Autor: Ewa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2017-02-06 21:23
Do kościoła zraził mnie pewien ksiądz kiedy jeszcze byłam w gimnazjum nie dopuszczając mnie do sakramentu bierzmowania, gdyż nie miałam 51% rorat w 3 klasie (powodem tego była choroba), a jako osoba, która wtedy bardzo się w parafii udzielała (czytania, wolontariat, młodzież misjonarska) poczułam się bardzo urażona i stwierdziłam, że więcej nie przyjdę do kościoła jeśli to tak ma wyglądać.
Od tego czasu przestała całkowicie uczęszczać na lekcje religii. W zamian za msze św. zaczęłam czytać pismo św. i zdecydowanie regularnej się modlić. Jednak mimo to całkowicie nie uznaję nauki kościoła. Mam własne zdanie dotyczące aborcji, eutanazji etc natomiast jest ono zgodne z powszechną, jak i moją, moralnością oraz z moją interpretacją biblii.
Wiem, że nie istnieje coś takiego jak "niepraktykujący katolik" i nie twierdzę, że jest katolikiem, mimo, że wierzę w tego samego Boga (i nikt mi nie wmówi, że jest to inny bóg ponieważ nie chodzę do kościoła).
Nigdy nie miałam problemów z sumieniem i nie wydawało mi się, że popełniam grzech (myślałam w innych kategoriach i za grzech uważałam coś innego) jednak ostatnio ktoś z moich znajomych podetknął mi literaturę, z której wynika, iż jeśli dalej będę żyła w ten sposób to nie uzyskam zbawienia, gdyż takie postępowianie jest grzechem ciężkim. Czy to prawda?
|
|