Autor: orelka (---.merinet.pl)
Data: 2018-04-21 21:49
Zbliżam się do tego "stosownego wieku", a mój mąż już od jakiegoś czasu przekroczył tę granicę, a ślub wzięliśmy dwa lata temu (mój mąż był wtedy Jarku starszy od Ciebie) - czyli generalnie w takim względnie późnym (stosownym ;) ) wieku.
Moje małżeństwo nie jest ani orką, ani ciężką harówką, ani niezliczoną ilością trudnych kompromisów. To coś, co powoduje, że żyje mi się dużo, dużo lepiej niż przedtem.
Nie mam tu na myśli żadnych motylków w brzuchu, ani jakichś euforycznych stanów - mam na myśli to, że jest przy mnie człowiek, tak bliski, że nie ma bliższego, z którym dzielę wszystkie radości i smutki, który mnie wspiera, którego ja wspieram, który nawet jak mnie nie rozumie, to próbuje pomóc, na którego mogę liczyć w każdej sytuacji i - z którym wykonuję arcyważną misję - wychowanie naszego syna.
Doświadczenie związkowe przed ślubem miałam w sumie niewielkie, ale wiedziałam, że miłość małżeńska to musi być coś wielkiego i pięknego. W końcu Bóg swoją miłość porównuje do miłości małżeńskiej - to musi być coś naprawdę niesamowitego!
Jedną z pierwszych myśli i uczuć jakie pojawiły się, gdy poznałam mojego męża, było to, że z nim można budować coś fajnego. I ta myśl pojawiła się zanim jeszcze go pokochałam. Ta myśl skłoniła mnie do podjęcia próby - co wyjdzie z tej znajomości, a w pewnym momencie - stwierdziłam, że kocham. Bez żadnych motyli w brzuchu, bez wzdychań do księżyca i tak dalej.
Bo miłość jest wielka i piękna. I nie polega na cudownym stanie uniesienia. Polega na czymś dużo głębszym i trwalszym. Istotą małżeństwa jest miłość między małżonkami. To właśnie ślubuje się przy ołtarzu. Do tego trzeba się odwoływać gdy przychodzą trudności (a trudności przychodzą, bo życie jest generalnie trudne).
I dlatego dla mnie niepokojąco brzmią Twoje słowa "Miło jest z nią spędzać czas nawet jak nic nie robimy." Oczywiście - spędzanie czasu z mężem/żoną powinno być miłe. Ale to nie wystarczy.
|
|