logo
Czwartek, 09 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Duchowe cierpienie emigrantki.
Autor: Monika (23 l.) (---.nycmny.fios.verizon.net)
Data:   2015-12-26 06:25

Witam. Wyjechałam za pracą i tzw chlebem, żeby zarobić na własne życie z narzeczonym i pomóc troche rodzicom, którzy zawsze poświęcali dla mnie wszystko, pochodzę z biednej rodziny, ale bardzo kochającej. Jestem w USA rok bez możliwości powrotu i odwiedzin... Tyle km i marzę choć o dniu spotkania sie z moją mamusią, tatusiem i rodzeństwem. Bardzo za nimi tęsknie i nie umiem sobie z tym poradzić. Wiem że jak wrócę do Polski znów dotknie mnie znów bieda. Sytuacja bez wyjścia. Moje serce krwawi codziennie, wszystko mnie tu przytłacza i dobra praca i pieniądze nie dają mi szczęścia. Bardzo kocham moich rodziców ponad wszystko i często płaczę z tęsknoty i ich miłoscią bezwzględna. Są teraz moje pierwsze Święta Bożego Narodzenia bez nich. Zawsze życzyłam sobie zeby za rok znów spotkać sie przy wigilijnym stole, bo to jest największe szczęście. Jak patrzę na zdjęcia nie ma słów do opisania moich uczuć, umieram. Nie wiem jak sobie z tym poradzić, czasami zaczynam mieć stany depresyjne. Mój narzeczony mnie wspiera ale tęsknota jest zbyt duża. :(

 Re: Duchowe cierpienie emigrantki.
Autor: Marlena (---.146.69.249.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2015-12-26 16:03

Może czas wybrać co ma dla ciebie wyższą wartość. Życie tam w dostatku, z dobrze płatną pracą czy po prostu powrócić do kraju i być blisko ukochanych osób, choć w biedzie. Ewentualnie ściągnąć wszystkich do siebie.

 Re: Duchowe cierpienie emigrantki.
Autor: Tadek (---.ssp.dialog.net.pl)
Data:   2015-12-26 17:04

Ale droga Moniko, żyjemy w XXI wieku. Kup sobie kamerę albo laptopa z kamerą, zainstaluj skype i będziesz ich widziała/słyszała codziennie.

 Re: Duchowe cierpienie emigrantki.
Autor: n_ (---.derkom.net.pl)
Data:   2015-12-26 22:47

Monika pobyt w USA to ogromna szansa, nie każdy i nie codziennie ją dostaje, doceń to proszę. Zauważ, że dostałaś od Boga ogrom łask: narzeczonego, kochających rodziców i rodzeństwo, możliwość pracy i rozwoju. Boli mnie jak widzę ile darów mają inni, a są na nie ślepi. Tysiące ludzi dało by się pokroić, żeby być na twoim miejscu. Nie masz skype'a żeby porozmawiać z rodzicami codziennie? Wytrzymaj, kontaktuj się z rodzina jak się tylko da, wzmacniaj swój charakter, ćwicz cierpliwość i powierzaj każdy dzień i to co masz Bogu. Jeżeli ci strasznie źle to rozejrzyj się za jakąś grupą Polonii tam na miejscu. Chodzisz tam na msze? Poszukaj parafii katolickiej w swoim miejscu pobytu, nie bądź sama, ważne by mieć wokół siebie ludzi. Rok bardzo szybko minie, a jak wrócisz teraz, to nigdy sobie nie wybaczysz, że nie wytrwałaś.

 Re: Duchowe cierpienie emigrantki.
Autor: Natalka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-12-27 00:47

To modlitwa o Pogodę ducha a Dobry Bóg wie, co nam potrzeba, zanim poprosimy:) Dziś wysyłam to już drugiej osobie :)

Boże, użycz mi pogody ducha
Abym godził się z tym
Czego nie mogę zmienić
Odwagi
Abym zmieniał to
Co mogę zmienić
I mądrości
Abym odróżniał jedno od drugiego
Pozwól mi co dzień
Żyć tylko jednym dniem
I czerpać radość chwili, która trwa
I w trudnych doświadczeniach losu
Ujrzeć drogę wiodącą do spokoju
I przyjąć - jak Ty to czyniłeś -
Ten grzeszny świat takim
Jakim on naprawdę jest
A nie takim, jak ja chciałbym go widzieć
I ufać, że jeśli posłusznie poddam się Twojej woli
To wszystko będzie jak należy
Tak, bym w życiu osiągnął umiarkowane szczęście
U Twego boku, na wieki posiadł szczęśliwość nieskończoną.
Pozdrawiam z życzeniami wszelkiego dobra na Święta i każdy czas oraz pokoju w sercu :)

 Re: Duchowe cierpienie emigrantki.
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2015-12-27 01:10

Pierwsza inna Wigilia jest najtrudniejsza. Inna w takim sensie, że pierwszy raz brakuje kogoś bardzo bliskiego przy wigilijnym stole. Jednej osoby lub więcej. Jeśli brak się powtarza rok po roku, ta inność powoli staje się normą. Człowiek się do niej przyzwyczaja, z Bożą pomocą.
Boże Narodzenie bardzo mocno kojarzy się z rodziną. Trzeba jednak próbować pójść dalej i nie zawężać tych świąt do przeżyć rodzinnych. Osamotnienie może Ci pomóc w otwarciu się na coś więcej. Spróbuj bardziej kierować swoje myśli na Tego, który się narodził. Czy zrobiłaś Mu w swoim życiu miejsce?

Nie jesteś wcale w sytuacji bez wyjścia. Masz możliwość wyboru. Możesz wybrać powrót do Polski, żeby zaspokoić swoją tęsknotę za rodziną. Możesz wybrać zostanie i podsycanie w sobie tej tęsknoty. Możesz skupić się na jeszcze innych brakach. A możesz wybrać dziękowanie Bogu za dobro, które Cię spotyka każdego dnia. Możesz uczyć się dostrzegać to dobro. Możesz wybrać dzielenie się miłością, której doświadczyłaś w rodzinie, także poza rodzinnym gronem.
Masz narzeczonego. Jeśli zawrzecie małżeństwo, to on ma zająć w Twoim życiu pierwsze po Bogu miejsce. A z Twojego wpisu można wyciągnąć wniosek, że na razie stoi on daleko, daleko w tyle, za Twoją rodziną.

 Re: Duchowe cierpienie emigrantki.
Autor: Joanna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-12-27 08:47

Moniko, nie wiem, czy to Cię pocieszy, ale moja córka również jest na emigracji równo rok. Rozmawiamy codziennie przez skypa i vibera, widzimy się wiec codziennie. Myślę, ze rozmawiamy więcej, niż kiedy mieszkała w Polsce. Zatem kontaktu nam nie brakuje, tylko ciepła, przytulenia, wspólnego "bycia" ze sobą. Ona niewiele starsza od Ciebie pojechała tam z chłopakiem, zwiazek sie rozpadł i nastraszniejsze było, że nie mogłam jej pomóc, a tak to przeżywała, ze byłam gotowa polecieć do niej, tak się o nią bałam. Została sama, ale do kraju nie wrociła. Przyleciała teraz na święta, na 3 tygodnie. Ogromna radość, nie do opisania, wzruszenie, minął właśnie tydzień... i właściwie nudzi się tutaj, spotkała sie z kim mogła, u nikogo przez ten rok nic się nie zmieniło, a ze cały czas jest w kontakcie, to o wszystkim wiedziała wcześniej. Każdy zajęty swoim życiem, rodziną, swietami, pracą. Wczoraj szukała biletów, zeby wczesniej wrócić, w końcu stwierdziła, że jakoś te 3 tygodnie wytrzyma. Ja z kolei mam dość jej ciągłych porównań, jak to w Polsce jest dziwnie, jacy ludzie okropni, co ile kosztuje i dlaczego tak drogo. Nie umiem postawić sie w sytuacji imigrantki, bo nigdy nią nie byłam. Na pewno tęskni się za krajem i najbliższymi, ale przecież nawet mieszkając w Polsce rodziny nie widują się latami. Wydaje mi się, ze bardzo idealizuje się to, co zostało w kraju, a potem następuje rozczarowanie, bo jednak w tym nowym kraju także są nowe, ważne wartości, a ze starego z jakiegoś powodu się wyjechało. Jesli nie mozesz polecieć do Polski to zaproś rodziców do USA, a jesli to niemożliwe, to spotkajcie się gdzieś na Domnikanie, czy w innym miejscu, gdzie rodzice i Ty będziecie mogli dolecieć bez problemów wizowych. Jak piszesz, ze masz dobrą pracę, to chyba mozesz im taką wycieczkę zafundować. Oczywiscie codzienny kontakt to podstawa, ale mam nadzieję, że SKYPE macie. Pomyśl, jak cięzko było jeszcze kilka lat temu, gdy musiał wystarczyć telefon raz w tygodniu albo listy. Ludziom pomaga też jak mają określony cel, np nazbierać jakąś sumę pieniędzy i wrócic, albo zdobyć jakiś zawód czy szkołę, czyli kiedy wiedzą, ze ich wyjazd i powrót mają jakiś sens. Twoim rodzicom też jest tu bardzo ciężko i prawdopodobnie tęsknią jeszcze bardziej i martwia sie codziennie o Ciebie. Trzeba się nawzajem uspokajać i podtrzymywać na duchu, zeby to trudne doświadczenie przetrzymać. Wazne zeby wiedzieć, po co.

 Re: Duchowe cierpienie emigrantki.
Autor: iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-12-27 21:07

Moniko rozumiem Cię co czujesz. Tak się złożyło, że 2x byłam w USA, ale jednak wybrałam życie skromniejsze z rodziną w Polsce. Mam stałą wizę, nie wiem czy jeszcze kiedyś z niej skorzystam. Może ktoś powie, że jestem głupia ale ja nie widzę siebie w Ameryce i źle się tam czuję. Mam tam większość rodziny i nawet moi rodzice mieszkali w USA, ja wybrałam jednak życie w Polsce.
Nie wiem co Ci doradzić. Skoro jednak masz dobrą pracę i kochającego narzeczonego, to może daj sobie szansę i wytrzymaj. Tęsknota zawsze będzie, bo jesteś z dala od rodziny. Nie wiem w jakim jesteś mieście, ale gdziekolwiek byś była wszędzie jest dużo Polaków. Może byś sobie znalazła jakąś polską wspólnotę, wtedy poznałabyś nowych przyjaciół i byłoby Ci troszkę lżej.
Trzymaj się i nie poddawaj zbyt szybko, żebyś później nie musiała żałować zmarnowanej szansy.

 Re: Duchowe cierpienie emigrantki.
Autor: Pawel (---.lightspeed.cicril.sbcglobal.net)
Data:   2016-01-05 07:37

Pisalas ze dobrze zarabiasz. Rozwiazanie codzienne: kup rodzicom tableta z internetem i skypem.
Raz na rok kup im bilety do USA. Pojedyncza wizyta nie moze byc dluzsza niz 6 mcy.

 Re: Duchowe cierpienie emigrantki.
Autor: JestemJakTy (31 l.) (---.bb.sky.com)
Data:   2016-03-28 04:20

Przechodzi przez to większość dziewczyn :) Wiem z autopsji. Jakbym siebie widziała w Tobie sprzed lat hehe. Wnioskuję, że zaledwie rok mieszkasz za granicą, z daleka od ukochanej rodziny. To jest nic. Do 3,4 lat marudziłam, że wracam do Polski. I tak zargana myślami: bieda czy tutaj bez rodziny. Bóg chce, żebyś się usamodzielniła, zacznij się rozwijać bez pomocy. Internet i Korzystaj ze skype, rozmawiaj z rodziną. Robię to każdego niemal dnia. Moja rodzina też biedna, jednak to ja zarobiłam i kupiłam im laptopa. Widzimy się jak w rzeczywistości i przylatują też do mnie, kupuję również bilety. Jak się chce to się może. Oj dziewczyno :) Trochę wiary. I instalujcie skype po dwóch stronach.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: