Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2015-05-19 02:33
Szkaplerz to nie jest sprawa jednego biskupa, można zapytać każdego biskupa, a najlepiej karmelitów/karmelitanki, którzy przecież z tego przywileju też korzystają.
Nie jest to wymysł jakiejś nawiedzonej osoby, ale objawienie Matki Bożej. Można w to nie wierzyć, bo w prywatne nawiedzenia nie mamy obowiązku wierzyć, jest to jedynie sprawa naszej pobożności. Ale jeżeli objawienie jest zatwierdzone przez Kościół, nie mamy prawa zabraniać w to wierzyć, nie mamy prawa się wyśmiewać, nazywać herezją czy głupotami. Bo tym samym mówimy, że albo Kościół jest głupi, że to uznał, albo głupio powiedziała tak Matka Boża. Jeszcze raz przypomnę: mogę w to nie wierzyć (nie jest to do zbawienia potrzebne), ale nie wolno mi uważać, że głupi jest ten, kto w to wierzy. Do nas (powiedzmy, że do mądrzejszych od nas, ale chodzi mi o ludzi Kościoła, teologów) należy najwyżej interpretacja. Skoro Kościół zatwierdził, to herezji na pewno w tym nie ma. Ani nie jest to zabobon.
O szkaplerzu Maryja powiedziała: "Kto w nim umrze, nie dozna ognia piekielnego"
A obietnica nazywana "przywilejem sobotnim" dana została 3 marca 1322 r. papieżowi Janowi XXII : "Ja, Matka, w pierwszą sobotę po ich śmierci zstąpię do czyśćca i ilu ich tam zastanę, wprowadzę na górę wiecznego zbawienia".
Nie wiem jak to interpretują na stronie Karmelu, szkaplerza czy innych, w tej chwili nie mam czasu czytać. Ale jak już wiele razy pisałam na forum, czyściec to nie jest życie wieczne, poza czasem. Wieczne jest piekło i niebo. Czyściec to miejsce przejściowe w czasie, zaczyna się i kończy, trwa pewien czas, dla jednego krócej, dla innego dłużej, dla jednego bardziej, dla drugiego mniej. Jest czasem, kiedy uczymy się prawdziwej miłości, jeżeli nie nauczyliśmy się prawdziwie kochać podczas ziemskiego życia. Jest to tajemnica, ale czyściec to rzecz doczesna, a nie wieczna, czyli podlega jakiemuś czasowi. Przecież zaczyna się i kończy. Można ten koniec przybliżyć zmarłemu poprzez odpusty zupełne, przez modlitwę.
Dlaczego ta sobota tak nam przeszkadza i dziwi? Jeżeli Kościół ma prawo coś "związać i rozwiązać", jeśli Kościół ustala na przykład dni, w których odpust zupełny za dusze zmarłych możemy uzyskać w sposób łatwiejszy, czyli (jeśli oczywiście wypełnimy solidnie wszystkie warunki) możemy w pewnym sensie "zdecydować", że to dziś ktoś opuści czyściec (w pewnym sensie my, bo to przecież do Boga należy, ale Bóg prawo "związywania" złożył w ręce Kościoła), to dlaczego dziwimy się tej sobocie? Czym się to różni od odpustu zupełnego we Wszystkich Świętych?
Powtarzam, nie wiem jaka jest oficjalna interpretacja tej soboty. Ale osobiście nie czuję tutaj żadnego zgrzytu. Jezus po to przyszedł na ziemię, żeby nam przybliżyć Boga i Niebo. Objawienie (i słowo Jezusa, i zapisane słowo w Biblii i objawienia prywatne) są przekazywane nie Bogu, nie zmarłym świętym, nie aniołom, ale żyjącym ludziom. Są przekazywane tak, aby oni to zrozumieli. Bóg korzysta z ludzkiego słowa, z ludzkich pojęć, ludzkich doświadczeń, aby przekazać to, co jest tak naprawdę nie do przekazania ludzkim językiem i nie do zrozumienia ludzkim rozumem. Ale jakoś to trzeba przekazać, żebyśmy chcieli pójść do Boga. Jakoś to trzeba przekazać, żebyśmy wiedzieli jak tam iść. Jakoś to trzeba przekazać, żebyśmy wierzyli, że nasze staranie ma sens, że coś od nas zależy, że się da. Tak jak i my dostosowujemy język do odbiorcy, tak Bóg dostosowuje swój "język" do człowieka. Mówi ludzkim językiem. Wszystkie objawienia są mówione ludzkim językiem, tak aby były zrozumiałe. Są dla człowieka, a nie dla Boga. Są zachętą do lepszego życia.
Jeżeli możemy uzyskać dla zmarłego odpust zupełny w dniu Wszystkich Świętych lub w Dniu Zadusznym, czyli w tym dniu nasz Zmarły "idzie do Nieba", dlaczego za sprawą Maryi nie może ktoś "iść do Nieba" w dzień, który my nazywamy sobotą? Dlaczego nie może iść w pierwszą sobotę po śmierci? Co w tym jest niezrozumiałego? Nie sądzę, żeby Zmarłego interesowało czy to jest piątek czy sobota, bardziej go pewnie interesuje jak mocno cierpi, ale dla nas, żyjących (którym Maryja to obiecuje) jest to ważne. Wskazując pierwszą sobotę, Maryja mówi, że to oczekiwanie będzie krótkie, że to będzie szybko. Nie mówi, że to będzie bezboleśnie. My przecież do końca nie wiemy na czym polega cierpienie czyśćcowe, ale dobrze wiemy, że to musi być cierpienie. Maryja obiecuje "szybkie" wprowadzenie do Nieba, ale nie mówi, że noszący szkaplerz nie musi pokutować za grzechy. Być może jego cierpienia będą na tyle intensywne, że nie będą potrzebowały długiego czasu. Ale być może jego modlitwy związane ze szkaplerzem już wcześniej te cierpienia wypełnią/zastąpią.
My byśmy wszystko chcieli wiedzieć dokładnie:
- "Panie Boże, no to w sobotę rano czy po południu?"
- "A jak umrze w piątek o 23.59, to też zdąży?"
- "A jak umrze w samolocie w drodze do Ameryki czy z Ameryki. to która sobota będzie się liczyć, polska czy amerykańska?"
- "Moja sobota jest kiedy indziej niż sobota Księdza Moderatora. Gdybyśmy oboje mieli szkaplerz i umarli równocześnie, to kto z nas wcześniej pójdzie do nieba?"
Absurdalność tych pytań wskazuje na to, że do obietnicy trzeba podchodzić inaczej. Ona jest ujęta w ludzkich słowach, bo jest skierowana do człowieka osadzonego w czasie. Przecież sama sobota jest dla nas umowna, w zależności od strefy czasowej. Nikt z nas nie wie, jak długo po śmierci będzie czekał na wieczne spotkanie z Bogiem w Niebie. Nie wie, jak długie będzie cierpienie. A tutaj Maryja obiecuje, że to będzie bardzo szybko. Bardzo krótko. Wiemy, kiedy jest sobota - dzień poświęcony Maryi. Dla tych, którzy czczą Maryję, którzy dla Niej są gotowi zrobić coś więcej, poświęcić więcej czasu i więcej trudu - Maryja przygotowała ten dar: szybkie oczyszczenie z kary doczesnej. Bardzo szybkie. Ludzie noszący szkaplerz mają prawo cieszyć się z tej obietnicy. To przecież pomaga im wytrwać w tym, co sami obiecali. Wszystkim, którzy uważają, że to jest interesowne, przypominam, że równie "interesowne" jest życie zgodnie z przykazaniami, przystępowanie do sakramentów i każda modlitwa. Spodziewamy się za to życia wiecznego. Wszystko można zbrudzić podejrzeniami, oskarżeniami. A przecież Boże obietnice są piękne. Tak z ręką na sercu: kto z nas starałby się przestrzegać wszystkich przykazań, gdyby nie wierzył w Boga i życie wieczne? Gdyby nie wierzył w Dobrą Nowinę? Przecież to jest nasza radość.
Osobiście niekoniecznie wierzę w to, że każdy noszący szkaplerz musi iść do nieba w sobotę. I wcale nie chodzi mi o to, że noszący szkaplerz też może stać się świnią, bo chyba właśnie na tym polega obietnica Maryi, że chociaż stanę się świnią, to zdążę przed śmiercią odnaleźć Boga. Bo wcześniej tej obietnicy całkowicie zawierzyłam, a to (po ludzku mówiąc) Maryję "zobowiązuje". Ale co będzie, jeśli święty człowiek umiera w niedzielę? Taki "święty święty", który i cierpiąc, i korzystając z odpustów, z nadwyżką odpokutował niedoskonałości za życia? Czeka do soboty?
A może na to pytanie odpowiedź mamy w śmierci Jana Pawła II, który nosił szkaplerz? Nie musiał czekać. Umarł w sobotę.
Pan Bóg naprawdę sobie z tymi wszystkimi obietnicami poradzi. Nie musimy Mu pomagać :))) Człowiek poświęcił sobotę Maryi. Co w tym dziwnego, że Bóg chciałby nam za to podziękować? To przecież Jego Matka. Sobota to dla Niego Dzień Matki. Umowny dzień, który równie dobrze może być w każdym innym dniu. Ale człowiek tak ustalił, a Bóg nas szanuje.
|
|