Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2015-08-25 20:51
A mnie się strasznie podoba Twoja troska o wynagrodzenie Bogu profanacji. Oby jak najwięcej osób chciało Bogu zadośćuczynić za takie zło.
Chodzi Ci pewnie o:
"Kan. 1211 - Miejsca święte zostają zbezczeszczone przez dokonanie w nich czynności ciężko niesprawiedliwych, połączonych ze zgorszeniem wiernych, co - zdaniem ordynariusza miejsca - jest tak poważne i przeciwne świętości miejsca, iż nie godzi się w nich sprawować kultu, dopóki zniewaga nie zostanie naprawiona przez obrzęd pokutny, zgodnie z przepisami ksiąg liturgicznych."
Trzeba tutaj jednak wyjaśnić, że kapliczka przydrożna nie spełnia tej funkcji, nawet jeśli sama kapliczka czy sama figura Maryi została pobłogosławiona przez kapłana. Nawet jeśli jest traktowana jako ołtarz podczas procesji Bożego Ciała lub kiedyś przy tej kapliczce odprawiono mszę św.
"Kan. 1205 - Miejscami świętymi są te, które przez poświęcenie lub błogosławieństwo, dokonane według przepisów ksiąg liturgicznych, przeznacza się do kultu Bożego lub na grzebanie wiernych."
Miejsca, rzeczy poświęcone (pobłogosławione, pokropione wodą święconą plus modlitwa) to nie to samo co miejsca, rzeczy poświęcone Bogu. Ksiądz "święci" szkołę, nową ulicę, pokarmy, ale one nie są poświęcone na wyłączność Bogu. Kościół, kielichy mszalne, ołtarz - są na wyłączność dla Boga, nie można ich używać do czego innego. Może to rozróżnienie pomoże w odpowiedzi?
To nie znaczy, że nie było profanacji (choć nie wiemy na pewno, czy była). Jeśli ja rzucam krzyżem o podłogę, depczę święte obrazy, targam różańce i robię to z nienawiści do Boga - to nawet jeśli nikt o tym nie wie - jest to profanacja. Jest to jednak jedynie mój grzech, prawdopodobnie ciężki. (Uwaga: każdy grzech rani cały Kościół, ale to nie jest ten temat, dlatego mówię o "MOIM" grzechu). To mój grzech, z którego muszę się wyspowiadać i Bogu choć w maleńkim stopniu zadośćuczynić. Nikt natomiast nie musi tego nagłaśniać, ani publicznie przepraszać za mój grzech. Inaczej byłoby wtedy, gdybym robiła to publicznie, właśnie po to, żeby ludzie widzieli i gorszyli się. Wtedy także bezczeszczenie tych przedmiotów nie wymaga obrzędów pokutnych, ale na pewno publiczne odniesienie się do tego przez proboszcza byłoby potrzebne (choć chyba niekonieczne).
Podobnie z taką figurką w przydrożnej kapliczce. Nie jest ona traktowana jako oddana na wyłączność Bogu w sensie liturgicznym. Bo prywatnie, to wiadomo: do czegóż innego służy? No może dla niektórych jest dziełem sztuki albo szmirą, (jeśli ktoś jest niewierzący to patrzy na wartość przedmiotu). W pierwszym przypadku media by to na pewno nagłośniły. Rozbicie takiej figurki bardzo nas boli, czujemy potrzebę wynagrodzenia Bogu. Ale w sensie liturgicznym miejsce to i figurka nie zostały oddane Bogu tak jak kościół, tabernakulum czy monstrancja. To jest ból taki sam jak boli każdy inny ciężki grzech ludzi. Nie wymaga jednak nabożeństw pokutnych.
Trzeba też popatrzeć na to z jeszcze innej strony. Czy wiemy na sto procent, że doszło do celowej profanacji? Dobrze wiemy, że po pijaku dla niektórych wrogiem jest wszystko co stoi czy leży po drodze. Niestety, wierzący i praktykujący także się upijają. Ale mogło być i tak, że na drugi dzień taki ktoś przyszedł do proboszcza do konfesjonału i całym sercem przeprosił Boga, obiecał zadośćuczynić, może nawet sam pomógł przy naprawie, albo dał na to pieniądze, albo złożył ofiarę na co innego. Ludzie grzeszą, ale nie napiętnujemy ich grzechów, jeśli nie były publiczne. To tylko jedno z możliwych wyjaśnień, dlaczego wierni nie usłyszeli publicznie ani słowa o tym czynie. W słownym potępianiu chodzi o to, żeby sprawca zrozumiał zło. A jeśli proboszcz wie, że on już doskonale zrozumiał? Więc skoro prawo nie wymaga zadośćuczynienia, a grzech został już wybaczony w konfesjonale, to nie ma potrzeby do tego wracać.
Ale bywa i tak, że sprawcom większą frajdę robi to, że się o nich publicznie mówi i potępia, niż sam czyn. "Napisali o mnie". "Powiedzieli o mnie".
Nie wiemy jak było, dlatego spokojnie uwierzmy księdzu, że nie ma potrzeby nagłaśniać. Może ktoś wjechał motorem i stłukł przez przypadek. Choćby sam Ksiądz proboszcz:)))) Żartuję oczywiście.
Ale naprawdę, szacun dla Ciebie, że o tym pomyślałaś. Wielu ludziom byłoby to zupełnie obojętne. Dobrze też, że odważyłaś się spytać proboszcza. Szacunek okazywany proboszczowi nie oznacza, że nie mamy prawa pytać. Natomiast jego odpowiedź rzeczywiście trzeba uszanować.
Wiem, że w zasadzie takiej odpowiedzi udzielił już (w pigułce) xc. Ale po kolejnych postach bardzo potrzebowałam to napisać.
|
|