logo
Czwartek, 16 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Boję się, że zawiodę męża
Autor: Marzena (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2017-08-29 19:43

Modlę się do Boga codziennie o odwagę, jednak im bliżej ślubu, tym większe mam wątpliwości, czy ja podołam małżeństwu, odpowiedzialności za życie we dwoje, za dzieci. Oboje jesteśmy dojrzałymi ludźmi po 30, w pojedynkę radziliśmy sobie z życiem, potrafiliśmy sprostać troskom codzienności, a mój narzeczony to najcudowniejszy z ludzi, jakich kiedykolwiek znałam. Nie mam wątpliwości co do jego uczuć.
Czasem mam takie myśli, że on zasługuje na lepszą kobietę, że go skrzywdzę, zawiodę, że nie podołam jako żona i matka naszych dzieci. Nie możemy oboje liczyć na wsparcie naszych rodzin, będziemy mieszkać daleko od naszych rodzinnych miast zdani na siebie i Boga, co też w jakiś sposób mnie smuci. Wszystko zaczynać będziemy od nowa, w nowym miejscu, nowych warunkach.
Czuję całym sercem, że Wolą Bożą jest, bym była z moim ukochanym, bym zawierzyła tak do końca w Boży Plan, a jednak dopadają mnie czasem tak wielkie lęki i niepewność. Nie chcę popaść w nerwicę czy inne zaburzenia przez te stany.
Nie wiem już, jak się modlić i o co, by pozbyć się tych mrocznych myśli?

Proszę o pamięć w modlitwie.

 Re: Boję się, że zawiodę męża
Autor: 3393 (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2017-08-30 10:42

W poniższym cytacie zamień mężczyznę na kobietę, męża na żonę i nie chciej być idealna:)

"Prawdziwy mężczyzna będzie grzeszny, będzie miał słabe strony. Prawdziwy mężczyzna ma rzeczywiste słabostki oraz braki w wiedzy i zdolnościach. Jeśli nie chcesz być żoną prawdziwego mężczyzny - albo jeżeli masz czuć urazę, że twój mąż jest prawdziwy, a nie doskonały - nie wychodź za mąż. Kiedy pobierasz się z rzeczywistą osobą, ona będzie grzeszyć przeciwko tobie, będziesz przeżywać rozczarowania i frustracje. Takie jest prawdziwe życie."
Cenniejsza niż perły - Gary L. Thomas

 Re: Boję się, że zawiodę męża
Autor: Mateusz (31.42.19.---)
Data:   2017-08-30 18:16

Gdybym miał odpowiedzieć na Twój post jednym zdaniem, napisałbym po prostu: są to standardowe obawy występujące przed zmianą stanu. Występują praktycznie zawsze, nawet jeśli narzeczeni długo się znają. Odniosę się jednak to poszczególnych jego części nieco obszerniej:
"W pojedynkę radziliśmy sobie z życiem, potrafiliśmy sprostać troskom codzienności"
To akurat nie ma znaczenia, bo zawarcie małżeństwa to całkowita zmiana jakościowa życia. Nie chodzi w nim o to, aby jemu i jej, żyjącym pod wspólnym dachem było dobrze - każdemu z osobna. Chodzi o to, aby dobrze było małżeństwu - czyli dwojgu ludziom połączonym tak ściśle, że nie są już dwojgiem, a jednym(!) ciałem (por Mt 19,6). Owszem, dobrze jest mieć przy sobie drugą osobę, ale ta osoba zwykle ma też swoje - często odmienne - zdanie. I wtedy należy dążyć do kompromisu, którego wypracowanie może (nie musi, ale może) łączyć się z dużym wysiłkiem obu stron.

"Mój narzeczony to najcudowniejszy z ludzi, jakich kiedykolwiek znałam".
Ach, a myślałem, że w taki sposób zakochują się jedynie nastolatkowie - naprawdę. Nieśmiało zasugeruję jednak, abyś nie starała się za wszelką cenę przymykać oka na wszelkie wady narzeczonego. O wiele "zdrowszym" rozwiązaniem jest uświadomienie sobie, na czym one polegają i opracowaniu skutecznych metod ich kompensacji.

"Czasem mam takie myśli, że on zasługuje na lepszą kobietę, że go skrzywdzę, zawiodę, że nie podołam jako żona i matka naszych dzieci".
Uważasz, że Twój przyszły mąż zasługuje na lepszą kobietę niż Ty? Więc się nią stań! Pracuj nad zaletami, zwalczaj wady każdego dnia Waszego wspólnego życia. Tylko uwaga - tak naprawdę jest to zadanie na całą resztę Twojego życia, bo my ludzie możemy dążyć do doskonałości, ale jej nie osiągniemy. Co nie znaczy, że z czasem i tak nie będzie dużo lepiej niż wówczas, gdybyśmy nie podjęli żadnych działań. Co do macierzyństwa - każda kobieta daje sobie z tym radę, bo jest kobietą (analogicznie sprawa przedstawia się z mężczyznami i ojcostwem). Oczywiście istnieją wyjątki, na przykład jeśli u danej osoby występują jakieś zaburzenia, ale o takich sytuacjach tutaj nie mówimy, prawda?

"Nie możemy oboje liczyć na wsparcie naszych rodzin, będziemy mieszkać daleko od naszych rodzinnych miast zdani na siebie i Boga, co też w jakiś sposób mnie smuci. Wszystko zaczynać będziemy od nowa, w nowym miejscu, nowych warunkach".
Ależ to, co opisałaś, to wręcz cudowne warunki do rozpoczęcia nowego życia - jako mąż i żona. Poza tym, cały czas będziecie mogli liczyć na wsparcie łaską Bożą - to mało? Z rodzicami też nie żegnacie się przecież na zawsze - gdy tylko zaistnieje taka potrzeba, zapewne bez większych problemów będziecie mogli ich odwiedzić.

"Czuję całym sercem, że Wolą Bożą jest, bym była z moim ukochanym, bym zawierzyła tak do końca w Boży Plan, a jednak dopadają mnie czasem tak wielkie lęki i niepewność".
W takim razie mam pewną propozycję. Kiedy następnym razem Cię one dopadną, wstań od komputera i przedyskutuj je bezpośrednio ze swoim narzeczonym. W przeciwnym razie będzie się on stawał coraz odleglejszy, gdy na tematy związane z jego osobą będziesz chciała rozmawiać ze wszystkimi, tylko nie z nim samym. To w końcu Ty chcesz z nim wziąć ślub, nie zaś forumowicze FPK, Twoi znajomi, czy ktoś tam jeszcze. I na koniec - to, że będziesz żoną swojego narzeczonego, to nie wola Boża. To Twoja wolna wola i Twój własny wybór, któremu Bóg w sakramencie małżeństwa może ewentualnie pobłogosławić. Jeśli zaczniesz postrzegać małżeństwo w ten sposób, co najmniej część Twoich obecnych obaw na pewno zniknie.

 Re: Boję się, że zawiodę męża
Autor: Dorota (---.rev.kpsi.pl)
Data:   2017-08-31 12:45

Marzenko.

Nie wiem jaka jesteś Ty ani twój przyszły mąż. Mogę ci jedynie powiedzieć z własnego doświadczenia, że małżeństwo to cały wachlarz przeróżnych radości, smutków, trudów, sukcesów, upadków, wzlotów - zarówno we wzajemnych relacjach jak i w wychowaniu dzieci. Twoje obawy nie są niczym nadzwyczajnym zważywszy na twoją dojrzałość i świadomość wynikającą z wieku. Gdy zamieszkacie wspólnie i zaczniecie wspólne życie - będziecie się zapewne docierać. Ja byłam w tym okresie bardzo uboga w wiedzę dotyczącą natury mężczyzny. Spowodowało to nawet kryzys w naszym małżeństwie, który dzięki BOŻEJ OPATRZNOŚCI przetrwaliśmy i wypłynęliśmy na spokojne wody. Te okres kryzysu był czasem gdy dowiedziałam się bardzo wiele (dzięki lekturom i rozmowom z mądrymi ludźmi) o naturze mężczyzny, o roli kobiety. Uczyliśmy się rozumieć siebie nawzajem, uczyliśmy się kompromisów. Dziś mamy dwóch synów (19 i 6-letni) i 3 tygodnie temu przeżywaliśmy naszą 20 rocznicę ślubu. Wiesz jaka refleksja nasunęła mi się gdy mąż wręczał mi kwiaty? Otóż, że im dłużej jesteśmy ze sobą tym jest nam coraz lepiej. I nie myśl, że teraz nasze małżeństwo to idylla. Nadal zdarzają się nam problemy i kłótnie. Ale nawet te kłótnie są już inne. Nie prowadzą do cichych dni (bo już dawno zauważyliśmy że szkoda na nie czasu), ani fochów. Zwykle prowadzą do konstruktywnych działań i wzajemnego zrozumienia. A powiem Ci, że mój mąż nie jest człowiekiem zbyt rozmownym. Ty jesteś (tak wnioskuję), osobą znacznie dojrzalszą psychicznie niż byłam ja na tym etapie życia.
I jeszcze jedno: nie licz, że tu na ziemi miłość małżeńska będzie miłością idealną. Tęsknota człowieka (często podświadoma - nie uświadomiona) do miłości idealnej (a wiec miłości Boga), czasem może skłaniać do głupich działań. Trzeba sobie wtedy przypominać, że my jesteśmy tylko ludźmi. Możemy dążyć do miłości idealnej, ale tu na ziemi jej nie osiągniemy.
To takie moje małe refleksje, może w czymś Ci pomogą.

 Re: Boję się, że zawiodę męża
Autor: ??? (---.17-3.cable.virginm.net)
Data:   2017-09-03 16:43

O tak! Nie podołasz! Daj sobie spokój! Gdybym ja wiedział te prawie 30 lat temu co mnie czeka, to NIGDY bym się z tą kobietą nie ożenił. Wolałbym księdzem zostać! Mój Boże ci księża to nie wiedzą jakie to szczęście, że obowiązuje ich celibat! Ale sakrament, to sakrament (dożywocie), a ja już tyle w to zainwestowałem, że w życiu nie odpuszczę! MUSZĘ WYTRZYMAĆ, na szczęście mam z górki. (Ja ci powiem tak z dobrego serca jak to jest - na początku człowiek ma nadzieję, że coś się zmieni, bo przecież tak nie może być zawsze. A potem, jak się zmienia (na gorsze), to już to się liczy jak inwestycję: zaczynaliśmy od małego warsztatu, ale nam nie szło, więc może w większej skali jakby tak fabryczkę, to pójdzie lepiej? A potem to już normalna fabryka, a że ciągle nie idzie, no to rozwijamy, bo może kiedyś pójdzie, może to kwestia skali przedsięwzięcia no i szkoda zainwestowanej kasy. I tak stajemy się właścicielami nierentownej fabryki samochodów, huty stali, fabryki traktorów, fabryki samolotów i stoczni. A na końcu człowiek sobie myśli: Gdybym odłożył te kase na książeczkę PKO, to bym mógł z odsetek żyć jak doża, a tak to jestem bankrutem i nikt ode mnie tego szmelcu nie kupi, więc trzeba to wszystko jakoś utrzymać, a potem to już niech się inni martwią. Z punktu widzenia faceta, małżeństwo to chybiona inwestycja, i studnia bez dna. Z drugiej strony, kto wie co by było jako alternatywa?

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: