Autor: Anna (---.dzierzoniow.vectranet.pl)
Data: 2016-05-03 17:21
Opowiem ci, jak to było z wiarą w moich młodzieńczych latach. Urodziłam się w rodzinie obojętnej religijnie a z racji ideologicznych nawet wrogiej jej. Nie istniało w naszym domu pojęcie Boga. Nie wiedziałam więc, ze ktoś taki jest. Byłam w życiu tylko na jednej lekcji religii. Pamiętam z niej tylko siostrę salezjankę i Oko Opatrzności nad którymś z ołtarzy. Próbowałam Je potem odszukać w kościele, ale chyba mi się to nie udało. To Oko pamiętam jednak i widzę do dzisiaj. Czułam się w dzieciństwie wykluczona ze wspólnoty klasy z powodu mojego nieuczestniczenia w katechezach, ale tak bardzo mi to nie przeszkadzało. Coś się odezwało, kiedy moja klasa szla do I Komunii św. Nie wiedziałam, kim jest Bóg, nie wiedziałam nic, ale pamiętam, tęskniłam wtedy bardzo do medalika. Świadomie napisałam "do", bo tęskni się do osoby. Nie wiem dlaczego tak tęskniłam za kawałkiem metalu, ale jednak Kimś- nie umiem tego określić. Myślę, że już wtedy Bóg mnie pociągał i znalazł taką drogę. Moja radość z otrzymania od koleżanki łańcuszka z serduszkiem była ogromna. Przechowywałam go z ogromną pieczołowitością przez cale lata... Kiedy miałam 14-15 lat, zaczęłam dużo czytać.Wpadła mi wtedy w ręce powieść Zofii Kossak- Szczuckiej "Bez Oręża", o św. Franciszku. Wyobraź sobie, ze nie rozpoznałam w tej powieści Boga, bo nic o Nim nie wiedziałam. Nie wiedziałam, dlaczego Franciszek był taki, a nie inny, ale jego zawołanie "Miłość nie jest kochana" pozostało we mnie na długie lata. Nikt wokoło nie był w stanie powiedzieć, co to za Miłość, więc szukałam o Niej informacji w książkach. Trafiłam na "Quo vadis". Znowu szok! O co tu chodzi? To nie były czasy jak teraz, ze religijną książkę dostaniesz w każdym kiosku i proszą się one wprost o czytanie. Nie było niczego... Gdzieś około III klasy szkoły średniej przeżyłam jakiś dziwny stan tęsknoty, ale nie umiałam sobie uświadomić za czym, czy kim. Przez kilka tygodni chodziłam jak we śnie. Coś się odezwało w moim sercu, ale nie umiałam tego nazwać. Gdyby to było teraz, powiedziałabym, ze to działanie Ducha Świętego, ale nie byłam wtedy jeszcze ochrzczona. W klasie IV chyba podjęłam post w Wielkim Poście, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi, ale wtedy miałam już z lektur jakieś pojęcie o Bogu. Była to jakaś nieokreślona Miłość, ale jaka? - nie wiedziałam. Czułam Ją jakby za szybą. Dobijała się do mnie spoza niej, a ja wiedziałam tylko, ze muszę do Niej dotrzeć. Zaczęłam chodzić do kościoła. Ukradkiem, żeby nikt nie widział. Wchodziłam na balkon i patrzyłam- niczego nie rozumiałam, ale moje serce czuło, że tam- na dole dzieje się coś ważnego. Poprosiłam o chrzest. Potem było jeszcze ciekawiej, ale to już inna historia. Powiem ci tylko, ze to wszystko odbyło się kosztem utraty więzi rodzinnych, bo nikt w domu nie zrozumiał moich pragnień.
Powiedziałam sobie, że kiedyś o tym napisze książkę.
Mówię ci to dlatego, ze wy , młodzi, nie zdajecie sobie sprawy z tego, co teraz macie, a macie lekcje katechezy, strony katolickie i mnóstwo lektury o Bogu do czytania. Nie cenicie tego... Jeśli odzywa się w tobie jakieś pragnienie Boga, nie rezygnuj z tego. Może czeka cię ciężkie życie i często będziesz pytał Boga - Dlaczego?, ale mimo wszystko warto.
|
|