Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2015-07-28 21:55
"Czy słuchać poleceń spowiednika"
"Czy powinnismy calkowicie ufac temu co ksiadz poleca nam w konfesjonale"
Ponieważ dla mnie słowo polecenie i polecanie brzmi zupełnie inaczej, z ciekawości zajrzałam do słownika (wzięłam pod uwagę tylko interesujący nas aspekt określenie).
"polecenie - 1. «wypowiedź nakazująca komuś wykonanie jakiejś czynności»
"polecić - polecać - 1. «powiedzieć komuś, żeby coś zrobił»
Szczerze mówiąc, myślałam, że różnica będzie znaczniejsza, bo dla mnie polecenie to nakaz, a polecanie to rada, propozycja. Ale i tutaj widać różnicę (nakazać - powiedzieć). Było to dla mnie ważne, bo osobiście nigdy nie spotkałam się z jakimkolwiek poleceniem=nakazem ze strony spowiednika. Mało tego, zawsze słyszałam, że dobry spowiednik nigdy nie nakazuje autorytatywnie, ponieważ musi brać pod uwagę działanie Ducha Świętego. To my czasem, planując oddanie się w opiekę stałemu spowiednikowi, niejednokrotnie oczekujemy, że spowiednik pokaże palcem drogę, każe tam iść, a my będziemy zwolnieni z trudu podejmowania decyzji. A jak spowiednik nas pyta, co my zaplanowaliśmy, to wydaje nam się, że jemu się nie chce :)) Chcielibyśmy zwalić na kogoś robotę :)) Niech myśli za nas, jak się tego podjął :))
Spowiednik daje rady, bo ich oczekujemy. Wskazuje często różne rozwiązania do wyboru. Troszkę tak, jak na tym forum. Ale nie podejmuje za nas decyzji. To jest nasze życie i my jesteśmy za niego odpowiedzialni. Bezwzględne posłuszeństwo zwalnia z odpowiedzialności, a człowiek musi być za siebie odpowiedzialny. Osobiście bałabym się spowiednika, który "wie najlepiej", bo to znaczy, że nie ma jeszcze doświadczenia. Ale rada, to nie jest polecenie.
Oczywiście, jak zawsze, są pewne wyjątki.
Pierwszy wyjątek dotyczy (może dotyczyć) każdego z nas. Jeśli spowiednik uzna, że nie może udzielić rozgrzeszenia, może nam nakazać wykonanie czegoś. Na przykład wyprowadzenie się z domu chłopaka, absolutne zaprzestanie współżycia, przeproszenie kogoś, spowiedź generalną. Jest to rzeczywiście polecenie, ale i tutaj decyzja należy do nas. Człowiek czasem wybiera ludzką miłość lub nienawiść, zamiast rozgrzeszenia. To prawo naszej wolnej woli. Nawet i tutaj jednak może wystąpić jakieś nieporozumienie (chyba że sprawa jest ewidentna). Można niezręcznie coś wypowiedzieć (ja), albo źle usłyszeć/zrozumieć (kapłan). Jeśli więc nie umiem się zgodzić z decyzją kapłana, zawsze mogę iść drugi raz do spowiedzi i sprawdzić czy usłyszę to samo.
Drugi wyjątek, to właśnie te przykłady z życiorysów świętych. Łatwo nam cytować takie fragmenty i przyrównywać do naszego życia. Tylko zapominamy, że to jest zupełnie inne życie.
Po pierwsze: To jest życie osoby już świętej, która potrafi przyjąć konsekwencje swojego posłuszeństwa. My ("normalni" ludzie) potrafimy być posłuszni, ale potem będziemy winić kogoś za jego decyzje. Oni są całkowicie pogodzeni z wolą Bożą. Nie mówię o wszystkich zakonnikach, ale o świętych, bo ich życiorysy czytamy.
Po drugie: to osoba, która całe swoje życie poświęciła Bogu. W pewnym sensie nieważne, co robi i co się z nią dzieje, bo jest nastawiona na przyszłe życie. Decyzje spowiednika nie ingerują w jej rodzinę, pracę, mieszkanie - a w naszym przypadku konsekwencje mogą mieć wpływ nie tylko na mnie, ale i na innych. Zakonnica nie straci męża, chleba i mieszkania.
Po trzecie: W zakonie ślubuje się czystość, ubóstwo i POSŁUSZEŃSTWO. Posłuszeństwo wszystkim przełożonym, nie tylko spowiednikowi. Zakonnicy są do tego przyzwyczajeni, ale nawet jeśli to jest trudne, to pamiętają o ślubie.
Po czwarte (trochę powtórzę za Panią T): cytujemy zwykle życiorysy osób, które nie były "normalne" :)) Tam, gdzie jest nadzwyczajna łaska (objawienia), tam jest także nadzwyczajna pokusa, szatan działa też w sposób wyjątkowy. Tutaj posłuszeństwo może być ratunkiem. Ważne też, że przez posłuszeństwo spowiednikowi osoba, która jest tak mocno doświadczona, nie straci tego co najważniejsze, czyli Boga. W naszym przypadku, jeśli spowiednik się pomyli, a my zawierzymy mu całkowicie, możemy właśnie stracić rodzinę, mieszkanie, pracę i nie umieć sobie poradzić, bo nie mamy innego zaplecza. W przypadku świętych zakonników, z którymi rozmawia sam Bóg, oni tego Boga nie stracą, bo Bóg na to nie pozwoli. Mąż się może obrazić, uznać nas za wariatów. Natomiast nawet gdyby decyzje spowiednika były złe - Bóg, który objawia się świętej, może o tym powiedzieć wprost. Wyprostować decyzje, zmienić, nawet objawić się też spowiednikowi. Do nas też pewnie Bóg wiele mówi, ale nasza grzeszność nie pozwala tego dobrze usłyszeć. My dużo możemy stracić przez złe decyzje, bo dużo mamy. Ludzie święci nie stracą nic, bo mają tylko Boga.
To jest zupełnie inne życie. Zresztą, jeśli już będziemy święci, to nie będziemy zadawać takich pytań :))))
"Czy powinnismy calkowicie ufac temu co ksiadz poleca nam w konfesjonale?"
Jak już inni pisali: im lepiej spowiednik Cię zna, im dłużej Cię zna, czyli wieloletni stały spowiednik na pewno lepiej doradzi. Przypadkowy ksiądz pomimo dobrej woli może się bardzo pomylić, bo nie jesteś w stanie opowiedzieć wszystkiego podczas jednej spowiedzi. Dobrze też wiesz, że przez krótki czas możemy być inni niż zawsze. Nie chodzi o kłamanie, ale człowiek jest zmienny. W czasie pojedynczej spowiedzi możemy być albo prawie święci, albo właśnie wielkimi grzesznikami. Kapłan nie wie, czy takie jest całe moje życie. A ja akurat mogę mieć chwile uniesienia czy upadku. Stały spowiednik widzi to lepiej. Ale i tak decyzję muszę podjąć ja sama i ja sama przed Bogiem za nią odpowiadam. Także przed sobą, przed mężem, przed matką i dziećmi.
Zaufanie natomiast może być gdzie indziej. Gdy pytamy o prawdy wiary. Gdy pytamy o moralność. Jeśli sama nie znam odpowiedzi, to mogę zaufać spowiednikowi. Wtedy nawet gdyby się spowiednik mylił, to Bóg wie, że chciałam zaufać samemu Bogu. Nie będę winna pomyłki kapłana. Mogę całkowicie zaufać spowiednikowi w sprawach dotyczących wiary (choć wiem, że jest człowiekiem i może się mylić). Natomiast w sprawach życiowych decyzje muszą być moje własne, po wysłuchaniu rad, po przemyśleniu. Bo nikt nie żyje moim życiem, tylko ja. Nikt nigdy nie wejdzie w moje życie, choćbym chciała pokazać wszystko. Tylko ja wiem, na jakie decyzje dzisiaj mnie stać. Być może jutro zrobiłabym inaczej. Ale skoro decyzję muszę podjąć dziś, no to muszę. To podejmuję taką, jaka DZISIAJ wydaje mi się najlepsza. Nie komuś z zewnątrz, tylko mnie.
|
|