logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Cała rodzina trzyma mnie na dystans.
Autor: Roza (---.proneteus.pl)
Data:   2016-08-22 12:38

Od zawsze miałam dziwne "szczęście" i dziwnego "pecha". Nie wiem czy to po prostu zbieg okoliczności, życie, czy coś ze mną jest nie tak. Może przesadzam, ale ostatnimi czasy nie daje mi to spokoju. Nie umiem tego za bardzo opisać. Zawsze starałam się być osobą wierząca, miła i pomocną. To znaczy wiadomo jak każde dziecko czasami nudziłam się w kościele, ale lubiłam tam chodzić. Czułam tam spokój, ciszę, harmonię. Takie ogólne miłe i lekkie uczucie. Moi rodzice nie są bardzo wierzący. Wiadomo chrzest, bierzmowanie, lekcje religii, komunia, święta i kilka razy w roku do kościoła. Mimo to wychowywali mnie w tej wierzę i nie dawali nikomu jej obrażać itd. Z jakiegoś powodu nie miałam łatwo z trwaniem w tej wierzę. Może zacznę od początku dla jasności. Nie wiem czy powiem ważne rzeczy czy nie. Dla mnie wydają się mieć jakiś sens, chodź sama nie wiem. Nikt nie chciał ciąży mojej mamy. Mimo że rodzica dobrze się wiodło. Urodziłam się jako wcześniak. Miałam tego pecha i te szczęście że w mój respirator uderzył piorun ale nic mi się nie stało. Przenieśli mnie na inną sale. Wszystkie badania były pozytywne. Rodzice nie widzieli mnie kilka dni po tym zdarzeniu, mimo że byli informowani ba bieżąco co się dzieje itd. Dopiero po tych kilku dniach i groźnie ojca mogli mnie znowu zobaczyć. Lekarze kazali mnie ochrzcić w szpitalu. Ojciec nie zgadzał się na to mimo namów lekarzy, którzy sugerowali że mogę umrzeć. Do tej pory wszyscy w rodzinie opowiadają sobie jak to lekarze byli przekonani że umre, chodziaż moje wyniki badań były bez żadnych zarzutów, a lekarze i pielęgniarki do tej pory utrzymują sporadyczny kontakt z moją rodziną. Rodzice nie dostali jednak zgody na zabranie mnie do domu, gdyż lekarz zaslaniał się tym iż po takim zdarzeniu mogą pojawić się późniejsze skutki i sugerowali moja śmierć wbrew pozytywnym badaniom. W ten sposób spędziłam około pół roku w szpitalu. Rodzice mogli w tym czasie tylko mnie karmić i zaglądać przez okienko. Zostałam ochrzczona po opuszczeniu szpitala. Dalej miałam jednak miano niechcianego dziecka w rodzinie. Kilka dni po moim chrzcie obie babcie zaczęły się źle czuć, chodź wcześniej były okazami zdrowia. U jednej z nich wykryto raka a u drugiej problemy z sercem. W wieku 2 lat stwierdzono u mnie niepełnosprawność ze względu na krótsze ścięgno w prawej nodze. Wtedy też zmarła jedna z babć a druga rok później. Byłam miłym, cichym dzieckiem z jak to nazywali genialnymi wynikami jak na swój wiek. Nie miałam żadnych przyjaciół, znajomych czy chodź by koleżanek z szkoły czy podwórka. Z tego co się dowiedziałam od nauczycieli którzy mnie uczyli. Twierdzili że w tamtym czasie nie było ze mną nic dziwnego co by to spowodowało. Tak jakby bo każdy nauczyciel zaznaczał że się bał mnie i inni też mogli. Sami nie wiedzą z jakiego powodu lub ignorowali mnie bądź tłumaczyli że nie pamiętają lub nie wiedzą. W czasie kiedy miałam iść do komuni poznałam księdza który okazał się przyjacielem rodziców. Otyle było to dla mnie dziwne że akurat wtedy go poznałam bo wcześniej nie miałam pojęcia o istnieniu tego człowieka. Miałam wtedy dużo chęci i nadzieji związanej z kościółem. Chciałam być zakonnic. Miałam to szczęście że nie ważne gdzie byłam zawsze wpadłam na tego księdza. Nie ważne szkoła, przychodnia, podwórko, on zawsze gdzieś był i rozmawiał ze mną o wierze, zdrowiu rodziców, moim itd. Zawsze na koniec mówił że musisz uwierzyć i oddać się pod opiekę Boga. Jakoś dwa albo trzy miesiące przed komunia został przeniesiony na inną diecezje. ( Z tego co wiem jest tam bardzo szanowany i chciał rozmawiać ze mną jakieś może 5 lat temu, rozmawiał też z moim ojcem o mnie wtedy, jednak ja nie chciałam sama nie wiem dlaczego zamienić kilku zdań). Wracając do jego przeniesienia. Zaczęło mi wtedy brakować karteczek, spowiedzi. Moi rodzice byli kilka razy wyjaśniać to ponieważ wszystko dostarczałam i wszystko było pozaliczane, a nagle problemy same się pietrzyły i rozwiązywały z czasem. Dla mnie to był koszmar. Tydzień przed samą komuniom spadłam ze schodów, więc do kościoła byłam poobijana i potłuczona. Zaczęłam po tym mniej poważnie brać do siebie religie. Z początkiem gimnazjum znowu poczułam powołanie ku temu i traktowałam to jeszcze poważniej ale pojawiła się wtedy dziwna rzecz. Na każdej lekcji religii dusił mnie kaszel, a na twarzy pojawiały się czerwone plamy. Więc po kilku badaniach lekarz stwierdził że to musi być uczulenie ale że nie wie na co po prostu rodzice poprosili o zmianę sali. Mimo to różnicy to dla mnie nie zrobiło. I chodziłam na zajęcia. W roku mojego bierzmowania pierwszy miesiąc był cudowny mimo że to nie było wymogiem chodziłam codziennie do kościoła ile tylko mogłam. Cieszył mnie wybór imienia itp. Planowałam że wstępie do zakonu od razu po skończeniu szkoły. Nie przeszkadzało mi zmęczenie, bóle głowy itp. Jednak tym razem spadłam ze schodów co zagwarantowało mi gips na długi czas. No i właśnie wtedy zaczełam sie zastanawiać co to znowu jest. Bo mimo zdjęcia gipsu i próby ratowania mojej książeczki okazało się że znowu wylądowałam w gipsie i moi rodzice mają porozmawiać z proboszczem bo on mnie nie dopuści do bierzmowania. Ponieważ przez prawie cały rok nie uczęszczałam na katechezy a w książeczkę miałam tylko co 2 wizytę w kościele. A gips i nauczanie w domu nie było dla niego wymówką. Wszyscy w tych czasach mają auta i pojechanie do szkoły czy kościoła nie stanowi problemu. Nie mówiąc o 5 świadkach których odrzucił. Rozumiałam to jednak w tamtym momencie poczułam się odrzucona przez kościół. Zastanawiałam się jak to jest że zawsze ile razy próbuje się zbliżyć do Boga natrafia na same krzywdy i problemy a im bardziej jest mi obojętny tym mniej cierpienia mnie spotyka. W liceum zaprzestałam wiary w Boga i nawet nie miałam z tym problemów odnośnie rodziny i szkoły, ponieważ dostałam nauczanie w domu. Przez te trzy lata nie miałam żadnego kontaktu z kościółem. Tarot i inne tego typu rzeczy zajmowały mi głowę. Tak sie nawet złożyło że jak co roku rodzice wpuszczali księdza na kolęde tak przez tamte trzy lata aż do teraz to się nie zdarzyło. Teraz jednak mam problemy "duchowe" a może to tylko pech i przypadek że tak wszystko wygląda. Nie śpię po nocach, mam leki, czuje czyjąś obecność itp. Zawsze czułam dyskomfort w kościele itd ale po tamtych trzech latach po "zabawach" w duchy itp stopniowo zaczęłam nad tym nie panować i nie radzić sobie. Nawet udałam się do kilku terapeutów i psychiatrów ale oni nie stwierdzili nic. Dlatego zaczęłam się zastanawiać nad tymi przypadkami w moim życiu i nad tym dlaczego odkąd pamiętam cała rodzina trzyma mnie na dystans i nie ukrywa tego. Myślę że mniej więcej wyjaśniłam o co mi chodzi.

 Re: Cała rodzina trzyma mnie na dystans.
Autor: maaja (---.220.109.55.umts.static.t-mobile.pl)
Data:   2016-08-28 15:06

Wyjaśniłaś o co chodzi, to prawda. Ale czego oczekujesz? Nie widzę żadnego pytania ani prośby o pomoc. Jeśli rzeczywiście zdarzają Ci się dziwne wypadki, gdy zbliżasz się do wiary i Kościoła, jeśli Twojemu przyjściu na świat towarzyszyły tak trudne okoliczności, to może powinnaś poszukać sobie jakiegoś opiekuna duchowego w realu i trzymać się go, i z nim wyjaśniać wątpliwości. Zabawa w tarota i wywoływanie duchów jest zawsze igraniem z ogniem, więc - skoro to robiłaś przez kilka lat - tym bardziej powinnaś poszukać ojca duchowego, stałego spowiednika lub kogoś, kto Cię pokieruje, może nawet księdza egzorcysty. Musiałabyś świadomie odciąć sie od tego grzechu, wyspowiadać się. Nie rozumiem, co to znaczy, że terapeuci i psychiatrzy "nic nie stwierdzili". Na pewno u nich byłaś? Czy to byli prawdziwi specjaliści? Bo niewątpliwie z Tobą dzieje się coś niekorzystnego, więc jak można "nic nie stwierdzić"? Psychiatrę na pewno powinny zainteresować kłopoty ze snem czy lęki.
Mam wrażenie, że jesteś trochę w zamieszaniu. Spróbuj zrobić krok do tyłu, żeby - o ile to możliwe - spojrzeć na problemy z dystansu. Już to po części zrobiłaś pisząc na tym forum, ale to za mało. Dostaniesz ileś rad od ludzi, którzy Cię nie znają. Módl się o światło i szukaj pomocy w otoczeniu - może też w rodzinie. Czy rzeczywiście CAŁA rodzina "trzyma Cię na dystans"? Może to prawda, a może, będąc osoba młodą, tak ją postrzegasz - jako nieprzychylną Tobie. Nie wiem. Nie powinnaś być sama i gubić się w domysłach. Pomodlę się za ciebie.

 Re: Cała rodzina trzyma mnie na dystans.
Autor: Tionne (78.10.245.---)
Data:   2016-09-02 21:55

"Zastanawiałam się jak to jest że zawsze ile razy próbuje się zbliżyć do Boga natrafia na same krzywdy i problemy a im bardziej jest mi obojętny tym mniej cierpienia mnie spotyka."

Bo wiara często jest poddawana próbom, cierpieniom. Bóg chce miec nas zawsze w utrapieniu i szczęściu. A nie jak jest tylko dobrze. A jak dzieje się źle, to od Niego lepiej uciekać. A własnie trzeba to przekuć w to, że jak spotykają krzywdy, problemy, to zwrocic się do Boga o pomoc. I Jemu powierzyć się na zawsze w dobrym i złym. A z czasem myslę że wszystko się bedzie coraz lepiej układać, jeśli tylko Bogu zaufasz i przeprosisz za wszystko w konfesjonale. Wtedy buduj juz na Nim. Gdy szatan zobaczy, że nie dasz, nie odpuscisz, nie puscisz już Boga za nic, to i on cie zostawi. Choc tak naprawde to zawsze bedzie krązył wokolo i kusił. Ale Bóg jest silniejszy od niego. Więc bedzie dobrze.

 Re: Cała rodzina trzyma mnie na dystans.
Autor: Joanna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2016-09-03 10:07

Napiszę Ci nawet więcej niż Tionne - niezależnie, czy będziesz wierzyła, czy nie, i tak spotkają cię wydarzenia dobre, złe i bardzo złe. Wszystkie kiedyś miną. Nie należy w każdym wydarzeniu dopatrywać się kary, nagrody, próby. Dojrzała wiara polega na tym, ze wierzy się "mimo" wszystko, a nie tylko "za coś". Czasem życie układa się jak z płatka, a czasem przez dłuższy czas idzie jak po grudzie. Czasem jest to wynikiem naszych działań, a czasem wyborów innych ludzi, na który mamy wpływ albo i nie. Życie byłoby zbyt proste, a nawet prymitywne, gdyby sprowadzić je do prostej kategorii kary i nagrody.
Kochaj Boga i ufaj Mu zawsze, niezależnie od okolicznosci, a w życiu staraj się być otwartą, kierujacą się miłością i rozumem kobietą. To powinno wystarczyć.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: