logo
Czwartek, 09 maja 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Rzecz dotyczy miłości, ale zahacza też o wiarę.
Autor: Katarzyna (---.9-3.cable.virginmedia.com)
Data:   2012-01-26 18:59

Witam was szanowni forowicze, chciałabym czymś z wami podzielić się, być może, jako że nie znamy się na co dzień, będziecie w stanie ocenić sytuację obiektywniej.
Otóż mam, jak zwykle to ze mną bywa, skomplikowany problem. Rzecz oczywiście dotyczy miłości, ale zahacza też o wiarę. Zacznę całą historię od poczatku.
Jestem dorosłą i dojrzałą już kobietą (co prawda młodą i jeszcze dużo we mnie głupoty i naiwności). Jestem z natury romantyczką i jak na romantyczkę przystało poszukuję w życiu tej jednej prawdziwej miłości. W życiu codziennym często spotykam się z kolegami, a że z pewnych przykrych względów wolę towarzystwo mężczyzn, aniżeli kobiet (żeby nie było, z dziewczynami jakimiś też spotkam się). Jednak moje relacje z mężczyznami ograniczam tylko do kumpelskich, nie mam z tym najmniejszego problemu. Jednak zaprzeczyć nie mogę, że są w życiu i tacy (kilku co prawda), których jak kumpli nigdy traktować nie będę i w zasadzie czuję, że po prostu nie mogę. Z tą garstką zaledwie relacje rożnie układały się, jednak uczucie do nich pozostało i chcę żeby pozostało, ze względu na tych kilka wspaniałych chwil. Jednakże w moim życiu pojawiła się kolejna taka osoba, o którą w zasadzie chodzi.
Nazwijmy go K. Znałam go od kilku lat. Zawsze uważałam go za super faceta, z którym mogłoby coś naprawdę fajnego wyjść. Ale znając mnie i moją szczególnie wtedy jeszcze wzmożoną nachalność (nieco się uspokoiłam teraz) nie chciałam niczego zaczynać i psuć przy okazji niepowodzenia relacji z naszymi wspólnymi znajomymi. A że widywaliśmy się rzadko, nawet nie miałam takiej mocy przebicia, by go olśnić w 5 sekund. Tak wiec zostawiłam sprawę z nim i skupiłam się na toksycznym zapatrzeniu się w innego w tym czasie faceta, za którym szalałam, i o którym chciałam zapomnieć. Jednak los zrobił psikusa. Podczas pewnego wyjazdu ze znajomymi na weekend coś między nami pękło, coś się zaczęło. Było super. Pokazał mi, że facet może traktować mnie zupelnie inaczej, niż dotychczas. Byliśmy ze sobą, jednak po krótkim czasie zdarzyło się to, czego się najbardziej obawiałam - zostawił mnie. Nie potrafiłam tego w ogóle zrozumieć. Zawaliło mi się wszystko. Próbowałam to jakoś objąć rozumem i wtedy dostałam olśnienia. Takie głupie uczucie i instynkt (do tej pory mnie nie zawiódł, wiec mu ufam). Nie chcę nikogo poza nim. W bardzo krótkim czasie zmienił wiele w moim życiu, co jest również niepojęte, bo jak jedna osoba w ciągu miesiąca może ci wywrócić świat do góry nogami. Ale jak to ze mną bywa, nie potrafię oddalić się od kogoś na kim mi zależy. We mnie zawsze jest nadzieja i zawsze próbuję walczyć.
Szukałam wsparcia wśród znajomych. Jak się okazało, część z nich, nasza wspólna, odwróciła się. Nie dostałam od nich po pierwsze wsparcia, po drugie uciekł kontakt (nie pierwszy raz mi się wali kontakt z bliskimi mi ludźmi). Część znajomych mogę przeboleć, bo nie byłam z nimi aż tak blisko, chociaż przykro. Najbardziej przykre okazuje się, że wśród nich jest bardzo bliski kumpel, jak przyjaciel. Na moje problemy zareagował: mam to w d...e, radź sobie sama. Nie ukrywam, że koszmarnie się teraz czuję.
Wtedy też pomyślałam, że jest jedna jedyna Osoba, która może mi pomoc, a jest nią Bóg. Jak nigdy zaczęłam strasznie pilnować żeby iść do kościoła. Jak nigdy pamiętać o modlitwie rano i wieczorem, jest mi źle jak tego nie zrobię. Ale czy mogę prosić Boga o pomoc? Bo to, że On mi pomoże, jestem tego pewna. Moja niepewność dotyczy czy jestem godna. Wcześniej stroniłam od kościoła. Wierzyłam w Boga, też miałam zachwiania wiary, ale wierzyłam. Ale uważałam że Go nie potrzebuję. Że z moimi problemami poradzę sobie sama. Nie chciałam Jego pomocy. Samo moje zdanie na Jego temat może być krzywdzące (mój obraz Boga różni się od tego co przedstawiają chrześcijanie). Naprawdę chcę żeby mi pomógł, ale boję się, że uzna iż nie jestem godna by On spełnił moją prośbę. Pragnę tego jak niczego innego. Z wieloma sprawami poradzę sobie sama. Jednak tę powierzam całkowicie Bogu. Wspominany K. Jest dla mnie całym światem. Chce z nim być, urodzić mu dzieci, zestarzeć się.
Oczywiście to nie jest tak, że sprawę powierzam Bogu i nic nie robię. Staram się utrzymywać z nim kontakt. Spotykamy się co jakiś czas. Ale pojawia się kolejny problem, gdyż teraz spotyka się z inną dziewczyną. Twierdzi, że nie jest do końca super, ale dobrze się z nią czuje. Mimo wszystko w takiej sytuacji czuję się zupelnie bezradna. Bo nie mogę o niego w pełni zawalczyć, nie mogę zrobić wielu rzeczy wobec niego. Pozostają tylko koleżeńskie spotkania. To jest jedyny sposób w jaki mogę o niego zawalczyć. A chcę, bo wierze, że warto. Ta znajomość, to nie zauroczenie, to co innego. Wierze, że chcę być albo z nim do końca życia, albo pozostanę sama. Wierze, że to jest ta jedyna prawdziwa miłość.
Nie mogę się poddać. Chociaż jest mi strasznie trudno. Nie wiem jak długo wytrzymam przed ludźmi, że wszystko jest ok. Tylko nieliczne osoby wiedza, jak bardzo jest mi źle. Nie wiem, czy któregoś dnia nie wytrzymam i zwyczajnie zniknę. Na razie o tym nie myślę. Na razie próbuję jeszcze walczyć. Sami chyba pomyślicie, że jestem głupia i naiwna, ale gdyby cofnąć czas i zaczai to jeszcze raz, postąpiłabym zupelnie tak samo. Pozdrawiam.

 Re: Rzecz dotyczy miłości, ale zahacza też o wiarę.
Autor: Franciszka (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2012-02-01 10:07

Katarzyna, nie mam prawa oceniać ciebie, ani nikogo innego.
W sprawie miłości i wiary najlepiej zasięgać porady i szukać odpowiedzi w Piśmie Świętym. Z pomocą przychodzi nam też Kościół, który ma w swoim skrbcu wspaniałe dary: sakramenty święte. Nic tak nie przynosi ukojenia, jak dobra, szczera spowiedź święta.
Każdy człowiek dostał od Boga dar wolnej woli, czyli ma prawo wybierać między dobrem a złem. Kłopot tylko w tym, by właściwie rozeznać, co jest dobrem, a co złem. Jednak tu też Pan Bóg nie pozostawił człowieka samego sobie. Mianowicie dał mu Dekalog, czyli 10 Przykazań Bożych, wg których człowiek ma żyć, by osiągnąć szczęście wieczne. Tego też było człowiekowi za mało, więc poświęcił Bóg Ojciec własnego Syna: "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego" (J 3, 16-18).
To tak w skrócie przekazuję ci receptę na szczęście. Nie wiem, czy powinnaś walczyć o chłopaka, czy on jest tego wart. Pytasz, czy Pan Bóg ci pomoże. Dlatego zacytowałam ci ten fragment Pisma Świętego, być nie miała już wątpliwości, że to On pierwszy ci "pomógł", bo umiłował ciebie miłością bezgraniczną i bezinteresowną. Takiej miłości nie da ci żaden chłopak.
Jestem natomiast pewna, że powinnaś stale pytać o to Pana Jezusa Miłosiernego, bo to co już było należy powierzyć Jego Miłosierdziu. Natomiast czas teraźniejszy, czyli obecną chwilę, masz wspaniałomyślnie ofiarowaną przez Pana Boga na swoje działanie. Zatem proś Ducha Świętego, by dał ci dobre natchnienie, do tego, co masz teraz zrobić.

 Re: Rzecz dotyczy miłości, ale zahacza też o wiarę.
Autor: polk (---.kielce.hypnet.pl)
Data:   2012-02-01 11:26

Witaj Katarzyno.
Opisałaś swój problem. Widzę, że od nas oczekujesz jedynie zrozumienia i powiedzenia Ci, czy możesz prosić Boga o pomoc. Bo o nic innego nie pytasz.
Odpowiedź brzmi: tak. Możesz prosić Boga o cokolwiek zechcesz (jeżeli jest to dobre - nie krzywdzi ani Ciebie, ani drugiego człowieka).
I gdyby nie to, że czuję, iż powinniśmy Ci zwrócić uwagę na pewne rzeczy wytłumaczyć, to pewnie na tym zakończyłbym moją wypowiedź.

A z twojej wypowiedzi wynika, że traktujesz Boga w sposób bardzo nie w porządku. Piszesz, że w reszcie spraw dasz sobie radę sama, ale tę jedną zostawiasz Bogu - przykro mi, ale to jest pycha.
Jeżeli naprawdę chcesz pomocy Bożej, powinnaś uznać Boga, od którego oczekujesz pomocy, za swojego BOGA. On musi być Twoim jedynym BOGIEM. Nie chłopak. To jest trochę tak, jakby dziecko powiedziało swoim rodzicom, no dobrze, dzięki, że daliście mi życie, teraz tylko dajcie mi kasę i spadajcie, dalej dam sobie radę. A Ty jesteś takim dzieckiem Boga, które mówi: "spraw tylko, żeby on był ze mną, a z resztą dam już sobie radę". Przepraszam, ale trochę tak to dla mnie wygląda.
Fajnie, że w końcu zrozumiałaś, iż jedyną Osobą, która może Ci pomóc, jest Bóg. Co prawda doszłaś do Niego jako Osoby na ostatnim miejscu (wcześniej byli znajomi, itd.), ale ważne, że do Niego dotarłaś.
Tu naprawdę nie chodzi o uczestnictwo we Mszy św., modlitwę rano i wieczorem. Tu chodzi o to, żeby Jezus był naprawdę Twoim jedynym Panem. Dopóki nie oddasz Mu swojego życia i nie dasz Mu szansy, On nie będzie mógł Ciebie prowadzić.
Piszesz, że Twoje podejście do Boga jest inne niż chrześcijan. To widać. Proszę tylko żebyś rzeczywiście zweryfikowała swoje podejście do Boga. Bo jeżeli traktujesz Go jak automat do napojów, do którego podchodzisz jeśli masz ochotę się napić, wrzucasz monetę, naciskasz i wylatuje puszka, nie jest to najlepsze podejście do Boga. Przepraszam, bo to nie są "wygodne" słowa, ale tak to wygląda.

Poza tym, w modlitwie mówimy: "bądź wola Twoja". Musisz przyjąć, że to Bóg wie lepiej niż Ty, co jest dla Ciebie dobre. Tobie wydaje się, że coś da Ci szczęście. Ale Bóg wie lepiej, kiedy będziesz naprawdę szczęśliwa.

Jezus na Ciebie czeka. On czeka, kiedy naprawdę zechcesz żyć z Nim. Wystarczy chcieć. :) Módl się o prawdziwą wiarę, módl się o prowadzenie Ducha Świętego. Obiecuję modlitwę.
Pozdrawiam. :)

 Re: Rzecz dotyczy miłości, ale zahacza też o wiarę.
Autor: Natanel (---.rtr.bait.pl)
Data:   2012-02-01 13:30

Witaj Katarzyno
Miałem za sobą podobne sytuacje. Zostałem rzucony przez dziewczynę i bardzo chciałem do niej wrócić. Mimo, że mój związek był grzeszny i toksyczny, chciałem wrócić, bo cały czas byłem w niej zakochany. Rozmawiałem z Panem Bogiem i zapewniałem, iż jeżeli ON da mi jedną szansę, to jej nie zmarnuję, wrócę do niej i będę próbował ją nawrócić. Oczywiście wszystkie te plany spaliły się na panewce. Otrzymałem w zamian cierpienie, beznadzieję i pustkę lecz pustkę tę zapełniałem Panem Bogiem oraz dobrymi wartościami. Pan Bóg zabrał mi stare grzeszne życie i dał szansę poprzez długi proces nawracania. Nawracałem się i szukałem Pana Boga dobre parę lat i robię to do tej pory. Po wytrwałej modlitwie znowu Pan Bóg dozwolił bym miał kolejną dziewczynę. Analogicznie związek skończył się bardzo podobnie i w podobnych okolicznościach, jak poprzedni związek, z tym, że głównym powodem było znudzenie się moją zbyt poważną, katolicką postawą. Można powiedzieć, że miałem dokładne deja vu.

Mimo to staram się zrozumieć zamiary Pana Boga. Gdy o tym myślę w modlitwie, wszystko zaczyna jakoś się układać. Wiem, że Pan Bóg nie chcę dla mnie żony, która by mnie krzywdziła w małżeństwie. Wyobraź sobie sytuację, iż Pan Bóg mógłby postawić ci wybór: czy wolisz życie z tym człowiekiem, przez którego się ode Mnie oddalisz? Czy wolisz trudniejszą drogę, niestety naznaczoną cierpieniem, ale prawdziwą i prowadzącą do prawdziwego szczęścia? - Co byś wtedy wybrała? Pan Bóg bardzo cię kocha i najlepiej wie, w którą stronę masz iść. Czasami, aby zmienić serce ludzi potrzebne jest trzęsienie ziemi w postaci takiej katastrofy jak np. zawód miłosny. Przemień kolejność wartości w swoim życiu i postaw Pana Boga na pierwszym miejscu. Zerwij z tym co szkodliwe i toksyczne, spal most, który prowadziłby nawet do najmniejszego pozoru zła. Wracaj do Pana Boga, odkrywaj Go każdego dnia w małych rzeczach i ufaj mu ślepo. Rozmawiaj z Nim jak córka rozmawia z kochanym Ojcem. Ból będzie schodził powoli ale uwierz mi, że zejdzie. Czas leczy rany. Głowa do góry Katarzyno. :)

 Re: Rzecz dotyczy miłości, ale zahacza też o wiarę.
Autor: Michał z Anglii (---.range86-148.btcentralplus.com)
Data:   2012-02-01 17:20

Zacząłem czytać, próbowałem zrozumieć, nie dałem rady. Dokończyć też nie. Daruj, ale stary już jestem. Próbowałaś się leczyć?

 Re: Rzecz dotyczy miłości, ale zahacza też o wiarę.
Autor: Marlinek (---.rzeszow.vectranet.pl)
Data:   2012-02-02 08:57

Katarzyno - możesz Boga prosić o wszystko. Ale nie traktuj Go przedmiotowo. On jest Osobą, żyje i kocha Cię. Chce żebyś była szczęśliwa.
Pamiętaj tylko o tym, że zmianę należy rozpocząć od siebie.
Czy myślałaś o tym kiedykolwiek, aby pójść na spotkania Odnowy w Duchu Świętym lub Neokatechumenatu?
A może wyjechałabyś na tydzień sama w samotności przemyśleć, uporządkować swoje myśli i pragnienia, w ciszy porozmawiać z Bogiem? Może rekolekcje ignacjańskie? Spróbuj - co masz do stracenia? A może zyskasz coś wielkiego.

 Re: Rzecz dotyczy miłości, ale zahacza też o wiarę.
Autor: Dorota (---.satfilm.net.pl)
Data:   2012-02-10 10:32

Witaj Kasiu. Po przebrnięciu przez zamieszczony przez Ciebie tekst, nasunęła mi się jedna myśl: jak trwoga to do Boga. Chcesz by Pan Bóg spełnił Twoje marzenie (życzenie). Podpuszczasz Go, mówiąc o tym, że nie zasługujesz (te słowa kojarzą mi się z taki śmiesznym ludzkim podstępnym podpuszczaniem). A nasze prośby Bóg (tak sądzę) spełnia gdy wie, że ich konsekwencje nie będą dla nas zgubne. My po ludzku (jak małe dzieci) nie potrafimy przewidzieć przyszłości i konsekwencji naszych decyzji (no przynajmniej nie w pełnym wymiarze). Taki prosty przykład: czy przyszło Ci do głowy, że Bóg, wysłuchując próśb modlących się o kolosalną wygraną w totolotka, nie sprowadził by na nich większego nieszczęścia w postaci demoralizacji pieniądzem?
I jeszcze jedno, gdy po jakimś czasie, sama przeczytasz ten napisany przez siebie post, prawdopodobnie będziesz nim nieco zażenowana. Pisałaś go chyba w lekkim afekcie, a ten ma to do siebie, że po pewnym czasie mija i pozwala na bardziej obiektywną ocenę sytuacji, zdarzeń, osób itp.
Kasiu jeśli naprawdę chcesz nawrócenia, to spróbuj modlić się nie o spełnienie prośby, a o umiejętność przyjmowania tego co w zamyśle Bożym jest dla nas dobre - ale to wielka sztuka.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: