logo
Wtorek, 30 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Boję się, że nie poradzę sobie z problemami.
Autor: Dominika (15 l.) (80.48.99.---)
Data:   2016-07-27 16:56

Mam 15 lat, chodzę do 3 gimnazjum. W klasie nie mam tylko jedną zaufaną przyjaciółkę, inni są jakby obcy. W ostatnich trzech latach rola Boga w moim życiu znacznie się zwiększyła, jak kiedyś kompletnie uważałam Kościół za bezsensowną instytucję, teraz wierze że jest to mój prawdziwy "dom".
Kilka lat temu moja babcia zaczęła chorować (wątroba, potem serce, udary, sepsy itp.)
Cała rodzina się wspierała trzymaliśmy się razem w tych trudnych chwilach, do czasu kiedy moja mama zachorowała.
Moja mama zaczęła się dziwnie zachowywać, trudno jest to teraz opisać, ciągłe kłótnie w domu, czasem pod wpływem emocji nie koniecznie z jej winy , potrafiła mnie uderzyć. Była raz w szpitalu psychiatrycznym, okazało się że są to zaburzenia schizotopowe, po pewnym czasie przestała brać leki, było jeszcze gorzej. W moim życiu po 14 latach nieobecności w szkole zaczął pojawiać się ojciec... nie chciałam go widzieć, wybaczyłam mu że nie chciał mnie i mojego brata znać, ale nie zapomnę o tym nigdy. W tym roku mój kochany dziadzio zachorował na nowotwór. Jak inne choroby byłam w stanie jakoś " znieść ", tego nie dałam rady. Na szczęście był to niegroźny guz na płucu , po operacji wrócił do domu .(wiem opowiedziałam bezsensowną opowieść o moim życiu)
Kiedy mama zaczęła chorować, ja nie mogłam tego wytrzymać, potem jeszcze choroby dziadków, a mój brat w ogóle nie pomagał. Od codziennego cichego płaczu, dochodziło do myśli samobójczych, nie dawałam rady, i jeszcze ten ojciec w szkole (w domu nie czułam się bezpiecznie, a szkoła która była drogą ucieczki od smutku, stała się pewnego rodzaju pułapką), w tym roku kiedy nikogo nie było w domu podjęłam próbe samobójczą , wzięłam sporą dawke leków , usypiających, przeciwbólowych, ale stchórzyłam, w tym samym czasie w telewizji leciał jakiś program o Bogu o jego bezwarunkowej miłości, i ze strachu zwróciłam, wszystko, przez pewiem czas po tym zdarzeniu codziennie budziłam się z tymi samymi myślami że jestem beznadziejna. Stan zdrowia mojej mamy, moich dziadków zaczął się poprawiać, ale ja czułam się coraz gorzej, w tamtym momencie zaczęłam uczęszczać co niedziele na mszę św. , to zasługa mojego dziadzia, to on zaszczepił we mnie tą chęć przychodzenia do Jezusa. Kościół odgrywał ważną rolę w moim życiu, codzienna modlitwa, w szkole również przed jakimiś ważnymi testami czy kartkówkami, czułam obecność Boga. Wtedy w szkole słyszałam komentarze, typu "zakonnica idzie", "zróbcie miejsce dla niewiasty" "zakonnica, je loda? To chyba nie wypada". Poczułam że coś jest ze mną nie tak, w domu rzadko z kimkolwiek rozmawiałam, w szkole nikt nie chciał ze mną gadać. Chciałam się zmienić, ale że nie potrafiłam dokonać zmiany psychicznej, postanowiłam zmienić się fizycznie, czułam coraz większy wstręt do jedzenia, w szkole nie jadłam nic do obiadu o12:00 , potem znowu nic do 18:00 , albo nic nie jadłam, albo objadałam się jak świnia. Rozmawiałam z moją przyjaciółką że mam myśli samobójcze że nie potrafie zaakceptować siebie, ale ona powiedziała " dla mnie jesteś i tak najlepsza, ale nie żartuj że masz jakieś tam myśli, to że nie jesz w szkole o niczym nie świadczy", nie mówiłam jej już więcej o moich problemach, nie chciałam jej zadręczać. Straciłam na wadze 10 kg, w ciągu kilku miesięcy... Teraz oprócz tego że wśród "znajomych" jestem zakonnicą, waże 44 kg, i wiem że muszę być silna, boję się że te myśli, czy choroby bliskich wrócą i znowu będę słaba nie będę potrafiła sobie z tym poradzić
Przepraszam że się tak rozpisałam, ale musiałam komuś wkońcu to wyrzucić.

Mam kilka pytań, które ostatnio mnie męczą:
Czy Bóg jest mi w stanie wybaczyć, to że chciałam zmarnować największy otrzymany od niego dar, życie?
Jak mam reagować na otoczenie, na to że nie akceptują, tego że Kościół jest w moim sercu, to w końcu wiara, którą nabyłam mnie uratowała, czy mam jakoś w ogóle odpowiadac na zaczepki typu "zakonnica", i tym podobne?
Czy w ogóle moje życie ma jakikolwiek sens?
Jak mam sobie radzić, z samotnością? Kiedy byłam w najgorszym dołku tylko z dziadziem mogłam porozmawiać szczerze o tym co mnie boli, ale nie chciałam go zadręczać problemami, bo i tak jest powaznie chory, znerwicowany, po prostu smutny
Czuję że to ja powinnam być silna, i trzymać tą rodzinę z ryzach, bo chyba nikt inny nawet nie próbuje
Przepraszam, za dużo czytania wiem, przepraszam też że składnka tych zdań jest na miernym poziomie, ale trudno było o tym pisać...
Prosze tylko o szczerość i dobrą radę... W tej chwili czuję się całkiem dobrze, ale to co się wydarzyło nie daje mi spokoju, i poczucia bezpieczeństwa.

 Tematy Autor  Data
 Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Dominika (15 l.) 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Estera 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy m. 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Anna 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Marek 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Dominika 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Bogumiła z Krakowa 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Natalka 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Estera 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Anna 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Hanna 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Ola 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Kasia 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Estera 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Hanna 
  Re: Boję się, że nie poradzę sobie z problemami. nowy Bogumiła z Krakowa 
 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: