Autor: Agnieszka (---.163.140.96.ipv4.supernova.orange.pl)
Data: 2020-10-08 18:46
Hej Tomaszu,
Twoja dziewczyna jest agnostyczka nie ateistka.
Bylam w podobnym zwiazku. Ja postawa 'nie wiem czy Bog jest czy go nie ma' 'nie wiem co jest po smierci, nie mam tego rozwiazanego', nie praktykuje. Do tego moja edukacja to reprodukcja czlowieka i embriologia. Zeby pomagac para miec dzieci. I badac jak powstaj zycie. Jestem naukowcem ale odeszlam z uczelni zeby szukac pracy wygodniejszej na zakladanie rodziny. Znam stanowisko kosciola wobec seksualnosci i planowania rodziny.
Poznalam fajnego faceta i juz na pierwszej randce zapytalam go czy jest religijny. On ze tak, nawet bardzo. Zapytalam ze ja nie, czy to mu przeszkadza. On ze nie ma problemu. Z doswiadczenia wiem co czuja i robia ludzie religijni w takiej relacji. Nawracaja.
I czulam sie nawracana i nie akceptowana taka jaka jestem.
Milion rozmow o etyce, postawach zyciowych, wartosciach. Wielkich roznic tu nie bylo. Wg mnie. Wg niego zrobilam przepasc. Ja sie czulam oszukana ze powiedzial ze mu nie przeszkadza. Na splywie kajakowym chcial do kosciola, powiedzialam ok, poczekam, czytalam ksiazke. wyszedl w trakcie mszy zebym chociaz na koncowke przyszla. Nie. Byl zly. Powiedzial ze nie wierzy w milosc. Dla mnie to byl szok.
Potem 'trik', nagla zmiana planow msza wieczorna albo siedzisz w nocy na wiosce w aucie w deszczu albo do kosciola. Poszlam. Nie czulam sie dobrze. 'Pachnie siarka', nie masz duszy, nie masz sumienia. slyszalam dosc czesto wypowiadane lagodnie ale bolalo. Na wakacje do Gruzji pojechalam sama, ne mial paszportu bo jak stal w kolejce to spotkal kolezanke i poszli na objad. Zeby zrobic mu przyjemnosc przywiozlam mu piekna ikone sw Jerzego w zlocie i szlachetnym drewnie i swieczki modlitewne. Powiedzialam ze go akceptuje takim jakim jest i ze nie bede go odwracac od Boga bo wiedze ile to mu daje, a zasady moralne sa ok. Jak mialam problem z mama (chyba jest chora psychicznie bo z nikim nie moze utrzymac rozmowy, krzyczy, obraza sie, potem siedzi sama caly dzien i milczy, wygrzebuje sobie wlosy), czy problemy z tata (za duzo piwa jako reakcja na krzyki z mama) czy problemy z doktoratem (nie zdalam za pierwszym podejsciem) czy zdrowiem (operacja i maly nieszkodliwy guz muzgu) to mi powiedzial ze wszystkie moje problemy wynikaja z tego ze wyrzucilam Boga ze swojego zycia i zamieszkalo w nim zlo. Po kolei rozwiazywalam swoje problemy, zdrowie (nawracajace infekcje po operacji ginekologicznej), zdrowie taty (cukrzyca holesterol, borelioza, z piwem nie moge nic wskurac) z mama (ja przestalam sie odzywac bo jej wyrzywanie sie na mnie zle mi robilo i chodzilam nerwowa roztrzesiona). On byl tylko uchem. Za wiele nie doradzal procz wyprowadz sie i idz do Boga. Nie chcial rozmawiac o tym ze szukam pracy i ze w naszym miescie nie ma ofert z mojej dziedziny. Tylko Bog, i ze mam do niego pretensje. Warczalam na niego zeby sie z tym uspokoil. Zeby nie nawracal. On ma swoje problemy tez z mama, rozwodnik z nastoletnia corka ktora niechetnie chce sie widywac. Narzucil 10 przykazan, kompletna abstynencje seksualna. Szkoda ze nie jak bylam po operacji, to by pomoglo. Bylo zero buzi na dzien dobry, zero przytulen, zero zostawania na noc tylko po to by pobyc razem... Zaczelam miec stany lekowe. Symptomy takie jak przy manipulacji. On byl coraz dalej, byl niemily, spotykalismy sie na spacer 2 razy na miesiac. Nie chcial rozmawiac o zeczach doczesnych, planach, filozofi, itp. Tylko ze o d*** Maryny potrafie i pierdolach. Brak kwiatka na walentynki, urodziny, 5 min rozmowy przez telefon. Tylko chcial o Bogu. Ze nie wyobraza sobie byc tak razem, ze jest nieszczesliwy, ze nie widzi przyszlosci. Zaczelam czytac prawo kanoniczne ze i tak mozna wziac slub bo mam sakramenty. On ze ma potrzebe loczenia sie w zwiazku z Bogiem. Ja tej potrzeby nie rozumialam. Ja sie czulam nie akceptowana taka jaka jestem. Jego rodzina tez nie wyciagala do mnie reki. Tylko jak on mial imieniny i celebrowal sukces zawodowy to ich poznalam. Moi rodzice nie mieli nic przeciwko poznal i dosc dobrze. Nawet na ostatnim spotkaniu tak to zaplanowal ze podprowadzil mnie do kosciola na odpust. Odpuscilam sobie te relacje. Po prostu postaraj sie zrozumiec druga strone, nie licz ze sie nawroci pod twoim wplywem to kwestia indywidualna. Powiedzialam mu ze on do szczescia potrzebuje katoliczki podrozniczki (oboje lubimy podruze na rowerach) ktora zaakceptuje jego rozwod i dziecko. niech jedzie na pielgrzymke i tam wybierze sposrod uczestniczek. Mi mowil ze zaakceptowani rozwodu i dziecka to nic. Dla mnie to bylo duzo. Zwiazek to nie poswiecanie siebie dla partnera. Nie nawracaj. Nie odsuwaj sie od partnerki. Zanim zaczniesz zwiazek pytaj o kwestie dla ciebie istotne, to ze ktos Ci sie podoba i wzajemnie nie oznacza ze bedzicie szczesliwy jesli roznicie sie w kwestiach wiary i swiatopogladowo. On mnie kocha ja jego, on jest nieszczesliwy ze ja nie wierze ja jestem nieakceptowana i nieszczesliwa ze on jest nieszczesliwy. Odeszlam. Tak jest lepiej.
|
|