Autor: Bogumiła z Krakowa (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2013-05-10 14:21
"u niego w domu tak nie było". Bałaganiaro, a u niego w domu tak właśnie było, że tata nie pracował zawodowo i nic nie robił w domu? Jeśli tak, to faktycznie ciężko będzie go zmienić. Jeśli nie - to masz mocny argument na jego pracę domową. Jeśli natomiast nie da się zmienić, to "zalecenia" salamanki jak najbardziej polecam. Powiedz mu, że u Ciebie w domu z kolei mama nie zbierała brudnych skarpetek męża z całego pokoju, tylko je zanosił do łazienki do worka/kosza/pralki. Skoro on nie chce zmienić zwyczajów, to dlaczego Ty masz zmieniać swoje?
Uważam, że tam, gdzie są (małe) dzieci, ważny jest porządek, albo choćby tylko wyraźne wymagania porządku i w stosunku do dzieci, i do męża/żony. Natomiast tam, gdzie mieszka już dorosły człowiek (dwoje dorosłych ludzi), którym nie przeszkadzają gazety na podłodze, nie widzę powodu ingerencji. To już piszę do Córki.
To jest ich dom i wolno im mieć na wierzchu co chcą, zamiast biegać po wszystko po dwupiętrowym domu. Twoja wyprowadzka jest dobrym pomysłem. Będziesz mogła budować swój dom według własnych zasad, a pewnie już czas na to budowanie. Dopóki mieszkasz z nimi - jeśli potrzebujesz porządku, to w dwupiętrowym domu na pewno masz swój pokój lub o taki pokój poproś. Tam możesz mieć porządek. Nie rozumiem, dlaczego nie możesz zaprosić sąsiada do swojego pokoju, zapewne nie jesteś już nastolatką, skoro rodzice są starzy. Posprzątaj po prostu "drogę" od drzwi do Twojego pokoju :)) Sąsiadowi i koleżance spokojnie, ze śmiechem możesz opowiedzieć o problemach z rodzicami. Starsi ludzie bardzo często są "zbieraczami", kiedyś to sama zrozumiesz. Przeżyli pewnie w życiu wiele biedy, braków (jako dorośli lub jako dzieci) i ciągle im się wydaje, że bieda wróci, że wszystko co mają może się przydać. Nie pamiętasz czasów, kiedy naprawdę wszystko się przydawało.
A jeśli chodzi o pomoc. "Czy ja, jako córka muszę całe życie sprzątać ten burdel?" Wszystko zależy od tego w jakim stanie są rodzice. Rozumiem, że nie mogą ogarnąć wszystkiego, ale i Ty, choć młodsza, masz prawo nie umieć ogarnąć wszystkiego sama. Tym się nie trzeba przejmować. Pytanie, czy rodzice chcą tak mieszkać, czy nie mają siły. Drugie pytanie: w czym przeszkadza bałagan.
Pamiętam, jak Jan Paweł II w Krakowie z okna na Franciszkańskiej, na śpiewane mu "sto lat" odpowiedział młodym (cytuję z pamięci): "tak mówicie, bo nie wiecie, że każdy następny rok życia jest trudniejszy". Tak właśnie jest. To nie chodzi o to, czy rodzice chodzą i potrafią korzystać z odkurzacza, czy dojdą do zlewu i ich ręce potrafią umyć naczynia. Ogólnie mówi się o nich: są zdrowi, wszystko mogą zrobić. I gdy posiekamy życie na kawałki, to tak często jest, potrafią zrobić każdą rzecz z osobna. Ale z wiekiem każdą rzecz robi się czasem i dwa razy dłużej, każda czynność jest trudniejsza. Pamiętam, jak w młodym wieku pięć minut po przebudzeniu byłam już w drodze do pracy. Teraz potrzebuję czasu na to, żeby wstać, przejść do łazienki, umyć się, ubrać. Starszym ludziom inaczej płynie czas. Oni go niby mają więcej, gdy już nie pracują. Ale już nie tylko praca, ale i pomyślenie o domowych obowiązkach zajmuje i czas i więcej miejsca w głowie. Przychodzi potem czas, kiedy to "ogarnięcie" mieszkania staje się bardzo trudne nawet kiedy jeszcze się nic nie robi. Najbardziej podobne to jest do depresji. Wtedy sama świadomość, że trzeba umyć jedną szklankę powoduje prawie przerażenie, że sobie nie poradzę. Starszy człowiek, kiedy popatrzy na swój bałagan w domu doskonale wie, że sobie nie poradzi ze wszystkim. Jakie ma wyjścia?
- siedzieć w jednym miejscu i nic nie robić, żeby nie bałaganić
- płacić komuś za systematyczne sprzątanie mieszkania
- nie przejmować się bałaganem.
Jak widać, rodzice wybrali to trzecie. To nie jest najgorsze wyjście. Po trudach życia mogą żyć bardziej na luzie, bo dzieci odchowane, a dom to ich sprawa, bo ich dom. Jeśli chcą mieć gazety na podłodze, dlaczego im tego nie wolno? Jeśli lekarstwa będą schowane, jesteś pewna, że nie zapomną zażyć? Gdy leżą na wierzchu, przypominają o sobie przez cały dzień. Ty pewnie jeszcze nie masz problemu "wzięłam dziś na ciśnienie, czy jeszcze nie wzięłam?" Swoje codzienne lekarstwa też trzymam w puszeczce obok komputera, bo ciągle gdzieś się spieszę i łatwo zapomnieć. Schowane są takie, o których nie zapomnę, bo jak coś zacznie boleć to szybko do nich trafię :)) Albo "okresowe", letnie czy zimowe. Może zorganizuj rodzicom jakiś ładny pojemnik na lekarstwa, w którym będą dalej je na stole trzymać, ale "eleganciej"? Może zaproponuj ozdobne pudło na gazety, zamiast je chować? Spróbuj myśleć ich kategoriami, a nie swoimi. Oni potrzebuję coś MIEĆ. Te "przydasie", albo pamiątki. Nie wyrzucaj na siłę, bo im to w jakimś sensie jest potrzebne. Ale żeby było mniej roboty - zaproponuj segregację. Do zwykłych pudeł tekturowych, nawet cały czas otwartych, leżących na podłodze. Wtedy łatwo będzie szybko odkurzyć mieszkanie. Tylko nie mów: przynieście sobie pudełko i schowajcie. Ty potrafisz zrobić to szybko. Oni będą to robić miesiącami, bo przecież każdy drobiazg trzeba najpierw obejrzeć :)) Nie gorsz się tym, bo i Ty kiedyś będziesz podobnie myślała. Niech te słoiki będą zbierane, ale je schowaj, żeby się nie kurzyły. Powiedz im, że to tylko na chwilę, tymczasowo, żeby nie marudzili. A niech będą w domu same pudła, co Ci to szkodzi? Może kiedyś będziesz taka sama, a może jeszcze gorsza: swoim dzieciom nie pozwolisz nic mieć, a dzieci też potrzebują ZBIERAĆ. Cokolwiek, ale mieć zbiór. Często bywa tak, że jeśli w dzieciństwie nie wolno mieć swoich gratów, to nadrabia się to na starość. Wreszcie mogą mieć. Skąd wiesz, czy tak właśnie nie było? Rozmawiałaś o tym z nimi?
Rozejrzyj się po ich mieszkaniu jeszcze raz i pomyśl jak sobie i im usprawnić życie. Nie myśl kategoriami "tak będzie ładniej", ale "na to się zgodzą", a będzie wygodniej sprzątać.
Prawdziwy problem byłby wtedy, gdyby np. rodzice palili papierosy, podgrzewali się otwartym piecykiem, zasypiali na siedząco albo pili. Wtedy taka sterta niesprzątanych rzeczy to groźba pożaru. Im większe zagrożenie, tym większe prawo do "zrobienia na złość", czyli zmuszanie ich do rezygnacji z czegoś.
Czy musisz pomagać? Jeśli nie mają siły, to musisz. Takie jest życie, że najpierw oni piorą Twoje majtki, a potem Ty - ich. Szanować "choćby nawet rozum stracił" - jak pisze Syrach. Zbieractwo jest jakąś formą utraty rozumu :)) Też mam pudło ze starymi listami, do których planuję powrócić na emeryturze. I choć prawdopodobne, że i wtedy nie będę mieć na to czasu, to dlaczego mam się tym martwić? Że kiedyś ktoś - jak pisze Michał - będzie musiał te trzy tiry zamówić? Ale kiedyś ktoś weźmie po mnie moje mieszkanie. Naprawdę to takie niesprawiedliwe, że za to moje mieszkanie ktoś wyrzuci po mnie parę pudeł listów, zdjęć, gazet, ubrań? Jeśli to jakaś krzywda, to niech zrezygnuje z mieszkania :)) Pozwólmy ludziom na ich małe radości. Radości ludzi starszych są inne niż młodych.
Ludzi starszych trzeba chronić przed nimi samymi jedynie wtedy, gdy mogą sobie wyrządzić krzywdę. Bałagan może być krzywdą, jeśli staje się z jakiegoś powodu niebezpieczny. W innym przypadku jest często stylem życia. Ludzie żyjący w bałaganie potrafią doskonale w nim funkcjonować. Dopiero po posprzątaniu nie wiedzą zupełnie gdzie co jest :))
Nie musisz za życia rodziców doprowadzić mieszkania do porządku. Jeśli trzeba - to musisz dać im jeść, wyprać i ich umyć, albo za to komuś zapłacić, jeśli trzeba. A w swoim pokoju/domu będziesz mieć tak, jak Tobie odpowiada. Przyjdzie czas, kiedy Ty z kolei będziesz się złościć na swoje dzieci, kiedy każą Ci Twoje "skarby" wyrzucić. Chyba że i im pozwolisz mieć "skarby" i będziesz je szanować.
|
|