Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2016-07-24 22:40
Wiem na czym polega SLA i bardzo Ci współczuję.
Dla większości ludzi zazwyczaj najgorszą chorobą jest rak, bo jest to choroba znana (nazwa jest znana, bo przecież odmian choroby jest mnóstwo), a po drugie często niestety dość szybko się kończy. Ludzie najczęściej lekceważą sobie drobne dolegliwości i dowiadują się o raku często wtedy, kiedy jest już ogromne zagrożenie śmiercią. Każdy z nas zna osoby, które umierały na raka, ewentualnie które wydarły się z rąk śmierci. Dlatego słowo "rak" na każdego działa paraliżująco i każdy rozumie problem.
Z innymi chorobami jest już różnie. Jest ogrom chorób, o których większość nawet nie słyszała, a jak nie umiera się na nie "jutro", to czasem są przez innych lekceważone. A to jest dodatkowy ból psychiczny. Jest się przez to ogromnie samotnym w swojej chorobie. Bo w tym momencie jeszcze otoczeniu się wydaje, że żyjesz normalnie (sama piszesz "w miarę żyje normalnie"), a Ty już dobrze wiesz jak postępuje choroba i jakie będą kolejne etapy, kolejne "straty". Będziesz świadoma wszystkiego co się z Tobą dzieje, nawet wtedy, kiedy już nie będziesz mogła się poruszać i oddychać. Jeśli komuś się wydaje, że nie trzeba myśleć o tym co będzie kiedyś, to najlepiej popatrzeć na Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. Nie da się nie myśleć. W Ogrodzie Oliwnym NIC się Jezusowi jeszcze nie działo, prawda? Zdrowy był, silny. No to dlaczego tak straszna to była modlitwa? Dlaczego krwawy pot i żal do uczniów, że nie czuwali razem z Nim? Bo pogodzić się z Bożą Wolą, jeśli jest to związane z ogromnym bólem, śmiercią zbyt wczesną, to jest straszliwie trudne. Gdy przychodzi coś nagle, gdy nie ma czasu na refleksję, bo śmierć może przyjść już, teraz, za chwilę - to też jest trudne, ale natychmiastowe leczenie robi tyle zamieszania, że nie żyje się przyszłością. Natomiast choroby, które będą trwały całe lata, z każdym miesiącem gorsze każą myśleć o tej przyszłości. Każą planować rozwiązania. To jest CZEKANIE. To ciągłe CZEKANIE na kolejne etapy choroby. To nie kwestia: umrę i nie będę mieć problemu. To kwestia: będę żyć jak nieżywa i patrzeć na dzieci i choćby umierały - nie zadzwonię po pogotowie. Ogród Oliwny - pogodzenie się z tym co ma nadejść - to straszne chwile w życiu każdego człowieka. Zawsze chciałoby się uciec. Nawet Jezus chciał "uciec" ("Ojcze, jeśli możliwe...").
Dlatego bardzo Ci współczuję. To zazwyczaj choroba dużo starszych niż Ty. Szukaj pomocy pośród ludzi, którzy chorobę znają, pytaj, jak sobie z nią radzą, może mają jakieś podpowiedzi. Znasz stronę dla chorych na SLA? Nie byłam tam na forum, ale może kontakt z nimi Ci pomoże. http://mnd.pl/krotko_o_SLA.htm
Natomiast odniosę się do innych spraw. Napisałaś:
"Dlaczego ja mam cierpiec za grzech ludzi pierwotnych, ze kazdy z nas odpowiadac powinnien za swoje."
Za grzech pierworodny nie odpowiadasz osobiście. Ale masz chyba wystarczająco własnych grzechów, żeby mieć za co cierpieć? (Nie chcę przez to powiedzieć, że Twoja choroba jest skutkiem tego grzechu. Chcę jedynie podkreślić, że nie trzeba winić innych, bo swoich grzechów masz aż nadto). Twoje drugie małżeństwo to trwanie przez lata w grzechu. Życie bez Boga, bez sakramentów. Chciałaś wykraść Bogu szczęście, dogadując się z szatanem. Twój cywilny mąż też trwał w grzechu ciężkim przez lata. Cóż więc dziwnego, że teraz też chce sobie nadal grzeszyć, tyle że już bez Ciebie? To są konsekwencje życia w grzechu. Tam gdzie nie ma Boga, gdzie Boga się odrzuca - szatan bardzo mocno trzyma w garści.
"On twierdzi ze zycie ma tylko jedno i trzeba korzystac z niego ile sie da" - dziwisz się temu, ale dokładnie tak samo uważałaś, gdy pierwszy mąż odszedł. Nie napisałaś tego wprost, ale właśnie dlatego pozwoliłaś sobie na drugiego męża, bo uważałaś że masz jedno życie i prawo do szczęścia, prawda?
Dlatego nie wmawiaj sobie, że skoro grzech pierworodny nie jest Twój, to nie masz za co odpowiadać. Za jeden grzech ciężki należy się piekło. Bo jeden grzech ciężki zabija w Tobie Boga. A Ty przypomnij sobie, jak długo żyłaś ciągle popełniając ciężkie grzechy. Gdyby Bóg nie był tak bardzo miłosierny, wystarczyłby JEDEN grzech ciężki. Nie zapomnij o tym.
A może ta choroba ma Cię uchronić od piekła? Masz znów możliwość zacząć wszystko od początku. Tak, to nie pomyłka. Teraz, kiedy wydaje Ci się, że wszystko się kończy - Ty masz szansę zacząć życie od początku. Wrócić do Boga. Drugi mąż już nie chce z Tobą grzeszyć. To może być dobra nowina, a nie zła. Dziecko natomiast ma ojca. W takiej sytuacji musisz go odnaleźć, skontaktować się z nim, przedstawić sytuację. Może być tak, że kiedyś będzie musiał się tym dzieckiem zająć. Bóg jest gotowy przebaczyć Tobie wszystkie grzechy, jeśli będziesz chciała do Niego wrócić. A Ty musisz choć na tyle przebaczyć pierwszemu mężowi, żeby odnowił bliskie spotkania z dzieckiem.
"Zaczelam rozmyslac o smierci i zaczelam sie bac ze po niej nic nie ma, ze nie zobacze juz osob ktore kocham, ze wiara jest tylko proba zlagodzenia leku przed śmiercia".
Nawet gdyby tak było, to warto byłoby wymyślić Boga :))) Ale jeśli przed zbliżającą się śmiercią człowiek zamiast przylgnąć do Boga (jedynej nadziei) - nadal jest daleko, to rzadko jest to teoretyczny brak wiary (ateizm). Raczej jest to skutek trwania w grzechu i próba usprawiedliwiania takiego życia. Nie ma Boga, więc nie grzeszyłam przez te lata. Nie ma Boga, więc nie robiłam nic złego. Człowiek potrzebuje myśleć, że jest dobry, więc łapie się każdej możliwości, w której może siebie uważać za dobrego człowieka, a nie za grzesznika.
"Tak samo sprawa objawien, czy to nie sa tylko urojenia ludzi, bo ja jakos nigdy nic nadzwyczyjnego nie doswiadczylam"
Ale musisz też przyznać, że nic nadzwyczajnego także Bogu nie dałaś, prawda? W przeciwieństwie do świętego życia ludzi, którzy mieli objawienia. Żyłaś w grzechu i miałaś mieć objawienia? Miliony ludzi objawień nie miało i nawet nie przyjdzie im do głowy oczekiwać takiej łaski. A w objawienia prywatne nie musisz wierzyć, jeśli nie potrafisz. W Boga masz wierzyć. I jeśli zdecydujesz się na porzucenie wszelkiego grzechu, to zobaczysz, jak łatwo jest w Boga uwierzyć. Ale nie chodzi mi o to, żebyś nie spała z drugim mężem. To za mało. Chodzi o to, żebyś SERCEM zerwała z grzechem. Żebyś to CHCIAŁA zrobić. Choćby na początek ze strachu przed piekłem. Masz okazję zerwać grzechem i wrócić do Boga. Zrób to. Twoje życie i Twoje cierpienie nabierze sensu. Zdążysz jeszcze nauczyć dziecko, że warto Boga kochać. W ten sposób zostawisz mu największy Skarb. Ale najpierw musisz sama do Boga wrócić.
Masz żal do Boga: "czemu nie chce uleczyc nas chorych, albo pomoc komus w odnalezieniu leku"?
Czujesz jakby zrobił Ci krzywdę? A tymczasem to Ty Go zabiłaś. Swoim grzechem. Najpierw Ty go zabiłaś. Swoim pierwszym grzechem ciężkim. A potem jeszcze raz. I jeszcze. To chyba On raczej może mieć żal do Ciebie? A tymczasem On czeka, wybacza, przygarnia. On - który przeżył więcej niż Ty.
Jak będziesz miała do Niego żal, to otwórz Biblie na modlitwie w Ogrodzie Oliwnym, przeczytaj o krzyżowej drodze i śmierci Jezusa. Dobrze czytaj, bo w swojej chorobie będziesz trochę do Niego podobna. Na stronie, którą podałam wyżej, jest rozważanie (klik), które może Ci troszkę pomoże zrozumieć cierpienie Jezusa poprzez swoją chorobę, choć tam jest jakby odwrotnie.
|
|