Autor: Dorota (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2017-02-06 18:09
Moja babcia (98 lat) jest w szpitalu, w ciężkim stanie (infekcja płuc). Już od dłuższego czasu była leżąca ale w miarę kontaktowa, mówiła, poruszała rękoma. Teraz drugi tydzień leży bez ruchu, nie mówi (czasem próbuje ale język odmawia posłuszeństwa). Nie wiem czy nas poznaje, wydaje mi się, że nie. Dziś patrzyła na mnie tak bez wyrazu...... To nie była moja najulubieńsza babcia, ale te ostatnie dwa tygodnie uświadamiają mi coś czego nie potrafię nazwać. Nieważne, jaka była, jest mi tak żal, że ona cierpi. Modlę się przy niej.... za nią. Czy myśli o tym, że może Pan powinien już zabrać ją do siebie, są czymś złym? Czasem tak pomyślę choć wiem, ze "bądź wola Twoja".
Końcówka życia, gdy człowiek nic już sam nie może, gdy staje się coraz bardziej, a w efekcie końcowym całkowicie zależny od drugiego człowieka - jest straszna. Ta niemożność wykonania najprostszej czynności, choćby uniesienia ręki... Te dni, tygodnie, miesiące, a nawet lata spędzone w ciele pozbawionym władzy. Te stany umysłu niezrozumiałe dla bliskich. Taka pokuta za życia?
Jaka ma być moja postawa w tej sytuacji?
|
|