Autor: Marianna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2016-07-01 18:52
Jakże wiele kawałów traktuje o złośliwych teściowych. Wątek jest tak naszpikowany stereotypami, że aż wyświechtany. Jednak dopadło i mnie. Mam 30 lat, jestem z moim Mężem od 5 lat, a w małżeństwie od 2 lat. Przez całe swoje życie nie miałam nigdy z nikim konfliktu. Wszyscy, którzy mnie znają, uważają mnie za osobę nad wyraz grzeczną, poukładaną i spolegliwą. Tak też było do tej pory. Mój mąż od lat ma ze swoją Mamą bardzo złe relacje. Sprawa jest trudna i złożona. Początkowo kiedy weszłam w ten związek, starałam się go jakoś na nowo przekonać do Matki, pokazać mu jej dobre cechy, nauczyć od nowa szacunku. W miarę jak poznawałam ją bliżej, coraz chłodniej podchodziłam do mojej "misji" uzdrowienia ich relacji. Po krótce: jest Ona osobą ogromnie konfliktową. Wystarczy jej COKOLWIEK, żeby urządziła awanturę. Ilekroć takie się w mojej obecności zdarzały -a brał udział w nich mój mąż- tylekroć starałam się go napominać, żeby nie podnosił na Nią głosu, zeby dał spokój itd. Jednak po pewnym czasie zaczęłam zauważać, ze coś jest z Nią nie tak. Mąż ma do niej żal, że całe życie się nim nie zajmowała, że wychowywała go babcia, że miała swoje sprawy, swoje rzeczy, do których on i jeg siostra nie mieli prawa. Przytoczył mi kiedyś przykład (czasy jego dzieciństwa to okres biedy w domu, starczało jedynie na chleb, a do chleba babcia robiła dżem, który jedli cały rok). Na nic wiecznie nie było pieniędzy, dzieci ubierane były w lumpeksie, z czego oczywiście rówieśnicy mieli ubaw. O słodyczach nie było mowy. Pewnego dnia mój mąż ze swoją młodszą siostrą znaleźli w szufladzie czekoladę. Był to dla nich nie lada rarytas. Poszli zaytać Mamę czy mogą ją zjeśc. A ona narobiła tym dzieciom awantury, że to jest JEJ czekolada i nic im do tego! To oczywiście jest przykład dość banalny, ale zastanawiając się co poczuło dziecko i jaki wpływ wywarło to na jego psychikę, to włosy dęba stają. Dziś 33 letni facet pamięta to jako jedno z najbardziej przykrych wspomnień. To trochę tak, jak pomachać psu kiełbasą przed nosem po czym ją zjeść na jego oczach. Przepraszam za porównanie. Cała rodzina uważa tą kobietę za kogoś z kim żyć się nie da. Kiedy sytuacja finansowa diametralnie się zmieniła na lepsze, wybudowali ogromny 300-metrowy dom. Decyzją teściowej dla starej i schorowanej babci u której dotąd wszyscy mieszkali (a Ta zajmowała się dziećmi) w tym pięknym wielkim domu zabrakło miejsca. Mój 20-letni wówczas mąż postanowił w takim wypadku zostać z babcią w starym domu, bo czuł, że należy jej się opieka i troska za to wszystko co dla niego robiła (przez 20 lat mieszkał nawet z babcią w jednym pokoju!). Kiedy babcia zmarła, przeniósł siędo domu rodziców. Otrzymał pokój na poddaszu. Jednak cały czas Matka kazała mu się przenosić, bo jakoś jej "nie pasował". W sumie przenosiła go z pokoju do pokoju kilka razy. Kiedy jego młodsza siostra wyszła za mąż i sprowadziła się z mężem do ich domu, mój mąż znów dostał "eksmisję" o piętro niżej do małego pokoju. Bardzo źle się z tym czuł, że w tym domu nie ma dla niego miejsca. Oprócz tego, że cały czas powtarzała mu "że nie wyjdzie na ludzi, że nigdy nie będzie zdolny do miłości, że ma się nie uczyć i nie studiować, bo i tak nic z niego nie będzie". Mimo to skończył studia z wyróżnieniem, znalazł BARDZO dobrą pracę, ożenił się, spełnia się w roli męża i ojca SWIETNIE. Matka awanturowałą się zawsze o wszystko. O to, że konserwa z rybą jej śmierdzi, o to, że przed pracą zbyt głośno myje zęby, o to, że śpi na nie takiej poduszce, otwierała jego korespondencję i grzebała w jego dokumentach. Kiedy byliśmy już narzeczeństwem, zaprosiła mnie na Wigilię w...Wigilię rano. W związku z tym uprzedziłam, że chętnie przyjdę, ale niech nie robią sobie kłopotu z prezentem bo czas jest krótki i ja też nie dam rady już nic im przygotować, więc chciałam umówić się że będę wyłączona z prezentów gwiazdkowych. Na co ona narobiła potwornej awantury, że "ja im łaski nie robię i jak mam przyjść bez prezentu, to lepiej żebym wcale nie przychodziła". Popłakałam się i oczywiście nie przyszłam. Mąż mieszkając tam dokładał się regularnie do wszystkich rachunków i kosztów utrzymania domu. A kiedy się pobraliśmy i się wyprowadził, podczas naszych wizyt tam kazała mu płacić za papier toaletowy i wodę, którą wykorzystał podczas wizyt w toalecie. Zażądała również żebyśmy dołożyli się do mebli, które miała zamiar kupić, a "przecież my będziemy na nich siedzieć kiedy tam przyjedziemy". Ja wiem...brzmi to śmiesznie, ale to jest tragiczne. Ograniczyliśmy więc nasze odwiedziny. To był kolejny powód do awantury -że ich rzadko odwiedzamy. Ja to wszystko jakoś przełykałam, tłumaczyłam sobie, starałam się wytrzymać. Kiedy urodziła się nam córeczka, odwiedziła nas w szpitalu. Przyjęliśmy ją z uśmiechem, mimo że wpadła bez zapowiedzi. I co? I awantura, że jesteśmy zbyt szczęśliwi. Wzięłam głęboki oddech, powiedziałam że cieszymy się z jej wizyty. Punkt kulminacyjny został osiągnięty na chrzcinach naszego dziecka. Już w kościele zachowywała się bardzo dziwnie, agresywnie, twierdziła, że nikt się z nią nie przywitał (a to nie prawda). Na przyjęciu natomiast narobiła w obecności całej mojej rodziny tak strasznej awantury, ze już nawet nie chcę myślami do tego wracać. Ja w płacz, goście zszokowani, mojemu mężowi niestety nie pozostało nic innego, jak ją wyprosić. Na "do widzenia" rzuciła jeszcze w stronę mooich rodziców, że źle mnie wychowali, że jestem bezczelna, pyskata i zarozumiała. Teść nie zareagował w żaden sposób. Po prostu wstał i wyszedł razem z Nią. On z resztą nigdy nie reagował na jej zachowanie. Jakby był przezroczysty w tych wszystkich akcjach. Do niego Mój mąż też ma o to żal, że jako mężczyzna nigdy nie potrafił zaprowadzić porządku. Po tych chrzcinach przepłakałam całą noc, jestem osobą strasznie wrażliwą i tyle mnie to nerwów kosztowało, że tego dnia straciłam pokarm. Urwaliśmy całkowicie kontakt. Nasz ksiądz powiedział kiedyś na kazaniu: "Jeśli ktoś doprowadza Cię do nerwów i nienawiści, lepiej się od takiej osoby oddalić, odsuwać ją, niż do tej nienawiści doprowadzić". Po tej ostatniej awanturze nie mogliśmy przystąpić do Komunii. Czuliśmy, ze tkwimy mimo wszystko w konflikcie i jakby nie było -wyrzuciliśmy Matkę za drzwi. Ja nawet nie wiem jak przystąpić do spowiedzi, jak to w ogóle ująć. Z jednej strony czuję ze jest nie tak, a z drugiej strony nie widzę innego wyjścia niż zero kontaktów. Mąż przede mną zobowiązał się, ze jeśli oni kiedykolwiek (w starości czy chorobie) będą potrzebować pomocy to im tą pomoc zorganizuje, ale na żaden inny kontakt zdobyć się póki co nie potrafimy. Czy możemy przystępować do Komunii i żyć w zgodzie z Chrystusem jakby nigdy nic?Nie umiem sobie tego wszystkiego poukładać, a Teściowa śni mi się prawie co noc.
Dziękuję za dobrnięcie do końca i za wszelkie słowo w tym wątku.
|
|