Autor: Anna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2017-07-28 20:39
Tak rozmawiałam z nim o tym, ale on twierdzi, że nie ma seksu to nie będzie miłości, mówię mu, że ślubował mi własnie miłość, a nie seks. Ale on twierdzi, że odwrotnie. Czasem powie, że przecież wcale tak nie myśli tylko w złości tak mówi ,obraża w złości, poniża w złości a ja powinnam o tym wiedzieć. I tyle. Przechodzi nad tym do porządku dziennego i jakby nic się nie stało chce dalej rozmawiać. Jesteśmy małżeństwem z ponad 30-letnim stażem, dzieci mamy dorosłe (troje) Sama nie wiem jakim cudem przetrwałam to wszystko, chociaż generalnie on mi bardzo pomagał, przy dzieciach,(nie mieliśmy nikogo oprócz siebie) w obowiązkach domowych też sie uzupełnialiśmy. Ale ta relacja wzajemna to jakaś katastrofa. Powoli dzieci opuszczają nas, decydując się na samodzielne życie, zawsze były dla mnie najważniejsze, i w nich mogłam znaleźć to czego brakowało mi ze strony męża. Wiem, dziwnie zabrzmiało ale zawsze w trudnych chwilach mogłam na nich liczyć. Tyle, że nie powinny widzieć tego co widziały, boję się, że w ich dorosłym życiu może to się niekorzystnie odbić. No i co teraz będzie gdy zostaniemy sami? Staram sie puszczać jego teksty mimo uszu ,ale nie jest to rozwiązanie, to tylko na chwilę tak się da, a w sercu rana, która nie ma szans się zagoić. Chyba muszę dalej tak trwać, czasem tłumaczę sobie, że to choroba, która z wiekiem będzie się nasilać. Tym razem chciałabym się mylić. Nie potrafię inaczej sobie tego wytłumaczyć. Jak pomyślę sobie, że sama go kiedyś uczyłam, że ciche dni nie powinny istnieć i że należy się pogodzić, to nie wierzę, teraz mam wrażenie, że to był zamach na samą siebie.
|
|