Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2014-09-24 04:33
"Myślałam, że może wymienisz przykłady, np. nazwiska konkretnych księży, których rekolekcje, kazania najmocniej utkwiły Ci w pamięci. Ale nie nalegam :) "
Ale tu nie o to chodzi czy chcę odpowiedzieć czy nie, i czy bardzo nalegasz czy nie. Ja po prostu nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Byłam na kilkudziesięciu co najmniej rekolekcjach i organizowanych, i prywatnych (w sensie, że robiłam co chciałam i kiedy chciałam, sama planowałam), ale nie umiem wskazać jednych, które mnie przemieniły. Czytałam mnóstwo książek, ale znów: nie umiem wskazać tej jednej. Nie umiem. Czasem zastanawiałam się co jest ze mną "nie tak" :)))) bo jak słuchałam wiele razy świadectw po rekolekcjach, pielgrzymkach itp. i ludzie mówili "właśnie zrozumiałam", "tutaj zrozumiałam", "tutaj przeżyłam" - to czułam się jakbym była gdzie indziej. Ja nic TAM nie przeżyłam takiego, żeby o tym z zachwytem opowiadać. Nigdy nie umiałam mówić tak zwanych "świadectw". Dla mnie było zwyczajnie. Ktoś opowiadał jak go do głębi poruszył migający kiedyś płomień świecy, a ja to też pamiętam, ale zastanawiałam się wtedy skąd się wziął ten przeciąg :DDDD Nie na wszystkich muszą jednakowe rzeczy działać :)) Rozumiesz? Nie zawsze nie chce się odpowiedzieć na prywatne pytanie, czasem się nie umie.
Bóg działa w różny sposób, nie na wszystkich musi działać właśnie tak.
To jest jak najbardziej na temat, dlatego odpisuję. Bóg nie musi pokazywać jednej sytuacji (uczynić pojedynczego cudu czy "niedopustu", żeby nasze życie zmienić. Bóg może działać w sposób systematyczny, ciągły. I wtedy nie da się wskazać pojedynczej sytuacji, bo działaniem jest nakładanie się jednego na drugie i nie widać wtedy początku i końca. Można przeżyć mnóstwo bardzo złych rzeczy, trochę dobrych, i z tego "powstaje" cały człowiek taki, a nie inny. Nie wiem, czy jest sens tak to wszystko analizować, czy gdybym wtedy pojechała czy nie pojechała, to byłoby co innego. Wiara w Boga polega także na wierze Bogu, na zaufaniu, że tak właśnie jest. Że "wszystko współdziała dla dobra tych, którzy miłują Boga". My tego nie musimy widzieć, my mamy w to wierzyć. Przecież jutro mogą przyjść nowe kłopoty czy krzywdy i też nie będę wiedziała od razu, czy to zadziała na korzyść czy przeciw mnie. To właśnie daje nam wiara.
Chcesz koniecznie nazwisko? Poznałam pewnego dnia Karola Wojtyłę, kardynała. Ale jeśli teraz pomyślałaś: "no to wszystko jest jasne, teraz już wiem" - nie, nie wiesz nic. I pamiętaj, proszę, że ja wtedy nie wiedziałam, że będzie papieżem i że będzie świętym. Sposób poznania był tak nieprzewidziany i niezwykły, że do dzisiaj go nie rozumiem. Ale z jego kazań w tamtych latach nie skorzystałam w ogóle. Nie zostało we mnie żadne jego mądre słowo, bo ja byłam wtedy na to za głupia. Pozostały spotkania z Człowiekiem. Jego postawa przybliża mi Boga. Kiedy potrzebuję pamiętać, że Bóg kocha wszystkich, myślę właśnie o nim. Każdy z nas, którego on znał osobiście, czuł się tak, jakby był przez niego wybrany, jedyny, kochany. A każdy z nas wiedział, że takich jak ja jest setki, tysiące, i że tak naprawdę jesteśmy nikim. Jak się ma naście lat, to łatwo o zazdrość, że ktoś spędza z innymi więcej czasu. A to był człowiek, o którego nie było się zazdrosnym, bo kiedy stanął obok i popatrzył w oczy, to się wiedziało, że teraz jest tylko dla mnie i cały dla mnie. Kiedy zaczynało mi się myśleć, że Bóg mnie nie kocha bo... (a tutaj tysiące powodów mogłabym wymienić, pośród nich ten, że jestem nikim to dlaczego miałby mnie kochać) - zawsze przypominałam sobie kard. Wojtyłę. Też byłam nikim, kiedy mnie poznał. Gówniarzem z ogromnymi problemami, których on mi nie rozwiązał, a poznał pewnie z tego jeden procent. A czułam się kochana, wybrana, jedyna w tym momencie kiedy był obok. Skoro tak może człowiek, to przecież Bóg tym bardziej, prawda? Mogę być dla Boga ta jedyna wybrana kochana, choć jestem jeszcze gówniarzem, któremu nic nie wychodzi i nic nie umie. Samo to, że był, sprawiało, że chciałam być lepsza. Ale analiza takich sytuacji przychodzi później. Niekoniecznie czuje się w tamtej chwili, że coś się wielkiego wydarzyło i to mnie zmieni. I nawet nie zawsze potem da się powiedzieć, że tamta chwila przeważyła. Człowiek się ciągle staje przez wszystko co się z nim dzieje. Każda sytuacja zostawia w nim ślad, większy czy mniejszy. Ważne co z tym wszystkim zrobi.
Podobnie książki. Teraz mocno czuję prawa autorskie i może dlatego zwracam uwagę na autorów. Kiedyś, jako nastolatka, czytałam po prostu "książkę religijną" (młodzi nie wiedzą co to znaczyło wtedy zdobyć książkę religijną). Kiedy napotkałam jakąś piękną dla mnie myśl - wpisywałam ją do zeszytu, bez nazwiska autora i tytułu książki. Do tych myśli wracałam, aż się zeszyt rozpadł na kawałki.
A wracając do innych Twoich pytań:
"Czy my taką pewność też możemy mieć, czy wprost przeciwnie, bo może nasza wiara w to, że w danym momencie zadziałał Bóg też jest jakimś przekraczaniem Jego granic".
Mnie się wydaje, że każdy z nas ma prawo po fakcie tak właśnie powiedzieć, nawet jeśli sprawa dotyczy drobiazgu. Czasem taki drobiazg staje się w tamtej chwili szalenie ważny i tylko my to wiemy dlaczego. Czasem to, żeby na godzinę wyszło słońce, staje się ważniejsze niż uzdrowienie z jakiejś choroby i nie wolno się z tego wyśmiewać, bo tylko ten człowiek wie dlaczego mu tak bardzo na tym zależy. Nigdy nie uwierzę, że jakaś prośba jest zbyt mała dla Boga, bo tu chodzi nie o wagę prośby, ale o miłość Boga do mnie. Podobnie: jeśli jakiś fakt (dobry lub zły) stał się dla mnie ważny, możemy mieć pewność, że jeśli to powierzymy Bogu, to On to wykorzysta do dobrego. Czasami szybko to widzimy, czasem nie widzimy w ogóle, ale to nie ma znaczenia. Na tym polega wiara.
Ważne tutaj jest, że wiara jest czymś osobistym. Nie mogę innych zmuszać do wierzenia w to, że jak mu ucieknie autobus, to Bóg mu w zamian da coś lepszego. Na pewno nie przyleci samolot, a bezpośrednie skutki spóźnienia mogą być opłakane. Ale ja mam prawo w to wierzyć, choć w takie drobiazgi wierzyć nie muszę. Bóg nie działa hurtem, jednakowo dla każdego, każde spotkanie z Nim to jest MOJE intymne spotkanie. Identyczna sytuacja dla kogoś innego może nie znaczyć nic. I też ma prawo w to wierzyć.
|
|