logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Czy wierzącym niepraktykujacym coś grozi?
Autor: Ania (---.uznam.net.pl)
Data:   2016-09-24 09:59

Jakiś czas temu zaczęłam się zbliżać do Boga, czytać Biblię i modlić się. Wiem już jakie grzechy są ciężkie, ale chyba nie powinny być, bo z tego co wiem nie ma żadnego zagrożenia, jeśli się je nieświadomie popełniało. Ale nie o Sobie chciałam, otóż bardzo zaczęłam się bać o moich bliskich. Rodzice nigdy nie czytali Biblii, prawie nigdy się nie modlą, na Msze chodzą tylko okazjonalnie (ja też) jak jest np ślub, Chrzest itd. Dodam jednak, że nie odrzucają wiary w Boga, są dobrymi ludźmi, dbają o Nas, kochają Nas. Więc teraz pytanie, czy im coś grozi? Wieczne potępienie? Codziennie modlę się do Boga aby ich nawrócił i przebaczył. Czy to wystarczy?
2. I jeszcze jedno. Wiem że Dzień Święty należy święcić. Niestety mam taką pracę, gdzie muszę pracować również w weekendy(McDonalds). Czy jestem wobec tego usprawiedliwiona? Proszę pomóżcie, rozmawiałam z Nimi ale nie przejmują się tym zbytnio. Czy słusznie się o Nich boję?

 Re: Czy wierzącym niepraktykujacym coś grozi?
Autor: Justyna Maria (---.tvk.torun.pl)
Data:   2016-09-24 14:56

Polecam modlić się za Rodziców. Jeżeli są dobrymi ludźmi, to raczej nic im nie grozi, ewentualnie Czyściec. Ktoś kiedyś powiedział, że jeżeli człowiek w chwili śmierci wyrzeknie się Boga, ten idzie tam gdzie chyba nikt nie chciałby pójść.
Głowa do góry ;)

 Re: Czy wierzącym niepraktykujacym coś grozi?
Autor: Mateusz (31.42.19.---)
Data:   2016-09-24 15:21

Aniu, oprócz modlitwy za rodziców polecam również zacząć coś robić. Rodzice nie czytają Biblii? Podsuń im od czasu do czasu czytania z rozważaniem. Rodzice się nie modlą? Zaproponuj (kiedy atmosfera jest w miarę rozluźniona-to ważne) na przykład modlitwę przed jedzeniem, jeśli spożywacie posiłki wspólnie. Powiedz, że będzie Ci bardzo miło, jeśli się zgodzą. A potem w miarę możliwości uczyńcie z tego rodzinną tradycję. W niedzielę zaś zaproponuj spacer połączony z wizytą w kościele i udziałem we Mszy świętej. Możesz spróbować argumentacji, że to tylko godzina, jeśli rodzice cenią sobie swój czas.

 Re: Czy wierzącym niepraktykujacym coś grozi?
Autor: Natalka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2016-09-24 23:03

"Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę". (Mk 10, 17-19)

Dobry i Miłosierny Bóg dał człowiekowi Przykazania, według których trzeba żyć. Boża nauka nie jest łatwa, ale daje życie wieczne. Nie ma lepszego Przyjaciela niż Kochający Jezus. Za bliskich trzeba się modlić, o przemianę serca i zbawienie. Dobry Bóg wie co trzeba :)
Nie tyle trzeba szukać usprawiedliwienia dla opuszczania Mszy Św. w niedzielę, czy Święta, co szukać możliwości udziału w niej z miłości do Pana Boga (inne godziny, przed lub po pracy, w sobotę wieczorem).

Pozdrawiam i życzę wszelkiego dobra na Drodze z Jezusem ku Życiu Wiecznemu :)

 Re: Czy wierzącym niepraktykujacym coś grozi?
Autor: B. (---.96.200.84.ipv4.supernova.orange.pl)
Data:   2016-09-25 03:42

"Codziennie modlę się do Boga aby ich nawrócił i przebaczył. Czy to wystarczy?"
Jeże Cię stać, możesz zamawiać Msze Święte w tej intencji, czasem możesz ofiarować post.
Piszesz Aniu: "Wiem że Dzień Święty należy święcić. Niestety mam taką pracę, gdzie muszę pracować również w weekendy (McDonalds). Czy jestem wobec tego usprawiedliwiona?"

Dobrze, że znasz Przykazanie i że temat nurtuje Cię. Czy pracujesz w sobotę przez cały wieczór i przez całą niedzielę od rana do wieczora? Chyba nie? Zatem na początek trzeba by wykrzesać jeszcze wysiłek pójścia na Mszę Świętą w niedzielę wczesnym rankiem lub późnym wieczorem (np. w Warszawie w kościele św. Anny ostatnia niedzielna msza Święta jest o godz. 21). Wieczorna sobotnia Msza Św. też czyni zadość obowiązkowi uczestniczenia w niedzielnej Mszy Świętej (jeżeli jednak pracujesz w sobotę wieczorem, to nie będzie to możliwe). Drugi krok to chyba modlitwa albo o zmianę pracy, albo o zmianę rozkładu czasu pracy w dotychczasowej firmie. Nie jest moralnie dopuszczalne całkowite odcięcie pracownika od możliwości wykonywania praktyk podstawowych praktyk religijnych.
Serdecznie pozdrawiam.

 Re: Czy wierzącym niepraktykujacym coś grozi?
Autor: 77 (---.7.ftth.classcom.pl)
Data:   2016-09-25 04:23

Mateusz napisał, że trzeba coś robić. Niezbyt się z tym zgadzam. Przede wszystkim własne świadectwo życia i radości wiary. Trzeba uważać, żeby nie przesadzić w mnożeniu tych niespotykanych dotąd pobożności, żeby nie narzucać komukolwiek własnego przeżywania wiary, bo nieraz skutek jest odwrotny. Znam bardzo wiele osób, które są religijne na pokaz dla swoich bliskich i na tym się ich pobożność kończy.
No i potrzeba wiele miłości i modlitwy.

 Re: Czy wierzącym niepraktykujacym coś grozi?
Autor: 7218 (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2016-09-25 09:07

Gdybyś Mateusz był moim dzieckiem to po takich jazdach zasugerowałabym Ci wyprowadzkę ;] Nie ma nic gorszego niż nawracanie kogoś na siłę.

"Czy jestem wobec tego usprawiedliwiona?"
Zapytaj spowiednika czy jesteś usprawiedliwiona. Chyba, że do spowiedzi również nie chodzisz.
I Ty się boisz o rodziców, tak? ;]

 Re: Czy wierzącym niepraktykujacym coś grozi?
Autor: B. (---.96.199.222.ipv4.supernova.orange.pl)
Data:   2016-09-25 17:41

Aniu, wyważone i niesłychanie delikatne propozycje Mateusza zmodyfikowałabym nieco - na powiedziane bardziej otwarcie :)
Na przykład Mateusz zaproponował: "W niedzielę zaś zaproponuj spacer połączony z wizytą w kościele i udziałem we Mszy świętej". Raczej odwrotnie - Msza Święta połączona z późniejszym spacerem :) Chodzi o to, żeby priorytety były jasne.

Niepokoisz się o Rodziców: "Codziennie modlę się do Boga aby ich nawrócił i przebaczył. Czy to wystarczy?" Ten niepokój jest zrozumiały, to najbliższe Ci osoby. Myślę, że propozycje rozmawiania "wprost" z Rodzicami o sprawach religijnych są dobre. Tak ważny temat nie powinien być tematem tabu.
Mateusz słusznie podkreśla, aby czynić to w stosownej chwili: "Zaproponuj (kiedy atmosfera jest w miarę rozluźniona - to ważne)". Rodzice mogą nawet początkowo zareagować "daj mi spokój", "nie twoja sprawa", znam taki przypadek. Gdy zapytają w końcu "dlaczego ci tak na tym zależy" będziesz mogła powiedzieć np. "bo chcę, żebyśmy byli razem w niebie, bo Was kocham."

Odwaga taka potrzebna jest szczególnie w sytuacjach bliskiej śmierci (ale nie tylko). Wiele dusz zostało zapewne uratowanych, bo ktoś z miłością, zaproponował ciężko choremu zaproszenie księdza z możliwością sakramentu namaszczenia chorych, a gdy stan chorego to umożliwia, także z sakramentem pojednania. Znam osobiście takie przypadki. Ktoś podpowiedział rodzinie, ktoś z rodziny odważył się, chory wbrew obawom odpowiedział chętnie "tak" na propozycję zaproszenia księdza. Innym razem ojciec kilkakrotnie protestował, aż za kolejnym razem podjął współpracę i ksiądz z sakramentami został zaakceptowany przez niego szczery sercem. Córka po śmierci ojca miała pokój w sercu.
Jako przykład mądrości i skuteczności przychodzi mi na myśl Rozalia Celakówna, pracująca jako pielęgniarka na oddziale chorób wenerycznych. Słyszałam, że żadna chora dzięki niej nie umarła tam bez sakramentu pojednania. A przecież wiele z tych chorych żyło latami bez Boga, wiele z nich zachorowało zarabiając nierządem. A mimo to Rozalia z Bożą pomocą, używając dobrych słów potrafiła skutecznie uratować ich dusze.
Pismo Święte uczy nas: "(...) Obyś był zimny albo gorący! 16 A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust." Ap 3,15-16.
Mądra jest rada "oprócz modlitwy za rodziców polecam również zacząć coś robić.
(...)"
Nie trzeba się dziwić, że podobne rady nieraz mogą być uznane za niestosowne. Tak uczy nas współczesny zsekularyzowany świat, że jest to niestosowne. My jednak, jak ewangeliczny zakwas, mamy przemieniać świat na lepszy :) Zakwasu wkłada się odrobinę, a przemienia się całe ciasto (por. Mt 13,33). Nie lękaj się więc i czyń z miłością (cierpliwie, z miłością!) to co Ci serce podpowie, prosząc Boga o pomoc, dla prawdziwego dobra Waszej Rodziny. Prawdziwym dobrem jest Rodzina oparta na Skale - Chrystusie. Niech Pan Bóg Cię wspiera i dopomaga Ci.
Serdecznie pozdrawiam :)

 Re: Czy wierzącym niepraktykujacym coś grozi?
Autor: Anna (185.14.151.---)
Data:   2016-09-26 13:23

Gdyby apostołowie świadczyli o Jezusie tylko swoim życiem i baliby się buzię otworzyć, żeby nikt im nie zarzucił nawracania na siłę, to do dzisiaj kłanialibyśmy się Światowidowi.
Pewnie, że często trzeba taktu, wyczucia chwili. Ale nie można nic nie robić.

 Re: Czy wierzącym niepraktykujacym coś grozi?
Autor: 77 (---.7.ftth.classcom.pl)
Data:   2016-09-26 15:46

Ale z wszelkim działaniem w tak delikatnej sprawie trzeba być roztropnym. Jeśli ktoś wskutek silnego kryzysu oddalił się od Boga, niczego własnymi siłami nie zdziałamy. Nasze działanie zawsze musi poprzedzać łaska Boża.
Św. Brat Albert kiedyś wypowiedział taką kapitalną myśl, żeby nie popsuć swoją nadgorliwością działania Bożej łaski.

 Re: Czy wierzącym niepraktykujacym coś grozi?
Autor: Estera (---.165.kosman.pl)
Data:   2016-09-26 20:59

Tak w sumie to tez jesteś wierząca niepraktykująca, skoro do kościoła chodzisz okazjonalnie. Zacznij od swojego nawrócenia, a potem zadbaj o innych, np. dając dobry przykład.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: