Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data: 2016-12-31 17:13
Powoli. Tylko spokojnie.
Daj sobie na razie najlepiej spokój z lekturami. Jesteś w zamęcie i niepotrzebnie wyciągasz ręce po rzeczy, których nie rozumiesz, gubisz się, nakręcasz niepokoje, nie pomagasz sobie. To nie jest tak, że nawrócony człowiek ma obowiązek nadrobić galopkiem jakieś zaległości, idąc na ślepo. Skoro ktoś latami nie uczył się języka i nagle sięgnie po podręcznik dla zaawansowanych, to mimo dużego trudu i dobrych chęci może się i zdenerwować, i zniechęcić, i wściec, że nic nie kuma, jak piszesz. Z ewentualnym mnożeniem modlitw bym też była ostrożna.
Szamoczesz się, jesteś w tym - po ludzku - sama... Nie wiem, na ile to wykonalne, ale ja bym sugerowała poszukanie przewodnika. Kogoś, kto Ci będzie towarzyszył. Stały spowiednik? Kapłan, z którym systematycznie będziesz rozmawiać? Który Cię pozna, przyhamuje szamotaninę i szukanie na oślep (raz książki o zniewoleniu, raz o niezrozumiałej adoracji), podpowie odpowiedni poziom i rytm, wyjaśni, czego nie rozumiesz.
Alternatywą byłaby mądra wspólnota. No ale to nie jest takie proste, trzeba byłoby wybrać taką, gdzie nie będziesz miała poczucia, że oni wszystko od zawsze wiedzą i umieją, bo to pogłębi Twój bałagan. To musiałaby być grupa o programie niezbyt intensywnym i uwzględniającym prawo do powolnego, spokojnego wzrastania, od Twojego poziomu.
Podpowiedzi internetowe na dłuższą metę jednak nie pomogą, nie będą regularnym ukierunkowaniem; jestem zwolenniczką szukania osobowego wsparcia w realu - i to też szczerze polecam.
To absolutnie normalne, że na modlitwie jest raz lepiej, raz gorzej. Wiara jest rzeczywistością dynamiczną, nie zaś statycznym luksusem.
Wartość i sens modlitwy od emocji nie zależy. Nie mierzmy wiary emocjami.
|
|