Autor: lili (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data: 2017-03-07 20:01
Witam,
Nie jestem już najmłodsza, mam dość duże zaplecze teoretyczne religijne, mam też niestety stety bogate życie w trudności i cierpienie. Życie nauczyło mnie "zaufania" a raczej poddania się temu co przychodzi. Mam poczucie własnej słabości i niemocy. Walczę i staram się ratować życie i spokój najbliższych - ale po tylu latach wiem, że tak naprawdę nic ode mnie nie zależy. Starać się będę zawsze - bo chcę dobra, ale efekt zupełnie nie zależy od moich starań, bo życie potrafi robić różne kawały - na plus i na minus. Z racji na swoje przeżycia widziałam też wiele cierpienia i śmierci innych ludzi. Widzę też przeciętnych Kowalskich na ulicy (i nie powiem, wzdycham z tęsknotą że nie mi przyszło należeć do tej grupy społecznej).
można by powiedzieć że moja postawa jest bardzo "boża" bo robię co mogę, a efekt wiem, że zależy od Boga. Problem w tym, że po takim zmiażdżeniu mnie cierpieniem, nie mam pewności czy te wybory Boga nie przygwożdżą mnie znowu i kiedy spadnie kolejny cios, a ja już na prawdę nie wiele jestem znieść. Mój problem jest taki - wiem, że wszystko zależy od Boga, ale nie mam zaufania że będzie dobrze (po ludzku) - w sumie czemu miałoby tak być? - i to mnie załamuje, jak mam ufać Komuś komu nie mogę zaufać? Tj mogę zaufać że będzie jak On chce, ale nie mogę być pewna że znowu nie będzie mnie miażdżył... a ja już taka zmęczona jestem.... chciałabym być przeciętnym Kowalskim, nie bogatym, nie sławnym, szarym i przeciętnym.... ale spokojnym o jutro, z normalnym dniem i prawdopodobnym spokojnym jutrem....
|
|