Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2016-05-09 03:04
Minęło trochę czasu od "rozstania", mam nadzieję, że i pierwsze emocje trochę opadły. Spróbuj więc teraz spojrzeć na to jeszcze raz, już spokojniej.
Rozstania bolą. Zawsze bolą. Także te internetowe znajomości bywają mocne, dla ludzi samotnych często tak samo mocne jak w realu. Bo można być ze sobą o każdej porze dnia, zawsze wtedy gdy odczuwa się taką potrzebę, gdy się szuka pomocy. Dopóki obie strony jednakowo mocno potrzebują siebie, to wszystko "działa" jak należy. Przy czym "jednakowo mocno" nie musi oznaczać "tak samo". Czasem jedna strona potrzebuje brać, a druga potrzebuje dawać. Taki układ nie musi być zły, ani nie musi być egoizmem żadnej ze stron. Ktoś powiedział: "Samotność to nie wtedy, kiedy się nikogo nie ma. Samotność to wtedy, kiedy nikomu nie jest się potrzebnym". Układ "ja daję - ty bierzesz" może być uczciwy i mocny. A jeśli obie strony są zadowolone, to zawsze jest ostatecznie układ: "obie strony dają i biorą". I przyzwyczajamy się do takiego stanu. I mamy nadzieję, że będzie trwał wiecznie. Jednak i zwykłe znajomości, i przyjaźnie, i miłości często rozpadają się. Myślę, że najszybciej rozpadają się przyjaźnie internetowe, jeśli nie zrobiło się nic, by je urealnić. Jeśli przyjaźń czy miłość ma przetrwać, nie może ograniczać się do dwóch osób. Ona się musi zakorzenić w realnym życiu obu stron, w ich otoczeniu, w ich znajomych, w ich rodzinie. Potrzebujemy mieć wspólnych przyjaciół, którzy nas akceptują, czy wspólną pracę, czy wspólną pasję - coś, co stwarza pewien krąg osób. To poszerza nie tylko listę znajomych, ale także listę wspólnych problemów. Mamy o czym rozmawiać OPRÓCZ rozmawiania o sobie nawzajem. Razem tkwimy także w innych sprawach. Ludzie potrzebują spotkań z tymi, których widać. Potrzebujemy widzieć czyjeś spojrzenie, czyjeś gesty, czyjś uśmiech w codziennym życiu. Potrzebujemy by i ktoś widział te same spojrzenia, gesty i uśmiechy i potwierdził, że widzi to samo co my. Nasz świat ciągle się zmienia, przychodzą nowe okoliczności. My się też zmieniamy w tym świecie. Potrzebujemy ludzi, którzy te zmiany widzą, biorą w nich udział.
Internetowe znajomości bywają mocne na dzisiaj. Wchodzisz w moje życie, wypełniasz jakieś moje potrzeby. Ale tylko w moje. Nie ma Ciebie w życiu moich znajomych, nie istniejesz. Nie mogą Cię zaakceptować, bo Cie nie znają. Taka przyjaźń może przetrwać dłużej, kiedy zechcesz spotkać się w realu i poznać mój realny świat, kiedy dasz się poznać moim bliskim. Jeśli obie strony są w tym zgodne i chcą urealnić znajomość - to się może udać. Ale nie zawsze obie strony chcą tego jednakowo. Internet łączy mocno często dlatego, że człowiek odkrywa siebie bardziej niż w realu. Opowiada o sobie rzeczy, których nie chciałby powiedzieć znajomym. Anonimowość sprawia, że czasem jesteśmy w internecie pewnego rodzaju ekshibicjonistami. Mogę być całkiem szczera, bo nie spotkasz mnie jutro na ulicy, nie będziesz oceniał moich gestów pod kątem tego, co już powiedziałam. Nie będziesz znał moich gestów, chyba że o nich opowiem. Człowiek się czuje bezpieczny i mówi dużo, często za dużo. Czasem tego żałuje i wcale nie chce spotkać w realu człowieka, który tak wiele o nim wie. Nie chce go wprowadzić w krąg swoich znajomych, bo się boi tej jego wiedzy.
Kiedy zajmowałam się młodzieżą, byliśmy na spotkaniu z psychologiem, który kazał nam bardzo poważnie potraktować taką uwagę/radę: "nie pozwólcie, by młodzież zwierzała się wam po godzinie 22.00". Zakrzyczeliśmy go, bo przecież każdy wie, że najlepiej się zwierza właśnie nocą, wtedy ludzie się łatwiej otwierają. Na co on powiedział mniej więcej tak: "O to właśnie chodzi. Nocą człowiek powie bardzo dużo i bardzo szczerze. Powie o wiele za dużo, o wiele więcej niż chciał nam pierwotnie powiedzieć. Kiedy sobie to rano uświadomi, to będzie nas ze wstydem omijał. Może być i tak, że staniemy się jego wrogiem, bo za dużo wiemy. Nie będzie przy nas bezpieczny. Jeśli nasza znajomość ma trwać dłużej, prowadźmy z nim rozmowy tylko w dzień. Kiedy nie działa urok nocy, on powie to, co chciał powiedzieć. Chyba że jest to noc, po której już się więcej nie spotkacie".
Kiedy myślę o przyjaźniach w internecie, to przypomina mi się tamten wykład. Te zwierzenia, to są często nocne zwierzenia, a nawet jeśli nie, to mają taki charakter. Ludzie często mówią/piszą za dużo, bo atmosfera takiej rozmowy ma swój urok. Ale nie zawsze potem chcą przenieść to w swój real.
Musisz o tym pamiętać. Wtedy nie będzie tak wielkiego żalu. Bo Twój wielki żal to jakieś nieporozumienie. Miałeś 5 lat na to, żeby zaproponować spotkanie, poznać się w realu, sprawdzić, czy coś może z tego wyjść. Nieważne co. Miłość, przyjaźń. Albo tego nie próbowałeś, albo ona nie chciała. A to świadczy, że ta znajomość była potrzebą chwili i miała się kiedyś skończyć. Może właśnie dlatego, że za dużo o niej wiesz. Że wiesz o niej rzeczy, których inni nie wiedzą i nie mają się tego dowiedzieć. Widocznie ona nie chce Cię wprowadzać w swój nowy świat, bo albo boi się Twojej wiedzy o niej, albo sama nie chce tego swojego złego okresu pamiętać. Bóg zapomina nasze winy i człowiek też ma prawo zapomnieć o tym, że był zły/głupi. Przez 5 lat albo Ty nie chciałeś być w jej świecie, albo ona tego nie chciała, więc każde z was układało sobie w realu swoje życie bez tej drugiej osoby. Normalne więc, że wasza znajomość w jakiś sposób się skończyła. Oczywiście można dyskutować, czy sposób jest dobry, normalny czy okrutny - ale to są szczegóły. Może się też zdarzyć, że znów się spotkacie, kiedy po obu stronach znów będzie taka potrzeba. Ale nie ma sensu na to czekać. W jej życiu rozpoczął się jakiś nowy etap. Teraz Cię to boli i oskarżasz ją, że byłeś dla niej "bezpieczną opcją". Ale może to dla Ciebie jest wielka szansa? Może właśnie za dużo wkładałeś w tę znajomość i nie starczało czasu? uczuć? ochoty? na znajomości w Twoim realu? Może ona zajmowała właśnie za dużo przestrzeni w Twoim życiu? Teraz wreszcie będziesz wolny na inne znajomości.
Rozumiem Twój żal. Często jest tak, że dopiero po rozstaniu rozumie się lepiej jak ważne miejsce ktoś zajmował w naszym życiu. Ale rzadko kiedy da się wrócić do tego co było. Po prostu uczymy się na swoich błędach i następną znajomość przeżywamy rozsądniej, mądrzej. Dlatego nie przekreślaj osoby, z którą przeżyłeś 5 lat zwierzeń. Na pewno dużo się nauczyłeś. W takich spotkaniach poznajemy i kogoś i siebie samego, własne reakcje, własne błędy, niedojrzałość. To się w życiu przydaje. Podziękuj jej za te 5 lat. I poszukaj nowych znajomych. Takie właśnie jest życie, że jedni odchodzą, drudzy przychodzą. W Twoim życiu jeszcze będzie wiele rozstań. Pamiętaj: to nie dotyczy tylko Ciebie. Rozstania są w życiu KAŻDEGO Z NAS. Nie zawsze jednakowo boleśnie to przeżywamy, ale to zawsze każdego boli.
Usłyszałeś tu trochę gorzkich słów, ale to dlatego, że pisałeś w ogromnych emocjach, a to przeszkadza spojrzeć krytycznie na siebie. Widziałeś tylko swoją krzywdę. Myślę, że już potrafisz się przyznać przed sobą do własnych oczekiwań, do tego, że nie byłeś bezinteresowny skoro tak mocno przeżyłeś rozstanie. TO NIE JEST NIC ZŁEGO. Nikt z nas nie jest całkowicie bezinteresowny. Każdy z nas oczekuje wdzięczności za to co daje. Tyle, że różne są płaszczyzny tej wdzięczności, na którą oczekujemy. Jedni oczekują za to co robią prezentów, pieniędzy, pracy, inni dozgonnej wierności, a inni podziwu, czasu, dobrego słowa - ale każdy z nas jest jakoś interesowny. A jak już jest na wyższym poziomie, to chce chociaż tego, żeby wszyscy wiedzieli, że on jest taki właśnie cudownie bezinteresowny :)))) Albo od ludzi niczego nie oczekuje, ale za to wykłóca się z Bogiem, że mu niczym nie wynagrodził jego bezinteresowności :))) No śmieję się, śmieję, bo tacy jesteśmy. Ale dobrze, że chociaż chcemy być bezinteresowni. Wiesz Azariaszu, tak naprawdę to nasza szczera bezinteresowność nie polega na tym, że niczego w zamian nie oczekujemy, ale na tym, że potrafimy z godnością przeżyć to, że ktoś zapomina o tym, co dobrego zrobiliśmy. Bo każdego z nas to trochę boli i nie trzeba mieć o to do siebie pretensji. Dobrze, jak się umiemy do tego przyznać i nie pogardzamy człowiekiem, który się do tego przyznaje.
Ale wydaje mi się, że u Ciebie te ogromne emocje nie pochodzą przede wszystkich z poczucia, że ktoś odszedł, choć mu wiele dałeś, że nie umie być wdzięczny, ale z utraty kogoś, komu mogłeś dawać siebie. To była ta Twoja interesowność. Znalazłeś świat, w którym czułeś się potrzebny. Teraz ten świat straciłeś. Czujesz pustkę. Ona była Tobie bardzo potrzebna, ale nigdy wcześniej tak tego nie nazwałeś, bo Ty czułeś się jej potrzebny i na tym budowałeś tę znajomość. Przyznaj się przed sobą: była Tobie bardzo potrzebna, żebyś mógł komuś dawać siebie. To dlatego pojawiła się wręcz nienawiść, że odeszła bez wcześniejszego ostrzeżenia. Straciłeś swoje miejsce w świecie. Musisz wszystko zacząć od nowa. Zawsze szukałeś ludzi, którym mogłeś być potrzebny, bo sam tego potrzebujesz. A szukasz słabszych, bo nie wierzysz, że możesz być potrzebny także silnym. To normalne, że łatwiej pomagać słabszym. Ale dobrze, że oni z czasem tej pomocy nie potrzebują. Stają się mocniejsi. Ty także musisz stać się mocniejszy.
Chciałabym jeszcze, żeby nie umknęła Ci myśl napisana przez "9413", że jeśli się ma swojego mężczyznę, to nie można wypłakiwać się w rękaw kogoś innego. Czy wiesz dlaczego rozlatuje się większość dziewczęcych nastoletnich przyjaźni? Bo do pewnego momentu zwierzają się sobie ze wszystkiego i jest im z tym dobrze. A potem jedna strona wchodzi w miłość i nagle przestaje się zwierzać z tego co się dokładnie w tej miłości dzieje. Druga dziewczyna czuje się zdradzona, odtrącona. Nie żeby coś miała przeciwko miłości swojej przyjaciółki. Ale chciałaby dalej wszystko wiedzieć. Znać sekrety tej miłości. Ale tak już nie może być. To już nie są sekrety tylko przyjaciółki. To są sekrety dwojga ludzi, którzy wspólnie stwarzają własny świat. Zdradzając własne sekrety ona by równocześnie zdradzała sekrety osoby kochanej, a do tego nie ma prawa.
Może i Twoja przyjaciółka coś takiego poczuła. Może wcześniejsze jej związki nie były prawdziwe, skoro o tym więcej mówiła. Może teraz poczuła na tyle mocną więź z innym, że potrzebuje być wobec niego bardziej lojalna niż wobec Ciebie. Warto zrobić rachunek sumienia, czy podświadomie nie oczekiwałeś zwierzeń tam, gdzie ona już nie chciała mówić. Albo jej się wydawało, że tego oczekujesz. Sam napisałeś: "Osoba czytająca może wiele rzeczy nadinterpretować bo w słowie pisanym nie mamy możliwości wyrażenia czegoś tonem lub gestami."
Oskarżasz siebie, że może jesteś zbyt łatwowierny. To nie tak. Po prostu przyjaźń (podobnie jak miłość) to jest zawsze jakieś ryzyko, które jednak musimy podjąć, jeśli chcemy stworzyć mocniejsza relację. To dlatego na budowanie przyjaźni potrzebny jest czas, żeby to ryzyko zmniejszyć, ale ono zawsze będzie. I zawsze część tych związków się rozpadnie i będzie ból. Ale trzeba znów na nowo szukać i znów budować. Nie możesz się zrażać. Nie czekaj na wieczną przyjaźń. Przyjaźń nie musi być na wieki, może być na jakiś czas, bo i nasze potrzeby się zmieniają. Potrzeby dwojga przyjaciół mogą się z czasem "rozjeżdżać" w różne strony. Czasem da się to pogodzić, czasem nie. Czasem pozostaje ogromny sentyment, ale już nie wspólne życie. Nie rezygnuj jednak z dalszego poszukiwania, dlatego że poprzednia przyjaźń nie trwała wiecznie. I nie przekreślaj tak szybko słowa "przyjaźń". Jeśli będziesz nienawidził, to tylko będzie znaczyć, że to z Twojej strony nie było przyjaźni, a nie z jej strony. Przyjaźń chce dobra drugiego. Jeśli ktoś będzie szczęśliwszy beze mnie, to trzeba mu na to pozwolić. Bo może to ja go osaczam, nie daję mu odpowiedniej przestrzeni.
I nikt Cie nie wykorzystał. Byliście sobie nawzajem potrzebni.
I nie czuj się, że coś przegrałeś. Zrozum, że każdy z nas przeżywa swoje rozstania. Napisałeś: "Nawet gdy czytam to, że mogłem się kierować egoizmem. skrywanym pragnieniem miłości to "za plecami" słyszę ,że przegrałem".
Ja nie widzę tutaj egoizmu tylko ból, bo coś utraciłeś. A skrywane pragnienie miłości ma każdy. Chyba że to rozumiesz jako pragnienie, że ona będzie Twoją dziewczyną - choć wydaje mi się, że to inaczej by się objawiało. Natomiast pragnienie miłości w sensie serdeczności, może nawet chwilami czułości, ma każdy człowiek. Nie trzeba się tego wstydzić. Mówią, że każdy z nas powinien otrzymać ileś-tam "głasków" dziennie, żeby normalnie żyć. Głasków dotykowych lub słownych. A jak ich nie ma, to człowiek "choruje". Dlatego tak ważne jest życie w realu, gdzie oprócz słów są także życzliwe spojrzenia, uśmiechy, uścisk rąk.
Przy okazji: mam nadzieję, że Ty nie potraktowałeś słów Wyszywaczka "My cię nie pokochamy" dosłownie (czyli "biblijnie" jako brak miłości bliźniego), ale w częstszym potocznym znaczeniu tych słów: "nie otrzymasz tutaj uczucia miłości, której pragniesz, oczekujesz od ludzi, musisz jej poszukać w realu. My tutaj dajemy rady, bo po to jest forum". W każdym razie zachowałeś się super, skoro pomimo swojego bólu i problemów usiłowałeś wyciszyć cudze emocje i przykre słowa do innych. A z innych wątków dobrze wiemy, że Wyszywaczek Pana Boga traktuje bardzo poważnie i na pewno nie rozpowszechnia akcji niekochania bliźniego na forum pomocy. :)) Potoczne sformułowania są dla wszystkich zrozumiałe i tak je trzeba przyjąć. Poza tym jest taka piękna myśl św. Ignacego: "Trzeba z góry założyć, że każdy dobry chrześcijanin winien być bardziej skory do ocalenia wypowiedzi bliźniego, niż do jej potępienia. A jeśli nie może jej ocalić, niech spyta go jak tamten ją rozumie; a jeśli on rozumie ją źle, niech go poprawi z miłością; a jeśli to nie wystarcza, niech szuka wszelkich stosownych środków do tego, aby tamten dobrze ją rozumiawszy mógł ocalić siebie."
Jeszcze ostatnie: fajna jest ta Twoja wymiana zdań z Michałem na temat osobnika alfa. Myślę, że to co napisał Michał: "często, te osoby doskonałe - „osobniki alfa”, pogardzały słabszymi" - tak właśnie jest przez wielu przyjmowane. Może dlatego, że ci co pogardzają innymi sami uważają się właśnie za "alfa". A my to trochę przejmujemy.
Twoje wyjaśnienie jest więc tu ważne: "Osobnik alfa to nie jest ten co się znęca nad słabszymi ..ale ten co stara się ich chronić. Jeśli taki osobnik alfa zrobiłby coś co by szkodziło słabszemu wataha może go wygnać".
Dobrze, żeby to dotarło do wszystkich, którzy uważają się za tych pierwszych, ważnych. Bycie "alfa" to odpowiedzialność, służba, a nie jedynie przywilej i nazwa. To takie bardzo chrystuso-podobne, prawda?
Osobiście nie rozumiem dlaczego zostałeś pomówiony o tożsamość z Michałem, bo już sama ta wasza rozmowa-dyskusja o osobnikach alfa świadczy, że nie możecie być jedną osobą, skoro nie zgadzacie się ze sobą :))) Ale wiesz, czasem mam wrażenie, że jakiś post wcześniejszy jest przez moderatorów opublikowany później (czyli w odwrotnej kolejności). Zdążymy więc przeczytać późniejszy i do wcześniejszych już nie wracamy, możemy więc jakąś wypowiedź przeoczyć. Mogło tak się więc zdarzyć, że pierwszy post Michała (o "alfie") ktoś przeoczył i nie zauważył waszej różnicy zdań, dlatego też nie zrozumiał odpowiedzi Michała. Długi ten wątek, długie wypowiedzi, więc mogło się zdarzyć przeoczenie, niedoczytanie do końca, nawet jak wszystko było w odpowiedniej kolejności.
Mojej wypowiedzi też pewnie już prawie nikt nie przeczyta oprócz Ciebie, bo za długa, no ale ja tak zawsze :)))
|
|