Autor: Julia (14 l.) (---.play-internet.pl)
Data: 2018-05-30 21:23
Szczęść Boże,
W klasach 1-6 chodziłam do szkoły koło mojego domu. Nie byłam tam nigdy lubiana. Uważano mnie za kujonkę. Było mi z tego powodu strasznie przykro, więc postanowiłam że w 7 klasie przeniosę się do innej szkoły.
Teraz chodzę do 7 klasy w prywatnej szkole, gdzie wszyscy są bardzo życzliwi. Panuje tu super atmosfera. I, co najważniejsze: znalazłam przyjaciółkę "od serca". Okazało się, że ona w klasach 1-6 chodziła do tej samej szkoły co ja. Tylko po prostu się nie znałyśmy. Teraz, kiedy chodzimy do jednej klasy, traktuję ją jak siostrę
Niestety ostatnio coś w naszej relacji zaczęło się psuć. Zaczęłyśmy zauważać swoje wady i wytykać je sobie nawzajem. W nasze rozmowy wkradła się złośliwość i ironia. W dodatku moja przyjaciółka zaczęła spędzać przerwy z inną dziewczyną, którą też lubię. Próbuję odepchnąć zawiść, ale ona i tak powraca, jak widzę moją przyjaciółkę jak szepta z moją koleżanką. Właśnie wróciłam z Zielonej Szkoły. Na wyjeździe nasze relacje się już kompletnie popsuły. Myślę, ze to przeze mnie. To ja ją próbowałam "nawracać" tłumacząc jej, że w życiu trzeba się ciągle zmieniać na lepsze. Ona stwierdziła, że nie chce zmieniać swojego charakteru. Moim zdaniem to dziwne, bo przecież chodzi do Skautów Europy, a w nich właśnie o to chodzi, żeby pracować nad sobą. No i wyszła z tego kłótnia. Moja przyjaciółka stwierdziła, że we wszystko próbuję wplątać Boga i swoje nawracanie innych. Przyznałam jej rację, że od osądzania jest Bóg, a nie ja. Wymieniłyśmy parę niemiłych smsów. Starałam się załagodzić sprawę, ale wyszła z tego jeszcze gorsza kłótnia.
Nienawidzę kłótni i bardzo chciałabym żyć "po Bożemu". Chodzę do kościoła, modlę się, zapisałam się nawet do Wolontariatu Misyjnego Salwator. Ale moim zdaniem powinnam najpierw nawrócić samą siebie, a dopiero potem innych. Nie potrafię przenieść wiary z kościoła na życie codzienne. Jak to zrobić?
Julia
|
|