Autor: Mateusz (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2017-02-11 17:21
Chciałem o coś spytać jeszcze :( Strasznie dręczy mnie pewna rzecz, sprawia że żyję w ciągłym niepokoju. Może jest to spowodowane nerwicą natręctw (chorobą z którą od dawna się zmagam) polega ona, na częstych nawrotach obsesyjnych myśli i zachowań. Teraz mam takie na tle religijnym, ale ten problem jest głębszy. Mianowicie... nie jestem pewien swojego powołania. Kiedy żyłem bez Boga, moje życie było względnie spokojne, zawsze zakładałem małżeństwo, teraz wiem, że może być różnie. Pan uwolnił mnie w dużej mierze z nieczystości i niewierności, mam wspaniałą dziewczynę, która chce Boga poznać, razem się modlimy, próbujemy. Jednak nie jestem pewien czy rozumiem co to znaczy kochać... Zawsze wydawało mi się, że kogoś kochać to czuć stale emocje, fiołki w brzuchu, euforię... myliłem to konsekwentnie z zakochaniem, dopiero od niedawna zacząłęm czytać sporo i rozumieć, że miłość to głównie postawa, to decyzja, to trwanie przy tej osobie, zaczynam to rozumieć. Tylko jak czasami są gorsze momenty, że mam gorszy humor, bądź coś w tym stylu to wydaje mi się że jej nie kocham, bo jakbym ją kochał to pewnie cały czas bym był szczęśliwy na jej widok itp...Uczę się jednak walki z tym i modlę do Pana. Myślę że z tą kobietą stworzyłbym wspaniały związek, na Bożą chwałę, ale tutaj pojawia się drugie sedno... Obawiam się, ale nie wiem czy to z tej choroby, a może z mojego własnego strachu... że chcę się ożenić trochę pod presją rodziców, oni nie wyobrażają sobie inaczej ( nie są raczej wierzący ) ale też boje się co ludzie by myśleli gdybym był księdzem dajmy na to, co by powiedzieli...Uważam że kapłan to piękna posługa, zakonnik pewnie też. No i stale atakują mnie takie myśli... że może ja szukam na siłę małżeństwa, żeby uciec od Bożego powołania, ale z drugiej strony nie wydaje mi się że takowe czuję, może Bóg widzi mój strach i blokadę w sercu, że dopuszczam tylko to małżeństwo. Nachodzą mnie myśli, że gdybym był powołąny do małżeństwa, to czułbym takie silne pragnienie tego, że żadnego innego powołania nie dopuszczałbym do siebie. Ale na prawdę widzę siebie w roli męża i ojca, chciałym, bo mam wspaniałą kobietę, a trudno teraz o taką. Z kolei tutaj znowu zaczyna się walka z myślami... że może powinienem ją zosawić i szukać innej drogi, ale w głębi serca wiem, że nie byłym szczęśliwy gdybym to zrobił. Stale skupiam się na sobie, nie umiem tego oddalić, okropna jest ta choroba, bo budze się i zasypiam w poczuciu lęku, bardzo rzadko odczuwałem kiedykolwiek spokój ducha. Nie wiem jak to rozwiązać, modle się o Bożą pomoc, ale nie umiem Mu zaufać. Nie chcę dopuścić myśli raczej że mogłoby to być coś innego niż małżeństwo, boje się że tym zamykam się na Bożą wolę. Że to małżeństwo jest z tego, że JA chcę i że mi to pasuje,choć na prawdę chciałbym spełnić się w tej roli. Ale takie walki z myślami, bez sensu toczę codziennie :( bardzo mnie to wszystko smuci, nie umiem się cieszyć niczym.
|
|