłumaczyć, że nasze życie jest naszym wyborem i że szanujemy cudze rady i pragnienia, ale ich nie spełnimy. Bez negocjacji, nie spełnimy.
Ja osobiście już nie tłumaczę. Zostawiłam. Za dużo było emocji w rozmowach, do niczego to nie prowadziło.
Życie swoim życiem, pójście drogą inną niż marzenie rodziców nie jest złem, grzechem, brakiem dobra, czymś nagannym. Nawet, gdy rodziców to boli.

No i trzeba się nauczyć niezawisłości. Odwagi. Wyjazd na rekolekcje pogorszył sytuację, jak piszesz? No ale masz prawo jako osoba dorosła jeździć na rekolekcje albo do spa, nawet jeśli ojcu to się nie podoba. Doskonale rozumiem, że tato jest przeciw. Ale trudno, trzeba nauczyć się żyć z tym oporem ojca i nie uzależniać swoich decyzji od ojcowej reakcji. Żyć po swojemu mimo niechęci ojca do Twoich decyzji. Naprawdę, nic w tym zdrożnego, choć zdaję sobie sprawę, że to obciążające i może Cię boleć.

Chciałabyś żyć bardziej dla Boga. Nie wiem, jakie jest Twoje powołanie, ale w najmniejszej nawet miejscowości można tak żyć. Nawet jeśli na miejscu nie ma wspólnoty. Samemu trudno, moim zdaniem, stąd zachęcam do poszukania swojego miejsca w jakiejś wspólnocie. Nawet jeśli raz - dwa razy w miesiącu będziesz gdzieś wyjeżdżać, gdy już tę wspólnotę znajdziesz. Trzeba być na tyle silną - no, dorosłą - żeby ani prośby, ani groźby rodziców nie spowodowały, że się poddasz, nie podejmiesz próby zaangażowania się w coś. Trzeba i modlitwy, i może wsparcia, może wspólnoty, może spowiednika, może kogoś zaufanego, żeby nauczyć się być silniejszą od marzeń i bólu ojca.

Rozpisałam się, ale myślę, że mocno czuję to, o czym piszesz. Z doświadczenia.
Dodam, że swoje miejsce znalazłam, w świeckim życiu konsekrowanym, za co jestem bardzo wdzięczna Panu Bogu.

 Re: Pan Bóg, życie w pojedynkę i miłość do rodziców.
Autor: nie ujawnię się (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-04-02 23:52

Paty, nie musisz przepraszać. Przynajmniej chcesz zrozumieć.
Haniu, dziękuję, że rozumiesz :)

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: