Autor: chrzestna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2015-07-26 22:59
Na czym ma polegać rola chrzestnej, jeżeli tak naprawdę nie ma ona wpływu na życie religijne chrześniaka ze względu na słabe relacje z rodzicami chrześniaka? Czy modlitwa i odwiedziny „od święta do święta” wystarczą? Trudno się do tego przyznawać, ale przynajmniej w dwóch przypadkach nie powinnam zostawać chrzestną.
Zostając chrzestną miałam chyba trochę idealistyczne podejście do roli, jaką spełniają chrzestni w życiu chrześniaka. W każdym z przypadków, gdy zostawałam chrzestną, rodzice chrześniaków prosili mnie o to dlatego, że kogoś musieli poprosić a ja należę do rodziny, jestem wierząca i nie było przeszkód, żebym została chrzestną, mimo że tak naprawdę na pewno woleliby kogoś innego a mnie zabrakło asertywności, żeby odmówić. Z żadną parą rodziców moich chrześniaków nie miałam nigdy relacji takich jakie mam ze swoimi przyjaciółmi, choć trzeba przyznać, że we wszystkich przypadkach relacje trochę się pogłębiły, jednak w żadnym nie na tyle, żeby rzeczywiście mieć większy wpływ na życie religijne chrześniaków.
Cieszy mnie, że wszystkie moje dzieci chrzestne są zaprowadzane na Msze. Martwi mnie to, że w dwóch przypadkach jest to takie od niechcenia, bo wypada, tymczasem opinie rodziców tych chrześniaków o Kościele są negatywne. W jednym przypadku uczestniczenie w Mszach jest tylko okazyjne, nie coniedzielne. Boję się, że wkrótce to dziecko przestanie chodzić do kościoła, bo teraz jeśli jego rodzicom albo jemu samemu nie chce się iść, to po prostu nie idą. Nawet na Mszę za dziadków nie chce im się czasami pójść, więc nie chodzą. Jak mam reagować? Czy w ogóle? Czy raczej pogorszę sytuację? Nie potrafię być świadectwem, nie mam z nimi na tyle bliskich relacji, nie potrafiłam jej z nimi nawiązać. Drugi przypadek – dziecko wychowywane jest na zasadzie „w życiu trzeba rozpychać się łokciami, atakować innych zanim zostanie się zaatakowanym”. Strach pomyśleć jakie to dziecko będzie, kiedy będzie dorosłe.
Teraz w dwóch przypadkach, dając jakiś prezent religijny czuję, że nie na to liczyli rodzice chrześniaków. Staram się jakoś nawiązywać czasem przy dzieciach do wiary, wspominać o kościele, ale czuję się wyobcowana w tym zupełnie. W końcu rodzice zobowiązują się do wychowywania dziecka w wierze, chrzestni zobowiązują się do pomagania im w tym. A co, jeśli rodzice zawodzą? Tak naprawdę chyba nie mam żadnego wpływu na życie religijne chrześniaków i czuję, że nawiązywanie do tematyki wiary czy w rozmowie, czy w dawaniu prezentów sprawia, że patrzą na mnie jak na taką niedzisiejszą. Nie umiem dawać świadectwa a w jednym przypadku rodzice, owszem, liczą na dawanie, ale nie byle jakich prezentów. Przez to przy każdej wizycie w ogóle u chrześniaków czuję się jak sponsor dla nich i ich rodziców, a przy okazji zjazdów rodzinnych także dla ich rodzeństwa i kuzynostwa (nie wypada dać chrześniakowi większego prezentu a reszcie tylko drobiazgów). Nie mogę pogodzić się z tym, że jestem dla nich darmowym źródłem przychodów zamiast być świadkiem wiary, nie mam pomysłu jak to zmienić ;) Co jest ze mną nie tak i jakich dokonać zmian? Co robić, żeby być ”chrzestną z powołania” dla wszystkich moich chrześniaków?
I tak na marginesie - jak zmienić swoje myślenie co do osób, co do których mogę mieć podejrzenia, że kontakty ze mną nawiązują wyłącznie dlatego, że głównie liczą na moje wsparcie finansowe?
|
|