logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Zastanawiam się czy jestem dobra.
Autor: Ola (---.play-internet.pl)
Data:   2017-06-09 22:16

Szczęść Boże,
Otóż w tym tygodniu przyłapałam się na dwóch sytuacjach które mną wstrząsnęły. Dzisiaj (dodam że jadąc na Mszę Św) mijałam po drodze bardzo pijanego mężczyznę, który ledwo szedł po drodze i po prostu go minęłam. Duże wyrzuty sumienia pojawiły się później, bo przecież mogłam się zatrzymać i upewnić się że bezpiecznie trafi do domu (wezwać taksówkę lub nie wiem zadzwonić po pomoc?). Druga sytuacja kilka dni temu (również jechałam do kościoła) i mijałam leżącego na ławce mężczyznę, zatrzymałam się upewniłam się że oddycha i jako że było to miejsce dość często uczęszczane przez ludzi odjechałam z myślą że w razie jakby coś się działo ktoś udzieli mu pomocy. Około 20 minut później wracałam i rzeczywiście widziałam już karetkę wracającą na sygnale do szpitala. Co jest ze mną nie tak? Staram się być dobra w małych rzeczach, a w tych naprawdę ważnych nie potrafię..

 Re: Zastanawiam się czy jestem dobra.
Autor: m. (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2017-06-19 14:10

miałam kiedyś podobny dylemat. Czy ja jestem ta dobra, czy ta zła. I powiem Ci, że:
Jesteś dobra. Bo taką stworzył Cię Bóg, a każde Jego dzieło jest dobre.

Jednak, jesteśmy też grzesznikami. I tyle w temacie w zasadzie.

Pamiętajmy o wielkiej godności jaką nas Pan Bóg obdarzył na chrzcie, jednak my tak naprawdę ciągle jej uwłaczamy, no bo grzeszymy.
Mnie zawsze szokowały wypowiedzi świętych, którzy mówili o sobie, że są największymi grzesznikami. Ja oczy wytrzeszczam. No dobra, powinni uważać się za grzesznych, ale że aż tak?
Święci zaskakują swoją pokorą i zawstydzają też.

Ciężko ludzi dzielić na dobrych i złych. Generalnie, wszyscy są dobrzy, i wszyscy grzeszni - tak jakbyś jednocześnie.

A i tak przecież za bycie dobrym nie idzie się do nieba, (ech ta herezja dobroludzizmu tak dzisiaj powszechna). Jak mnie wkurzają kazania o tym, że trzeba być przede wszystkim dobrym człowiekiem, najważniejsze są dobre uczynki. Przecież nie są! Z egoizmu równie dobrze też mogą wypływać; ile razy dajemy lipną złotówkę, by zaspokoić swoją potrzebę spełnienia dobrego uczynku; i nasze jałmużny płyną zwykle z litości, zamiast z poczucia sprawiedliwości, że mamy coś, czego ktoś nie ma, i powinniśmy się dzielić. Ech no cóż.

Czasem się słyszy też, że pomaganie daje "tę satysfakcję".
No cóż, chrześcijanom ona nijak niepotrzebna, my powinniśmy pomagać nie oczekując nagordy, nawet nieba. Ale dla samego Boga.

Szkoda, że nawet w Kościele mało się mówi o prawdziwym miłosierdziu. Które przecież wg etymologii jest "wzięciem sobie do serca nędzy", a nie napełnieniem czyjegoś żołądka etc.

Tak, więc odnośnie pytania:
nie uważajmy się za porządnych, takich "okej", żyjących wg sumienia etc. bo Jezusowi niepotrzebni są porządni i nieskazitelni.
Bo nawet jak chodzimy do spowiedzi co 2 tygodnie, i w ogóle to pacierz, Msza święta co tydzień, czy codziennie nawet, 4 różańce dziennie - to powinniśmy chyba bardziej wtedy odkrywać, że tacyśmy słabi i grzeszni, że nam ciągle potrzebne miłosierdzie Boże. Tak przynajmniej mniemali o sobie święci - no i są święci ;)

No i na tym polega świętość - nie na byciu świętym, tylko na byciu grzesznym i oddaniu się Bogu w dążeniu do tej świętości. Trzeba się spowiadać, przyjmować jak najczęściej Komunię świętą, strzec przykazań itd., ale w takim poczuciu swojej grzeszności, a nie doskonałości.

A co do dalszej części pytania:
Ja swego czasu miałam problem, jak się zachować, gdy ktoś np. właśnie jest pijany. I wracałam czasem do domu pełna wątpliwości, czy dobrze postapiłam, zostawiając jakiegoś randomowego pijaczka.
Jak już mnie nachodziły bardziej poważne wątpliwości to spieszyłam zwykle do spowiedzi, bo co jeśli to grzech ciężki był.

No bo jak leży nieprzytomny to wiadomo, że "halo, słyszysz, otwórz oczy" i na pogotowie, jak trzeba. A w innych sytuacjach to jednak nie zawsze łatwo określić.

Generalnie to zawsze lepiej sprawdzić, czy z tym kimś okej. Po prostu zapytać, podejść i ewentualnie wezwać pomoc.
Czasem lepiej zrobić za dużo, niż czegoś zaniedbać.
Jak jest ktoś pijany to służby interweniują, wtedy gdy sam nie dojdzie do domu lub daje zgorszenie publiczne.
Ale nawet jak już ktoś wezwie i obyło by się bez tego to i tak go odwiozą raczej do domu, tak dla spokoju. Więc w sumie to na straż miejską, policję nie trzeba bać się dzwonić. Mnie nigdy nie spytali nawet o imię i nazwisko. Po co ta policja - skoro ma pilnować bezpieczeństwa obywateli, to niech pilnuje.

No i jeszcze trzeba rozróżnić - pijany, a zatruty alkoholem.
Po takich kilku dwusetkach, czy sporej liczbie piw, to różnie z gościem może być. Liczy się też odstęp czasowy.

Ja miałam kiedyś taką sytuację, że przejeżdżałam rowerem i widziałam siedzącego gościa z głową pochylona trochę. Pomyślałam, że śpi pewnie, ale podjechałam zapytać, czy ok. Odpowiadał jak pijany, ale jednocześnie senny i nie byłam pewna, czy wzywać służby, czy nie.
To ciągle próbowałam jakoś z nim pogadać, ale coraz bardziej zachowywał się dziwnie. W końcu nic mi nie odpowiadał i odchylił się dziwnie do tyłu. To wtedy już wezwałam pogotowie, bo już sytuacja naprawdę stawała się groźna. A różnie ludzie alkohol znoszą.

Inną sytuację miałam podobną. Gość siedział na ławce, twarz zasłaniał i za głowę się trzymał. Na początku mówił, że śpi, ale coś mi nie pasowało. Po dłuższej rozmowie (choć gadał dziwnie dość) powiedział mi, że brał dopalacze. I straż miejska przyjechała i zabrała go.

Zawsze w takich sytuacjach jest dylemat - jak pomóc, czy coś poważnego, czy poradzi sobie sam.
Jednak zawsze lepiej się jakoś zaopiekować takim człowiekiem i podjąć jakieś działanie.
I lepiej zadzwonić, niż nie zadzwonić.

A na wrażliwość ludzi to nie ma co zbytnio liczyć. Nie w tym kraju. Czasem się zdarza, ale panuje naprawdę wielka znieczulica społeczna. Generalnie to jest jakiś strach przed udzielaniem pomocy, no i też czasem brak wiedzy, jak postępować. Ale to przecież nie jest wiedza uniwersytecka. Ech, no cóż tak to już mamy w tej Polsce.

"bądź odważny, gdy rozum zawodzi, bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy." jak mówi Pan Cogito

Trzeba się też modlić do Ducha Świętego w takich niejasnych sytuacjach. Ja zawsze proszę też Matkę Bożą, gdy mam wątpliwości moralne.

I trzeba też to oddać Jezusowi w sakramencie pokuty - On tam daje łaskę, byśmy w przyszłych pokusach zwyciężyli. Trzeba po prostu zaufać i poprosić pokornie o Jego miłosierdzie.

trzymaj się, pozdrawiam
z Bogiem i Maryją

 Re: Zastanawiam się czy jestem dobra.
Autor: Ola (---.play-internet.pl)
Data:   2017-06-19 16:11

Dziekuje :)

 Re: Zastanawiam się czy jestem dobra.
Autor: Marta (---.20-2.cable.virginm.net)
Data:   2017-06-20 20:43

W życiu by mi nie przyszło do głowy zaczepiać obcych, pijanych facetów na ulicy, przede wszystkim ze względu na moje własne bezpieczeństwo. Jeszcze gdybym była facetem, to może, bo miałabym jakieś większe szanse na obronę własną w razie potrzeby. Alkohol często wzmaga agresję - pomyślałaś o tym? Poza tym nie ma teraz mrozów, upałów wielkich też nie i pan po prostu potrzebuje się przespać, zanim się obudzi i pójdzie dalej chlać. Nie uważam za sensowne mu przerywać drzemki i nie widzę wielkiej różnicy między spaniem na ławce w parku, a spaniem w domu czy w altance działkowej. Do taksówki wsadzać? A kto za to zapłaci? W większości przypadków nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. W przypadku tego leżącego, to jeśli leży na wznak i co gorsza jest zarzygany, to faktycznie może być niebezpieczeństwo, że się udusi. Ale i tak bym radziła zadzwonić po straż miejską, a nie budzić człowieka i pytać, czy wszystko OK. To powyższe było odnośnie bliźnich w stanie wskazującym. Nie wiem, czy w ogóle obiło Ci się o uszy jak skutecznie pomagać alkoholikom? Ważne, żeby takim właśnie "nie pomagać", niech sami zbierają konsekwencje swojego picia, to wtedy jest większa szansa, że z tego wyjdą, jak już się odbiją od dna.Tu jest dość ogólnie napisane: https://portal.abczdrowie.pl/jak-pomoc-alkoholikow
Jak wspomniałam, jeżeli chodzi o pijanych, to radziła bym zostawić. Jeśli chodzi o bezdomnych, to tym bardziej nie ma co budzić, bo niestety, ale dla nich problemem jest znalezienie miejsca i czasu, żeby się wyspać w miarę bezpiecznie. Też możesz zadzwonić po straż albo do schroniska dla bezdomnych i zapytać, czy mają miejsce, ewentualnie zostawić mu adres schroniska na kartce, jak się obudzi, to może pójdzie, jeśli mu zależy.
Zdecydowanie nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia, że nie zbierasz tych panów z ulicy. Jak chcesz pomóc, to zacznij wolontariat w schronisku dla bezdomnych albo poradni dla uzależnionych - tam nabierzesz trochę doświadczenia, bo z tego co widzę to masz dobre chęci i wrażliwe serce, ale chyba zero obycia w tych sprawach. Szkoda by było, żebyś się miała sparzyć.
Z Panem Bogiem Olu

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: