logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: Jani (---.torun.mm.pl)
Data:   2008-01-04 18:46

Chciałabym dowiedzieć się czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Nie jestem zbyt dobrze zorientowana w temacie, a znam osobę, która kiedyś przystąpiła do krucjaty, teraz pije alkohol (choć okazjonalnie). Rozmawiałam z nią na ten temat, ale ona uważa, że strasznie się z tym męczyła (ciągle musiała odmawiać), a zresztą i tak ma dużo grzechów. Powiedziałam jej, że kiedyś słyszałam, że można napisać do ośrodka Krucjaty i odstąpić od wstrzemiężliwości. Ona nic o tym nie wiedziała. Nie wiem czy jej dobrze powiedziałam. Chciałam pomóc.
Wiem, że jej problem jest o wiele, wiele większy niż odmówienie sobie alkoholu, ale chciałabym jedynie zapytać osoby kompetentne czy jest możliwość przerwania krucjaty?
Z góry dziękuję :) Szczęść Boże.

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: Verba Docent (---.rtr.bait.pl)
Data:   2008-01-04 19:25

Szanowna Pani,

Z alkoholem jest tak jak jest. Są ludzie, którzy piją całe beczki alkholu i nic im nie jest. Są tacy, którzy po wypiciu nawet symbolicznych dawek mają "odloty" i to nie oni panują nad alholem tylko alkohol nad nimi. Są tacy, którzy wogóle nie biorą alkholu do ust z różnych przyczyn (bo im nie smakuje, bo szkodzi, bo są wierzącymi muzułmanami).
Jeśli ktoś zdecyduje się na abstynencję z takich lub innych powodów, to ma być abstynentem i kropka. Albo albo. To tak jak z ciążą. Albo się jest w ciąży albo nie jest. Nie można być ciężarną okazjonalnie, od czasu do czasu, symbolicznie.
Jeżeli ktoś ma kłopoty z alkoholem (a oznaką takich kłopotów i to bardzo poważną jest brak asertywności alkoholowej, czyli niemożność odmawiania) to lepiej alkoholu nie dotykać.
Nie jestem abstynentem, pijam okazjonalnie, czasem nawet zdarza mi się więcej niż mniej (ale nigdy za dużo) ale nigdy, nigdy nie miałem problemu z odmową. Nie mam ochoty, nie mam warunków (bo muszę prowadzić auto, bo nie smakuje mi dany gatunek wina, bo już mam dość) to nie, kropka, nie piję. Kiliszek stopką do góry i koniec. U moich przyjaciół i znajomych alkoholików choroba ta objawia się tym, że nigdy nie odmawiają. W ich opinii (i niestety w powszechnym ogólnopolskim pojęciu) odmowa wypicia jest niefajna.
Więc po co pisać o zwolnienie? Jaki ma to sens? Albo się pije albo nie. Jeśli ma się problem alkoholowy (nawet tyci, tyci) to się nie pije i koniec. Jeśli się nie ma problemu ale może się go mieć (bo tata pił, bo dziadek chlał, bo stryj nie wylewał za kołnierz) to się nie pije. Mam znajomego księdza, który bardzo długo wychodził z alkoholizmu. A zaczynał od tego, że nie potrafił odmówić swoim wiejskim parafianom chodząc po kolędzie.
I nie ma co się wykręcać, kombinować.
Krucjata trzeźwości jest po to aby być trzeźwym a nie, żeby wynajdować jakieś faryzejskie triki celem jej ominięcia.
Powtarzam jeszcze raz: nieumiejętność (taka lub inna) odmowy picia alkohlu jest objawem problemu alkoholowego, szczególnie w fazie początkowej. Prawdzie trzeba spojrzeć w oczy i powiedzieć sobie: albo, albo.
Alkoholizm, o czym tu już pisaliśmy wielokrotnie, jest wielkim problemem. Tak w skali społecznej, jak i indywidualnej.
Kościół (m.in. poprzez akcje typu Krucjata) od bardzo dawna walczy z plagą pijaństwa w Polsce. Krucjata nie jest po to aby była tylko po to aby dzięki niej nie pić. Szczególnie dotyczy to tych, którzy mają problem.

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: Bogumiła (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2008-01-04 23:47

Ja trochę się chciałam odnieść do VD, bo inaczej na to patrzę. Jani - ty jak chcesz czytaj od końca :)), bo tam jest odpowiedź.

W przeciwieństwie do VD - miałam wielkie "kłopoty z abstynencją", nie w sensie chęci picia, tylko zgodą innych na moje niepicie. Brzmi głupio, wiem. To niby moja decyzja, a nie innych. Teraz, po 35 latach abstynencji, nikt znajomy mnie nie zmusza, choć i czasem są przykre komentarze, szczególnie nowo poznanych przy stole ludzi. Ale kiedy się ma około 20 lat i przychodzi do nowej pracy - czasem jest ciężko. Koledzy wykręcali mi ręce do tyłu i wlewali do ust alkohol. Ale śmieszne, prawda? Baaardzo mnie to bawiło. "No przynajmniej miałaś okazję się napić, dzięki nam". Myślę, że gdybym miała inny charakter, to bym wtedy nie wytrzymała. Albo gdyby mnie ktoś wziął na uczucia, na łzy, alkohol jako dowód lubienia czy nie nieodrzucania kogoś itp. Ale nie siłą. Ja jestem taka cholera, że ze mną siłą się nie da. Muszę? No to nie zrobię. Nic by się nie stało, gdybym przymuszona (siłą fizyczną) wypiła trochę, ale ja konsekwentnie plułam wlewanym alkoholem, żeby pokazać że nie i już. A potem wracałam zatłoczonym tramwajem śmierdząca od rozlanego trunku. A w pracy piło się prawie codziennie. Tak też bywa, VD. Musiało minąć kilka lat. Później gdy ktoś nowy mnie chciał poczęstować, wszyscy chórem mówili: nie próbuj, nie da się, szkoda alkoholu. Ale do dzisiaj mnie denerwuje, gdy w innych kręgach na moje "dziekuję, nie, nie piję, jestem abstynentem itp." - słyszę przez cały wieczór: "choć ociupinkę, tak symbolicznie". Taka namolność strasznie przeszkadza. Psuje radość. KWC jest właśnie po to, żeby nauczyć nie zmuszania do picia.

Ludzie często nie chcą nam pozwolić być wolnymi. Rozumiem tych, którzy nie wytrzymują. Tym bardziej, że KWC to nie tylko niepicie. W przyrzeczeniu wyraźnie pisze, że zobowiązujemy się: do niepicia (nigdy niczego), do nieczęstowania innych na imprezach i do niekupowania alkoholu (np. jako prezentu).
Czasem łatwiej nie pić, niż nie częstować. Przyjdą goście, a na stole żadnej flaszki. A u innych zawsze jest. Dla młodego człowieka to jest trudne. Jeśli przystąpił do KWC bez przemyślenia, jeśli nie ma odpowiedniej argumentacji DLA SIEBIE, to się wstydzi swojej abstynencji i nie wytrzyma. Argumentacja abstynenta: "dziś nie mogę", "biorę lekarstwa", "coś niewyraźnie się czuję", "innym razem" - jest już przegraną. Nie chcę i już. Nie chce bo nie chcę. Nie chcę bo mam prawo nie chcieć. Albo całkiem poważnie, ale w tłumie to niekoniecznie ma sens.

Sam alkohol nie jest przecież niczym złym. Złem jest nadużywanie. Można być abstynentem ze względu na zdrowie, albo na nałóg (alkoholik nie może ani kropli). Ale gdy mówimy o KWC, mówimy o ludziach zdrowych, którzy zobowiązują się do abstynencji z miłości. To jest ich dar. Bogu - jako wynagrodzenie za ludzi trwających w nałogu, ludziom - z pomocą. Żeby inni przy nas mieli odwagę powiedzieć swoje "nie". Ci, którzy naprawdę nie mogą pić. Żeby dzieci widziały środowisko bez alkoholu. Żeby przełamać stereotyp, że bez alkoholu nie może być wesoło. Abstynencja w KWC jest właśnie pewnego rodzaju manifestacją, a nie prywatną sprawą. Dlatego takie "trochę jestem w ciąży" nie ma żadnego sensu. Przecież nie musisz być abstynentem. Możesz żyć, normalnie korzystając z alkoholu jak inni. Abstynencja jest potrzebna tam (w tych krajach), gdzie picie charakteryzuje się upijaniem się. Ks. Blachnicki często korzystał z takiego obrazu: jeśli płyniemy razem na jednej łódce, a ona przechyla się niebezpiecznie w jedną stronę i grozi zatonięciem, nie wystarczy, że część osób usiądzie pośrodku. Łódź zatonie. Część osób musi usiąść po drugiej stronie, dla zachowania równowagi. Po to są abstynenci.

Pytasz Jani, czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Po pierwsze, czy jesteś pewien, że ktoś podpisał krucjatę na całe życie? Czy twoja koleżanka jest tego pewna? Bo to by znaczyło, że to było coś więcej niż robili inni. Że to była jej osobista decyzja, jakoś szczególnie przemyślana. Krucjatę podpisują często ludzie młodzi (np. na II st. oazy, czyli ledwo pełnoletni lub nawet nie). W tym wieku rzadko przyrzeka się coś na całe życie, w ruchach się tego nie stosuje, bo jest małe prawdopodobieństwo iż decyzja jest podejmowania w prawdziwej wolności. Jak cała oaza przyrzeka, to głupio się wyłamać. Jak jeszcze nie znam życia - nie wiem czy potrafię być abstynentem, nie wiem co mnie czeka. Powiem też szczerze, że rzadko moderatorzy naprawdę tę sytuację dobrze wytłumaczyli. Moje prywatne zdanie (doświadczenie) jest takie: jeśli do KWC przystąpiło 100% uczestników rekolekcji oazowych, to znaczy, że nie było dobrze wytłumaczone.
Więc po pierwsze, czy było na całe życie? Bo w deklaracji wyraźnie jest napisane:

"Zobowiązuję się NA CZAS PRZYNALEŻNOŚCI do niej [do KWC] (...)"
A więc zasadą NIE JEST przyrzeczenie do końca życia, tylko - w tłumaczeniu - jak długo chcę i potrafię. Jak długo chcę być członkiem KWC.

W podręczniku KWC - Krościenko 8 V 1979 r. możemy też przeczytać:
"(...) To zobowiązanie ma charakter zobowiązania się wobec wspólnoty ruchu KWC i każdy ZACHOWUJE WOLNOŚĆ wycofania tego zobowiązania przez wyłączenie się z szeregu członków. MOŻNA też złożyć przyrzeczenie na całe życie."
(podkreślenia moje)

Sprawdzałam także na stronie KWC, czy coś się nie zmieniło w ostatnich latach. Ale można przeczytać to samo:
"Przyjmuje się dwie formy składania zobowiązań abstynenckich:
- na jeden rok, przez co staje się ktoś kandydatem do KWC;
- na czas przynależenia do KWC, przez co staje się członkiem Krucjaty.
Deklarację członkowską mogą składać osoby pełnoletnie. Deklaracja zawiera także postanowienie nieczęstowania i niewydawania pieniędzy na alkohol. Złożenie deklaracji ma charakter zobowiązania się wobec wspólnoty ruchu Krucjaty Wyzwolenia Człowieka i każdy zachowuje wolność wycofania go w chwili wyłączenia się z szeregu członków KWC."

Twoja koleżanka musi wiedzieć, czy przyrzekała do końca życia, bo musiała to jakoś zaznaczyć, wypowiedzieć inaczej niż wszyscy. Wszystko co jest obiecywane do końca życia, ma charakter bardziej uroczysty. Jeśli tak było, a teraz sobie nie radzi i nie jest to zwykły jednorazowy upadek, tylko forma decyzji o przerwaniu abstynencji, to powinna prosić w konfesjonale o zwolnienie ją z tego przyrzeczenia. Nie ma sensu mieć ciągle wyrzuty sumienia. Może swoją ofiarę zamienić na co innego. Może z niej zrezygnować, to przecież nie było ślubowanie.

Ale najprawdopodobniej ona złożyła normalne przyrzeczenie "na czas przynależenia". Mogła się zasugerować tym, że nie na rok, nie jako kandydat, tylko to drugie, co sugeruje że na zawsze. Jeśli nie jest już w oazie, jeśli nie jest animatorką, jeśli nie chodzi na spotkania KWC i nie czuje jedności z tymi ruchami - można uznać, że już jest poza nimi. Przypominam słowa KWC: "każdy ZACHOWUJE WOLNOŚĆ wycofania tego zobowiązania przez wyłączenie się z szeregu członków".
Pozostaje ostatnie pytanie: czy na piśmie. Spotkałam się z takim zdaniem, że dobrze byłoby zawiadomić o swojej rezygnacji. Albo najbliższą Stanicę, albo Centralę w Krościenku. Decyzja o przystąpieniu była na piśmie i każda została wpisana do Księgi Czynów Wyzwolenia. Mówiło się, że chcemy wiedzieć ilu naprawdę mamy "żołnierzy", bo przecież KWC pomyślana była jako "nowe wojsko Gedeona", które ma walczyć z alkoholizmem. Szczerze mówiąc, po tylu latach, nie sądzę żeby ktoś w tych księgach kogoś wykreślał. Nie znalazłam też "na piśmie" obowiązku przesłania rezygnacji (może gdzieś jest). Ale formalne wyłączenie się jest chyba bardziej potrzebne konkretnej osobie. Chodzi o samookreślenie się. Czego właściwie chcę. Jestem czy nie jestem. Czy dalej chcę czy już nie. Uczciwość wobec siebie. To działa w dwie strony. Spokój sumienia, bo skoro już nie jestem w KWC, to ta lampka wina jest moralnie obojętna. Ale też może być: wreszcie jestem wolna i mogę pić. Czasem własne zobowiązanie ratuje nas przed czymś bardzo złym.

I ostatnie zdania: abstynencja w KWC nigdy nie zobowiązywała do abstynencji pod grzechem ciężkim. Czyli - wypicie kieliszka alkoholu dla członków KWC nie jest grzechem ciężkim. Jest złem, jest niedotrzymaniem słowa, jest jakimś upadkiem, słusznie się czuje wyrzuty sumienia, w pewnym sensie przestało się być świadkiem tego, że można żyć bez alkoholu, - ale to nigdy nie był grzech ciężki. Niepicie, to nasza dobrowolna ofiara.

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: Jurek (---.perm.iinet.net.au)
Data:   2008-01-05 01:25

‘…Ks. Blachnicki często korzystał z takiego obrazu: jeśli płyniemy razem na jednej łódce, a ona przechyla się niebezpiecznie w jedną stronę i grozi zatonięciem, nie wystarczy, że część osób usiądzie pośrodku. Łódź zatonie. CZĘŚĆ OSÓB MUSI USIĄŚĆ PO DRUGIEJ STRONIE, DLA ZACHOWANIA RÓWNOWAGI. Po to są abstynenci…’ Bogumila
Ludzie z charakterem zawsze mi imponowali, a u nas w Australii jest to roznie, z reguly kazdy stara sie byc nikim, ludzi nie lubia sie odrozniac, jednak docenia sie i nie potepia sie indywidualnych zapatrywan. Czesto robie cos chocby dla zasady, slysze tez, ten ma charakter. Tu nikt nikogo do niczego raczej nie zmusza, choc, a moze dlatego, ze tu niczego nie brakuje. Nazywamy to ‘Southland of the Holy Spirit’. Butelki staja na stole i kazdy nalewa sobie sam tylko wtedy jesli chce. Zawsze mnie denerwowlo, ‘nie wypijesz znami, a moze kablujesz?’ To chyba przyszlo z Rosji, choc nasza szlachta za kolnierz nie wylewala. Ostatnio czytalem i tez tak uwazam, ze alkohol zawsze szkodzi.
Jurek

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: mantoniusz (---.md4.pl)
Data:   2008-01-05 07:29

Bogumiło zaimponowałaś mi. dzięki.

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: pkngr (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2008-01-05 10:00

Abstynencja trudna? A i owszem. Ale możliwa.
Możliwe w wieku 18 lat podpisać i przez następne 18 i jeszcze trochę się nie złamać. Potem zorganizować 18-nastkowe przyjęcie bez alkoholu, wesele (na ponad 200 osób) bez alkoholu. To dopiero była sensacja na pół diecezji.
Tylko czasem trochę boli, że co niektórzy jeszcze się nie przyzwyczaili i myślą, kiedy w końcu się złamie? Albo pytania w stylu "to ty nigdy nic?" Ano nigdy nic. I dzięki Bogu żyję. I nic mi nie jest. Może dzięki temu jakiś ktoś będzie miał lżej
Pozdrawiam serdecznie.

---------
Nie jest już Pani tak bardzo odosobniona w Kraju. :) Proponuje zajrzec:
tutaj
moderator

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: 77775 (---.zabrze.net.pl)
Data:   2008-01-05 12:56

Tak w dopowiedzeniu do Bogumiły (myło widzieć, jak mawiał pewien paulin). Nie przystąpienie do krucjaty, też bywa trudne. Już chyba kiedyś tu pisałem, że jako dziecko za "kołnierz nie wylewałem". Nie były tego wielkie ilości, ale Mama robiła dobry ajerkoniak, a Tata śliwowicę i wiśniówkę, no i tzw. grzane piwo. Rodzice nie widzieli w tym problemu (nie mieliśmy w domu takiego problemu), więc ja też. Aż nastał ksiądz katecheta, który ze wszystkiego robił problemy. Miałem wtedy z 11 lat. Musieliśmy postanowienia wielkopostne. Ja oczywiście najmniejszym kosztem. Słodycze? Wykluczone! Zawsze byłem łasuch. Telewizja, kino? Mam się pozbawiać teleranka, kapitana Sowy, Hansa Klosa i czterech pancernych? Nigdy w życiu! No to napisałem, że przez rok nie bedem pić. Ksiądz się zmartwił; tylko rok? No dobrze, poprawiłem - do 15 roku życia? Może, chociaż do 18-go? Nigdy w życiu! Co za dużo to niezdrowo. Na szczęście proboszcz się go pozbył po roku, bo pomysły miał księżycowe. Akurat w tym wieku moi koledzy przechodzili inicjację alkoholową. Mnie ona ominęła z wiadomego względu (podpisałem postanowienie wielkopostne). A później było już po wszystkim i nikt na mnie nie naciskał, więc nie było, na co się rzucać. Jeszcze później dla świętego spokoju, poparadowałem na SPR-ach z ostentacyjnie powtykanymi butelkami w kieszenie, za co mnie opiekun grupy (sam nałogowy alkoholik) o mało nie wywalił, jako największego pijaka w grupie. I tak gdzieś tak od 11-go roku życia nie miałem kropli alkoholu w ustach, (w przeciwieństwie do Żony, która krucjatę podpisała, i owszem). Nigdy nie był to problem, który zaprzątałby moją uwagę (nie mam potrzeby picia, tak jak nie mam potrzeby tańczenia, z potrzeby śpiewania zostałem wyleczony, czasem w Kościele sobie pazwalam). Jednak jeszcze raz w moim życiu problem alkoholowy się pojawił. Było to na katolickich rekolekcjach zielonoświątkowych (tam się zaliczało jakieś stopnie, ja nigdy nie przebrnąłem poza pierwszy, na który jeździłem z kilkanaście razy), na których obowiązkowe było podpisanie krucjaty. To był warunek bycia katolickim zielonoświątkowcem! (Podobnie jak u protestanckich warunkiem był chrzest wodny) Szczerze, to te wszystkie argumenty, łącznie z postępem geometrycznym i opowieściach o 10 % mnie nie przekonują. Jak by były słuszne, to dawno byśmy byli narodem katolików abstynentów, a na świecie byliby tylko katolicy abstynenci (na to powinno wystarczyć jakieś 22 lata). Podłamałem się, gdy Jezus mnie zapytał: Kichaj tę gadkę, ale dla Mnie tego nie zrobisz? Mówiąc szczerze, to był trudny moment, ale odpowiedziałem: Dobrze, ale jeśli na to pójdę, to będzie Ewangelia i KWC, Ewangelia i chrzest wodny, Ewangelia bez charyzmatów, Ewangelia i coś tam jeszcze. Odniosłem wrażenie, że Bóg niezbyt zachwycony, jakoś to przełknął. Trudno, najwyżej parę lat dłużej podsmażę się w czyśćcu. Ale, wiecie, to robi wrażenie, jak na specjalnym nabożeństwie na rekolekcjach, dziesiątki ludzi składają świadectwa, wszyscy godzinami maszerują, trzymając się za ręce i śpiewając: "My chcemy życia bez palenia i bez picia"; tak długo, aż ostatni delikwent podejdzie do koszyka i wrzuci tę karteczkę ze zobowiązaniem. To moi moderatorzy mieli problem, nie ja: wywalić go z grupy, czy zostawić? Jak on może być z nami w takiej sytuacji, jak nie podpisał krucjaty? On nie jest chrześcijaninem! No to nie jestem.

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: JoheFa (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2008-01-05 14:20

NIE, podpisanie krucjaty na całe życie NIE jest nieodwracalne, jest to dobrowolne zobowiązanie podejmowane przez danego człowieka.
Złamanie krucjaty, czyli napicie się alkoholu również nie jest grzechem, (jak już napisałam człowiek podejmuje dobrowolne zobowiązanie), i nie trzeba się z tego spowiadać, co innego jest z upijaniem się, z tego trzeba się spowiadać nawet bez krucjaty.
Więc przerwanie krucjaty jest możliwe, nikt przecież nie będzie na siłę kogoś w niej trzymał bo jest to postanowienie DOBROWOLNE.

To już tak nawiasem, mówienie że mogę jakiś grzech popełniać (jakikolwiek) bo innych i tak mam dużo, dla mnie jest NIE do przyjęcie.

Pozdrawiam :)
z Bogiem.

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: Jani (---.torun.mm.pl)
Data:   2008-01-05 16:20

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi:)
Mam nadzieję, że moja przyjaciółka jakoś uporządkuję tę sprawę krucjaty. Podpisała ją jako młoda dziewczyna, a teraz nie chce w tym trwać. I nie jest to problem uzależnienia od picia, ale po prostu posmakowania alkoholu, i tego, że przy wszystkich większych okazjach musiała odmawiać nawet kieliszka wina do obiadu.
Mam nadzieję, że uda się jej to jakoś uporządkować.

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: Pax (---.such.nat.hnet.pl)
Data:   2008-01-05 18:39

Podpisanie krucjaty, jest w świetle kodeksu prawa kanonicznego ślubem prywatnym. Grzechem jest składanie ślubów lekkomyślnych i bez chęci wypełnienia, albo bezpodstawne usiłowanie jego anulowania. Przedmiot ślubu można zamienić na inne dobro ale równorzędne lub większe. Władzę dyspensowania od ślubów ma ordynariusz miejsca lub proboszcz wobec swoich parafian, oczywiście w słusznej przyczynie. Niech ta osoba porozmawia z proboszczem i dowie się co najlepiej zrobić w jej sytuacji, bo inaczej będzie grzeszyć.

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: pkngr (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2008-01-05 21:13

Szczęść Boże
Może trochę niejasno się wyraziłam, bo tak naprawdę nie mam problemu ze swoja abstynencja. Nie oczekuję też, że mnie ktoś będzie wychwalał pod niebiosa za silną wolę czy coś w tym stylu...
Chciałam tylko pokazać, że z tym da się żyć i to całkiem nieźle. Fakt, że do największych przyjemności nie należą komentarze, o których wspominałam, ale to nie jest problem, tylko konsekwencja decyzji. Swoją drogą owo podjęcie tej decyzji to było jedną z piękniejszych chwil w moim życiu...
A z jakimiś tam konsekwencjami naszych wyborów zawsze musimy się liczyć bez względu na ich rodzaj.

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: Beata (---.domainunused.net)
Data:   2008-01-06 18:08

Tak, można zrezygnować z Krucjaty. Nie jest to grzech, ale jest to złamanie obietnicy złożonej Bogu. Należy jednak poinformować właściwą instytucję o podjęciu decyzji o rezygnacji. Najlepiej napisać pod adres, który można znaleźć na dekralacji KWC.

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: Sabina (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2008-01-07 12:20

Mnie spowiednik powiedział (w momencie gdy sama miałam trudności z KWC), że to ślub prywatny i że rezygnacja z niego złożona ma być na ręce spowiednika, kierownika duchowego.

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: Bogumiła (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2008-01-08 19:57

Też Cię pozdrawiam, Michale nr 77775. :)

Trochę do poprzednich wypowiedzi, a trochę ogólnie. Zawsze byłam za tym, żeby sprawy swojego sumienia "załatwiać" z własnym spowiednikiem i oczywiście nie zmieniam zdania. Ale. Spowiednik nie ma obowiązku znać się na wszystkim i przyjmuje w dobrej wierze to, co mu powiemy. Jak powiemy, że coś ślubowaliśmy, to do problemu odniesie się jak do ślubu. Jeśli powiemy, że to miało być na całe życie - tak to przyjmie i zaproponuje rozwiązanie. To my sami musimy wiedzieć, cośmy obiecywali, komu i jak. Jeśli ktoś abstynencję ślubował - chylę przed nim czoła i nie próbuję zaprzeczać, bo jakżeby tak.

Jeśli jednak mówimy o KWC, to najrozsądniej jest pytać o to nie biskupa, proboszcza, własnego spowiednika - lecz tych, którzy się tym tematem zajmują, którzy w tym siedzą. Ponieważ nasze zdania są bardzo sprzeczne, zapytałam o to księdza, który w mojej archidiecezji kieruje Diakonią Wyzwolenia.

Cytuję fragmenty Jego odpowiedzi (podkreślenia są moje):
"Katechizm Kościoła Katolickiego w punktach 2101 i 2102 mówi zarówno ślubach jak i o przyrzeczeniach. Katechizm wspomina, że "chrześcijanin jest wzywany do składania przyrzeczeń Bogu. Zawierają je chrzest, bierzmowanie, małżeństwo i święcenia" (KKK 2101). Widać zatem, że oprócz ślubów są jeszcze inne kategorie składania obietnic: śluby, przyrzeczenia, czyny pokutne nakazane przez Kościół, ale też takie, które ludzie podejmują indywidualnie. Podręcznik Krucjaty nie posługuje się pojęciem ślub i ksiądz Blachnicki nigdy nie starał się o to by nadać deklaracji abstynenckiej taką rangę. Podręcznik posługuje się pojęciami postanowienie, zobowiązanie, rzadziej przyrzeczenie. Pragnę zwrócić uwagę na tekst, który Pani cytuje z podręcznika KWC: "Złożenie deklaracji ma charakter zobowiązania się WOBEC WSPÓLNOTY RUCHU - Krucjaty Wyzwolenia Człowieka - i każdy zachowuje wolność wycofania go w chwili wyłączenia się z szeregów członków KWC. Pozostawia się do decyzji każdego zgłaszającego się do KWC, czy zobowiązanie swoje chce umocnić dodatkowo przyrzeczeniem złożonym Niepokalanej, Matce Kościoła i przez Nią, Chrystusowi (w tym wypadku może ktoś złożyć to przyrzeczenie na całe życie)." Złożenie deklaracji w tym tekście dokonuje się WOBEC KONKRETNEJ WSPÓLNOTY ruchu, a NIE WOBEC KOŚCIOŁA. Złożenie deklaracji abstynenckiej dla księdza Blachnickiego miało znaczenie strategiczne w znaczeniu mozliwości zaangażowania członków KWC do dalszej pracy nad wyzwoleniem ludzi z nałogów. Jak widać takie postanowienie może być wzmocnione PRZYRZECZENIEM złożonym Bogu i Niepokalanej - NIE ŚLUBEM.

U podstaw motywacji abstynencji w Krucjacie jest wezwanie Jezusa i Kościoła do pokuty i abstynencja jest podejmowana jako post i prośbę w intencji ludzi zniewolonych. Motywacją jest także solidarność i miłość do ludzi uzależnionych, dla których abstynencja jest konieczna do godnego życia, ale to że ktoś chce naśladować Pana Jezusa i podjąć pokutę za innych ludzi wyrażającą się w konkretnym postanowieniu nie oznacza automatycznie, że to postanowienie staje się prawem usankcjonowanym jakimiś przepisami kościelnymi. (...) Podejmujemy post - abstynencję najpierw na okres jednego roku, a potem na dłużej, ale tak jak jest to w podręczniku: każdy sam może podjąć decyzję o wycofaniu się z Krucjaty i nie potrzebuje na to niczyjej zgody." - koniec cytatu.

Ponieważ Ksiądz owy zna się na tym lepiej niż ja, więc nie będę komentować. Ale jak powiedziałam - każdy wie co robił. Więc jeśli ktoś WIE NA PEWNO, że składał śluby przed Bogiem - to musi to rozwiązać inaczej. Ja wiem, że ślubu nie składałam. Po prostu podjęłam taką decyzję.

 Re: Czy podpisanie krucjaty na całe życie jest nieodwracalne?
Autor: 77775 (---.zabrze.net.pl)
Data:   2008-01-08 23:42

Dobrze Bogumiło, zgadzam się, Pan Jezus powiedział też, niech wasza mowa będzie tak, tak, nie nie, (mam z tym kłopoty) a co nadto... (por. Mt 5,37) Nie lubię namnażać bytów.

 Czy będzie jakimś grzechem?
Autor: DAMIAN (---.rtk.net.pl)
Data:   2010-07-16 15:09

/.../

Poczytaj tutaj.
p.o. moderatora

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: