logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Ania (---.30.18.56.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2012-12-07 09:09

Od jakiegoś czasu mam stalego spowiednika. Ostatnio mam wrażenie, że moja chęć spowiedzi i wszystko co jest z tym związane odwołuje się do osoby księdza. Wiem, że to nie idzie w dobrym kierunku. Tak naprawdę nigdy nie zastanawiałam się, nigdy nie dopuszczałam do siebie myśli, że ksiądz może stać się mężczyzną do którego mogę czuć coś więcej niż tylko uczucia związane z relacjami ja – spowiednik. Nie wiem, co mam w tej sytuacji zrobić. Właściwie najlepiej byłoby zerwać wszelkie kontakty. Ale jak mu o tym powiedzieć? Czy tłumaczyć dlaczego?
Nawet nie rozumiem jak w mojej głowie mogły pojawić się takie myśli i uczucia. Czy może po prostu spróbować "to" przeczekać?

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Dagmara (---.serv-net.pl)
Data:   2012-12-12 08:48

Ja bym przeczekała i bardzo starała się, by za każdym razem widzieć w konfesjonale osobę, która jest narzędziem Chrystusa, która w Jego imieniu odpuszcza grzechy i przez którą mówi do nas Bóg. To. co czujesz to nic innego jak pokusa szatańska, byś widziała w tym księdzu mężczyznę, a nie Bożego pośrednika. Skupiaj się za każdym razem na swoich grzechach, na tym, co Bóg chce ci przekazać podczas spowiedzi.
Przecież taka sama sytuacja może być, gdy pójdziesz do innego księdza i co znowu będziesz zmieniała? To są tylko myśli, nie skupiaj się na nich.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Maria (---.pl)
Data:   2012-12-12 10:16

Zmienić spowiednika na takiego "po 70-ce".

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: aaa (---.tktelekom.pl)
Data:   2012-12-12 11:56

Mam podobny problem i nie chodze do tego ksiedza do spowiedzi. Chodze do innej parafii. Staram się zachowywać normalnie w Jego obecności. Szatan uderza w nasze słabe punkty. Mi kiedyś pewien ksiadz powiedział gdy to wyznałam podczas spowiedzi, że każdy ma w życiu jakieś powołanie. Musisz mieć w sercu wielkie pragnienie żeby odeszła ta pokusa inaczej bedziesz w to brnęła coraz bardziej. A uwierz nie warto, bo w tylko w Panu Bogu jest radość i szczeście.
A pomyśl, czym sie kierowałaś wybierajac spowiedznika?

Piękny jest Ps 27
O Tobie mówi moje serce, 'Szukaj Jego oblicza'.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2012-12-12 12:41

A ja jednak powiem: odejdź. Chyba że Twoje "ostatnio" oznacza jedną spowiedź i jeszcze nie wiesz, czy za miesiąc będzie to samo. Jeśli jednak trwa to już "chwilę", to odejdź. "Nie rozumiem jak w mojej głowie mogły pojawić się takie myśli i uczucia" - co tu jest do rozumienia, gdy mówimy o nieplanowanych uczuciach? Może jedynie to: zwierzenia bardzo łączą ludzi. Im bardziej otwierasz się przed kimś, tym staje Ci się bliższy. (Potwierdzeniem tego jest też "zdrada": im bardziej się otwarłaś, tym bardziej go potem nienawidzisz lub tym bardziej boli, gdy odchodzi - bo zwierzenia bardzo łączą i rodzą się różne oczekiwania).

Spowiedź w konfesjonale jest ogromnie intymnym spotkaniem, z nikim nie jesteś tak szczera jak tu. Tu mówisz o każdym poruszeniu serca, a jeśli kapłan potrafi i słuchać, i rozumieć, i pięknie odpowiedzieć - to wpasowuje się w jedną z największych kobiecych potrzeb: bycia wysłuchaną. Mężczyźni często jednak nie mają cierpliwości słuchać, a tu masz kogoś, kto umie. Dopóki jest to tylko przyjaźń, to w porządku. Jeśli jednak zaczyna się przekładać na inne uczucia, nie ma na co czekać. Przeczekanie ma sens wtedy, gdy jest realna bliska szansa na zmianę kontaktów, albo gdy nie ma za bardzo możliwości na rozstanie. A tutaj: co ma się zmienić? Wiemy, że w konfesjonale jest Bóg, ale nie da się zapomnieć o człowieku. Uczucia mogą wygasnąć, gdy kapłan parę razy Cię zrani. Ale chcesz być zraniona? Mogą wygasnąć, gdy będziecie spotykać się coraz rzadziej. Ale planujesz ze stałym spowiednikiem spotykać się coraz rzadziej? Mogą wygasnąć uczucia, gdy z rozmów osobistych przejdziesz na rozmowy jedynie służbowe, zdawkowe. Czy można tak zrobić w konfesjonale?

Myślę, że uczucie może raczej urosnąć. I oczywiście coraz bardziej przeszkadzać. Zauważ, że właściwie to już Ci przeszkadza. Bo masz pewien problem psychiczno-duchowy, ważny problem (wszystko co dotyczy konfesjonału jest ważne). I właśnie konfesjonał jest miejscem, gdzie powinno się o tym szczerze powiedzieć, zapytać. A tu jest przeszkoda. I albo musisz problem przemilczeć, co nie jest dobre, bo nie jesteś wtedy cała, albo wciągnąć księdza w pewien układ, który będzie dla niego bardzo kłopotliwy, jeśli nie - niemożliwy do przyjęcia. Bo musiałabyś wyszeptać księdzu do ucha wyznanie miłości, wypowiedzieć szczerze, że jakoś to jednak przeszkadza. I potem co? Ile razy przyjdziesz, kapłan będzie wiedział o Twoim uczuciu, ale nigdy nie będzie wiedział na ile to w tej chwili przeszkadza. Nie będzie do końca pewien tego, co mówisz. Warto przemodlić słowa Pisma Świętego (choć pisane były na trochę inną okoliczność - bardzo tu pasują): "niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi" (1 Kor 7,33). Parafrazując: dopóki jesteś wolna od uczuć do spowiednika - chcesz naprawdę przypodobać się Bogu. Ale jeśli pojawiają się uczucia do niego jak do mężczyzny - świadomie albo zupełnie podświadomie chcesz się mu przypodobać. Podczas spowiedzi zresztą często chcemy wyjść na trochę lepszego i staramy się "powiedzieć tak żeby nie powiedzieć", albo używać mniej drastycznych słów ;)) W sytuacji budzącego się zakochania będzie to jeszcze mocniejsze i jeszcze trudniej będzie się do tego przyznać, a więc z tym walczyć.

Z Twojego postu wynika, że bardzo rozsądnie do tego podchodzisz. Moim zdaniem - lepiej odejdź od razu. Bo wpakujesz się w bardzo niebezpieczną grę, a w konfesjonale wszystko powinno być czyste. Nie chodzi mi w tej chwili tylko o czystość w sferze seksualnej, ale "czyste" w sensie: przejrzyste, jasne, bez kluczenia, bez przemilczeń. Powinnaś mieć możliwość powiedzenia wszystkiego, bez zahamowań, a Ty będziesz mieć ciągle wątpliwości. I albo będziesz nieszczera wobec spowiednika, albo go wciągniesz w tę grę. Wcześniej czy później i tak będziecie się musieli rozstać. Lepiej wcześniej, zanim to nie urośnie.

A jak się rozstać? To jest zawsze jakiś problem. Ale nie kłam. Jestem przeciwna zwierzaniu się kapłanowi w konfesjonale ze swojej do niego miłości, ale jeśli nie masz żadnego innego pomysłu, to na pożegnanie wydaje mi się, że można powiedzieć prawdę. Szczególnie, jeśli nie będziesz na niego wpadać kilka razy w tygodniu. Że zaczynasz postrzegać go jako mężczyznę a nie tylko kapłana i jednak to trochę przeszkadza. Ale może znajdziesz inny powód? Masz pewne trudności w przychodzeniu w to miejsce? będziesz w najbliższym czasie na wyjazdach? Za miesiąc będę na rekolekcjach, to tam bym chciała iść do spowiedzi (odwleczenie). Albo ogólnie: potrzebuję przemyśleć jeszcze raz sprawę korzystania ze stałych spowiedzi, czy to mi coś daje, czy nie marnuję tylko księdza czasu, więc jeśli można to przez pół roku bym chodziła gdziekolwiek. Czy za pół roku ewentualnie mogłabym wrócić?

Natomiast w jednym przypadku na pożegnanie zachęcałabym do powiedzenia prawdy. Wtedy, gdy kapłan poza konfesjonałem wykonuje wiele gestów przyjaznych, które mogły "pomóc" w rodzeniu się uczuć. Nie mówię o niczym grzesznym. Ale gdy spowiednik lubi przytulić, wziąć za rękę, zaprasza na kawę - to czasem kobiecie jest trudno zatrzymać się jedynie na relacji spowiednik-penitent. Szczególnie młodej dziewczynie i szczególnie, gdy w jej w domu było mało czułości. To dlatego niektórzy kapłani uważają, że ze spowiednikiem powinno być jak najmniej spotkań prywatnych, bo to inaczej wiąże i potem trudniej odejść, gdy trzeba.
W takich okolicznościach przyznanie się przed spowiednikiem (na pożegnanie) do budzących się uczuć czy tęsknoty za tymi gestami będą dla niego płaszczyzną do pracy nad sobą.

I jeszcze ostatnia sprawa: faktycznie na forum często piszemy, żeby się tak nie przejmować uczuciami, bo albo są pokusą szatana, albo naturalną reakcją na jakiś bodziec. Ale takie zdania wypowiadamy wtedy, gdy ktoś martwi się, że uczuciami grzeszy. A przecież żadne uczucie samo w sobie nie jest grzechem: ani zakochanie się w księdzu, ani nienawiść do ojca, ktory molestuje psychicznie. Trzeba te uczucia jakoś przetrzymać. One są obojętne MORALNIE. Nie są grzechem. Natomiast uczucia nie są całkiem obojętne dla naszego życia, mają na nas wielki wpływ i albo bardzo pomagają, albo bardzo przeszkadzają. Nie można ich lekceważyć. Jeśli przeszkadzają wzrastać, to nie bójmy się uciekać.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Elka (---.serv-net.pl)
Data:   2012-12-12 13:49

"Ale gdy spowiednik lubi przytulić, wziąć za rękę, zaprasza na kawę - to czasem kobiecie jest trudno zatrzymać się jedynie na relacji spowiednik-penitent"
- spowiednik nie jest od przytulania, brania za rękę i popijania kawki z penitentem. Poza tym uważam, że nie powinno się księdzu o swoich uczuciach mówić. Należy skupić się na spowiedzi, a nie na myślach romantycznych. Każdy spowiednik musiałby z czasem stać się obiektem miłości. Chyba w takim przypadku lepiej uczyć się dystansu do spowiednika, a nie iść pod dyktando uczuć, emocji, niechcianych myśli.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2012-12-12 15:38

Nawiązujesz Elka do mojej wypowiedzi. Tego nie pisała założycielka wątku, to moja odpowiedź, rada. Nie bardzo rozumiem czy mi zaprzeczasz, czy popierasz, czy tłumaczysz coś mnie czy Ani. Żadna z nas nie napisała, że spowiednik jest od przytulania, brania za rękę i picia kawy, natomiast tak BYWA (nawet nie tak dawno w jednym wątku było o takim przytulaniu i nasz niepokój na to), stąd moja rada.
Nie rozumiem też zdania "Każdy spowiednik musiałby z czasem stać się obiektem miłości". Kiedy "musiałby"? Nie mogę się zorientować komu radzisz, Ani czy mnie :))

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Bardotka (---.phlapa.fios.verizon.net)
Data:   2012-12-12 21:26

Zgadzam sie calkowicie z Bogumila (nasza perla), ze zwierzenia lacza ludzi. Czy to ksiadz, czy psycholog, czy psychiatra, czy najlepszy przyjaciel, przywiazujemy sie do tego kogos, bo zawsze ma czas nas wysluchac, radzi nam i sprawia, ze czujemy sie lepiej. Przywiazujemy sie czasem tak mocno, ze obok zwyklej wdziecznosci rodzi sie cos wiecej. Mysle, ze istotne tez jest, Aniu, czy Twoje spowiedzi odbywaja sie w konfesjonale, czy tez w jakims pomieszczeniu, gdzie jest wiecej okazji na bezposredni kontakt, spojrzenie, gest, ktore moga byc czasem odczytane nie tak, jak zostaly zamierzone. Czasem zwykla przyjazn tez moze byc niebezpieczna, bo to, co kaplan uwaza za niewinne, penitentka moze odebrac jako przejaw uczucia z jego strony. Mysle, ze sama musisz podjac decyzje o tym, czy zmienic spowiednika - w jakim stopniu jestes zaangazowana? Czy fantazjujesz o nim w ciagu dnia, czy tez mysli o tym, ze jest fajnym facetem pojawiaja sie tylko w czasie spowiedzi. Jesli to pierwsze, to widze tu juz czerwone swiatlo. Z czasem mozesz czuc sie zraniona, ze nie odwzajemnia Twoich uczuc, mozesz nawet zaczac zloscic sie na Boga, ze powolal go do kaplanstwa, zamiast do stworzenia szczesliwej rodziny z Toba. Jesli z jego strony wyczuwasz cos wiecej, niz przyjazn, to tez radzilabym poszukac kogos innego, jednak nie wspominajac mu o swoich odczuciach. Pamietaj, On slubowal zyc tylko dla Boga, oddac sie Mu calkowicie, a swiadomosc tego, ze jest obiektem pozadania moglaby go od tej sluzby powoli i skutecznie odwiesc, jesli mialby juz takie sklonnosci w sercu (slyszalam o takich przypadkach zazylosci - zaczelo sie od roweru, jako prezentu dla penitentki, a skonczylo odejsciem tego kaplana do malzenstwa z nia). Tak wiec mysle, ze powinnas to rozwazyc w swoim sercu i pomodlic sie do Ducha Swietego o dar madrosci i rozeznania w tej sprawie, a nastepnie postapic tak, jak Ci podpowiada rozum (nie serce, bo ono moze bardziej emocjonalnie podchodzi do sprawy).
Z Bogiem.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-12-13 11:17

Jak burczy ci w brzuchu, nie idz do cukierni. Jak jestes w wieku na szukanie meza, nie spowiadaj sie u ksiedza starszego o kilka lat od Ciebie. Kobiety maja tendencje do kochania sie w facecie "o glowe wyzszym", ktory podaje im pomocna reke i od dawna sie zastanawiam, czy to kwestia preferencji uwarunkowanych ewolucyjnie, czy kiepskawej relacji z wlasnym ojcem, czy jakiejs zle interpretowanej tęsknoty duszy za Jezusem (obejrzyj sobie "Spirited away" - poganski film o chrzescijanskim zabarwieniu, polecam takze "Ruchomy zamek Hauru"). Maria ma racje staly spowiednik - fantastyczna sprawa. Najlepsi sa w wieku 70+.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: leni (---.zamosc.mm.pl)
Data:   2012-12-13 14:34

Bez przesady ze spowiednikiem 70+ . Kiedyś nieopatrznie poszłam do spowiednika - staruszka. Wyszłam załamana. On nie rozumiał co ja mówię. Był szczery i pytał co to znaczy. Odebrałam to tak, że Pan Bóg mnie nie rozumie. Naprawdę można się załamać.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-12-13 14:54

Leni, jesli spowiednik pyta, co to znaczy, to niekoniecznie znaczy, ze nie rozumie - moze uzywalas takiej nowomowy, zeby powiedziec nie mowiac, ze i 25-latek zapytalby, co masz na mysli. "Naruszyłam art. 284 kodeksu karnego w odniesieniu do iPhona". Gdyby nie tajemnica spowiedzi, krążyłby pewnie taki "humor konfesjonału" jak humor zeszytów szkolnych.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: leni (---.zamosc.mm.pl)
Data:   2012-12-14 09:59

Do Izy. Tak, Ty możesz dzisiaj układać humory. Przepłakałam wtedy całą drogę do domu, z Jasnej Góry. Wszyscy się cieszyli, a ja płakałam 6 godzin. Wracałam do domu, w domu chorzy rodzice, a ja dalej nie wiedziałam co robić. Pan Bóg tez mnie nie rozumiał. Tak wtedy myślałam.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-12-14 12:35

Leni, dla katolika nie ma czegos takiego jak "nieopatrzny" wybor spowiednika. A moze wlasnie byl opatrzny? Moze mialas cos zrozumiec? Mi tez sie zdarzalo odchodzic od konfesjonalu co prawda z rozgrzeszniem, ale i z rykiem. I co z tego, po kilku godzinach/ dniach/ tygodniach docieralo do mnie, po co to bylo. Owszem, Jezus czeka z przebaczeniem, ale warunkiem jest jasne wyartykulowanie swojej winy i zal. Mi kiedys ksiadz "z przypadku" nie pozwolil wymienic grzechow i zaczal je mowic za mnie (!) po czym powiedzial, ze najciezszego (a byly miedzy nimi rzeczy "grubego" kalibru) bym nie powiedziala, bo go sobie nie uswiadamiam i powiedzial mi, co to jest - najzabawniejsze, ze to bylo cos, co uwazalam za zalete (samodzielnosc), chociaz nie powiedzialam nic, co by mogloby go w jakis sposob naprowadzic na trop. Ryczalam chyba z kilka godzin. To ja, Panie Boze, zyly sobie wypruwam, zeby poradzic sobie w sytuacji, w jakiej mnie postawiles, a Ty mi mowisz, ze to moj najciezszy grzech, gorszy niz taaaaakie? Trwalo i bolalo, zanim do mnie dotarlo. Ale nie zamienilabym tej spowiedzi na najczulsze glaskanie po glowce. Pan Bog, jak trzeba, potrafi czlowiekiem potrzasnac.

Jesli czlowiek, ktoremu ludzie od pol wieku wyznaja swoje grzechy nie rozumie, co do niego mowisz, to znaczy, ze:
a) jestes sprytniejsza niz sam diabel i sama z siebie wymyslilas nowy sposob lamania X przykazan, na ktory diabel wczesniej nie wpadl
b) nie spowiadasz sie, tylko chwalisz (np. zaawansowanymi umiejetnosciami hakerskimi) albo rozmydlasz.

Co jest bardziej prawdopodobne?

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Martha78 (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2012-12-14 14:50

Izo, miej litość nad piszącymi tutaj i nie doszukuj się jakiejś złej woli. Więcej wyrozumiałości. Spowiednicy są różni, wierz mi. To, że w imię samego Boga odpuszczają grzechy nie sprawia, że automatycznie siadając za kratki konfesjonału wyzbywają się swojego "czynnika ludzkiego". Wręcz przeciwnie - wchodzą tam z całym swoim bagażem doświadczenia życiowego, swojej wiedzy/niewiedzy itd. Nie bez przyczyny określa się kogoś dobrym spowiednikiem czy też istnieje szkoła spowiedników. Bywa, że ksiądz jest zmęczony, schorowany czy nie dosłyszy. Owszem, można całą sytuację rozpatrywać w kontekście braku przypadków, ale jestem przekonana, że Bóg nie chce naszego zranienia w czasie spowiedzi. Mnie też zdarzyło się, że ksiądz (na oko 80+) zdawał się nie orientować o czym mówię, choć nie używałam jakiegoś wyszukanego słownictwa. Na szczęście jestem gruboskórna, więc moja psychika nie ucierpiała, ale rozumiem, że mogłoby to dobić kogoś nadwrażliwego czy przeżywającego jakieś załamanie. Inna sprawa, że dwa razy zdarzyło mi się trafić na dziarskich starszych księży, zdecydowanie więcej niż 80+, którzy byli młodsi duchem ode mnie:) A co za doświadczenie życiowe, które przebijało z każdego zdania nauki. Gdyby nie odległość jaka nas wtedy dzieliła prosiłabym ich (oczywiście każdego z osobna) o stałe spowiednictwo.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: leni (---.zamosc.mm.pl)
Data:   2012-12-14 15:40

Może jeszcze dodam, że dopiero za rok wracałam z Jasnej Góry szczęśliwa. SZCZĘŚLIWA. A wobec tego Spowiednika 70 +, nie mam pretensji. Po prostu dał mi tyle, ile mógł.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Maggy (---.play-internet.pl)
Data:   2012-12-14 15:41

Iza, spowiednik jak każdy człowiek może być okrutny, niedobry, może być nieuk, niewrażliwy, niepoukladany, niewierzący, itd. Nawet kratki konfesjonału nie zmienią go nagle w aniołka. Nie sądzę żeby Bóg chciał nam takie "skarby" na drodze postawić żeby nas poranili, zeby dotknęli najbardziej intymnych miejsc naszego serca i duszy. To nie jest oblicze Boga. Bóg działa z niezwykłą delikatnością i łagodnością i dam sobie ręką uciąć, że boleje strasznie gdy jeden czy drugi taki spowiednik rani penitenta słowem, swoją postawą Bądźmy ludzcy poprostu. Jak ktoś rani to rani i trzeba nazwać rzecz po imieniu. Ale z Bogiem nawet ze złego można czasem jakieś dobro wyciągnąć i jesli Tobie się to udało to super. Nie każdy tak ma.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-12-14 16:05

Ha, moze mam skrzywienie zawodowe, bo chociaz nigdy nie siedzialam w konfesjonale, to bylam redaktorem publikacji medycznych, stad wiem, ze nawet opisujac eksperymenty naukowe ludzie maja tendencje do mowienia tak strasznie dookoła, ze polapac sie nie mozna, co tak wlasciwie robili i trzeba ciagnac za jezyk oraz wykreslac pustoslowie. Tak robia wszyscy, od doktoranta po sedziwego profesora. A skoro opisujac cos, czym mozna sie chwalic ludzie staraja sie uzywac takich slow, zeby wypasc w jeszcze lepszym swietle (niby uzywaja synonimow, ale tych najbardziej korzystnych), to co dopiero gdy trzeba sie oskarzyc. Stary numer stosowany takze na klasowkach: pisac tak, zeby brzmialo wieloznacznie, a moze sie uda i nauczyciel zinterpretuje te wieloznacznosc w swietle wlasnej wiedzy. O zla wole nie oskarzam, tego nie robi sie do konca z premedytacja, po prostu latwiej jest powiedziec uprawialam petting, stosowalam creative accounting, zrobiłam body piercing labia pudendi majora itp. itd. Ludzie maja problem z mowieniem wstydliwych rzeczy takze u lekarza. Przychodzi pacjent do internisty i mowi: panie doktorze, boli mnie. Gdzie? No tam, na dole. I domysl sie, czlowieku, co. No raczej nie stopy. Cewka moczowa? Odbyt? Pochwa? Od tego zalezy, jakie kolejne pytania trzeba zadac i jakie zalecic postepowanie. Jasne, ze Pan Bog nie chce zranien w konfesjonale, nie chce cierpienia w ogole, ale czasem je z jakichs powodow dopuszcza. A jak Pan Bog chce, to potrafi posluzyc sie naprawde bardzo przecietnym ksiedzem. Z innej spowiedzi pamietam, jak w trakcie nudnego, sztampowego pouczenia nagle ksiedzu jakby ktos pilotem kanał zmienil. Ucial watek jak nozem i zaczal mowic rzeczy kompletnie "od czapy" (bez z wiazku z grzechami i poprzednimi rzeczami) ktore jednakowoż były bardzo na temat tego, o czym rozmawiałam z mezem po drodze do kosciola - to byla bardzo scisla odpowiedz na moje watpliwosci i wyprostowanie toku rozumowania. Po czym znow jakby ktos mu przelaczyl kanal i powrocil do urwanego watku. Sprawial wrazenie, jakby w ogole sie nie zorientowal, co sie stalo, to bylo logicznie bez sensu, a jednak tak bardzo do mnie. Ksiadz "z przypadku", sedziwy, po ludzku jego pouczenie bylo beznadziejne, gdyby nie to, ze bardzo wyraznie wkroczyl w nie Bog. Dlatego obstaje przy kwestii, ze przed zrzuceniem winy na ksiedza nalezy sie przyjrzec, czy Pan Bog nie chce czegos przez to powiedziec. Jesli nie idzie sie do spowiedzi do pustelnika, ktory ostatni raz zywego czlowieka widzial na swieceniach kaplanskich w 1948 r., to naprawde nie widze problemu, przeciez wczoraj, przedwczoraj i tydzien temu tez sie ktos u niego spowiadal, wiec niewazne, kiedy sie urodzil, jest dostatecznie na biezaco z rzeczywistoscia, zeby zadecydowac - rozgrzeszyc czy nie.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Iza (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2012-12-14 16:48

"spowiednik jak każdy człowiek może być okrutny, niedobry, może być nieuk, niewrażliwy, niepoukladany, niewierzący, itd."

Maggy, swieta racja. Ale nie mozna powiedziec, ze tylko 70+ sa wlasnie tacy. Zly duch dziala na rozne sposoby i jednemu podetknie ksiedza, ktory wrecz za innymi kratkami powinien siedziec (tak, tacy tez sa), a drugiemu takiego, ze kolana miękną i zamiast o Bogu to mysli sie o tym, czy oczy ma bardziej szare, czy bardziej niebieskie. Jak ktos ma problem z zadurzeniem, powinien zmienic ksiedza na takiego, przy ktorym fenyloetyloamina nie leje się uszami - i tylko o to chodzi. Ksiadz nie musi byc dziadziusiowaty (kwestia atrakcyjnosci jest zreszta wzgledna, inna pani 70+ moze sie wlasnie w takim zauroczyc i zmieni spowiednika na takiego w wieku wnuka), ale ma nie odciagac uwagi od tego, z kim naprawde sie w konfesjonale spotykamy.

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Ata (---.ip.netia.com.pl)
Data:   2012-12-14 22:54

Witaj, pozwolę sobie ciut inaczej odpowiedzieć niż Bogumiła, choć zwykle baaardzo się z nią zgadzam. Uważam, że nie zawsze trzeba uciekać od kapłana, w którym się zakocham. Co nie znaczy, ze nigdy. Mam bardzo dobre doświadczenie powiedzenia kierownikowi duchowemu o tym, że się w nim zakochałam. On przyjął to spokojnie i dalej mocno prowadził mnie duchowo, po 2 miesiącach mi minęło i kolejne 2 lata kierownictwa duchowego było bardzo owocne. Był dojrzały i wiedział, że takie rzeczy się zdarzają i nic się strasznego nie dzieje jeśli obie strony naprawdę szukają Boga. Po czasie zobaczyłam ten moment jako pokusę, która mogła mnie doprowadzić do zrezygnowania z kierownictwa duchowego u tego księdza. Piszę o tym dlatego, bo uważam, że nie ma zawsze słusznych algorytmów w kwestiach tak delikatnych. Jeszcze jedno, tamto moje zakochanie, wyjawienie tego i jakby zneutralizowanie spowodowało, że kolejne szarpnięcie emocjonalne wobec innej osoby było tak słabiutkie i tak przeze mnie zrozumiane, oswojone, że łatwo było mi się nie miotać tylko oddać Bogu. Inaczej domyślam się, że można uciec od obiektu w którym się zakochałam, ale dopóki w sobie tego nie przerobię to kolejne zakochanie (szukanie akceptacji, szukanie tatusia, szukanie...) będzie mnie wybijało, "kazało" uciekać od ludzi z leku, że stracę kontrolę nad sobą.
Tyle luźnych refleksji i dzielenia
pozdrawiam

 Re: Stały spowiednik a uczucia.
Autor: Bardotka (---.phlapa.fios.verizon.net)
Data:   2012-12-15 00:32

"Tak robia wszyscy, od doktoranta po sedziwego profesora."

I znowu smiem sie nie zgodzic z uogolnieniem. Ja tak nie robie i wiele osob, ktore znam, tez nie (a tez bylo sie redaktorem a i autorem takichze publikacji). Juz w podstawowce uczono nas, ze raczej niz wrzucac wszystkich do jednego worka (wszyscy ludzie sa tacy czy siacy, wszystkie kobiety nieracjonalne, itd.), warto uscislic swoje sady dodajac "niektorzy", "czasem", "wszyscy ci, z ktorymi ja mialam do czynienia" itd. To tak w ramach redagowania niekoniecznie slodko kadzacych, ale rzeczowych i precyzyjnych wypowiedzi.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: