Autor: Verba Docent (---.eranet.pl)
Data: 2007-06-22 19:05
Proszę nie traktować tego w kategoriach aż tak stricte buchalteryjnych. Od 7 do 7:30 czas dla Boga a od 7:31 do 8:25 dla koleżanki.
Czytelnicy Szpilek z lat siedemdziesiątych przypominają sobie komiks A.Mleczki o przygodach wesołego sanitariusza Zenka. Jeden z odcinków poświęcony był temu jak jeden z podopiecznych pana Zenka, człowiek zorganizowany "jak w zegarku" w pewnym momencie zapomniał jaka czynność ma nastąpić o określonej porze: może obiad, może toaleta poranna a moż stosunek z żoną? I zaczął się dramat. Oczywiscie sanitariusz Zenek znalazł rozwiązanie ale nie w tym rzecz?
Po pierwsze, to nie wszyscy jesteśmy predystynowani do tego aby żyć wedle ścisłego "rozkładu jazdy".
Po drugie, modlitwa jest bardzo ważna ale nie ma jednego i jedynie słusznego modelu modlitewnego. Nie ma tak, że jak się modlę 2x60 min. w dni parzyste a w nieparzyste 3x60 min. dziennie to jestem lepszym chrześcijaninem od tego, który się modli tylko pięć minut. Niedawno przypominaliśmy sobie przy innej okazji nauczanie Jana Pawła Wielkiego z Kalwarii Zebrzydowskiej z roku 1979 także w sprawie modlitwy. Proszę zerknąć do wyszukiwarki i przeczytać ten tekst. Warto.
Modlitwa ma różne formy, różne uwarunkowania, różne postacie. Jeden modli się tak, drugi owak. Nam się może wydawać, że trzeci się wogóle nie modli ale skąd my tak naprawdę możemy wiedzieć jak on rozmawia z Bogiem? Jedno jest pewne modlitwa ma być aktem serca a nie aktem obowiązku, imperatywem kategorycznym (jakby to wyrazić językiem pewnego dziwaka z Królewca.) , aktem wiary a nie aktem rozumu praktycznego.
Po trzecie: czas dla Boga to nie tylko czas modlitwy. Żeby to wyjaśnić posłużę się przykładem. "byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie" (Mt 25,35). Jeśli komukolwiek z moich bliskich zdarzy się popaść w kontakt z prawem i znajdzie się w tym miejscu odosobnienia, to odwiedzając go znajduję czas dla Boga. Bo On tak nauczał. Takich nauk, które wskazują na to, że popełniając określone czyny wchodzimy w kontakt z Bogiem, możemy u Mistrza z Nazaretu znaleźć całą masę. Uczynków popełnionych w wierze, bo bez wiary uczynki są puste.
Na sam koniec, tak trochę na marginesie. Czytałem jakiś czas temu wywiad z pewną z pewną wokalistką rockową (której twórczość obserwują od początku z duzym zainteresowaniem i uznaniem, kto jest ową panią nie ma tak naprawdę znaczenia). Fragment wywiadu dotyczył jej stosunku do wiary, do religii. Stwierdziła ona coś takiego: jej wystarcza indywidualny kontakt, intymna relacja z Najwyższym. Nie widzi w związku z tym potrzeby chodzenia do kościoła, formalnego przynależenia do jakiejkolwiek wspólnoty konfesyjnej, określania się. Jest dumna, że syn jej wybrał w szkole etykę a nie religię. Upraszczam z natury rzeczy ale taki był mniej więcej sens.
"Nikt nie jest samotną wyspą" pisał Merton, ikona kultury czasu dzieci-kwiatów.
Moi ulubieni filozofowie dialogu nauczają, że nawet jeśli przyjąć (za Leibnizem), że każdy z nas jest zamkniętą w sobie monadą, to i tak kiedyś i gdzieś, chcąc nie chcąc, z tego lub owego powodu, natknie się na kogoś drugiego, zobaczy oblicze 'innego' i będzie musiał się do niego ustosunkować. Utworzy się wspólnota na jakimś podstawowym poziomie. Będzie jakaś relacja międzyludzka, spotkanie, dialog a nawet (jak nauczał ks. prof. Tischner) będzie miejsce dla dramatu relacji międzyludziej. Wydestylowana z kontekstu relacji z "drugim" nie istnieje. Każda modlitwa, każdy "czas dla Boga" ma zawsze miejsce w ramach wspólnoty. Nie jesteśmy rozrzuconymi po oceanie wyspami Robinsonów, jeśli już to raczej archipelagami, w ramach których czasem się zbliżamy a czasem oddalamy od siebie.
Jednym z fundamentów Kościoła jest jego wspólnotowość. Nawet wielcy Ojcowie Pustyni cały czas byli w jedności z Kościołem a Kościół był z nimi.
Warto także ten aspekt "czasu dla Boga" uwzględnić.
|
|