Autor: Michał (---.energis.pl)
Data: 2005-10-24 19:34
Chciałem się Was poradzić. Mam problemy z powiedzeniem sobie „tak”. Powiedzeniem „tak” mojemu szczęściu. Zrozumiałem, że mówię sobie „nie” przy każdej okazji, odbieram sobie szczęście, kiedy tylko mogę. Uciekam w świat informacji, techniki itp. i tam szukam szczęścia. Rezygnacja z normalnego życia, to mój sposób na życie. Staram się zmienić, ale gdzieś tam na dnie pozostaje stary ja, który prędzej, czy później się odradza. Kontrolką mojego stanu są odczucie innych ludzi na obecność mojej osoby. Widzę, jak oni się zwykle męczą się w mojej obecności (bez wyjątków). Jestem w chwili obecnej w stanie łaski uświęcającej, wszystko wskazuje na to, że pozbyłem się dwóch nałogów. Jednego mniejszego, a drugiego większego. Myślałem, wystarczy spowiedź, Komunia św. i stanie się samo ... Nie rezygnuję z szukania. Na szczęście. Być może z powodu mojej przeszłości boję się i cały czas się bronię przed atakiem, który ma nastąpić i następuje (krytyka mojej osoby była wcześniej na porządku dziennym, szczególnie wtedy, jak zrobiłem coś złego). Miałem/mam poczucie niskiej wartości. Myślałem, że jestem taki dlatego, że byłem niekochany, ale to ja nie chciałem przyjąć miłości od nikogo. Od rodziców, dziewczyn, którym się podobałem ... , od Pana Boga również. Walczę sam ze sobą. Boję się, nie ufam ludziom, nie potrafię (jeszcze) przestać się kontrolować, neguję wszystko, mam wobec siebie wygórowane oczekiwania, rezygnacja, pójście na litość innych i gorsze i w efekcie nie potrafię przyjąć miłości od Boga i być pogodnym, uśmiechniętym, szczęśliwym. Szczęśliwym nie na zewnątrz, ale wewnątrz. W swoim życiu znalazłem chyba wiele znaków od Boga, ale czuję się gorszy i chyba niewarty bożej miłości. Przez kilka dni mi się udało zaufać Panu Bogu, ale natychniast chcę komuś pomagać i przez to zapominam o sobie. Nie mam co zrobić ze swoją radością i szczęściem.
Jak się otworzyć ?
Michał_28
michal_mw@poczta.fm
PS. To chyba coś znaczy, że mam odwagę napisać swoje imię, wiek, adres email.
|
|