Autor: Łukasz (20 l.) (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2017-03-28 12:50
Dzień dobry, od jakiegoś czasu trapi mnie taki problem. Od dawna miałem z Bogiem kontakt, starałem się go mieć, mam stety lub niestety bardzo wrażliwe sumienie. Przez trudne dzieciństwo nabawiłem się choroby zwanej nerwicą natręctw, dowiedziałem się na podstawie objawów z internetu. Choroba ta wiele razy, na różnych płaszczyznach niszczyła mnie. Miałem w wierze wzloty i upadki, staram się ufać Panu i go poznawać. Bardzo dręczy mnie teraz taka rzecz, ale nie wiem sam do końca co o tym myśleć...
Sporo czytałem o Bożej woli w życiu człowieka, o Bożym powołaniu, planie... Poznałem jakiś czas temu dziewczynę, super się nam układa, kochamy się, razem modlimy, jak jest okazja to wspólna msza, są upadki w nieczystości, ale nie poddajemy się. Planuję się z nią ożenić. Niby wszystko fajnie... ale od jakiegoś czasu, odkąd poczytałem o powołaniu, dręczą mnie myśli, czy może Bóg nie powołuje mnie do zakonu albo na księdza :( co chwilę, codziennie mówię Bogu, jeżeli mnie powoła tam, to pójdę... ale z drugiej strony jestem taki szczęśliwy z nią, marzę o małżeństwie, planuję... no ale czy takie planowanie jest miłę Bogu ? kiedy mam świadomość, że Bóg może inaczej jakoś zrobić, to tak jakby mnie dołuje... no że po co ja to robię, czy ja jej nie oszukuję mówiąc że kocham i chcę ożenićsię z nią, skoro Bóg może mnie powołać gdzie indziej i tak ? I tworzą się wyrzuty sumienia, że nie umiem Bogu zaufać... że gdybym go kochał, to nie myślałbym tak, że zawierzyłbym mu tę sprawę i się nie martwił. Wyobrażam sobie siebie w roli księdza, albo w zakonie, różne sytuacje, jak odprawiam mszę albo jestem zamknięty w murach zakonu... jak widzę w necie zakonników, oglądam ich filmiki i np. fajnie mi się ich słucha, to od razu przychodzi zastanowienie, że może to moja droga, jakbym wyglądał wśród nich... Tylko czytałem też, że jak się jest powołanym tam, to jest się raczej szczęśliwym niż udręczonym. Ale z innej strony, nie chcę być nieuczciwy wobec Boga i wybrać małżeństwa, bo tam bym się widział, bo nie musiałbym zostać sam jako duchowny i boje się, że chcę się z nią ożenić trochę egoistycznie, a może Bóg mnie powołuje gdzie indziej. No, albo boje się pogłębiać wiarę, żyć nią na co dzień, bo stale dręczy mnie strach, że jak za bardzo się w wiarę zaangażuję, to na pewno Bóg mi ją zabierze i powoła mnie gdzie indziej. Bądź myśli, że nie może być tak pięknie jak teraz i że to się nie może udać, że jest za fajnie w tym związku, że to się zaraz skończy i że pewnie jest masa innych ludzi do małżeństwa, a ode mnie Bóg chce czegoś więcej, bo pogłębiam wiarę, staram się zrozumieć i nią żyć. Te myśli przychodzą codziennie. Odbierają mi radość z życia... jak mam być radosnym chrześcijaninem, skoro stale chodzę tym zadręczony :( A jak staram się zajmować czymś innym, to przychodzą myśli, że zajmuje się życiem przyziemnym zamiast myśleć o Bogu i grzeszę. Świruję...
|
|