Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data: 2019-06-18 10:19
Nieotrzebnie uogólniasz. Całe życie zawodowe pracuję w środowisku akademickim, na bardzo wysoko ocenianym wydziale, widocznie w Twojej skali nie na poziomie, i nie pisuję po angielsku, co w niczym dotąd mi nie przeszkodziło w zdobywaniu kolejnych stopni, zapewne też nie na poziomie :) Ok. Język zależy od dyscypliny naukowej, powtórzę. Przez tych kilkadziesiąt lat nikt nie dopisał się do mojego artykułu lub książki i ja do niczyjego się nie dopisałam.
Do rzeczy
Problemem, moim zdaniem, są Twoje przekonania co do tego, jak można i trzeba funkcjonować w takim środowisku. Problemem jest to, na co się zgadzamy (od fazy magisterium albo i wcześniej) i na co nie. Problemem jest to, co uważamy za priorytet. Czy zgadzamy się na nieuczciwą zasadę "cel uświęca środki". Zapewne ludzie w takich środowiskach (jak w każdym innym) bywają różni: uczciwi i nie, ale od nas zależy, co wybieramy, na co się godzimy, na co przymykamy oko albo nie. Problemem jest to, czy przystajemy na rozwiązania nieuczciwe, czy też się opieramy, konsekwentnie nie włączamy się w działania niesprawiedliwe. Nawet jeśli się za to płaci cenę, nawet wysoką cenę - nie szkodzi (moim zdaniem). Ostatecznie co to za "kariera", skoro zdobywana przyzwoleniem na niegodziwości.
Wygłaszanie opinii o kimś za jego plecami wg mnie nie jest konstruktywną drogą.
Mówienie potencjalnemu szefowi, że faworyzowana (jeśli rozumiem, co piszesz) przez niego kobieta nie jest dobra, też nie wydaje mi się politycznym rozwiązaniem. M. in. dlatego, że jeżeli ten pan rzeczywiście tę panią faworyzuje, to może to odebrać jako atak na siebie. Coś w stylu: "Przyszła osóbka, która u mnie nawet nie pracuje, i będzie mi mówić, kto z moich przyjaciół jest niedobry, no proszę".
|
|